Niedawno było o pierwszych zdaniach znanych powieści ale gdzie im tam do początku "Prawem i lewem" z jego "Co za świat, co za świat! Groźny, dziki, zabójczy. Świat ucisku i przemocy. Świat bez władzy, bez rządu, bez ładu i bez miłosierdzia. Krew w nim tańsza od wina, człowiek tańszy od konia. Świat, w którym łatwo zabić, trudno nie być zabitym. Kogo nie zabił Tatarzyn, tego zabił opryszek, kogo nie zabił opryszek, zabił go sąsiad. Świat, w którym cnotliwym być trudno, spokojnym nie podobna."
Kto by pomyślał, że pracę historyczną i to sprzed ponad wieku można czytać nieledwie z wypiekami na twarzy. Nie dziwię się, że po jej ukazaniu się (pierwsze wydanie pochodzi z 1903 r.) wiele rodzin o nobliwie brzmiących nazwiskach poobrażało się na Łozińskiego, który przedstawił wcale nie nobliwy obraz ich przeszłości.
Zostawił Łoziński w pobitym polu Smoleńskiego i jego "Konfederację targowicką", Kalinkę z "Sejmem czteroletnim" czy Szajnochę wraz z "Jadwigą i Jagiełłą" by odwołać się do autorów i książek, które stanowiły kamienie milowe w historiografii przeznaczonej także dla tych, którzy historią interesują się tylko amatorsko. Może tylko książki Łojka poświęcone rodowi Potockich mogą stawać w szranki z "Prawem i lewem" przy czym zaryzykowałbym stwierdzenie, że to jego rozdziały poświęcone Diabłowi Łańcuckiemu i jego następcom były inspiracją dla Łojka.
Łoziński potrafi zainteresować czytelnika i to bardzo, mimo że jego książka odnosi się tylko do dawnego województwa ruskiego (lwowskiego) sięgającego na zachodzie mniej więcej do linii Rzeszów - Krosno a na wschodzie wychodzącego nieco poza linię Trembowla - Śniatyń. Pisze więc o ziemiach, które w większości dzisiaj znajdują się poza granicami Polski i są, że tak powiem, dla większości krainą mityczną, o której owszem coś się tam słyszało ale na dobrą sprawę nie bardzo wiadomo gdzie ona leży. Tymczasem spod pióra Łozińskiego wyszło coś, co śmiało może stawać w szranki z bajkami Sienkiewicza znanymi jako "Trylogia", a które przebija choćby pierwsza z brzegu, wybrana na chybił - trafił historia Jana Tarnowskiego, który w 1641 roku "zabija własnego stryja, (...), po czym wkrótce, zdawałoby się, że ze skruchy i dla ekspiacji dawniejszych zabójstw i tej ostatniej zbrodni zostaje księdzem. Przypuszczenie mylne! Oto bowiem w r. 1646 ten sam Tarnowski, mając plebana w swojej wsi, kazał mu pewnego razu czekać na siebie z nieszporami; czekał też pleban daremnie aż do późnego wieczora, a przekonany, że Tarnowski nie przyjdzie, odprawił nieszpory bez niego. Nagle zjawia się Tarnowski i rozwścieczony każe swojej służbie plebana rozciągnąć i bić kijami. Przerażony pleban usiłuje ratować się ucieczką od chłosty, ale Tarnowski dopędza go i mieczem go przebija, potem ubiera się w komżę, zakłada stułę i nad trupem kondukt odprawia!" A takich, podobnych a także i mocniejszych "smaczków" jest u Łozińskiego bez liku.
