Pawła Pierścińskiego (ur. 1938) poznałem kilka lat temu, kiedy ku mojemu zaskoczeniu zaprosił mnie do domu (a ściślej mówiąc mieszkania) bym obejrzał jego prace. Miły, gościnny starszy pan, po którym trudno poznać, że jest niekwestionowanym guru fotografii krajobrazowej, którego nagrody i wyróżnienia międzynarodowe i krajowe, wystawy zbiorowe i indywidualne, gdyby je chcieć wymienić wszystkie zajęłyby pewnie kilka stron druku. Ja trochę stremowany, choć na codzień "zarabiam językiem". Zanim został "ojcem założycielem" "Kieleckiej szkoły krajobrazu", wiele jego prac zahaczało o fotografię socjologiczną, aczkolwiek nie były one jakoś specjalnie zaprogramowane ale nie należy zapominać, że był wówczas niespełna dwudziestoletnim fotografem, mało kto jest wówczas artystycznie zaprogramowany, zresztą nie wydaje się to takie istotne zważywszy na to co jego fotografie prezentują.
Tak na prawdę wszystko zaczęło się od jego chyba najbardziej znanego zdjęcia - "Sinusoidy" wykonanej w 1956 r. w podkieleckiej wsi Mąchocice-Scholasterii (niedaleko Bodzentyna), za które w 1962 r. zdobył nagrodę na VIII Europejskiej Wystawie Fotografii w Lund (Szwecja) i które zapewniło mu sławę. Dzisiaj zdjęcia nie można już wykonać - czas i industrializacja zrobiły swoje. Ale tak na prawdę pierwszy był "Dzban iłżecki" fotografia starsza o rok, jednak nie tak efektowna. Zamiast niej wolałem umieścić "Ptaka - przedwiośnie" z cyklu Portret Ziemi Kieleckiej (1971) i "klasykę" z cyklu Geometria krajobrazu (1962). Ta druga co prawda nie jest sztandarową fotografią Pawła Pierścińskiego ale też i nie najgorszą a dla mnie ma tę zaletę, że na co dzień cieszy moje oczy.
Paweł Pierściński kojarzony jest przede wszystkim z "Kielecką szkołą krajobrazu" (określenia jako pierwszy użył Jan Sunderland) przeżywającą swój rozkwit w latach 60-tych (za "złoty okres" uważane są zwłaszcza lata 1962-1968) i 70-tych XX wieku. "Szkołę" współtworzyło kilku fotografów starszego pokolenia takich jak m. in. Jan Spałwan i Janusz Buczkowski, do których dołączyli młodsi fotograficy m. in. Jerzy Piątek (o którym już pisałem na blogu) czy Andrzej Pęczalski ale o tym przy innej okazji. "Na teraz" w dużym uproszczeniu musi wystarczyć informacja, że KSK koncentrowała się na odnalezieniu form geometrycznych w krajobrazie.
Ale wypada poświęcić kilka słów "Polom pejzażu". Książkę trudno zakwalifikować, to trochę album, trochę biografia, trochę szkic z dziejów polskiej fotografii. To nie jest książka "nowoczesna", tak jak "nienowoczesna" jest fotografia Pawła Pierścińskiego. Bo jest on mistrzem "tradycyjnej" fotografii monochromatycznej. To opowieść o nim samym, o pierwszych doświadczeniach z fotografią brzmiących anegdotycznie jak "pożyczenie" ... salaterki, w której mógł wywoływać zdjęcia bo ... talerze, w których to dotychczas robił nie zdawały egzaminu.
