Po przeczytaniu recenzji "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator pomyślałem sobie - przecież Wiesław Myśliwski dwukrotnie otrzymał nagrodę Nike a przecież jest świetnym pisarzem i naturalnie życzę mu trzeciej, bo jakby powiedziała "zacna ciotka" Marlow'a "każda praca zasługuje na zapłatę", a z pewnością zasługuje na to "Ostatnie rozdanie".
Długie, listopadowe wieczory to czas w sam raz na nie. Ale nie należy mieć złudzeń, to nie jest książka dla wszystkich. I granica wcale nie musi przebiegać wzdłuż podziałów na miłośników tego czy innego rodzaju gatunku powieści. To przede wszystkim książka dla tych, którzy już mniej spoglądają z nadzieją do przodu a bardziej zaczynają spoglądać wstecz. Bo "Ostatnie rozdanie" jest książką o przemijaniu, to jakby ciąg dalszy/uzupełnienie/wariacja tematów podjętych w "Traktacie o łuskaniu fasoli". Zbyt słabo pamiętam "Traktat" by móc dokładnie określić wzajemną relację tych dwóch powieści ale skojarzenie z nim, to pierwsza myśl, która się nasuwa przy lekturze książki.
Tym razem łuskanie fasoli zostało zastąpione pokerem z szewcem ale ważniejszy wydaje się, pełniący rolę proustowskiej magdalenki zamoczonej w herbacie, wysłużony notes, spięty gumką, który głównemu bohaterowi - narratorowi towarzyszy nieomalże przez całe życie. Literackich skojarzeń jest zresztą więcej. Wszak w stosunku Marii do narratora widać podobieństwo relacji Haliny Janowskiej i Andrzeja Czajkowskiego i bez większego trudu odnaleźć również można niespecjalnie nawet zawoalowaną aluzję do dramatu "Klucznik".
Gier z czytelnikami jest chyba więcej - takie na przykład powtórzenia, jak choćby to o odręcznym pisaniu listów. Ot, wydaje się starszy człowiek pisał książkę, pewnie przeoczył, zapomniał. A potem redakcja nie zauważyła. Albo nawet i zauważyła ale nikt nie śmiał zwrócić uwagi. Bo Mistrz, bo Autorytet. Nie wypada. Więc to powtórzenie jest. Niby mała rzecz, nieważna ale jakoś w głowie siedzi i już przychodzi myśl, że powieść może nie jest taka całkiem bez skazy, no bo przecież powtórzenia to jednak jakieś tam niedopracowania. Aż tu nagle odkrywamy, że główny bohater też przecież się powtarza opowiadając bajkę małemu chłopcu. Powtarza się z rozmysłem i już wcale to przeoczenie nie jest takie pewne, bo może to właśnie nie jest żadne przeoczenie, tylko tak specjalnie, na którym to my w pierwszej chwili się nie poznaliśmy.
Albo tak jak z tym niedokończonym rozdziałem, niedokończony, ale dlaczego, co to znaczy? Bo przecież na jak niedokończony ostatni rozdział to i książka od razu niedokończona. A jak niedokończona to niedopracowana czyli jakaś taka niepełna i niedoskonała. Ale na ten niedokończony rozdział patrzy się inaczej jeśli pamięta się, co mówił narratorowi Joachim Steiner, że "czasami taki niedokończony jest lepszy", a i pamięć o symfonii "Niedokończonej" Schuberta też chyba nie zaszkodzi. I tak zostajemy wydani na pastwę domysłów i własnej wyobraźni.
To co jednak szczególnie mnie urzekło do aluzje do stron rodzinnych z lat dzieciństwa i młodości. Nie trzeba wielkiej dociekliwości by w opisie zrujnowanego domu matki odnaleźć rodzinny dom Myśliwskiego w Dwikozach (na zdjęciu poniżej) - "Dom nie miał ani jednej szyby w oknach, tak na górze, jak i na parterze, a z balkonu wystawały tylko szyny. (...) W tym wszystkim najdziwniejsze było, że na drzwi od ulicy nikt się nie pokusił, a były dębowe. Robił je stolarz Zamojski."
Tym razem łuskanie fasoli zostało zastąpione pokerem z szewcem ale ważniejszy wydaje się, pełniący rolę proustowskiej magdalenki zamoczonej w herbacie, wysłużony notes, spięty gumką, który głównemu bohaterowi - narratorowi towarzyszy nieomalże przez całe życie. Literackich skojarzeń jest zresztą więcej. Wszak w stosunku Marii do narratora widać podobieństwo relacji Haliny Janowskiej i Andrzeja Czajkowskiego i bez większego trudu odnaleźć również można niespecjalnie nawet zawoalowaną aluzję do dramatu "Klucznik".