Pierwszą część jego książki w zasadzie można określić mianem zarysu historii społecznej ale nie ma on nic wspólnego z nudnym jak flaki z olejem podręcznikowym wykładem i w którym przedstawia społeczeństwo szlacheckie widziane od ogółu do szczegółu. W drugim tomie koncentruje się już tylko na szczegółach i na dobrą sprawę można go uznać za pitaval XVII-wiecznej Polski wschodniej, w której "nierząd wszystkie obyczaje psuje, na których miejsce nastąpiły srogie zbrodnie, mężobójstwa, gwałty, łupiestwa, mordy, z rusznic zabijania, wszeteczeństwo, krzywoprzysięstwo, zbytki, utraty i wiele innych szkaradnych występków." Trup ściele się gęsto, nikt nie ma względu na nikogo, nie ma nic świętego, "panowie bracia" grabią, palą, mordują sąsiadów i krewnych a bywa, że i panie w niczym im nie ustępują. Jeśli sąsiad zagiął parol na sąsiada albo i brat na brata to ten musiał się strzec "w domu, w kościele, w łaźni, na polu, pijąc, jedząc, śpiąc, w drodze i na każdym miejscu, bo się na nim mścić będzie i na gardle jego usiądzie".
Świetna pełnokrwista książka, czerpiąca garściami z dawnych dokumentów, w których relacje utrzymane są w stylu "Pamiętników" Paska (też zresztą mało chwalebnej postaci), w których gdy "zabił ktoś kogoś w zwadzie, to nie zabił go krótko i węzłowato, ale "ważył się zabić, zamordować, uśmiercić i z żywego nieżywego uczynić, jakoż i zabił, zamordował, uśmiercił i z żywego nieżywym uczynił"." a jeśli "dopuściła się służba czyjaś burdy na własną rękę, o czym służbodawca nie wiedział i nie słyszał, to stało się to przecież "za jego sprawą, wolą, wiedzą, mandatem, zmową i rozkazaniem"."
Łoziński co prawda, zastrzega, że obraz który przedstawia widziany jest jak w soczewce, oparty jest bowiem na aktach grodzkich, które z istoty swojej są wycinkiem pokazującym, jakby nie było odstępstwa od normy, i że na tle współczesnej Europy wcale in minus nie wyróżnialiśmy się, rzecz jednak w tym, że o ile inne nacje osiągnąwszy dno odbiły się od niego my coraz bardziej w nim grzęźliśmy. Tak że jeśli ktoś był kiedyś próbował dociec dlaczego Polska padła ofiarą zaborców, w "Prawem i lewem" znajdzie na to pośrednią odpowiedź bo na przykład okazuje się, że "w 1655 r. szlachta województwa ruskiego nie może ruszyć na obronę ojczyzny, bo musi bronić sama siebie przed obrońcami ojczyzny". To nie mogło się dobrze skończyć.
Zostawił Łoziński w pobitym polu Smoleńskiego i jego "Konfederację targowicką", Kalinkę z "Sejmem czteroletnim" czy Szajnochę wraz z "Jadwigą i Jagiełłą" by odwołać się do autorów i książek, które stanowiły kamienie milowe w historiografii przeznaczonej także dla tych, którzy historią interesują się tylko amatorsko. Może tylko książki Łojka poświęcone rodowi Potockich mogą stawać w szranki z "Prawem i lewem" przy czym zaryzykowałbym stwierdzenie, że to jego rozdziały poświęcone Diabłowi Łańcuckiemu i jego następcom były inspiracją dla Łojka.
Łoziński potrafi zainteresować czytelnika i to bardzo, mimo że jego książka odnosi się tylko do dawnego województwa ruskiego (lwowskiego) sięgającego na zachodzie mniej więcej do linii Rzeszów - Krosno a na wschodzie wychodzącego nieco poza linię Trembowla - Śniatyń. Pisze więc o ziemiach, które w większości dzisiaj znajdują się poza granicami Polski i są, że tak powiem, dla większości krainą mityczną, o której owszem coś się tam słyszało ale na dobrą sprawę nie bardzo wiadomo gdzie ona leży. Tymczasem spod pióra Łozińskiego wyszło coś, co śmiało może stawać w szranki z bajkami Sienkiewicza znanymi jako "Trylogia", a które przebija choćby pierwsza z brzegu, wybrana na chybił - trafił historia Jana Tarnowskiego, który w 1641 roku "zabija własnego stryja, (...), po czym wkrótce, zdawałoby się, że ze skruchy i dla ekspiacji dawniejszych zabójstw i tej ostatniej zbrodni zostaje księdzem. Przypuszczenie mylne! Oto bowiem w r. 1646 ten sam Tarnowski, mając plebana w swojej wsi, kazał mu pewnego razu czekać na siebie z nieszporami; czekał też pleban daremnie aż do późnego wieczora, a przekonany, że Tarnowski nie przyjdzie, odprawił nieszpory bez niego. Nagle zjawia się Tarnowski i rozwścieczony każe swojej służbie plebana rozciągnąć i bić kijami. Przerażony pleban usiłuje ratować się ucieczką od chłosty, ale Tarnowski dopędza go i mieczem go przebija, potem ubiera się w komżę, zakłada stułę i nad trupem kondukt odprawia!" A takich, podobnych a także i mocniejszych "smaczków" jest u Łozińskiego bez liku.
