Jeszcze jedna książka z "wykopalisk", tym razem klasyka polskiej literatury podróżniczej -"W krainach słońca. Kartki z podróży do Afryki Środkowej w latach 1909 i 1910" Antoniego Jakubskiego, która doczekała się przed wojną dwóch wydań, pierwszego w 1914 r, i drugiego poszerzonego, w 1923 r.
Autor to postać dzisiaj zapomniana ale warta przypomnienia bo to sylwetka niebanalna. Antoni Władysław Jakubski urodził się 28 marca 1885 r. we Lwowie, był zoologiem, zwanym trochę żartobliwie "twórcą polskiej szkoły czerwcowej", za sprawą monografii poświęconej, czerwcowi polskiemu - gatunkowi owadów z rodzaju pluskwiaków.
W latach 1903-08 studiował nauki przyrodnicze na Uniwersytecie Lwowskim u prof. J. Nasbauma-Hilarowicza, który napisał potem wstęp do jego wspomnień z wyprawy do Afryki i u Benedykta Dybowskiego. Po ukończeniu studiów początkowo pracował jako nauczyciel w gimnazjach w Stanisławowie i Lwowie, a w 1912 r. objął stanowisko asystenta Zakładu Histologii na Uniwersytecie Lwowskim. W 1917 r. habilitował się z zoologii i anatomii porównawczej. W okresie I wojny światowej służył w Legionach i do 1920 r. był oficerem sztabu jednostek Wojska Polskiego. Był czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych i otrzymał też Krzyż Virtuti Militari V klasy.
W latach 1903-08 studiował nauki przyrodnicze na Uniwersytecie Lwowskim u prof. J. Nasbauma-Hilarowicza, który napisał potem wstęp do jego wspomnień z wyprawy do Afryki i u Benedykta Dybowskiego. Po ukończeniu studiów początkowo pracował jako nauczyciel w gimnazjach w Stanisławowie i Lwowie, a w 1912 r. objął stanowisko asystenta Zakładu Histologii na Uniwersytecie Lwowskim. W 1917 r. habilitował się z zoologii i anatomii porównawczej. W okresie I wojny światowej służył w Legionach i do 1920 r. był oficerem sztabu jednostek Wojska Polskiego. Był czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych i otrzymał też Krzyż Virtuti Militari V klasy.
Po wojnie, w 1919 r. objął stanowisko profesora nadzwyczajnego (w 1921 r. otrzymał tytuł profesora zwyczajnego) anatomii porównawczej i biologii na Uniwersytecie Poznańskim. W 1922 r., organizował Morskie Laboratorium Rybackie na Helu i był współzałożyciele Polskiego Towarzystwa Zoologicznego (1937 r.). W czasie II wojny światowej został aresztowany i przebywał w kilku obozach koncentracyjnych. Po wyzwoleniu wyjechał do Włoch, gdzie wstąpił do II Dywizji Pancernej w randze podpułkownika i był organizatorem polskiego szkolnictwa w II Korpusie. Po wojnie wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie pracował w British Museum a po przejściu na emeryturę zamieszkał w Pernhos, w ośrodku dla emerytowanych oficerów polskich. Zmarł 20 maja 1962 r. w Londynie.
zdjęcie okładki i strony tytułowej ze strony www.atticus.pl
Jakubski w okresie od sierpnia 1909 do marca 1910 roku odbył wyprawę na tereny ówczesnej Niemieckiej Afryki Wschodniej. Wyprawa składała się z dwóch osobnych tras. Pierwsza prowadziła z Kilosy (na zach. od Morogoro) nad jeziora Rukwa i Niasa, druga zaś z Bujko (na płn.-zach. od Mombo) na Kilimandżaro (tej części poświęcił niewielką publikację "Wyprawia na Mont Kilimandżaro", Kraków 1926), którego był pierwszym polskim zdobywcą, choć tak na prawdę ze względu na załamanie pogody nie dotarł na sam szczyt, doszedł bowiem do wysokości 5830 m n.p.m. (wysokość Kilimandżaro - 5895 m n.p.m.) na brzeg krateru szczytowego Kibo.
