Powinienem był tę książkę przeczytać dawno temu, kiedy przechodziłem, tak jak każdy chyba, "Sturm und Drang periode". Dzisiaj czytam ją już tylko z wybitnie refleksyjnym nastawieniem, bo też i "Wilk stepowy" jest książką refleksyjną, która zmusza do zastanowienia się, jeśli nie nad sobą, to przynajmniej nad jej bohaterem.
Ale może to i dobrze, że przeczytałem ją dopiero teraz, w wieku kiedy już trochę szerzej otwieram oczy i więcej dostrzegam, bo klimat wewnętrznych zmagań Harrego Hallera już tak na mnie nie działa i to pomimo świadomości, że zmagania te w dużym stopniu były odzwierciedleniem postawy samego autora. Zgadzają się wszak szczegóły życiorysów Hermanna Hesse'go i Harrego Hallera takie jak chociażby rozwód, nieudana próba samobójcza, czy związek z dużo młodszą kobietą, a i inicjały imienia i nazwiska głównego bohatera nie są sprawą przypadku. Trzy spojrzenia na tytułową postać, z zewnątrz, oczami samego Hallera i autora profetycznego "Traktatu o wilku stepowym" dają trzy różne perspektywy, które na swój sposób dopełniają się wzajemnie.
Przyznaję w Harrym Hallerze trudno mi doszukać się, tej, jakoby bestii "o cienkiej tylko powłoce wychowania i człowieczeństwa", która uważała "że paskudztwem jest cała nasza sztuka, cały nasz sposób myślenia, cała nasza pozorna kultura, jeśli ją porównamy z prawdziwą kulturą". Jakoś nie dostrzegłem też chwil gdy "czuł się i zachowywał jak wilk, kiedy szczerzył zęby i odczuwał nienawiść i śmiertelną wrogość do wszystkich ludzi i do ich zakłamanych i zwyrodniałych manier i obyczajów". Bo raczej nie było to chwile kiedy siadywał na schodach domu gospodyni napawając się widokiem araukarii w doniczce, widokiem i zapachem czystości jakże mieszczańskiego wnętrza. Bije się z myślami? być może ale lektura "Sophiens Reise von Memel nach Sachsen" J.T. Hermesa, przepełniona oświeceniowym dydaktyzmem, nad którą znęcał się Schiller i Goethe, to raczej nie książka dla buntowników.
Mieszka jak filister, zachowuje się jak filister. Cóż może być bardziej "mieszczańskiego" niż życie rentiera, wynajęcie garsoniery kochance czy obawa przed zatańczeniem na balu maskowym z kobietą, którą się kocha przebraną za mężczyznę? Na balu maskowym! Trudno zaprzeczyć, że Haller ze swego życia uczynił "jakąś wstrętną historię choroby. Ze swych zdolności nieszczęście." Ile są warte jego rozterki, gdy świat nie żąda od niego "ani czynów, ani ofiar, ani podobnych rzeczy, (...) życie nie jest heroicznym poematem z rolami bohaterów i tym podobnych postaci, lecz mieszczańską przyzwoitą izbą, gdzie ludzi w pełni zadowala jedzenie, picie i robótka na drutach, partia taroka i radio."?
Owszem w takim świecie, ktoś kto "pragnie czegoś innego i żywi w sobie pragnienie tego, co bohaterskie i piękne, pragnienie kultu dla wielkich poetów albo dla świętych, ten jest szaleńcem i donkiszotem" ale przecież i ci mieszczanie, od których tak różny się czuje "wilk stepowy" czytają Goethe'go i słuchają Mozarta. Harry nie godzi się na otaczającą go rzeczywistość ale jedyne na co go stać to popijanie wina i nieudana próba samobójcza, która zresztą zostaje surowo oceniona, bo "samobójstwo jest wprawdzie wyjściem, ale przecież tylko jakimś wyjściem nędznym, nielegalnym, zapasowym i (...) w zasadzie szlachetniej i piękniej jest dać się pokonać przez samo życie, niż ginąć z własnej ręki." Śledząc nie tyle koleje losu ile raczej wewnętrzne zmagania Hallera trudno było mi się zgodzić z tym, że "samotność i niezależność przestały być jego pragnieniem i celem a stały się jego losem na jaki został skazany" bo Haller na nic przez nikogo nie został skazany.
Przecież od początku do końca sam decyduje o swoich czynach i swoich wyborach. Nie może dostrzec wyższych celów (a ściśle mówiąc - Boga) "wśród życia, jakie wiedziemy, wśród tego zadowolonego, tak bardzo mieszczańskiego, tak bardzo bezdusznego czasu, na widok tej architektury, tych interesów, tej polityki, tych ludzi!" ale tak naprawdę nie bardzo wiadomo co ma do zarzucenia temu mieszczańskiemu życiu, które pędzi, tej architekturze, w której mieszka, tym interesom, z których żyje. Nie pędzi przecież żywota Szymona Słupnika lecz cały czas obraca się w świecie, który go tak mierzi. Ale nie dowiadujemy się w czym nic nierobienie ma być lepsze od codziennej pracy a niesypianie od codziennego wstawania?