Pierwszą część jego książki w zasadzie można określić mianem zarysu historii społecznej ale nie ma on nic wspólnego z nudnym jak flaki z olejem podręcznikowym wykładem i w którym przedstawia społeczeństwo szlacheckie widziane od ogółu do szczegółu. W drugim tomie koncentruje się już tylko na szczegółach i na dobrą sprawę można go uznać za pitaval XVII-wiecznej Polski wschodniej, w której "nierząd wszystkie obyczaje psuje, na których miejsce nastąpiły srogie zbrodnie, mężobójstwa, gwałty, łupiestwa, mordy, z rusznic zabijania, wszeteczeństwo, krzywoprzysięstwo, zbytki, utraty i wiele innych szkaradnych występków." Trup ściele się gęsto, nikt nie ma względu na nikogo, nie ma nic świętego, "panowie bracia" grabią, palą, mordują sąsiadów i krewnych a bywa, że i panie w niczym im nie ustępują. Jeśli sąsiad zagiął parol na sąsiada albo i brat na brata to ten musiał się strzec "w domu, w kościele, w łaźni, na polu, pijąc, jedząc, śpiąc, w drodze i na każdym miejscu, bo się na nim mścić będzie i na gardle jego usiądzie".
Świetna pełnokrwista książka, czerpiąca garściami z dawnych dokumentów, w których relacje utrzymane są w stylu "Pamiętników" Paska (też zresztą mało chwalebnej postaci), w których gdy "zabił ktoś kogoś w zwadzie, to nie zabił go krótko i węzłowato, ale "ważył się zabić, zamordować, uśmiercić i z żywego nieżywego uczynić, jakoż i zabił, zamordował, uśmiercił i z żywego nieżywym uczynił"." a jeśli "dopuściła się służba czyjaś burdy na własną rękę, o czym służbodawca nie wiedział i nie słyszał, to stało się to przecież "za jego sprawą, wolą, wiedzą, mandatem, zmową i rozkazaniem"."
Łoziński co prawda, zastrzega, że obraz który przedstawia widziany jest jak w soczewce, oparty jest bowiem na aktach grodzkich, które z istoty swojej są wycinkiem pokazującym, jakby nie było odstępstwa od normy, i że na tle współczesnej Europy wcale in minus nie wyróżnialiśmy się, rzecz jednak w tym, że o ile inne nacje osiągnąwszy dno odbiły się od niego my coraz bardziej w nim grzęźliśmy. Tak że jeśli ktoś był kiedyś próbował dociec dlaczego Polska padła ofiarą zaborców, w "Prawem i lewem" znajdzie na to pośrednią odpowiedź bo na przykład okazuje się, że "w 1655 r. szlachta województwa ruskiego nie może ruszyć na obronę ojczyzny, bo musi bronić sama siebie przed obrońcami ojczyzny". To nie mogło się dobrze skończyć.
Moim zdaniem, to świetna książka, jedna z najlepszych książek historycznych, warta zadania sobie nieco trudu bo nie jest to jednak literatura "wagonowa" ale za to satysfakcja jest gwarantowana. I jeszcze uwaga techniczna - książka miała kilka wydań także po wojnie, jednak ci którzy nie czują zbyt mocni w łacinie powinni sięgać po wydanie "Iskier" z 2005 roku (okładkę którego zamieściłem), które jako jedyne posiada objaśnienia zwrotów łacińskich użytych w tekście.