To także opowieść o ludziach, z którymi zetknęła go fotografia, a którzy zapisali się złotymi zgłoskami w historii polskiej fotografii jak chociażby wspomniany Jan Sunderland czy Edward Hartwig a także o przyjaciołach i kolegach z którymi współtworzył "kielecką szkołę krajobrazu" jak Janusz Buczkowski czy Jan Spałwan a z młodszego pokolenia Jerzy Piątek. O silnym związaniu grupy wspólnym poczuciem estetyki zaświadcza autentyczna historia, kiedy to nie umawiając się wcześniej ze sobą pięciu czy sześciu fotografików spotkało się tego samego dnia o tej samej porze w tym samym miejscu. Złośliwi twierdzili, że gdyby ściąć drzewo, z którego robione były zdjęcia "Kielecka szkoła krajobrazu" skończyłaby się. To przytyk do często eksploatowanego tematu bardzo efektownego widoku ze zbocza Klonówki, zresztą nie do końca zgodnego z "ortodoksyjnymi" założeniami "KSK" wykorzystywał bowiem także widok nieba, które w większości prac albo było neutralne albo wręcz nie istniało.
Ale "Pola pejzażu" mimo, że siłą rzeczy w dużej części obracają się wokół "Kieleckiej szkoły krajobrazu" pokazują, że co najmniej równie dobrze Paweł Pierściński czuł się w fotografii "przemysłowej" - jego fotografie dalekie są od socrealistycznego monumentalizmu i patosu. Ta sfera fotografii okazała się nadzwyczaj żywotna. W 1978 r. powstał we współpracy z innymi fotografami skupionymi wokół ośrodka kieleckiego (jego losom też zresztą poświęcono w książce sporo uwagi - swego czasu zaraz po Warszawie był to najsilniejsze środowisko fotografików) cykl "Huta - dom - rodzina" o wyraźnym zacięciu socjologicznym a po ponad 30 latach grupa zapaleńców zdecydowała się na jego przypomnienie szerokiej publiczności w nowej aranżacji.
I już na zakończenie - jedna z moich ulubionych fotografii Pawła Pierścińskiego "Pakamera". Od chwili kiedy ją zobaczyłem pierwszy raz nie mogłem się uwolnić od wrażenia zapewne niezamierzonej paraleli z "Proletariatczykami" Felicjana Szczęsnego Kowarskiego (1890-1948). Czterech prostych robotników siedzących obok zbiornika z kawą (zbożową), choć niewątpliwie pozowało do zdjęcia siedzi niewątpliwie w pozach dla siebie naturalnych i niewymuszonych a przecież jakże zbliżonych do wizerunku w jakim zostali przedstawieni członkowie I Proletariatu.
Obraz F. Sz. Kowarskiego powstał co prawda wcześniej niż fotografia, bo w 1948 r. (znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie) ale niekoniecznie znany był Pawłowi Pierścińskiemu bo został spopularyzowany dopiero w 1968 r. kiedy został zreprodukowany na znaczku pocztowym wydanym w serii wydanej z okazji V zjazdu PZPR (Fischer 1736). wraz z "Manifestem" W. Weissa i "Strajkiem" S. Lentza a więc cztery lata po wykonaniu fotografii.
Książka niewątpliwie nie jest "wielką literaturą" bo trochę razi w niektórych momentach, nadmierne skupienie uwagi na własnej osobie i dosyć schematyczny język ale dla każdego kto interesuje się fotografią nie tylko w jej aspektach technicznych a bardziej tym co leży u jej podłoża i ludźmi, którzy coś w niej znaczyli - lektura ciekawa.
Zjawiskowe. B. lubię fotografie "przemysłowe" (i nie tylko). Podwórka skojarzyły mi się z Hartwigiem.
OdpowiedzUsuńPanowie dobrze się znali i z tego co wiem byli przyjaciółmi, w książce jest zresztą poświęcone sporo uwagi E. Hartwigowi. Jeśli lubisz fotografię "przemysłową" to nie zaszkodzi :-) obejrzeć album Andrzeja Ślusarczyka "Powidoki" z fotografiami niszczejących terenów przemysłowych w Wałbrzychu - niektóre z nich nadawałyby się do "postindustrialnych" powieści Strugackich :-).
