Pierwsze wydanie "Toastu" (okładka poniżej zresztą z "błędem" - pistolet na niej to luger a główny bohater strzelał z walthera) Józefa Hena ukazało się w 1964 r. nakładem Wydawnictwa Literackiego, ale światło dzienne - jak twierdzi Janusz M. Lewandowski - tak naprawdę ujrzał on jeszcze w 1963 r. w miesięczniku "Dialog" (nr 10) jako scenariusz filmowy. Film nakręcony na jego podstawie miał premierę 14 września 1964 roku, a zanim ukazała się książka powieść ukazywała się wcześniej w odcinkach w "Sztandarze Młodych" w 1964 r. (nr 177-241).
Dwa kolejne wydania powieści ukazały się w 1967 i 1974 r., a po renesansie filmu, który doczekał się nawet w 2008 r. pomnika w filmowym Graustadt/Siwowie czyli w Toruniu, ukazały się dwa (w 1997 i 2012 r.), już pod zmienionym tytułem "Prawo i pięść" (cóż, jak wiadomo, pieniądz rządzi światem).
Powieść doczekała się tłumaczenia na holenderski/niderlandzki (1981), niemiecki (wyd. w 1974 i 1980) oraz rosyjski (wyd. 1978 i 1990) a także adaptacji radiowej (1967) i wersji scenicznej jako "Prawo i pięść", sztuka w 3 odsłonach, która ukazała się drukiem jako wkładka do "Kultura i Ty" nr 123 w 1970 r. a której prapremiera odbyła się w 1980 r. w Teatrze Ziemi Pomorskiej w Grudziądzu. Jak na słabą powieść ale za to dobry film, trzeba przyznać - całkiem nieźle.
To jeden z tych, chyba stosunkowo nielicznych przypadków, w których pierwowzór "książkowy" choć ściśle rzecz biorąc trudno o nim w tym przypadku mówić, musiał uznać przewagę nakręconego na jego podstawie filmu. Już Alicja wiedziała, że "co za pożytek z książek bez obrazków i rozmów" ale Józefowi Henowi ta wiedza na niewiele się zdała, mimo że "Toast" składa się prawie z samych "rozmów" i momentami czyta się go prawie jak scenariusz filmowy (biorąc pod uwagę koleje powstawania powieści nic w tym dziwnego).
Jest trochę różnic pomiędzy książką i filmem. Główny bohater "Toastu" to nie Andrzej a Henryk Koenig, w książce nie ma epizodu rozgrywającego się na bocznicy kolejowej związanego z próbą gwałtu, kobiety przyłączają się do bandy Mieleckiego na drodze do miasteczka, Schaeffer jest fryzjerem a nie maitre d'hotel Tivoli. Koenig zostaje przyłapany przez Mieleckiego na poczcie, tuż potem jak skończył rozmowę z posterunkiem milicji.
Jednak najistotniejsza różnica związana jest w sylwetką Rubina Cukiermana ślusarza, który w filmie w ogóle nie występuje a który jako pierwszy "odkrywa" miasteczko, dawniej posiadającego warsztat kanalizacyjno-wodociągowy przy Nowolipiu 53 w Warszawie. Pod tym adresem w młodości mieszkał Józef Hen, zresztą nawiązań do autobiografii jest jeszcze kilka; prawdziwe nazwisko Hena to bowiem Cukier a imię jego siostry - Mirka nosiła córka książkowego Cukiermana. Ojciec Hena miał na imię Rubin i zginął w Buchenwaldzie - obozie, który przeżył Koenig.
Cukierman sam, nieoglądając się na nikogo stara się przywrócić miasteczko do życia uruchamiając wodociągi i ginie zastrzelony przez Mieleckiego, w tym samym mieszkaniu należącym do rodziny Steinhagenów, które wcześniej Koenig odwiedza z Anną w poszukiwaniu czegoś do ubrania.
Jednak najistotniejsza różnica związana jest w sylwetką Rubina Cukiermana ślusarza, który w filmie w ogóle nie występuje a który jako pierwszy "odkrywa" miasteczko, dawniej posiadającego warsztat kanalizacyjno-wodociągowy przy Nowolipiu 53 w Warszawie. Pod tym adresem w młodości mieszkał Józef Hen, zresztą nawiązań do autobiografii jest jeszcze kilka; prawdziwe nazwisko Hena to bowiem Cukier a imię jego siostry - Mirka nosiła córka książkowego Cukiermana. Ojciec Hena miał na imię Rubin i zginął w Buchenwaldzie - obozie, który przeżył Koenig.