Gier z czytelnikami jest chyba więcej - takie na przykład powtórzenia, jak choćby to o odręcznym pisaniu listów. Ot, wydaje się starszy człowiek pisał książkę, pewnie przeoczył, zapomniał. A potem redakcja nie zauważyła. Albo nawet i zauważyła ale nikt nie śmiał zwrócić uwagi. Bo Mistrz, bo Autorytet. Nie wypada. Więc to powtórzenie jest. Niby mała rzecz, nieważna ale jakoś w głowie siedzi i już przychodzi myśl, że powieść może nie jest taka całkiem bez skazy, no bo przecież powtórzenia to jednak jakieś tam niedopracowania. Aż tu nagle odkrywamy, że główny bohater też przecież się powtarza opowiadając bajkę małemu chłopcu. Powtarza się z rozmysłem i już wcale to przeoczenie nie jest takie pewne, bo może to właśnie nie jest żadne przeoczenie, tylko tak specjalnie, na którym to my w pierwszej chwili się nie poznaliśmy.
Albo tak jak z tym niedokończonym rozdziałem, niedokończony, ale dlaczego, co to znaczy? Bo przecież na jak niedokończony ostatni rozdział to i książka od razu niedokończona. A jak niedokończona to niedopracowana czyli jakaś taka niepełna i niedoskonała. Ale na ten niedokończony rozdział patrzy się inaczej jeśli pamięta się, co mówił narratorowi Joachim Steiner, że "czasami taki niedokończony jest lepszy", a i pamięć o symfonii "Niedokończonej" Schuberta też chyba nie zaszkodzi. I tak zostajemy wydani na pastwę domysłów i własnej wyobraźni.
To co jednak szczególnie mnie urzekło do aluzje do stron rodzinnych z lat dzieciństwa i młodości. Nie trzeba wielkiej dociekliwości by w opisie zrujnowanego domu matki odnaleźć rodzinny dom Myśliwskiego w Dwikozach (na zdjęciu poniżej) - "Dom nie miał ani jednej szyby w oknach, tak na górze, jak i na parterze, a z balkonu wystawały tylko szyny. (...) W tym wszystkim najdziwniejsze było, że na drzwi od ulicy nikt się nie pokusił, a były dębowe. Robił je stolarz Zamojski."
zdjęcie ze strony www.polskaniezwykla.pl
Ale to wszystko, to detale które są jak rodzynki, które tak bardzo lubiłem wydłubywać jako dziecko z surowego "rosnącego" ciasta, zanim moja Babcia zdążyła wstawić je do pieca, a od takich wspomnień przy lekturze "Ostatniego rozdania" nie da się uciec.
To właśnie dlatego, moim zdaniem, nie jest to książka dla wszystkich. Bo co można wspominać mając -naście czy -eścia a nawet i -eści lat? To przychodzi z wiekiem, bo dopiero patrząc na własne życie, można zrozumieć sens stwierdzenia, że "dobre czasy to nie te, w których się żyło, ale które się wspomina."
A zaczyna się wszystko zwykle pod wpływem impulsu, może częściej jest to fotografia, może list, który zostawiliśmy w książce nieczytanej od lat, który z niej wypadł przy okazji robienia porządków, może bilet wstępu, który zostawiliśmy sobie na pamiątkę. W "Ostatnim rozdaniu" to notes.
To właśnie dlatego, moim zdaniem, nie jest to książka dla wszystkich. Bo co można wspominać mając -naście czy -eścia a nawet i -eści lat? To przychodzi z wiekiem, bo dopiero patrząc na własne życie, można zrozumieć sens stwierdzenia, że "dobre czasy to nie te, w których się żyło, ale które się wspomina."
A zaczyna się wszystko zwykle pod wpływem impulsu, może częściej jest to fotografia, może list, który zostawiliśmy w książce nieczytanej od lat, który z niej wypadł przy okazji robienia porządków, może bilet wstępu, który zostawiliśmy sobie na pamiątkę. W "Ostatnim rozdaniu" to notes.
Nie dowiemy się "czy ten zbiór przypadków, w którym mało co ma z sobą związek, jak te wszystkie imiona, nazwiska, adresy, telefony w (...) notesie, jest skłonny poddać się naszej woli" a skłonni raczej jesteśmy w to wątpić, bo wszakże "porządek alfabetu jest umowny, kolejność liter w nim przypadkowa, jednej z drugą nic nie wiąże, tak że można by je dowolnie poprzestawiać, a nic by się nie zmieniło".
