Po lekturze "Studni bez dnia", "Trędowatej" i "Pogoni za rozumem" sądziłem, że o poziomie "literatury kobiecej" wiem już prawie wszystko. Myliłem się. I to bardzo. "Lato w Jagódce" wprowadziło mnie w świat dotychczas mi nieznany i zdumiewający, tak jak twórcza inwencja jego Autorki. Bo czegóż tu nie ma:
- porzucone na wycieraczce kalekie niemowlę;
- próba porwania, odmienionej dzięki reality show, bohaterki przez piątego księcia Królestwa Marokańskiego;
- powstańczy (w czasie Powstania warszawskiego) ślub trzynastoletniej sanitariuszki;
- odnalezienie się małżonków po ponad pół wieku z okładem;
- spotkanie po blisko 30 latach rozłąki rozdzielonych sióstr bliźniaczek, itd., itd., itd...
Gdybym był krytykiem literackim albo "współpracował" z Wydawnictwem Literackim, które wydało powieść Katarzyny Michalak to "dekodując" "Lato w Jagódce" napisałbym, że pod pozornie błahą powłoką Autorka porusza niesłychanie istotne kwestie społeczne, takie jak obecność osób niepełnosprawnych w społeczeństwie, toksyczni rodzice, znieczulica społeczna, kompleksy pokrywane bezwzględnością w dążeniu do odniesienia sukcesu materialnego etc., ale ponieważ książki czytam wyłącznie dla przyjemności, to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że podobnych bzdur jak powieść Katarzyny Michalak nigdy wcześniej nie czytałem, choć mam za sobą nawet lekturę "Gender dla średniozaawansowanych".
- porzucone na wycieraczce kalekie niemowlę;
- próba porwania, odmienionej dzięki reality show, bohaterki przez piątego księcia Królestwa Marokańskiego;
- powstańczy (w czasie Powstania warszawskiego) ślub trzynastoletniej sanitariuszki;
- odnalezienie się małżonków po ponad pół wieku z okładem;
- spotkanie po blisko 30 latach rozłąki rozdzielonych sióstr bliźniaczek, itd., itd., itd...
Gdybym był krytykiem literackim albo "współpracował" z Wydawnictwem Literackim, które wydało powieść Katarzyny Michalak to "dekodując" "Lato w Jagódce" napisałbym, że pod pozornie błahą powłoką Autorka porusza niesłychanie istotne kwestie społeczne, takie jak obecność osób niepełnosprawnych w społeczeństwie, toksyczni rodzice, znieczulica społeczna, kompleksy pokrywane bezwzględnością w dążeniu do odniesienia sukcesu materialnego etc., ale ponieważ książki czytam wyłącznie dla przyjemności, to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że podobnych bzdur jak powieść Katarzyny Michalak nigdy wcześniej nie czytałem, choć mam za sobą nawet lekturę "Gender dla średniozaawansowanych".
Sensu w "Lecie w Jagódce" lepiej nie próbować dociekać, to iście syzyfowy trud - czemu pracownica kiosku Ruchu z PGR-Dobryczyn spod Rzeszowa rodzi w szpitalu przy ulicy Karowej w Warszawie? Ile lat ma główna bohaterka: 23 jak wynika z chronologii zdarzeń, czy 28 jak twierdzi Autorka? Jakim cudem jej rodzice po 28 latach trafiają do kobiety, której ją podrzucili, zważywszy na to, że kobieta zmieniała w tym czasie adres? Dlaczego Gabriela/Gabrysia/Gabula/Gabrina/Gabi wychowywana od niemowlęcia przez Stefanię (czyżby to ukłon w stronę Heleny Mniszkówny?) zwraca się do niej per "ciociu"? Jakim cudem Stefania była "śmiertelnie zmęczona po kilkugodzinnej podróży samolotem na Cypr" skoro do Larnaki leci się ok. 3 i pół godziny? Albo jak to się stało, że rodzicom Stefanii zabrano 30 hektarowy majątek, skoro wiadomo, że parcelacji podlegały majątki o powierzchni przekraczającej 50 hektarów? Na żadne z tych pytań nie znajdzie się w książce odpowiedzi.