"W krainach słońca" do dzisiaj zachowały swoje walory literackie, nic zresztą dziwnego skoro pisane mającą do czynienia na co dzień ze słowem pisanym, choć trochę specyficznym bo w książce wyraźnie widać naukowe zainteresowania autora bo tak jak Czekanowski w swoich "W głąb lasów Aruwimi" sporo miejsca poświęca zagadnieniom antropologicznym, tak u Jakubskiego widoczne są jego zainteresowania przyrodnicze.
figurka przywieziona przez A. W. Jakubskiego z wyprawy
W przeciwieństwie jednak do postaci Jana Czekanowskiego, z "W krainach słońca" nie wyłania się zbyt sympatyczny obraz ich autora. W sumie niezbyt daleko mu do bohaterów kongijskich opowiadań Conrada, bo swoich tragarzy traktuje jak niewolników wymuszając posłuszeństwo przemocą nie stroniąc przy tym od bicia (chociaż chyba nie dokonywanego osobiście). Ale w sumie nie budzi to zaskoczenie, skoro dla Jakubskiego to Murzyni to "czarne małpy" i "ludzie pierwotni". "Europejczyk w obcowaniu z murzynami musi się uzbroić w cierpliwość, ale i stanowczość jest konieczną. Murzyn powinien wierzyć Europejczykowi, powinien wiedzieć, że postanowienia jego są nieodwołalne, ale i sprawiedliwe. Ludzkie obchodzenie się z czarnym, staranie o dobre dlań pożywienie, jak i utrzymanie wesołego nastroju w pracującej gromadzie - to są warunki pomyślnej współpracy. Murzyn ma w sobie coś z dziecka i starca. Wesoły, lekkomyślny i gadatliwy, przepadający za wesołą kompanią w którejby przy pełnych garnkach piwa "pombe" można było całą noc pośpiewać i różnych opowieści się nasłuchać - rankiem już niestrudzony zabiera się ochoczo do pracy. Na ból są srodze wytrzymali. Bicie odczuwają mniej jako cierpienie, raczej jako pohańbienie."
Wygląda na to, że Jakubski mógłby zrobić karierę w państwie Leopolda II, swoją drogę ciekawe jako co on by odbierał bicie. Niejako dla równowagi dostaje się też osadnikom niemieckim. Widać zresztą niezbyt ukrywaną niechęć do Niemców przy okazji wzmianek o krwawo stłumionych powstaniach plemion, które usiłowały wyzwolić się spod ich panowania.
Oczywiście, nie jest to dominujący w książce motyw, znaczna jej część poświęcona jest myśliwskim przygodom i codziennym trudom wędrówki, którą mógł je przepłacić życiem a co najmniej trwałą utratą zdrowia, jak to zdarzyło się jego współpasażerom podróży do Afryki. w czasie której zrobił zupełnie zaskakujące znajomości. O ile poznanie w Mombassie "Wasserpolaka" Schwentawsky'iego może jeszcze niespecjalnie zdumiewa to już spotkanie z Mojżeszem Goldsmithem "nowoczesnym Srulem z Lubartowa" w miejscu odległym od wiele dni wędrówki od wybrzeża już tak. "Urodzony w Warszawie, gdzie do szóstego roku życia przebywał, wspomina jeszcze teraz Syreni gród, jako wzór elegancji i wytworności. Dotychczas nie zapomniał zupełnie polskiej mowy, owszem zna nawet piosenkę "Mama sze gniewa, roczkamy macha", poczem następują dźwięki najzupełniej dla ucha polskiego niezrozumiałe. Poczciwe Żydzisko - więcej sobie przypisuje, niż wie: ma naturalnie i swoje wady, ale z gruntu serdeczny i usłużny". Na drodze Jakubskiego staje też niemiecki kapral o swojsko brzmiącym nazwisku - Brzezynski.
Dzisiaj pewnie Jakubskiego nie ominęłoby napiętnowanie bo opowieści Cejrowskiego w porównaniu z jego wspomnieniami to wzór poprawności politycznej, tyle "W krainach słońca" przedstawiają obraz autentycznej Afryki i jej mieszkańców a nie kolorowych, egzotycznych obrazków.
Wygląda na to, że Jakubski mógłby zrobić karierę w państwie Leopolda II, swoją drogę ciekawe jako co on by odbierał bicie. Niejako dla równowagi dostaje się też osadnikom niemieckim. Widać zresztą niezbyt ukrywaną niechęć do Niemców przy okazji wzmianek o krwawo stłumionych powstaniach plemion, które usiłowały wyzwolić się spod ich panowania.