Ale do wszystko widać dopiero z perspektywy czasu, gdy nabraliśmy już dystansu do ludzi i zdarzeń. Kiedy z latami wiedzy i doświadczenia, patrząc wstecz wcale nie jesteśmy tacy pewni "czy nie zajmujemy się jedynie własnymi złudzeniami. Nie mamy żadnej władzy nad życiem, wbrew temu co się nam wydaje. To ono rządzi nami przez różne przypadki, zbiegi okoliczności i temu podobne." A i to nie jest takie pewne, bo Myśliwski raczej mnoży pytania i problemy pozostawiając poszukiwanie odpowiedzi czytelnikowi. Owszem, czasami coś podpowiada ale tak jak narrator jego powieści nie poddaje swoich przypuszczeń ostatecznej weryfikacji. Bo trudno o stanowcze sądy gdy okazuje się, że "być sobą tak na prawdę nic nie znaczy. Aby być sobą, trzeba być kimś, to znaczy wiedzieć kim się jest. A jak możemy to ustalić, zagubieni wśród ciągle zmieniających się wyobrażeń siebie?"
A co my w końcu wiemy? Co wie bohater "Ostatniego rozdania" - całkiem współczesny człowiek sukcesu ale jednak rozdarty pomiędzy przyszłością i przeszłością? Samotny nomada zajęty robieniem pieniędzy, który już wie, że "człowiek musi z kimś czuć, z kimś myśleć, z kimś rozmawiać, aby wiedzieć że istnieje" ale zdaje sobie z tego sprawę zbyt późno ale może rzeczywiście "może czasem warto być i nieszczęśliwym. Szczęście nie jest najważniejsze. Czasem ważniejsze jest, co się przeżyło".
Wiesław Myśliwski "przerywa milczenie" w wielkim stylu. Polecam.
Napisze krociutko - swietna recenzja :-). W ogole ostatnio u Ciebie duzo dobrych tekstow. Ksiazke juz zakupilam, pozostaje teraz tylko przeczytac.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, D.
Ostatnio?! :-) no nie, Ty to potrafisz sprowadzić człowieka na ziemię! :-), co nie zmienia faktu, że zrobiłaś dobry zakup, a ja po "Ostatnim rozdaniu" szykuję się do powtórki z Myśliwskiego. Pozdrawiam :-).
UsuńPodpisuję się pod słowami przedmówczyni obiema rękami :-)
OdpowiedzUsuńPod wpływem tej recenzji i wczorajszej rozmowy właśnie zamówiłam książkę.
Pod którymi? :-) Zakup z pewnością udany bo wieczory coraz dłuższe. Ja tylko żałuję, że wcześniej nie przypomniałem sobie "Traktatu" bo męczy mnie relacja między nimi i ale to nic straconego.
UsuńPod tymi u góry :-)
UsuńKsiążkę dostanę najwcześniej za tydzień, może do tego czasu przejdzie mi czytelnicza niemoc.
Co za dyplomacja! :-) W stanie "czytelniczej niemocy" lepiej Myśliwskiego sobie odpuścić - zaserwuj sobie na nią "Bridget Jones" albo "Dumę i uprzedzenie" i Ci przejdzie :-).
UsuńBridget ma być na święta :-)
UsuńMoja niemoc jest innego gatunku i czuję, że taka książka jak "Ostatnie rozdanie" może być niezłym remedium.
Jeśli u Ciebie remedium na "czytelniczą niemoc" ma być Myśliwski to "czapki z głów", bo gdy zaglądam na niektóre blogi książkowe to mam wrażenie, że jest on generalnie poza ich zasięgiem, a Ty proszę ... :-)
UsuńNie kpij, nie kpij :-)))
UsuńPo prostu mam teraz zapotrzebowanie na refleksyjne lektury a ta niemoc to po Wiechercie mi została - żadna książka, którą próbuję zacząć, nie wydaje mi się być "godna" tego, by czytać ją po "Dzieciach Jerominów".
Zaraz "nie kpij" :-) u mnie czytelnicza niemoc polega na niemożności wzięcia się za sensowną książkę, jak to facet, zwykle wówczas serwuję sobie jaką sensację Alistaira MacLeana. Nigdy mi nie przyszło na myśl by zastosować i do książek zasadę "klin klinem" :-)
UsuńMetoda "klin klinem" jest bardzo skuteczna w różnych dziedzinach życia :-)
UsuńA MacLeana chyba ze sto lat nie czytałam :-)
To moje "piwniczne wykopalisko" więc ma do niego sentyment, zwłaszcza że potem w szkole kolega "odkrył" ponownie przede mną. Próbowałem Ludluma, Folleta, Forsytha i nawet Browna ale to już nie to :-).