Na to na próżno szukać w "Wilku stepowym" odpowiedzi. I chyba świadomość tego braku odpowiedzi jest, bo Hesse przyznaje, że może być alternatywa dla postawy, w której "życie ludzkie jest tylko okrutną pomyłką, jakimś gwałtownym i niefortunnym poronionym tworem pramatki, jakąś dziką i straszliwie chybioną próbą natury" bo "człowiek jest może nie tylko na pół rozumnym zwierzęciem, lecz dzieckiem Bożym, przeznaczonym do nieśmiertelności." Ale znowu okazuje się, że ten dylemat może rozstrzygnąć tylko "wilk stepowy" bo przecież "obraz człowieka, niegdyś szczytny ideał, staje się dziś schematem. My obłąkani, być może na nowo uszlachetnimy ten ideał". Wydaje mi się jednak, że to uszlachetnienie może być wątpliwej próby, jeśli będzie dokonywane przez tych, którzy popadli w "obłęd" za sprawą odniesionych w życiu porażek, wstydliwych decyzji i nieumiejętności znalezienia sensu własnego życia, dla których motorem ich wewnętrznych rozterek są tylko niedoskonałości, jakże godnego politowania świata zewnętrznego, bez którego jednak ci spoglądający na niego z poczuciem wyższości, nie potrafią się obyć.
Przyznaję w Harrym Hallerze trudno mi doszukać się, tej, jakoby bestii "o cienkiej tylko powłoce wychowania i człowieczeństwa", która uważała "że paskudztwem jest cała nasza sztuka, cały nasz sposób myślenia, cała nasza pozorna kultura, jeśli ją porównamy z prawdziwą kulturą". Jakoś nie dostrzegłem też chwil gdy "czuł się i zachowywał jak wilk, kiedy szczerzył zęby i odczuwał nienawiść i śmiertelną wrogość do wszystkich ludzi i do ich zakłamanych i zwyrodniałych manier i obyczajów". Bo raczej nie było to chwile kiedy siadywał na schodach domu gospodyni napawając się widokiem araukarii w doniczce, widokiem i zapachem czystości jakże mieszczańskiego wnętrza. Bije się z myślami? być może ale lektura "Sophiens Reise von Memel nach Sachsen" J.T. Hermesa, przepełniona oświeceniowym dydaktyzmem, nad którą znęcał się Schiller i Goethe, to raczej nie książka dla buntowników.
Mieszka jak filister, zachowuje się jak filister. Cóż może być bardziej "mieszczańskiego" niż życie rentiera, wynajęcie garsoniery kochance czy obawa przed zatańczeniem na balu maskowym z kobietą, którą się kocha przebraną za mężczyznę? Na balu maskowym! Trudno zaprzeczyć, że Haller ze swego życia uczynił "jakąś wstrętną historię choroby. Ze swych zdolności nieszczęście." Ile są warte jego rozterki, gdy świat nie żąda od niego "ani czynów, ani ofiar, ani podobnych rzeczy, (...) życie nie jest heroicznym poematem z rolami bohaterów i tym podobnych postaci, lecz mieszczańską przyzwoitą izbą, gdzie ludzi w pełni zadowala jedzenie, picie i robótka na drutach, partia taroka i radio."?
Owszem w takim świecie, ktoś kto "pragnie czegoś innego i żywi w sobie pragnienie tego, co bohaterskie i piękne, pragnienie kultu dla wielkich poetów albo dla świętych, ten jest szaleńcem i donkiszotem" ale przecież i ci mieszczanie, od których tak różny się czuje "wilk stepowy" czytają Goethe'go i słuchają Mozarta. Harry nie godzi się na otaczającą go rzeczywistość ale jedyne na co go stać to popijanie wina i nieudana próba samobójcza, która zresztą zostaje surowo oceniona, bo "samobójstwo jest wprawdzie wyjściem, ale przecież tylko jakimś wyjściem nędznym, nielegalnym, zapasowym i (...) w zasadzie szlachetniej i piękniej jest dać się pokonać przez samo życie, niż ginąć z własnej ręki." Śledząc nie tyle koleje losu ile raczej wewnętrzne zmagania Hallera trudno było mi się zgodzić z tym, że "samotność i niezależność przestały być jego pragnieniem i celem a stały się jego losem na jaki został skazany" bo Haller na nic przez nikogo nie został skazany.