Królestwo za tą książkę:)
OdpowiedzUsuńNa allegro na pewno jest trochę tańsza :-)
UsuńNo właśnie widziałam piękne wydanie za 599 nowych złotych polskich. Ale masz rację, są tańsze:)
UsuńTo pewnie któreś z przedwojennych wydań przynajmniej w półskórku, do czytania wystarczy też takie 10x tańsze :-)
UsuńTrzeci rok studiów, egzamin z historii nowożytnej, lektura obowiązkowa:))
OdpowiedzUsuńTeż znam ją jeszcze ze studiów, na prawie to powinna być lektura na pierwszym roku :-)
UsuńNawet na historii rzadko się ją czyta, niestety.
UsuńTemat czytelnictwa niedawno już przerobiliśmy a to jeszcze jest takie gruuube ... :-)
UsuńNo i gdzieś w okolicach drugiego tomu nieco siada, o ile pamiętam :)
UsuńA moim zdaniem właśnie drugi tom jest ciekawszy bo w nim są już same przygody :-) ale faktycznie mała przerwa pomiędzy pierwszym a drugim tomem nie zaszkodzi albo w ogóle rozpoczęcie lektury od niego.
UsuńPo latach mam już tylko niejasne wrażenia. Plus pamiętam fragment o pewnej damie, która trzęsła powiatem.
UsuńOne to potrafią :-) - u Łozińskiego jest kilka takich kobiet czynu :-)
UsuńJestem pełna podziwu, bo ja za nic nie potrafię odtworzyć lektur ze studiów! A czytałam wszystkie i robiłam fiszki i zapiski. Muszę chyba poszperać w notatkach jakie się uchowały.
UsuńNa podziw zasługuje BZwL bo na prawie nie "Prawem i lewem" lekturą nie było i pewnie nadal nie jest, choć nie zaszkodziłoby, gdyby było w ramach wykładu z historii prawa polskiego bo pokazuje funkcjonowanie prawa w XVIII-wiecznej Polsce.
UsuńJa się nadgorliwie zgłosiłem na egzamin do pani profesor, która miewała nietypowe pomysły lekturowe. Pamiętam, że czytałem też o szlacheckich właścicielach nieruchomości w Warszawie bodajże i wbrew tytułowi było to znakomite.
UsuńO, znalazłem: Teresa Zielińska, Szlacheccy właściciele nieruchomości w miastach XVIII w.
UsuńA ja usłyszałem o niej na którymś z wykładów, które miałem z prawa cywilnego - na szczęście egzaminu z Łozińskiego nie miałem :-)
UsuńO ile pamiętam, pytanie z Łozińskiego brzmiało: "Czy nie pamięta pan, czy w książce jest coś o komornikach? Bo piszę artykuł i potrzebuję informacji" :)
UsuńO komornikach chyba nie ma, przynajmniej nic takiego co zwracałoby uwagę za to świetny passus dotyczący woźnych sądowych :-).
UsuńToteż tak odpowiedziałem:)
UsuńMarlow ja po historii i nie mam dobrej pamięci do tytułów książek, stąd mój podziw dla ZwL. Z miejsca w życiu nie wymienię, co czytałam niegdyś.
UsuńZ tytułami to pół biedy, gorzej, gdyby ktoś o treść zaczął pytać :)
UsuńMontgomerry - nieustannie polecam - przeżuć się z masła na margarynę :-). Ja podobnie jak ZwL tytuły pamiętałem tylko tego co w środku nie bardzo i dlatego zacząłem prowadzić bloga :-).
UsuńNie wiem czy dobrze pamiętam, ale do nowożytnej to czytałem: "O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach" i "Ludzie gościńca w XVII-XVIII w." Baranowskiego. Coś mu tam zarzucano nieścisłości i branie danych z sufitu, ale z tego co pamiętam czytało się dobrze :)
UsuńPowracam do czytania literatury stricte historycznej, tytuł koduje w pamięci, ale nie wiem czy zdobędę egzemplarz i czy maja takie pozycje w bibliotekach.