Ale w sumie nie ma się co dziwić bo widać, że Autorka chwilami traci kontrolę nad swoim dziełem - oto Gabriela/Gabrysia/Gabula/Gabrina/Gabi ma od urodzenia szpotawą stopę (co można wywnioskować z książki) chodzi więc o kulach lub w specjalnym bucie ortopedycznym ale jak się okazuje kalectwo nie przeszkadza jej biegać, maszerować dziarskim krokiem a nawet brodzić "po kostki w ciepłej, słonej wodzie" w czasie spaceru na plaży. Ma się wrażenie, że kalectwo stanowi w powieści tylko szczególny rodzaj sztafażu i zostało potraktowane bardzo przedmiotowo, co może budzić niesmak u co wrażliwszych czytelników. Podobnie zresztą jak i "żarcik" Gabrieli, która mówi swojej przybranej matce, kobiecie po 70-ce - "Ty z Gabrielem-Rogerem będziesz nadrabiała stracone lata, nie mam nic przeciwko siostrzyczce czy braciszkowi..."
Zresztą nie ma się co czepiać takich drobiazgów, skoro z powieści Katarzyny Michalak można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Gdyby ktoś nie wiedział, to "każdy normalny noworodek, na dobry początek życia powinien otrzymać od losu kochających rodziców i ciepły dom, a w nim własny pokoik pomalowany na pastelowy róż, łóżeczko z baldachimem, może nawet kolebusi..." Muszę ze skruchą przyznać, że niestety moje dzieci nie były normalnymi noworodkami bo nie dostały własnego pokoiku pomalowanego na pastelowy róż, że o kolebusi nie wspomnę. Zupełnie jednak zdruzgotany poczułem się, gdy zorientowałem się, ilu cech typowo męskich mi brakuje i że aby nadrobić te braki powinienem pójść po naukę do szefowej głównej bohaterki, która "w jednej ręce trzymała papierosa, w drugiej szklankę piwa, trzecią obracała kartki periodyku dla koniarzy, czwartą rozgarniała dym, a piątą miarowo uderzała szpicrutą o cholewę wysokich oficerek".
Wiadomo, że romanse jako lektura dla pań mają mniej więcej ten sam poziom prawdopodobieństwa co science-fiction czy fantasy jako lektura dla panów, nie mniej jednak wydawało mi się, że można w nich oczekiwać pewnego rysu realizmu. Okazało się jednak, że moje oczekiwania w odniesieniu do "Lata w Jagódce" były całkowicie nieuzasadnione. Nie wiem, gdzie Autorka poznała wiejskiego parolatka, dla którego doglądanie krów, kóz i drobiu, cięcie pokrzyw dla prosiąt, sieczkę dla koni, gniecenie ziemniaków w parowniku to nie "praca, ale wspaniała zabawa" i w jakim sądzie widziała by adwokat wchodząc na salę sądową witał "się z sędzią, jak ze starym znajomym". W zestawieniu z tym fakt, że główna bohaterka po zażyciu cukierków na przeczyszczenie przeznaczonych dla niedźwiedzi (tak, tak), co było u niej reakcją na wybudzenie po ataku narkolepsji, "toaletę opuściła późnym wieczorem. O parę kilo lżejsza" jest doprawdy drobiazgiem. Swoją drogą, miała kobieta szczęście (nomen omen - nazywała się Szczęśliwa a ostatecznie zamieszkała w Szczęśliwicach) - mogła się przecież odwodnić.
Co tu dużo pisać (a można jeszcze, można) - lektura "Lata w Jagódce" na długo wyleczyła mnie z chęci kolejnego bliższego spotkania z literaturą dla pań. Ostrzegam!