Cukierman sam, nieoglądając się na nikogo stara się przywrócić miasteczko do życia uruchamiając wodociągi i ginie zastrzelony przez Mieleckiego, w tym samym mieszkaniu należącym do rodziny Steinhagenów, które wcześniej Koenig odwiedza z Anną w poszukiwaniu czegoś do ubrania.
fotografie z planu filmowego pochodzą ze strony www.fototeka.fn.org.pl
W książce trochę bardziej skomplikowane są relacje pomiędzy samymi kobietami (wyczuwa się pomiędzy nimi konflikt i niechęć do podporządkowania, przynajmniej w okresie zanim spotkały mężczyzn), jak i kobietami oraz mężczyznami (w powieści sprawiają wrażenie znacznie "swobodniejszych"). Okazuje się, że Anna by przeżyć w obozie oddawała się mężczyznom a chęć "ucieczki" do lasu Koeniga podyktowana jest jego przeżyciami obozowymi. Przed wyjazdem bezskutecznie namawia on Cześka do przejścia na swoją stronę, okazuje się, że to Czesiek a nie Wijas był wspólnikiem Mieleckiego w zamordowaniu Smółki.
Inny przebieg ma epizod związany ze strażą w hotelu, w noc poprzedzającą wyjazd z miasteczka. Na warcie stoi bowiem tylko Schaeffer oraz Cukierman i pilnują oni bezpieczeństwa śpiących, a nie tego by nikt nie opuszczał hotelu. Wreszcie Koenig usiłuje zatrzymać wyjeżdżające samochody na drodze za miastem, dopiero potem walka przenosi się do miasteczka. Nie ma scen rozgrywających się w piwnicach winiarni i na ironię zakrawa scena, w której ekipa milicjantów, która przyjeżdża na odsiecz już po skończonej walce w pewnej chwili traktuje Koeniga jak złodzieja.
Na czym polega fenomen "Prawa i pięści"? Jeśli chodzi o książkę, to nie ma co ukrywać, nie jest to literatura wysokich lotów, nie ma tu "treści intelektualnie nośnych", owszem da się ją przeczytać ale to nie jest nic takiego, co zapadałoby w pamięci, choć ma kilka niezłych momentów. Jednak po przeczytaniu ostatniego zdania nie odkłada się jej z żalem, że to już koniec.
Za to film ... nie mam wątpliwości, że to on "wyciągnął" powieść Hena. Wartka akcja, świetni aktorzy, choć inteligent Holoubek grający "silnego człowieka" zwłaszcza w scenie bójki na bocznicy kolejowej jest "średnio" przekonujący (ale nie czepiajmy się), no i te plenery: Toruń, grający rolę małego miasteczka, gdzieś na "Ziemiach Wyzyskanych" i trochę Ciechocinka.
Zagadką pozostaje dla mnie widok "Siwowa" w finałowej scenie, w której Koenig wraz z milicjantem odjeżdżają mijając osadników - moje przypuszczenia nieśmiało idą w kierunku któregoś z miast Dolnego Śląska, może Kotliny Kłodzkiej - być może jest to Kłodzko. Nie bez znaczenia jest też fakt, że film jest czarno-biały, to dzięki temu "Graustadt" wygląda tak przekonująco i do dzisiaj jego atmosfery ciągle jeszcze można doświadczyć chodząc ulicami Nowego Miasta w Toruniu.
Zapowiada się ciekawie, bardzo chętnie bym po nią sięgnęła :)
OdpowiedzUsuńhttp://qltura.blogspot.com/
No to już ... :-)
UsuńI jeszcze ta piosenka. To moje pierwsze skojarzenie z filmem, który zresztą chętnie bym sobie obejrzała, bo jak się okazuje, niewiele pamiętam. :( Zgadzam się z Tobą, że Holoubek w lekko westernowej konwencji "Prawa i pięści" robi wrażenie trochę zagubionego. :) Ale obsada rzeczywiście boska.
OdpowiedzUsuńW pełni zgadzam się z Lirael: gdyby nie "ta piosenka", to nie byłoby to samo! Nawet źle obsadzony Holoubek mi nie przeszkadza:)
UsuńFantastycznie, że wygrzebałeś te fotosy z planu filmowego, dzięki!
I mimo tego, że trochę poznęcałeś się nad dziełem pana Hena, i tak nabrałam ochoty na jego przeczytanie!
Tak źle z Holoubkiem nie było, co prawda w scenach bójek, zwłaszcza tej pierwszej wypada "tak sobie" :-) ale już w strzelaninie i ucieczce jest ok.
UsuńMomarto, jeśli przeczytasz "Prawo i pięść" to myślę, że uznasz, że w sumie książkę oszczędziłem a nie że się nad nią znęcałem :-)
Książki nie czytałam, ale film jest świetny, taki polski western - tak był określany- piosenka z głosem Fettinga świetna - kocham ballady wykonywane przez niego.
OdpowiedzUsuńZresztą to muzyka Komedy - nic dodać nic ująć.
UsuńZgadza się, do książki jakoś nie mogę wrócić ale do filmu jak najbardziej.
Usuń