UsuńFolleta, Forsytha i MacLeana czytałam mniej więcej równolegle, jakoś na przełomie podstawówki i liceum i potem już nigdy do nich nie wracałam. To chyba książki bardziej "dla facetów" (chociaż to żadna dla mnie przeszkoda, jako, że wczoraj doświadczyłam powrotu trolla, który zwracał się do mnie per "pan"...)
UsuńTo pomyśl co Cię czeka jeśli podzielisz się swoją opinią na temat "Wałęsa. Człowiek z teczki" i nie będzie to opinia pochlebna dla książki :-). Ale nie myśl, że jesteś sama - przy okazji jakiegoś antysemickiego postu zostałem kobietą :-). U mnie się uspokoiło od czasu kiedy zacząłem usuwać różnego rodzaju idiotyzmy, oczywiście anonimowe, a jakże.
Usuń"Wałęsy..."na razie nie czytam, bo nie mam nastroju, tym bardziej, że po tych pseudodyskusjach i pseudokomentarzach wręcz mi się odechciało. Ale co się odwlecze...
UsuńA co do trolla to jestem niemal pewna, że to ten sam (a raczej ta sama :-)), co wtedy - ten od "agenta wpływu z podwójną tożsamością" :-)
Zajrzałem, faktycznie ciężki przypadek ale skoro masz trolla to znaczy, że jesteś już blogerką, przepraszam za wyrażenie, "całą gębą" :-).
UsuńJa w ramach listopadowej lekcji patriotyzmu wyciągnąłem sobie "Generała Barcza", chyba bezpieczniejszy :-)
Nie wiem, czy nie wolałabym być blogerką jedynie półgębkiem a za to mieć spokój z nadpobudliwymi "komentatorami" z zaburzonym odbiorem rzeczwistości.
UsuńNie wiem, czy "Generał Barcz" byłby taki znów całkiem bezpieczny :-)
Moja lektura też się taka wydawała, a tu proszę...
Masz szczęście, że nie wybrałaś "Egzekutora" Stefana Dąmbskiego, dopiero by było, no ale to rzecz z trochę innych rewirów niż Twoje.
UsuńFakt :-) czytałam "Egzekutora" i rzeczywiście - recenzja mogłaby być ryzykowna :-)
UsuńMyślę, że najbezpieczniej będzie po prostu pisać na temat książek z gatunku romans, kryminał, ewentualnie książeczek dla dzieci (chociaż i tu trzeba się mieć na baczności :-))
Proponuję dobór wg okładek - generalnie zależność jest, jak zauważyłem, następująca: im bardziej cukierkowa i kiczowana tym książka bardziej popularna tyle tylko, że nie wiem nie wiem jak byłoby z Twoją odpornością i czy z dwojga złego już nie jest lepszy troll :-)
UsuńIstnieje duże ryzyko, że moja psychika mogłaby tego nie wytrzymać na dłuższą metę. Przedsięwzięcie wiązałoby się również z ryzykiem zapaści finansowej, zważywszy na fakt przebogatego wyboru książek o cukierkowych okładkach :-)
UsuńFakt, psychika mogłaby nie wytrzymać a z finansami dałabyś radę bo zawsze możesz zwrócić się do wydawnictw z ofertą współpracy, odpowiednich wydawnictw i odpowiedniej współpracy :-)
UsuńNo tak, że też na to nie wpadłam wcześniej! :-)
UsuńNo i wtedy mogłabym zostać prawdziwą agentką wpływu, tylko, że za to już nikt by mnie raczej nie napastował :-) Same korzyści :-)
Ale za to jak byłoby u Ciebie nudno :-)
UsuńI tak nie jest za ciekawie, przynajmniej w sekcji recenzji (bo w komentarzach to i owszem :-))
UsuńNo a wtedy miałabym dużo więcej komentujących... tak, to jest doskonały pomysł :-) Od przyszłego tygodnia spodziewaj się u mnie wpisu na temat najnowszego bestselleru (i nie będzie to "Ostatnie rozdanie" :-))
Z tymi komentującymi to głowy bym nie dał ale i tak miałabyś święty spokój i żadnych kłótni w komentarzach :-)
UsuńO to to :-)
UsuńNiestety, nikt tez nie dyskutowałby już ze mną na temat wyższości braku gustu nad złym gustem czytelniczym, ponieważ byłabym niejako przedmiotem tego sporu ;-)
Ale za to miałabyś święty spokój :-)
UsuńEeee, to jednak wolę trolla :-)
UsuńTeż tak myślę, raz na jakiś czas to nawet może być śmiesznie :-)
UsuńA juz myslalam, ze wylapiesz slowa "swietna recenzja" i ladnie przyjmiesz komplement, a Ty domagasz sie wiecej :-). Moge jeszcze dorzucic, ze po przeczytaniu recenzji "Gender ... " pozno wieczorem, kiedy jeszcze nie bylo zadnej dyskusji pod postem, pomyslalam: you have made my day :-). Super zakonczenie pelnego problemow dnia. Danka
OdpowiedzUsuńD.! co Ci tu dużo będę mówił, sama wiesz jak to jest z facetami: prości, nieskomplikowani i jeszcze to ich ego więc chyba mogłaś się tego spodziewać :-) Ale cieszę się, że Ci się podobało :-)
UsuńNo wiem, jak jest, a zwlaszcza z tym jednym tutaj Panem :-). Ale wiesz rowniez, ze nie rzucam slow na wiatr. Zreszta ... wiem, czego sie u Ciebie spodziewac i jeszcze nigdy sie nie zawiodlam. Nie znaczy to, ze zawsze sie z Toba zgadzam. D.