Ale w sumie nie ma się co dziwić bo widać, że Autorka chwilami traci kontrolę nad swoim dziełem - oto Gabriela/Gabrysia/Gabula/Gabrina/Gabi ma od urodzenia szpotawą stopę (co można wywnioskować z książki) chodzi więc o kulach lub w specjalnym bucie ortopedycznym ale jak się okazuje kalectwo nie przeszkadza jej biegać, maszerować dziarskim krokiem a nawet brodzić "po kostki w ciepłej, słonej wodzie" w czasie spaceru na plaży. Ma się wrażenie, że kalectwo stanowi w powieści tylko szczególny rodzaj sztafażu i zostało potraktowane bardzo przedmiotowo, co może budzić niesmak u co wrażliwszych czytelników. Podobnie zresztą jak i "żarcik" Gabrieli, która mówi swojej przybranej matce, kobiecie po 70-ce - "Ty z Gabrielem-Rogerem będziesz nadrabiała stracone lata, nie mam nic przeciwko siostrzyczce czy braciszkowi..."
Zresztą nie ma się co czepiać takich drobiazgów, skoro z powieści Katarzyny Michalak można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Gdyby ktoś nie wiedział, to "każdy normalny noworodek, na dobry początek życia powinien otrzymać od losu kochających rodziców i ciepły dom, a w nim własny pokoik pomalowany na pastelowy róż, łóżeczko z baldachimem, może nawet kolebusi..." Muszę ze skruchą przyznać, że niestety moje dzieci nie były normalnymi noworodkami bo nie dostały własnego pokoiku pomalowanego na pastelowy róż, że o kolebusi nie wspomnę. Zupełnie jednak zdruzgotany poczułem się, gdy zorientowałem się, ilu cech typowo męskich mi brakuje i że aby nadrobić te braki powinienem pójść po naukę do szefowej głównej bohaterki, która "w jednej ręce trzymała papierosa, w drugiej szklankę piwa, trzecią obracała kartki periodyku dla koniarzy, czwartą rozgarniała dym, a piątą miarowo uderzała szpicrutą o cholewę wysokich oficerek".
Wiadomo, że romanse jako lektura dla pań mają mniej więcej ten sam poziom prawdopodobieństwa co science-fiction czy fantasy jako lektura dla panów, nie mniej jednak wydawało mi się, że można w nich oczekiwać pewnego rysu realizmu. Okazało się jednak, że moje oczekiwania w odniesieniu do "Lata w Jagódce" były całkowicie nieuzasadnione. Nie wiem, gdzie Autorka poznała wiejskiego parolatka, dla którego doglądanie krów, kóz i drobiu, cięcie pokrzyw dla prosiąt, sieczkę dla koni, gniecenie ziemniaków w parowniku to nie "praca, ale wspaniała zabawa" i w jakim sądzie widziała by adwokat wchodząc na salę sądową witał "się z sędzią, jak ze starym znajomym". W zestawieniu z tym fakt, że główna bohaterka po zażyciu cukierków na przeczyszczenie przeznaczonych dla niedźwiedzi (tak, tak), co było u niej reakcją na wybudzenie po ataku narkolepsji, "toaletę opuściła późnym wieczorem. O parę kilo lżejsza" jest doprawdy drobiazgiem. Swoją drogą, miała kobieta szczęście (nomen omen - nazywała się Szczęśliwa a ostatecznie zamieszkała w Szczęśliwicach) - mogła się przecież odwodnić.
Co tu dużo pisać (a można jeszcze, można) - lektura "Lata w Jagódce" na długo wyleczyła mnie z chęci kolejnego bliższego spotkania z literaturą dla pań. Ostrzegam!
Też widziałam w markecie na wyprzedaży ale się nie skusiłam ;-)
OdpowiedzUsuńMnie nawet do głowy by nie przyszło żeby coś takiego kupić - jakiś cudem była wolna w bibliotece bo zwykle na książki Katarzyny Michalak, jak mi powiedziano, są zapisy. Dziwne :-)
UsuńA to rozumiem. U nas też są zapisy więc wszystko w normie. Przyznam jednak że też tych zapisów nie pojmuję ale faktycznie mimo iż wszystkie książki pani Michalak mają to jednocześnie wszystkie są wypożyczone a na półce brak. Ot zagadka.
UsuńI to jest przerażające - nie to, że ktoś coś takiego pisze, tylko to że tego rodzaju twórczość ma rzesze amatorów.
UsuńA to fakt !
UsuńChoć z drugiej strony rzecz gustu, jak się komuś podoba ...