UsuńNa razie obejrzałam to, co się dało w sieci - interesujące. Sama nie wiem, skąd u mnie ciągoty do takich mało przyjemnych widoków. Może chodzi o tzw. prawdziwe życie.;) Slumsy też prezentują się świetnie na zdjęciach.
UsuńDzięki za podpowiedź.
W przypadku "prawdziwego życia" polecam "Smutek i urok prowincji" Jerzego Piątka (pisałem o nim "parę" postów wcześniej). Super sprawa - to zdjęcia z małych miasteczek z lat 70-tych i 80-tych bez ironii czy karykatury, niektóre z nich były w 2008 r. na głośnej wystawie w PKiN w Warszawie "Polska lat 70." Robią wrażenie nawet jeśli ktoś niespecjalnie interesuje się fotografią. Na prawdę polecam :-).
UsuńZwrócę uwagę. Ostatnio trochę ciekawych zdjęć z tego cyklu pojawiło się na wystawach w Domu Spotkań z Historią na Karowej.
UsuńA tu inny bloger wspomina o Wilczyku:
http://readeatslip.com/2012/06/28/sendecki-z-wysokosci-wilczyk/
To trochę "inna para kaloszy". Fotografie W. Wilczyka mają za temat architekturę (klimat nieco zbliżony do "Powidoków") a J. Piątek pokazuje ludzi (akurat w "Smutku ..."). U Wilczyka czas teraźniejszy wygląda jak czas przeszły u Piątka jest jasne, że przeszłość to okres zamknięty. U Wilczyka dramatyzm - u Piątka współczucie i sympatia.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Twojej analizy.;) Serio.
UsuńUha, ha ... :-), no tośmy sobie pożartowali :-) ale do rzucenia okiem na "Smutek ..." J. Piątka i tak zachęcam. Pozdrawiam :-)
UsuńRzucę na pewno, nawet dwoma.;)
UsuńI mam nadzieję, że nie będziesz rozczarowana :-) Pozdrawiam :-)
UsuńSwojskie klimaty :-)
OdpowiedzUsuńNawet dzisiaj niektórzy próbują siły w "zgeometryzowanym" krajobrazie ale oczywiście już nie w takiej skali, no i nie ma to już uroku nowości.
UsuńTo prawda. Ale u mnie w tej chwili nie chodzi właściwie o "urok nowości" ani o jakiekolwiek obiektywne walory estetyczne. Cieszy mnie widok rodzinnych stron w każdym (niemal) ujęciu...
UsuńTo jak tak to polecam "Smutek i urok prowincji" Jerzego Piątka - mimo, że jestem elementem napływowym to zupełnie mnie zawojował.
UsuńZnam ten album, moja siostra go miała :-) Piękne fotografie.
UsuńNiezły byłby też album Janusza Buczkowskiego - byłby bo niestety zepsuł go - do swoich starych fotografii z czasów "kieleckiej szkoły krajobrazu" dodał zupełnie niepotrzebnie, współczesne, przeciętne i nijakie,
UsuńJego z kolei kompletnie nie kojarzę. Jeśli chodzi o albumy i katalogi z wystaw fotografii na temat Kielecczyzny to przypominają mi się tylko Pęczalscy (ale ich zdjęcia były czasami zbyt przekombinowane jak na mój gust).
UsuńDo mnie bardzo przemawiają fotografie, które zamieściłeś jako pierwszą i ostatnią (Pakamera).
UsuńA jeśli chodzi o widoki z Klonówki... ech... wspomnienia :-) Chodziło się tamtędy na rajdy świętokrzyskie czerwonym szlakiem :-)
Buczkowski należał do starszego pokolenia "kieleckiej szkoły krajobrazu", Pęczalski do młodszego - ich zdjęcia z "tamtych" lat robią wrażenie, późniejsze rzeczywiście są "takie sobie" :-).
Usuń