UsuńNawet przez myśl mi nie przemknęło, że mogłabyś się ze mną zgadzać :-).
UsuńA jednak czasem sie zgadzam. I chyba czesciej, niz myslisz :-). D.
UsuńMuszę to zapisać w kominie :-)
UsuńZapisz, i to jeszcze weglem :-).
OdpowiedzUsuńWówczas mogłyby z tego wyjść szkice węglem :-)
UsuńTo moze warto zaczac - jeszcze z tego wyjda rysunki jak u Prof. Zina?
UsuńAlbo opowiastki a la Sienkiewicz :-)
UsuńTo drugie by Ci na pewno lepiej wyszlo ;-)
UsuńA już myślałem, że napiszesz, że byłbym świetny i w jednym i w drugim :-)
UsuńMoze przez tyle lat talent rysowniczy Ci sie rozwinal. Mam do tej pory Twoje rysunki na marginesach ksiazki do angielskiego i ... tutaj zarzuce zaslone milczenia :-).
UsuńFaktycznie, chyba lepiej będzie jeśli zarzucisz - tym razem to zgadzam się z Tobą :-)
UsuńTo chyba po raz pierwszy. Teraz ja powinnam to zapisac w kominie :-).
UsuńAle dla odmiany zapisz to białą kredą :-)
UsuńSzkoda, że nie wiedziałem o tym domu wcześniej, bo w wakacje odwiedzałem Dwikozy na rowerze :( A tekst zacny i też jak poprzedniczki nabrałem ochoty na lekturę :D
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki :-) W książce jest znacznie więcej odniesień do Dwikoz ale akurat ten fragment udało mi się zilustrować - w każdym razie, obok Sandomierza, miejscowość ma już swoje miejsce w literaturze :-)
UsuńTo moze zamiast od Bator, to zacznę od Myśliwskiego.. Przemyślę :)
OdpowiedzUsuńRzecz gustu :-) tak, że żebym nalegał :-). Na temat Bator nie wypowiadam się, bo nie czytałem i opierałem się na cudzej opinii.
UsuńJeśli masz zaufanie do tej opinii, to sprawa prosta :)
UsuńPodrzucam jeszcze jeden linkhttp://piosenkaptasia.blogspot.com/2013/11/ciemno-prawie-noc-joanny-bator-czyli.html.
UsuńObydwie opinie skutecznie mnie przekonały do zwrotu książki do biblioteki bez czytania.
Brzmi przekonująco ale jestem zdania, że stara "leninowska zasada zaufania" jest "ciągle żywa" :-)
Usuńhmmmm, piszesz, że to nie jest książka dla wszystkich... To jak wytłumaczysz fakt, że powieść znalazła się na pierwszym miejscu listy bestsellerów? :)
OdpowiedzUsuńPewnie kupują ją ci wszyscy, do których jest adresowana. To budujące, że jest ich aż tylu, jeśli oczywiście listy bestsellerów nie układają specjaliści od marketingu bo niedawno widziałem "Ostatni rozdział" w księgarni sporo przeceniony, co raczej w przypadku bestsellerów się nie zdarza.
UsuńA do kogo jest adresowana? Z recenzji Twojej wynika, że bardziej do czytelników, którzy młodość mają już za sobą. Czyli do księgarń szturmem ruszyli Polacy w średnim lub podeszłym wieku?:)
UsuńNie wiem Beato, rzadko zaglądam do księgarń a i z listami bestsellerów jestem, jak widzisz, na bakier :-).
UsuńNiezbadane są gusta czytelnicze Polaków :)
UsuńOj, chyba jednak zbadane :-)
UsuńMoim zdaniem, nieodgadnione są. To jest niesamowite, że od lat do najczęściej kupowanych książek należą m.in. niezbyt wysublimowane utwory lub poradniki, nie wspominając już o "literaturze" porno, aż tu raptem wszyscy się rzucają na literaturę wyższych lotów, i to na dodatek poruszającą motyw przemijania i starości:) Może rzeczywiście te listy bestsellerów są układane przez marketingowców...