UsuńRaczej rzecz bezguścia...
UsuńA u nas zapisów nie ma. Stoja sobie.
UsuńWidocznie czytelnicy nie potrafią ich docenić :-)
UsuńTeż chcę takie cukierki, po których - siuuu - i już z głowy parę kilosów!!! A ja jak głupia te brzuszki i brzuszki...
OdpowiedzUsuńUuuuuu, a moje dziecko ma łóżeczko bez baldachimu i kolory nie te... :(
Nie wiem czy potem, gdy dziecko podrośnie i pozna już "Lato w Jagódce" nie będzie miało do Ciebie pretensji, że nie miało "dobrego początku życia" :-)
UsuńBroń Boże moje dziecko przed takimi mądrymi lekturami :)
UsuńAleż dlaczego? Dzięki nim będzie umiała odróżnić czym różni się dobra literatura od złej literatury :-)
Usuń...w sumie racja :) No ale wiesz, na "Jagódkę" będę szczególnie uważać, przez wzgląd na ten baldachim... ;)
UsuńMyślę, że zamiast uważać na "Lato w Jagódce" powinnaś wziąć się za malowanie pokoju dla dziecka na pastelowy róż i szukanie kolebusi :-)
UsuńWidzę, że się skusiłeś :) Gratulacje, że przebrnąłeś.
OdpowiedzUsuńŚciśle mówiąc, Ty mnie skusiłeś :-) ale już więcej mnie nie namówisz :-)
UsuńNawet nie będę próbował, dotarłeś chyba do dna polskiej grafomanii. No może pani G. od pozwu puka od dołu :)
UsuńMuszę przyznać, że wystawiłeś mnie na wielką próbę, w porównaniu z tym "Trędowata" to wzór pisarskiej dyscypliny i realizmu krytycznego :-). Widać, że wpływ na twórczość Michalak miały amerykańskie opery mydlane bo takie niespodziewane zwroty akcji, to chyba tylko tam są możliwe. Czytałem na blogu o pojedynku G. v P. i mam wrażenie, niezależnie od tego jaką wartość ma twórczość pani, że panu już nerwy puszczają i wchodzi już od razu na wysokie c.
UsuńHa, a mówiłem, że zmienisz zdanie o Trędowatej po lekturze AutorKasi, jak jest pieszczotliwie zwana w internecie :) O sporze G vs P się nie wypowiadam, dawno straciłem zainteresowanie.
UsuńWyszło na to, że znowu jestem do tyłu jeśli chodzi o współczesne życie literackie :-) bo usłyszałem o obojgu i "aferze" całkiem niedawno, przy okazji wpisu o książce Enerlich. Nie dziwię Ci się, że straciłeś zainteresowanie - ja przeczytałem trzy posty P. i też już miałem dosyć :-)
UsuńŻycie literackie, buahahaha. Magiel i to na poziomie nagrody Nike, i na poziomie selfpublishingu :P
UsuńNie wiem czego wymagasz - takie życie literackie jacy literaci :-)
UsuńNiczego nie wymagam, omijam bagienko szerokim kołem :D
UsuńTeż omijam oboje szerokim łukiem bo nie widać żeby była tam jakaś wartość dodana a "plusów ujemnych" mam już dosyć :-)
Usuń(nie bez pewnej uciechy) Rzuciłam okiem na FB i pomyślałam, że jednak ZwL cię zepsuł :D. A uprzedzalam - nie tykaj tego. Bo jeszcze im się spodobasz i potem każą ci resztę czytać i recenzje zamieszczać (smutne doświadczenie mode on ;D)...
UsuńTo teraz jeszcze Kalicińska. Z naciskiem nie zachęcam ;).
Kim są ci "im", co to im się Marlow ma spodobać?
UsuńRaz na jakiś czas można coś takiego przeczytać ku uciesze - zrobiłem błąd, że nie zrobiłem większego odstępu pomiędzy paniami Katarzynami - mogłoby by być wówczas naprawdę śmiesznie, a tak zrobiło strasznie :-)
UsuńZwL @ Nikim, alez nikim, tak sobie piszę...