OdpowiedzUsuńWarto, zwłaszcza, że książkę czyta się nie jak pozycją naukową a raczej przygodową i sensacyjną.
UsuńKsiążkę mam, baaa nawet kupiłam za 5 złotych na wyprzedaży w Świecie Książek wówczas, co się likwidowało niby wydawnictwo. Za piątaka kupiłam też Wasylewskiego nowego Życie codzienne XIX wieku - stoją, czekają...
OdpowiedzUsuńWasylewski to jednak trochę inny ciężar gatunkowy - powiedziałbym, że to znacznie lżejszy kaliber, a i smrodek który ciągnie się za autorem robi swoje. W każdym razie jak będziesz brała książki z półki to uważaj, żeby Ci nie spadły na palce bo byłby kłopot :-).
UsuńA to wiem, acz pisał jednak niebanalnie i do jego książek się powraca i na nowo wydaje. Szkoda, że innych autorów dorobek stary się zaprzepaszcza.
UsuńOn nie tyle jest zaprzepaszczony co nie znajduje amatorów, inna rzecz że nie wszystko przetrzymało próbę czasu.
UsuńDzięki wielkie za tę recenzję! Zastanawiałem się właśnie nad tą książką, ale potrzebowałem jakieś rzetelnej opinii, żeby się do niej ostatecznie przekonać. Na pewno po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę polecam z czystym sumieniem :-)
UsuńTa książka czeka na mojej półce. Podstawowy problem to jej gabaryty wymuszające lekturę w domu, a ostatnio rzadko mi się to zdarza. Dziękuję za opinię, która może wkrótce przełamie moją blokadę :)
OdpowiedzUsuńFakt, gabaryty mogą budzić respekt :-)
UsuńMam nadzieję że będzie w bibliotece. Po takim początku nie ma mowy bym odpuściła ;-)
OdpowiedzUsuńWarto poszukać :-).
UsuńTego jestem pewna.
UsuńNo, skoro jesteś pewna ... :-)
UsuńZa mną pierwszy tom. Byłem zachwycony i oczarowany. Oczywiście również przerażony tym jak nasi przodkowie sobie żyli. Cieszę się, że wspomniałeś o tym, że Łoziński wielokrotnie wyjaśnia, że pokazuje tylko wycinek dawnej historii, a nie całkowity jej obraz. Często również przytacza pozytywne przykłady postępowania, ale giną one najczęściej powalone ogromem zła.
OdpowiedzUsuńMi w pamięci utkwił rozdział o chłopach i ich postępkach oraz przewinieniach panów wobec ludu. Łoziński wspomina również, że do pewnego momentu chłopi polscy nie mieli źle na tle Europy, ale tak jak napisałeś. Podczas gdy Zachód się dźwigał mozolnie, bo mozolnie do góry, myśmy pogrążali się w bagnie.
Przykładów pozytywnych postaw, mówiąc szczerze, jest u Łozińskiego jak na lekarstwo ale nic dziwnego bo przecież do akt nie zanosił nikt spraw, które miały pozytywny wydźwięk.
UsuńOmawiając sytuację chłopów Łoziński zastrzega, że odnosi się przede wszystkim do tych, którzy żyli w dobrach królewskich a przecież pozostawali jeszcze chłopi w dobrach szlacheckich, o których nic nie wiadomo bo szlachcic był ich panem życia i śmierci i nie mieli oni żadnej, nawet formalnej możliwości dochodzenia sprawiedliwości więc i akta grodzkie o nich generalnie milczą.
jakie recenzje zamieści Pan w najbliższej przyszłości?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
- czytelniczka
"Oblężone" Konczyny, Bergholc i Ginzburg
UsuńDziękuję za odpowiedź. Proszę się nie bać. Choć piszę anonimowo nie jestem trollem a chciałabym od czasu do czasu zapytać jakie będą recenzje. A może coś z lżejszą tematyką?
UsuńPewnie musielibyśmy ustalić co mieści się w pojęciu lżejszej tematyki ale zakładam, że "Wichrowe wzgórza" i "Króla Maciusia pierwszego" kwalifikują się do niej.
Usuń