UsuńPodejrzewam, że takie listy to zbyt poważna rzecz by ludzie z branży zostawiali ją wyłącznie na pastwę czytelników :-) a moje podejrzenia utrwaliły się, kiedy mniej więcej rok tomu w jednej z największych warszawskich księgarń zobaczyłem na liście bestsellerów wyciągnięte z magazynów wydane ładne parę lat temu powieści Henry'ego Miller'a i Tomasza Mann'a. A, że "Ostatni rozdział" miał chwile triumfu to chyba nie ma się co dziwić - powieści Myśliwskiego ukazują się przecież rzadko a grono czytających, oczekujących od książki "wartości dodanej" nie jest przecież małe.
UsuńWczoraj w Klubie Trójki była rozmowa o tej książce. Co o niej mówił sam Myśliwski (także o pozornym niedokończeniu) i inni można posłuchać tu http://www.polskieradio.pl/9/396/Artykul/976200,Mysliwski-sztuka-jest-cmentarzyskiem-nieliczni-zmartwychwstaja
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo dziękuję i również pozdrawiam.
UsuńCierpliwie czekam na "Ostatnie rozdanie", ale na razie tkwię wpatrzona w "Widnokrąg".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Też dobrze :-), moim zdaniem, to najlepsza książka w dorobku Myśliwskiego, bo mimo, że "Traktat" i "Rozdanie" to świetne powieści, to jednak nie ma co ukrywać, są nieco "hermetyczne" w porównaniu z "Widnokręgiem" i "Kamieniem".
UsuńSzczerze mówiąc idę chronologicznie... "Nagi sad" również jest mocno hermetyczny, a jednak niewiele jest pozycji, które zrobiły na mnie większe wrażenie:)
UsuńMnie "Nagi sad" i "Pałac" wykończyły. Myślałem, że to kwestia wieku w jakim obie te książki czytałem ale nie - dla mnie okazały się zbyt "hermetyczne" mimo upływu ponad 20 lat :-).
UsuńCóż, "Nagi sad" uwiódł mnie absolutnie...:)
UsuńA u mnie uczucie okazało się nieodwzajemnione, cóż bywa :-)
UsuńNiemniej dziękuję za recenzję powyżej. Ostrzę sobie apetyt:)
UsuńDo usług :-)
UsuńTo książka dla mnie, bo ja już jestem na etapie wracania do przeszłości.
OdpowiedzUsuń"Kamień na kamieniu" na razie oglądałam . A o książkach Myśliwskiego myślę ale tu trzeba sypnąć kaską, gdyż je warto nie tylko przeczytać, ale mieć.
Film słabo pamiętam, główną rolę grał, jeśli mnie pamięć nie myli, Jerzy Kawalerowicz. Na "Kamień" natknąłem się chyba jeszcze w szkole a potem do niej kilka razy wracałem. Myślę, że spodobałby Ci się - podobał się mojej Mamie, tak samo zresztą jak i "Widnokrąg", a to coś znaczy :-).
UsuńMam dwa wydania "Kamienia" tak, że jedno w ramach "rozdawajki" mogę Ci przesłać, gdybyś była zainteresowana, to daj znać na prywatnego mail'a.
Ostatnio go powtarzali w wieczór Myśliwskiego na którymś z programów tv. Uśmiechnęłam się czytając twoją odpowiedź : Radziwiłłowicz, Kawalerowicz raczej w filmach nie grał chociaż nie wiem czy gdzieś się nie pojawił. Chętnie przyjmę. Napisz tylko ile przelać za koszt poczty.
UsuńAdres już podaję.
Oczywiście, masz rację - mój błąd. Wyszło na to, że nie dość, że nie rozeznaję się w listach bestsellerów, to i ze sztuką filmową jestem na bakier :-)
UsuńTylko umarłemu się błąd nie może zdarzyć.
UsuńZabrzmiało bardzo eschatologicznie, ale to w końcu listopad :-)
UsuńMyśliwskiego czytałam jedynie Widnokrąg, wrażenia były pozytywne. Kiedyś trafiłam na końcówkę wywiadu radiowego z pisarzem - usłyszałam jedynie kilka zdań, ale zafrapował mnie on. Mam nadzieję, że nie tylko metrykalnie dojrzałam do lektury, bo po takiej recenzji chętnie poczytam. Zwłaszcza to nawiązanie do Prousta mnie zachęca (jestem w trakcie czytania II tomu), ale nie tylko ono. Kiedy metryka pokazuje, że bliżej niż dalej człowiek się robi nostalgiczny i wciąż usiłuje odnaleźć odpowiedzi na wiele pytań nie dając za wygraną, że pewnych odpowiedzi nie znajdzie, ale może rzecz polega na szukaniu
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem, jeśli chodzi o Prousta, bo rozumiem że zamierzasz dociągnąć cały cykl do końca. I chyba rzeczywiście można się u Myśliwskiego doszukać czegoś więcej z niego niż tylko analogii z magdalenką :-). A Twoje ostatnie zdaniem mogłoby służyć za kwintesencję "Ostatniego rozdania".