UsuńMarlow @ NIE MA wystarczajaco dużego odstępu miedzy dowolnym autorem/autorką, a panią Michalak. IMHO.
(chociaż Enerlich nie czytałam, więc może cóż ja tam wiem)
Nie wykluczam, że masz rację :-) W każdym razie trochę żałuję, że pani Michalak nie poszła na pierwszy ogień bo to by było naprawdę mocne uderzenie a tak Katarzyna Enerlich wprowadziła mnie w klimat i wrażenie jednak już nie takie :-)
UsuńKilka lat temu jak udało mi się po długiej przerwie w intensywniejszym czytaniu do niego wreszcie powrócić doznałam w bibliotece prawie, że szoku widząc ile w tym czasie u nas napisano książek i to u nas. I między innymi wypożyczyłam książkę Pani Michalak....dzisiaj już nic z niej nie pamiętam ale jedno stwierdziłam, to nie jest literatura do mnie kierowana i dlatego nie pokusiłam się już przeczytać ani jednej jej książki mimo euforii jaka wokół każdej nowej książki Pani Kasi się pojawiała......
OdpowiedzUsuńI widzę, że nic nie straciłam...cytat z rękami świetny...ale może go wyrwałeś złośliwie z kontekstu...
A sądzisz, że cytat z rękami w ogóle może mieć jakiś sensowny kontekst? Że niczego z książki Michalak nie pamiętasz nie dziwię Ci się - nie ma w końcu czym obciążać sobie pamięci.
UsuńNatanno a tytuł chociaż pamiętasz ? Swego czasu wypożyczyłam "Poczekajkę" po kilku stronach oddałam bez dalszego czytania. Kiedyś wpadłam na blog pani Katarzyny i o dziwo nawet dobrze się czytało a książki wręcz przeciwnie. Szkoda.
UsuńMyślałam, że jakiś kontekst do pięciu rąk musiał być...to znaczy, że coś Pani Kasia chciała udowodnić, np.że my potrafimy na raz wykonywać tyle czynności, że nasze biedne dwie jak skrzydła wiatraka się zaczynają kręcić...ha,ha...
UsuńA ten tekst to z okazji Dnia Kobiet?
Molesław---to była prawdopodobnie "Poczekajka", bo to chyba jedna z pierwszych książek....ale ja zdzierżyłam i doczytałam...
UsuńNo dobra książkę , jedną bo wpisałam liczbę mnogą ale w końcu po kilku stronach mogę chyba powiedzieć czy książka jest dla mnie czy nie ? Inni niech sobie czytają i zwracam też uwagę że chyba pani Michalak jest jedną z niewielu pisarek utrzymujących się z pisania o co u nas niełatwo.
UsuńNatanno - "Ręce" to zapewne przejaw dowcipu, w książce jest więcej fragmentów, które w zamierzeniu miały być chyba humorystyczne a brzmią, moim zdaniem, infantylnie.
UsuńNo więc jest ten kontekst....zamierzony humor.......
UsuńKobieta ma chyba non stop czkawkę dzisiaj......
Taka jest cena bycia autorką bestsellerów :-) Z czkawką bym nie przesadzał, gdyby to był post zamieszczony na blogu roku to co innego :-)
UsuńA który to?
UsuńNie wiem, nie śledzę wydarzeń w blogosferze, mignęła mi tylko w onecie dwa albo trzy dni temu informacja o rozstrzygnięciu plebiscytu.
UsuńI popatrz ...tylko takie lektury Ci przysporzą komentatorów...jaka następna?
UsuńKogo tu nie ma tym razem?
Cieszy, gdy post okazuje się na tyle interesujący, że ci którzy tu zaglądają, zdecydowali się poświęcić swój czas i zaznaczyć swoją obecność. To w końcu, moim zdaniem, jest solą blogowania - wymiana opinii anonimowe obroty licznika też są miłe ale już nie tak.
UsuńA co do nieobecnych, to łatwo dostrzeżesz kogo z naszych wspólnych blogowych znajomych tu nie ma :-)
Panie - autorki tzw. literatury kobiecej już "załatwiłeś", to teraz kolej na panów. Może któregoś z nich też weźmiesz na tapetę? Bo chyba są też autorzy płci męskiej piszący książki dla pań :-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z pełnego słońca rodzinnego miasta :-). D.