Przecież od początku do końca sam decyduje o swoich czynach i swoich wyborach. Nie może dostrzec wyższych celów (a ściśle mówiąc - Boga) "wśród życia, jakie wiedziemy, wśród tego zadowolonego, tak bardzo mieszczańskiego, tak bardzo bezdusznego czasu, na widok tej architektury, tych interesów, tej polityki, tych ludzi!" ale tak naprawdę nie bardzo wiadomo co ma do zarzucenia temu mieszczańskiemu życiu, które pędzi, tej architekturze, w której mieszka, tym interesom, z których żyje. Nie pędzi przecież żywota Szymona Słupnika lecz cały czas obraca się w świecie, który go tak mierzi. Ale nie dowiadujemy się w czym nic nierobienie ma być lepsze od codziennej pracy a niesypianie od codziennego wstawania?
Na to na próżno szukać w "Wilku stepowym" odpowiedzi. I chyba świadomość tego braku odpowiedzi jest, bo Hesse przyznaje, że może być alternatywa dla postawy, w której "życie ludzkie jest tylko okrutną pomyłką, jakimś gwałtownym i niefortunnym poronionym tworem pramatki, jakąś dziką i straszliwie chybioną próbą natury" bo "człowiek jest może nie tylko na pół rozumnym zwierzęciem, lecz dzieckiem Bożym, przeznaczonym do nieśmiertelności." Ale znowu okazuje się, że ten dylemat może rozstrzygnąć tylko "wilk stepowy" bo przecież "obraz człowieka, niegdyś szczytny ideał, staje się dziś schematem. My obłąkani, być może na nowo uszlachetnimy ten ideał". Wydaje mi się jednak, że to uszlachetnienie może być wątpliwej próby, jeśli będzie dokonywane przez tych, którzy popadli w "obłęd" za sprawą odniesionych w życiu porażek, wstydliwych decyzji i nieumiejętności znalezienia sensu własnego życia, dla których motorem ich wewnętrznych rozterek są tylko niedoskonałości, jakże godnego politowania świata zewnętrznego, bez którego jednak ci spoglądający na niego z poczuciem wyższości, nie potrafią się obyć.
pryszłam poczytać komentarze, bo i u mnie wilk stepowy, gdzieś tam w kolejce, a tu cisza ...
OdpowiedzUsuńGdzieś już czytałam recenzję w tonie podobnym jak u Ciebie, bo poza tym och i ach, gdzie nie spojrzeć, ale bez konkretów. Nie ma to jak bieg rzeki wbrew nurtowi. Zawsze ciekawi najbardziej
Dziwisz się?! Ja niespecjalnie :-) Ochom i achom się nie dziwię przecież to jedna z książek "kultowych" ale tak jak "Buszujący w zbożu" tak i "Wilk stepowy" robi wrażenie chyba bardziej w młodym wieku :-).
UsuńCoś w tym jest - czytałam Wilka jako 23-latka i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Dzisiaj wolę nie sprawdzać.;)
UsuńAż tak źle nie jest :-) tyle, że z punktu widzenia takiego filistra jak ja rozterki Harrego są dziwnie bezproduktywne i nie pasują do tego jak żyje. O sam przypomina trochę chór w operze, który woła "biegniemy, biegniemy" a stoi w miejscu :-).
UsuńHm, to dość częsta przypadłość mówić jedno, a robi coś innego.;(
UsuńTyle, że z czasem robimy się chyba trochę bardziej w stosunku do tego krytyczni i nie bierzemy już wszystkiego co słyszymy i czytamy za dobrą monetę :-).
Usuńochom się nie dziwię, ludzie lubią powtarzać sprawdzoną krytykę (niezależnie od wieku), dziwię się ilości komentarzy:-)
OdpowiedzUsuńBrak komentarza też jest komentarzem :-)
UsuńJedyne co na temat Wilka stepowego mogę napisać to - to, że po przeczytaniu w którymś z wywiadów z Whortonem, że to jest jedna z jego ulubionych książek (a Whortona bardzo lubiłam) kupiłam książkę, zaczęłam czytać i ... odłożyłam. Poddałam się. Zobaczywszy tytuł u Ciebie położyłam książkę na nocnym stoliczku, ale teraz przeczytawszy recenzję nie wiem, czy chcę przeczytać książkę :(
OdpowiedzUsuńNie poddawaj się :-) ja podchodziłem do "Wilka stepowego" chyba ze trzy a może i cztery razy więc znam ten ból :-). Może dzisiaj nie jesteśmy już tak "chłonni" na hamletowskie pytania "być albo nie być" :-) i odbieramy je z dystansem ale na pewno ciągle "Wilk stepowy" wart jest poznania.
Usuń