UsuńZa Myśliwskim chodzę trop w trop. Po "Widnokręgu" cały Sandomierz i Rybitwy opstrykałam. Nie omieszkałam nawet Mistrza o Dwikozy spytać. Książka - jak widzę - bardzo dla mnie. Lektura wciąż przede mną, tylko w ułamkach mi znana. Czekanie jest przyjemne:)
OdpowiedzUsuńW takim razie jeszcze przyjemniejsza będzie pewnie lektura :-)
UsuńPiękna, poruszająca recenzja.
OdpowiedzUsuńWitaj w gronie wydłubywaczy rodzynków - u nas w domu w tajemniczych okolicznościach znikały te z upieczonego przez mamę sernika. :)
Czytałam "Nagi sad" Myśliwskiego, podobał mi się, ale potem nie czułam potrzeby sięgnięcia po jego inną powieść. Teraz muszę zweryfikować poglądy. :)
Już trudno mi uwierzyć w samo to, że podobał Ci się "Nagi sad" :-) ale w to, że nie czytałaś innych jego książek - nie wierzę (chociaż po "Sadzie" jest to jakoś wytłumaczalne). Moim zdaniem od "Kamienia" poprzez "Widnokrąg" do "Traktatu" i "Rozdania" to, najwybitniejszy - tak, tak, nie bójmy się tego słowa - polski pisarz współczesny.
UsuńW czasach, gdy powszechnie za najlepsze uważa się to, co perfekcyjne i wycyzelowane (a najlepiej jakby jeszcze poprawione w Photoshopie), dobrze czasem zobaczyć, że można inaczej. Ja jednak ciągle patrzę przede wszystkim przed siebie, a nie wstecz, dlatego myślę, że mój czas na Myśliwskiego jeszcze nie nadszedł.
OdpowiedzUsuń"Kamień na kamieniu" i "Widnokrąg" mogłabyś chyba zaryzykować ale "Traktat" i "Ostatnie rozdanie" rzeczywiście mogłyby okazać się ryzykowne.
UsuńMyślę, że masz rację:) Ale do takich lektur potrzeba spokoju, którego chwilowo się u mnie nie stwierdza.
UsuńSpokoju i czasu, bo jeśli poczujesz klimat Myśliwskiego to trudno byłoby Ci się od książek oderwać. Pytanie tylko, czy poczujesz? :-)
UsuńOto jest pytanie!:) Poszłam sprawdzić, czy mam cokolwiek Myśliwskiego. Wydawało mi się, że tak, ale wychodzi na to, że nie (albo nie umiem znaleźć). Znaczy się, czas w którym przekonam się czy to "coś dla mnie", jeszcze nie nadszedł:)
UsuńNadejdzie z wiekiem :-), że to kwestia czasu w to nie wątpię tym bardziej, że Myśliwski jest bezkonkurencyjny.
UsuńPrzekroczywszy czas jakiś temu smugę cienia, czuję się jak najbardziej adresatem ostatniej powieści Myśliwskiego. Gdy jednak zobaczyłam ją u swego Ojczastego, krakowski wąż w kieszeni szybko ukąsił mnie w rękę pragnącą wyciągnąć trochę grosza w kierunku najbliższej księgarni - spokojnie poczekam, aż się mój przodek upora z lekturą :)
OdpowiedzUsuńAczkolwiek pochodzę z "wręcz przeciwnego" regionu, to jednak Twój ból rozumiem :-) jednakowoż w ramach przygotowań do lektury proponuję "Traktat o łuskaniu fasoli", z którym biorąc pod uwagę fakt, że książka ukazała się parę lat temu, Twój tata z pewnością już uporał się był i zapewne z przyjemnością Ci pożyczy :-)
UsuńTym razem przeczytałam z biblioteki :)
UsuńTo jesteś przygotowana do lektury "Ostatniego rozdania" :-), mi niestety tego elementu zabrakło bo pamięć mam dobrą tylko krótką i miałem w związku z tym lekkie poczucie niedosytu.