Oczywiście, nie jest to dominujący w książce motyw, znaczna jej część poświęcona jest myśliwskim przygodom i codziennym trudom wędrówki, którą mógł je przepłacić życiem a co najmniej trwałą utratą zdrowia, jak to zdarzyło się jego współpasażerom podróży do Afryki. w czasie której zrobił zupełnie zaskakujące znajomości. O ile poznanie w Mombassie "Wasserpolaka" Schwentawsky'iego może jeszcze niespecjalnie zdumiewa to już spotkanie z Mojżeszem Goldsmithem "nowoczesnym Srulem z Lubartowa" w miejscu odległym od wiele dni wędrówki od wybrzeża już tak. "Urodzony w Warszawie, gdzie do szóstego roku życia przebywał, wspomina jeszcze teraz Syreni gród, jako wzór elegancji i wytworności. Dotychczas nie zapomniał zupełnie polskiej mowy, owszem zna nawet piosenkę "Mama sze gniewa, roczkamy macha", poczem następują dźwięki najzupełniej dla ucha polskiego niezrozumiałe. Poczciwe Żydzisko - więcej sobie przypisuje, niż wie: ma naturalnie i swoje wady, ale z gruntu serdeczny i usłużny". Na drodze Jakubskiego staje też niemiecki kapral o swojsko brzmiącym nazwisku - Brzezynski.
Dzisiaj pewnie Jakubskiego nie ominęłoby napiętnowanie bo opowieści Cejrowskiego w porównaniu z jego wspomnieniami to wzór poprawności politycznej, tyle "W krainach słońca" przedstawiają obraz autentycznej Afryki i jej mieszkańców a nie kolorowych, egzotycznych obrazków.
"Mama sze gniewa, roczkamy macha" - ja bym też chciała poznać tę piosenkę ;)
OdpowiedzUsuńA tak już serio, to podziwiam - kolejna przybliżona nam zapomniana pozycja.
To nie znasz tego: :-)
Usuń"Mama już wstała, ja jeszcze leżę,
mama się gniewa, ja w to nie wierzę,
mama się gniewa, rączkami macha,
a ja śmieję cha cha cha cha cha.
Pójdę do szafy, Potłukę szklanki,
Wezmę nożyczki, Potnę firanki,
Wyjdę na schody, Wyleję wody."
Podziwiać, szczerze mówiąc, nie masz za co :-) Jeśli spojrzy się na polską literaturę podróżniczą dotyczącą Afryki to w zasadzie wszystko to co interesujące zostało napisane przed II wojną światową, choć z wydaniem to już różnie bywało. Więc jeśli ktoś się trochę tym interesuje to w sumie (z kilkoma wyjątkami) jest skazany na antykwariaty.
Ależ to cudne :)
UsuńDzięki za wirtualne pomasowanie przepony!
Do usług, choć podziękowania należą się tak na prawdę Monice Żeromskiej :-)
UsuńPodobnie jak przedmówczyni przepadam za Twoimi biblio-wykopaliskami.
OdpowiedzUsuńCzy zapiski Jakubskiego są może datowane? Skoro to są Kartki z podróży, mam cień nadziei. :)
Dzięki za dobre słowo - książka Jakubskiego owszem zachowuje chronologię ale niewiele tam dat. Za to znacznie bliższy dziennikowi jest "W głąb lasów Aruwimi. Dziennik wyprawy do Afryki Środkowej" gdzie spokojnie da się wyłuskać dzienne daty zapisków. Był pisany na bieżąco potem jednak opracowany chronologia zapisów jest więc zachowana ale nie mają one już charakteru wpisów robionych na bieżąco. Na pewno zatem dziennikiem są słynne "Podróże we wnętrzu Afryki" Mungo Parka :-)
UsuńOgromne dzięki! Jak się zapewne domyślasz, moje pytanie ma podłoże Płaszczowe. :) Właśnie odkryłam, że i "W głąb lasów Aruwimi", i "Podróże we wnętrzu Afryki" są dostępne na Allegro, więc nie będzie kłopotów ze zdobyciem. Wciąż czyham na "Listy z Zanzibaru" Tyszkiewicza, nadal nic z tego. :(
UsuńNa pewno nie będziesz żałować zakupu :-), co do "Listów" Tyszkiewicza to może jako "nagrodę pocieszenia" :-) potraktuj "Dziennik podróży do Egiptu i Nubii" innego Tyszkiewicza - Michała, z lat 1861-62.
