czwartek, 25 września 2014

Mistrz z Petersburga, John Maxwell Coetzee

Znowu dałem się namówić ... Trochę to trwało ale wreszcie przeczytałem "Mistrza z Petersburga", na którego uwagę zwróciła mi Agapiet. Nie musiała mnie nawet jakoś specjalnie usilnie namawiać bo po "Hańbie" mam o Coetzee bardzo dobrą opinię, a po "Mistrzu ... " tylko się w niej upewniłem, aczkolwiek to jednak nie ta klasa.


Standardowa opinia na temat powieści Coetzee sprowadza się do tego, że wykorzystuje ona motyw z "Biesów" Dostojewskiego. I to jest prawda, tyle że nie cała. W dodatku ta informacja powinna stanowić światełko ostrzegawcze dla czytelników, bo nie jest to jedyne nawiązanie do twórczości pisarza, ponieważ w książce można odnaleźć aluzje także do innych jego powieści (na przykład motyw siekiery, czy ulica Sadowa kojarzyć się może ze "Zbrodnią i karą", do której bohaterowie książki kilkukrotnie nawiązują) i do faktów bezpośrednio związanych z biografią Dostojewskiego (m.in. zesłanie, pobyt w Dreźnie, zawoalowana aluzja do epilepsji, hazard, autorstwo powieści).

To sprawia, że "Mistrza ... " nie da się czytać ot tak sobie, z marszu. To znaczy można, ale jeśli nie ma się choćby jako takiego pojęcia o życiu Dostojewskiego i jego twórczości, to lektura sprowadza się do historii o ojczymie bardzo związanym ze swoim pasierbem (znowu motyw z życia pisarza), który chcąc odzyskać po jego śmierci dokumenty z nim związane, staje w obliczu zagadki jego śmierci i do konfrontacji z człowiekiem zamieszanym tą śmierć i dowiaduje się czegoś także o samym sobie.

Jednak jeśli ma się świadomość tego, że Coetzee podejmuje z czytelnikiem grę, to zaczyna się podchodzić się do książki z podejrzliwością - czy na przykład Anna Siergiejewna nie nawiązuje do bohaterki "Ojców i dzieci" Turgieniewa, w której kochał się Bazarow? Bo przecież jest w "Mistrzu ..." Karmazynow z "Biesów", w którym Dostojewski skarykaturował Turgieniewa, a i sam Bazorow był nihilistą tak jak Nieczajew, którego postać wykorzystuje Coetzee. Ta podejrzliwość chwilami może graniczyć z obsesją bo przez chwilę wydawać się może, że Matriona jest jakoś powiązana z bohaterką "Skrzywdzonych i poniżonych" choć przecież to absurd bo w "Mistrzu ... " jest to podchodząca z rezerwą do tytułowego bohatera dziewczynka a w "Skrzywdzonych ... " stara, zrzędliwa służąca. A może dziewczynka nawiązuje do haniebnego incydentu z życia Dostojewskiego? W każdym razie trudno oprzeć się wrażeniu, że żadna postać, żadne miejsce nie jest przypadkowe i powiązane jest albo z jego twórczością albo z jego życiem. Powiem szczerze, w tym dla mnie leży główny urok książki Coetzee bo jego rozważania a la Dostojewski nie za bardzo mnie wciągnęły.

28 komentarzy:

  1. Przyłączam się do tego łańcuszka. Książeczka już wpisana na listę musthave'ów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łańcuszka nie zauważyłem ale możesz być oczywiście jego pierwszym ogniwem :-)

      Usuń
    2. Czekaj, czekaj, ja liczę tak: najpierw Agapiet, potem Ty, no i na końcu, jako trzecie ogniwo moja skromna osoba. Czy może coś poplątałam?

      Usuń
    3. No niby masz rację, w końcu tres faciunt collegium, to rzeczywiście - dlaczego nie mogłoby stworzyć łańcucha :-)

      Usuń
  2. Coetzee znam na razie tylko z ekranizacji "Hańby", którą może uda mi się przeczytać.Chociaż tematyka jej sądząc po filmie jest bardzo trudna, ale może bardziej można zrozumieć czytając postępowanie córki bohatera.
    Widzę jednak, że Coetzee to pisarz dla erudytów takich jak Ty. Chociaż nie powiem, że tym bardziej pociąga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiedziałem, że film był nakręcony - "Hańbę" znam z książki, świetna książka, robi mocne wrażenie. "Mistrzowi ... " jednak trochę do niej brakuje.
      Bez przesady z erudycją - "Zbrodnia i kara", "Biesy" czy "Bracia Karamazow" to przecież nie żadna ezoteryczna lektura i wyższy stopień wtajemniczenia ale standard dla każdego kto interesuje się literaturą.