D., widzę feminizm w działaniu :-) Tak dla ścisłości nie jest dla mnie ważne kto jest autorem takiej twórczości - badziewie zawsze pozostaje badziewiem. Również pozdrawiam :-)
UsuńA tam zaraz feminizm :-). Ale łudzę się, że literature kobieca nie może być tam beznadziejna. Jeśli niczego dobrego wśród pań autorek nie znalazłeś, to może wśród panów znajdziesz?
UsuńAleż przecież Ci pisałem, że płeć autora nie ma tu żadnego znaczenia ale może Ty podzielisz się swoimi doświadczeniami w tej mierze :-)
UsuńJa zwykle inspiracji u Ciebie szukam, stąd łudziłam sie, że może coś polecisz :-). Jak wiesz, jestem do tyłu jeśli chodzi o literaturę polską współczesną, nie bywam w bibliotekach w Polsce, nawet nie wiedziałam, że są zapisy na różne pozycje (za moich czasów tego nie było :-). A wracając do Twoich wywodów, że płeć nie ma tutaj nic do rzeczy, myślę że trochę ma - bo jakoś nie potrafię podać nazwiska pana, który pisze dla kobiet. No, może tylko jeden mi się kojarzy (z Polaków). Wiśniewski. Moja koleżanka jest nim zachwycona, każdą jego książką.
UsuńA czymże to ja mogę Cię zainspirować :-) Może skusisz się na Twardocha Szczepana on tak się paniom podoba :-)
UsuńKiedyś osoby, które ośmieliły się skrytykować książki Michalak, były bardzo atakowane. Autorka posuwała się nawet do tego, że zakładała fałszywe konta i napadała na recenzentów. Ale do tej pory już chyba zdążyła przyzwyczaić się do negatywnych recenzji.
OdpowiedzUsuńW każdym razie nie możesz liczyć na to, że na swoim blogu zamieści link do Twojego wpisu :)
Jakoś to przeżyję :-) a z trollami póki co daję sobie radę, wystarczy trochę konsekwencji :-)
UsuńCzy ja dobrze czytam - bohaterka zjadła cukierki przeczyszczające dla niedźwiedzi???
UsuńTo może zamiast tytułu "Lato w Jagódce" powinno być "Lato w wygódce" :)
Mówiąc ściśle to była "torebka cukrowych kostek, nasączonych środkiem przeciwpasożytniczym" ale Michalak z typową dla siebie "konsekwencją" pisze o nich także jako o "cukierkach" :-)
UsuńNa temat prozy Kasi Michalak mam wyrobione zdanie. Recenzja świetna, szkoda tylko że trafiłam tu przy porannej kawie, którą teraz muszę wycierać z monitora :)
OdpowiedzUsuńWiedziałem mniej więcej na co się ważę ale chciałem postawić "kropkę nad i" i przekonać się na własne oczy. Mogłem sobie darować. W każdym razie mam nadzieję, że obyło się bez strat w Twoim sprzęcie komputerowym :-)
UsuńI co, miałam rację?
OdpowiedzUsuńZwL Cię wkręcił na całego...
Oczywiście, że miałaś rację ale do BZwL nie mam pretensji bo od początku miałem świadomość niecnej, jawnej prowokacji z jego strony :-)
UsuńProszę mi tu nic nie imputować :) Ja po prostu rozszerzyłem Koledze perspektywy :P
UsuńOch dzięki, nawet nie wiesz, jaka to ulga pozbyć się z oczu klapek i poznać polską literaturę współczesną w jej pełnej krasie :-) Nie wiem tylko dlaczego żadna z powieści pani Katarzyny nie było nominowana do nagrody Nike :-)
UsuńW tej kwestii wypowiedziała się niedawno pani autorka Kalicińska: bo powieści autorKasi propagują radość życia, a do NIke są nominowane jedynie ponuractwa, najlepiej pisane przez facetów :P
UsuńCzyżby spisek elit?! :-) A biorąc pod uwagę zatrutą strzałę jaką wypuściła feministka Dunin Kinga pod adresem autora Karpowicza autorka Kalicińska i tak ujęła to delikatnie :-)
UsuńZdecydowanie spisek.