UsuńTeż mam doskonałe przeczucia. :) Niestety, nagroda pocieszenia chwilowo też niedostępna, ale nic to, spokojnie się przyczaję. :) Bardzo Ci dziękuję za podpowiedzi.
UsuńZ innej mańki - widziałem, że póki co jeszcze masz niewyzyskane "Dzienniki" Klemperera i "Rosję w roku 1839" de Custine obie pozycje są wydane też wyciągach mających tę zaletę, że są tanie ale z kolei trochę jednak zniekształcają obraz całości w przypadku Klemperera a w przypadku de Custine'a zaoszczędzają czytelnikowi nudy :-)
UsuńSuper, już sobie skrzętnie notuję!
UsuńWidzę, że okrojone wydanie de Custine'a zaoszczędzi nie tylko nudy - oniemiałam na widok ceny wersji pełnej. Niestety, cena za całościowego Klemperera też podnosi ciśnienie.
A z ciekawostek: przed chwilą dotarła do mnie przesyłka z dwoma opasłymi, pięknie wydanymi tomami dziennika Irzykowskiego. :)
Faktycznie, ceny raczej zaporowe ale tak jak pisałem w przypadku de Custine to co najlepsze udało się wybrać, natomiast w przypadku Klemperera wybór jest dosyć dyskusyjny bo wypacza obraz autora, który na podstawie całości nie wzbudza zbytniej sympatii, niezależnie od sytuacji w jakiej się znalazł.
UsuńTo z czystym sumieniem przed chwilą nabyłam de Custine'a w wersji pokiereszowanej. :) Mam nadzieję, że kiedyś zdobędę całego Klemperera, bo w takim razie te wypisy sobie daruję. Jeszcze raz stokrotne dzięki.
UsuńProszę bardzo :-), "wypisy" de Custine'a czytałem jeszcze "za komuny" - byłem pod wrażeniem, więc mam nadzieję, że nie będziesz zawiedziona. Jak będziesz miała kiedyś nadmiar wolnego czasu :-) to jeśli nie Dzienniki Klemperera to warto się skusić na jego "Lingua Tertii Imperii" o języku totalitarnych Niemiec. Prace Bralczyka i Głowińskiego eksploatują problem języka propagandy, który pierwszy poruszył właśnie Klemperer.
UsuńInne książki Klemperera też w cenach mało przyjaznych, ale będę go mieć na uwadze. Mam przeczucie, że "wypisy" de Custine'a spodobają mi się tak bardzo, że skuszę się na całość. :)
UsuńJa już popełniłem ten błąd :-) zapewniam Cię - jest różnica :-) ale może jestem skażony sentymentem. Za to, moim zdaniem, nie będziesz żałowała wydatku na "dużego" Klemperera :-).
UsuńJak zwykle perełkę "wykopałeś"! Rzeczywiście polska literatura podróżnicza dotycząca Afryki najlepsze lata miała przed wojną. Uwielbiam zapiski K. Nowaka. Jestem wdzięczna za podpowiedź, jakie jeszcze dawno temu wydane książki o tej tematyce warto zdobyć i przeczytać. Zapiszę sobie tytuły. Może w jakimś antykwariacie (lub nawet bibliotece?) będzie.
OdpowiedzUsuńJeśli biblioteka ma przedwojenne tradycje to masz szansę, choć nie wiem czy książka przetrzymała czystki kulturalne ze względu na postać autora. W antykwariatach jest do dostania choć w stanach pozostawiających wiele do życzenia, co łatwo zrozumieć bo książkę się dobrze czyta :-)
UsuńSprawdzę w bibliotece, bo i tak się wybieram po "Szkice piórkiem" Bobkowskiego.
UsuńJestem ciekawa, czy w mojej ulubionej bibliotece przeprowadzono czystkę...:)
W latach 50-tych myślę, że na pewno.
UsuńZ zacytowanego przez Ciebie fragmentu jakoś trudno mi sobie wyobrazić ten "obraz autentycznej Afryki" :(
OdpowiedzUsuńTo są co bardziej "pikantne" szczegóły ale nie tylko one składają się na książkę, no i Jakubski był tam w czasach kiedy nie było jeszcze "wsi Potiomkinowskich" dla turystów i w tym sensie to co widział było autentyczne.
Usuń