      Usuń
    2. Z Malcovichem w roli głównej.
      Tyle, że trzeba jednak być bardziej na bieżąco, a jak się znało, ale przed laty to wiele umyka.

      Usuń
    3. Ja programowo, co do zasady, nie jestem na bieżąco :-) i mam wrażenie, że niespecjalnie mam czego żałować, aczkolwiek zdarzają się wyjątki.

      Usuń
  3. Widząc Twoje zainteresowanie inspiracjami literackimi i erudycją Coetzego, pozwolę ssobei polecić Ci jego eseje. Teraz czytam 'Wewnętrzne mechanizmy'. Świetnie się to czyta. Stąd już wiem, że na pewno będę czytac tez starsze eseje 'Dziwniejsze brzegi' i koniecznie 'Punkty nawigacyjne,' które sa określane jako autobiografia intelektualna pokazana poprzez wątki literackie, które wykorzystywał w swoich powieściach. A jak widać sięgał po wątki z wielkiej literatury europejskiej. To dla mnie trochę jak kryminał, tylko literacki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W "Mistrzu ... " to zainteresowanie jest wymuszone bo trudno zignorować fakt, że głównym bohaterem jest Dostojewski i w dodatku padają nazwy jego powieści :-) ale za zwrócenie uwagi na eseje Coetzee dziękuję.

      Co do inspiracji, to teraz przez blogi przelewa się fala reklamy nowej powieści Dehnela, "Matka Makryna". Nie wiem czy sam Dehnel, ale projektant okładki na pewno inspirował się "Rozmową z Matką Makryną" Słowackiego, co widać gołym okiem - "Głowy, na których twarze pozrywane, Butem wybite ruskim jak pieczęcią".

      Usuń
    2. No, i odzywa sę dusza lierackiego Sherlocka Holmesa :)

      Usuń
    3. To tylko przypadek bo niedawno trafiłem na coś takiego jak "Martyna Mieczysławska w świetle prawdy" księdza Jana Urbana, które zbierało nie wiem od ilu lat kurz w domowej bibliotece :-). Obok Towiańskiego to chyba najbardziej sensacyjna sprawa w życiu popowstaniowej emigracji.

      Usuń
  4. Czytałam już kilka opinii na temat tej książki i przyznam się szczerze, że nie jestem do końca do niej przekonana. Nadal się waham czy po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani nie namawiam, ani nie odradzam. Tak jak pisałem, to ciekawostka raczej dla tych, którzy w miarę orientują się w Dostojewskim.

      Usuń
    2. Zastanawiam się . "Hańba" mnie nie zauroczyła , coś tam jeszcze próbowałam czytać z podobnym skutkiem ale Dostojewski kusi. Tyle tylko że literacki detektyw raczej ze mnie kiepski ;-)

      Usuń
    3. "Hańbą" chyba nie można być zauroczonym :-) ale jak zwał tak zwał, na mnie zrobiła wrażenie.

      "Mistrza ..." można też czytać normalnie, że tak powiem. To sprawnie napisana książka utrzymana w trochę tajemniczym klimacie, a odniesienia do twórczości i życia Dostojewskiego dodają jej smaczku.

      Usuń
    4. Marlow Ja nie w temacie, ale chcąc umniejszyć Ci roboty z komentowaniem. Zerknij na ostatni komentarz pod tym wpisem ZwL :P

      Usuń
    5. Aluzju poniał :-) nauka na przyszłość. A już myślałem, że tę kategorię gości mam całkiem z głowy, a tu proszę, co za niespodzianka :-)
      A tak BTW to też trafiła mi się "Sońka" Karpowicza, do której się przymierzam "zainspirowany" maglem, jaki teraz powstał na linii Dunin-Karpowicz.