UsuńHa ha nie rozśmieszaj mnie. Ja mam jeszcze lepszą - bo krótszą :) wszak nie od dziś twierdzę, że jestem idealnym czytelnikiem kryminałów (które uważane są za jednorazową lekturę) - ja mogę skolko ugodno! Wystarczy mi paromiesięczny odstęp.
UsuńLupus in fabula! właśnie dzisiaj rano wyciągałem z półki moje wysłużone Sherlock'i, żeby je trochę "przewietrzyć" bo też już z nich nic nie pamiętam :-)
UsuńJakoś tak mam spory problem z tą książką Myśliwskiego.
OdpowiedzUsuńNiby piękna, niby wzruszająca, nostalgiczna i z tym charakterystycznym sznytem, ale... no, słabsza niż poprzedniczki.
Tylko nie wiem, dlaczego słabsza! ;-)
Na początku myślałam, że może jest nieco za bardzo rozwleczona, teraz wydaje mi się, że brakuje jej takiej bardziej "uniwersalnej" perspektywy, jaką miał w moim mniemaniu "Traktat...".
A może jestem po prostu za młoda, żeby docenić tę powieść? ;-D
Mam dokładnie odwrotne wrażenia jeśli chodzi o wzajemną pozycję "Traktatu" i "Ostatniego rozdania" ale ponieważ z tego pierwszego niewiele pamiętam więc nie upieram się przy tym bo możliwe, że masz rację. Nie zauważyłem by było "za dużo nut" :-), chociaż przyznaję na początku było trochę ciężko :-). Dla mnie duże znaczenie mają szczegóły, które kojarzą mi się z własnym dzieciństwem jak choćby skórzany pasek Romea, na którym ostrzył brzytwę, kuchnia z fajerkami, jazdy pociągiem w warunkach zbliżonych do tych, które opisuje główny bohater i przez to być może bardziej emocjonalnie odbieram książkę. A wiek swoją drogą :-)
UsuńJa też "Traktatu" nie pamiętam w tym momencie na tyle, żeby mądrzyć się na temat niuansów i subtelnych różnic, zapisałam jedynie swoje ogóle wrażenie.
OdpowiedzUsuńTo nie jest też tak, że będę jakoś szczególnie mocno krytykować Myśliwskiego, bo jego słaba książka jest i tak na poziomie nieosiągalnym dla jakichś 95% współczesnych polskich autorów i czekałam na nią wytrwale, i z utęsknieniem.
Dam tę książkę mojej mamie, ciekawa jestem, co powie - wszak pochodzi z prehistorycznych czasów kuchni z fajerkami (mama, nie książka). ;-)
Jeśli Twojej mamie podobał się "Traktat" to myślę, że i "Ostatni rozdział" jej się spodoba, chociaż jeśli nie zna Myśliwskiego to może dobrze by było gdyby znajomość z nim rozpoczęła od "Kamienia na kamieniu" albo "Widnokręgu". Co do "poziomu nieosiągalnego dla jakichś 95% współczesnych polskich autorów" to pełna zgoda - nie wiem czy jeszcze któryś napisał bardzo dobre cztery powieści pod rząd :-).
UsuńSzukałam w głowie jakiegoś nazwiska i pierwsze, które mi się nasunęło to "Dukaj", ale przekonana nie jestem (zaznaczam jedynie, że chodzi o szeroko pojęte "dobre" książki, a nie drobiazgowe porównania, bo Dukaj i Myśliwski to jednak zupełnie inne półki).
UsuńWidzę, że żarty się Ciebie trzymają :-) sam lubię S-F ale bez przesady, to przecież nie ta kategoria wagowa.
UsuńJa nie przepadam za taką literaturą, więc mam inną perspektywę.
UsuńNiemniej jednak, Dukaj to jedyne nazwisko, które przyszło mi do głowy.
Spoko, spoko - to w końcu zawsze kwestia osobistych upodobań. Mnie nie przychodzi żadne ale to pewnie dlatego, że nie mam najlepszego zdania o polskiej literaturze współczesnej.
UsuńZamówiłam książkę w zasadzie pod wpływem Twojej recenzji. Mam nadzieję, że się nie zawiodę. Generalnie super blog, jak to stało, że wcześniej mnie ty nie było?
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję, choć jak widzisz w komentarzach głosy są podzielone :-)
UsuńKażdemu się niestety nie dogodzi. Dobrze, że zdania są podzielone. Inaczej nie byłoby dyskusji.
UsuńW tej opinii akurat jesteśmy zgodni :-)
UsuńZnam trochę okolice Sandomierza i Dwikozy także, brakuje tylko lektury, którą mam w planach.
OdpowiedzUsuńZupełnie inaczej czyta się książki, których akcję można umiejscowić i chodzić po śladach bohaterów - więc w Twoim przypadku podwójnie warto.
Usuń