      Usuń
    6. Ja akurat trafiłem nań przed wybuchem tego, nie bójmy się tego słowa, szamba. Już nawet literaci i feministki nam się tabloizują. Koniec jest bliski. A o samej "Sońce" nie wiem co myśleć, bo są chwile, że się podoba, a są że drażni i odrzuca. I to bez względu na nowy sposób reklamy twórczości IK :P

      Usuń
    7. Nawet?! :-) "Tabloizują" to bardzo łagodne określenie, bądźmy szczerzy to dno dna i dziesięć metrów mułu. Powinni pójść do programu Ewy Drzyzgi, tam by idealnie pasowali :-). O "Sońce" nie mam jeszcze żadnej opinii bo nawet nie zacząłem jej czytać. Mam teraz na tapecie "Bezpowrotnie utraconą leworęczność" Pilcha. Też dobrze :-)

      Usuń
  5. Dotychczas moje jedyne spotkanie z autorem do "Ciemny kraj", niestety spotkanie to zakończyło się nie najlepiej. Nie udało mi się przebrnąć przez lekturę i nie ukrywam, że zraziłem się nieco do autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Falstarty się zdarzają. Ja tak za pierwszym razem miałem z "Hańbą" ale minęło kilka lat, kiedy swoje odstała już na półce i dopiero wówczas poznałem się na niej.

      Usuń
    2. Dlatego właśnie pewnie jeszcze sięgnę po tego autora :)

      Usuń
    3. To już jest nas dwóch :-)

      Usuń
  6. O, jak miło :)
    Wydaje mi się, że w "Mistrzu" te skojarzenia z postaciami z powieści Dostojewskiego są naturalne, ale myślę że to bardziej abstrakcyjne nawiązania. Nie mam pamięci do postaci, może dlatego tak myślę?
    Z powieści Coetzeego największe wrażenie zrobiły na mnie "Wiek żelaza", "Życie i czasy Michaela K.", "Czekając na barbarzyńców". Było też jednak kilka, przez które z trudem przebrnęłam, głównie te oparte na wątkach autobiograficznych ("Chłopięce lata", "Młodość", "Lato"). Trudno więc coś polecać, u kogoś może być zupełnie odwrotnie. Lubię autorów nieautoplagiatujących się. Coetzeego do takich zaliczam.
    Bardzo mi miło, że udało mi się czymkolwiek zainspirować Zacnego Autora Bloga :) Ze swej strony dziękuję Marlowie za J. Conrada, z którym zaczęłam ale długo jeszcze nie skończę :)
    P.S. Wcięło mi długi wpis i z trudem odtworzyłam coś na jego kształt. Co za ból...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to weltschemrz :-) To ja dziękuję, bo dzięki Tobie odświeżyłem znajomość z Coetzee i coś mi się wydaje, że będzie to dłuższa znajomość :-).

      Sam też czytam teraz Conrada, tym razem "Lorda Jima" w tłumaczeniu Michała Kłobukowskiego ale na razie tak jestem rozindyczony jego "Brzemieniem mgły", które robi za posłowie, że książkę odstawiłem na bok :-)

      Chyba masz rację z postaciami z "Mistrza ..." ale fakt, że niektóre znajdują pokrycie w życiu Dostojewskiego wzbudził moją obsesyjną podejrzliwość :-).

      Usuń
  7. Ja z kolei bardziej skupiłam się na wątku biograficznym - na ile fakty się pokrywają :)
    Bardzom ciekawa Twoich wrażeń po kolejnych spotkaniach z Coetzeem.
    A dlaczego rozindyczyło Cię posłowie? No i chyba nie zacząłeś od niego lektury? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z biografią jest chyba prościej bo odwołania do niej są dosyć przejrzyste, zresztą ciekawa sprawa - nie mogę nigdzie doszukać się jakiejś porządnej, aktualnej (w sensie aktualności wiedzy o pisarzu oczywiście) biografii Dostojewskiego.
      Jeśli chodzi o Coetzee, to na pierwszy rzut pójdzie przypomnienie "Hańby" bo parafrazując klasyka "lubię tylko te książki, które znam" :-)
      No i Conrad - oczywiście, że zacząłem :-) "Brzemię mgły" nie jest zresztą posłowiem par excellance to był osobny tekst Kłobukowskiego, który wydawnictwo podpięło do edycji "Lorda Jima" w serii "50 na 50". Poziom kabotyństwa i "treści intelektualnie nośnych" przekroczył, moim zdaniem, granice przyzwoitości, tak że chyba nawet poświęcę mu osobny post jak się jeszcze trochę podkręcę :-)

      Usuń