UsuńOkreślonych sił i wiadomo kto za nimi stoi!
UsuńWszystko po to, żeby optymistyczne i popularne autorki nie mogły się przebić.
UsuńWłaśnie, ale na szczęście czytelniczki poznały się na kunszcie literackim autorek i dały odpór wrogim siłom.
UsuńCzytałam inną powieść autorki "Bezdomna" i niestety miałam podobne wrażenia jak Ty.
OdpowiedzUsuńPo "Lecie w Jagódce" jakoś nie jestem Twoją opinią zaskoczony :-) tylko nie wiem jakim cudem Katarzyna Michalak jest uznawana za "bestsellerową autorkę" jak głosi wydawnicza enuncjacja na okładce. To chyba niemożliwie, żeby ludzie nie zdawali sobie sprawę z tego co czytają.
UsuńNie wiem czy podziwiać czy współczuć. Chyba bardziej to drugie ;).
OdpowiedzUsuńLiteraturą kobiecą bym powieści Katarzyny Michalak nie nazwała, w ogóle nazywanie tego literaturą uważam za nadużycie. Zastanawiam się, kto to czyta i ma frajdę, ale zdaje się, że KM ma wierne grono wielbicielek.
Domyślam się, że ma bo to im zadedykowała książkę :-) Dla mnie zastanawiające jest jak to możliwe, że takie wypociny wydaje Wydawnictwo Literackie, w którym przeszło to przez ręce opiekunki redakcyjnej, redaktora i trzech redaktorek. Eh...
UsuńMoże nie powinnam się wypowiadać, bo wieki temu przeczytałam jedną jedyną książkę K. Michalak i to doświadczenie czytelnicze wyleczyło mnie chyba na zawsze z chęci lektury kolejnej książki autorki. :) Ma ona jednak grono oddanych czytelników sądząc po ilości blogowych opinii, w większości całkowicie pozytywnych. :)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się bo parafrazując klasyka "jest to twórczość optymistyczna, żartobliwa, wesoła z akcentami humorystycznymi. W sumie uważam, że potrzeba nam jest zdrowych, wesołych, optymistycznych powieści właśnie takich... Nawet czasami żartobliwie-ironicznych." Tylko paru malkontentów takich jak na przykład BZwL kręci nosem ale im się wiecznie nic nie podoba i trzeba dać im zdecydowany odpór. Co niniejszym czynię :-)
UsuńCzuję się odparty :) Ale przypominam, że to ja głosiłem tu chwałę Katarzyny M. :P
UsuńNo tak, nie przeczę, to wychodzi na to, że tylko kilka pań, które się tu ujawniły, kręci nosem ale to zapewne z niewiedzy :-)
UsuńSzczerze powiem, że choć Wasza dyskusja skrzy się zapewne dowcipem, to ze względów logistycznych nie jestem w stanie jej śledzić, więc czasem muszę dopytać. :)
UsuńZapewne?! Dowcipem?! - czyżbyś podejrzewała w naszej wymianie poglądów jakieś drugie dno?! :-)
UsuńKoleżanka sugeruje, że sobie szyderę robimy :P
UsuńTo przez Ciebie, bo Ty to lubisz tylko "wyśmiać i wyszydzić" zamiast tak na poważnie :-)
UsuńCo ja na to poradzę, biedny miś :(
UsuńDajesz im (tym "kręcącym nosem") odpór?:)
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę a jak mi nie wierzą to niech przeczytają - dzieło Katarzyny Michalak obroni się samo :-)
UsuńJeszcze nigdy w życiu nie popłakałam się ze śmiechu czytając recenzję....okazuje się, że można :)
OdpowiedzUsuńZa to podczas lektury "Lata w Jagódce" nie wiadomo czy śmieć się czy płakać :-)
UsuńNie wiem co mnie bardziej zdumiewa, Twoje zaniedbanie własnych dzieci (brak kolebusi? serio?) czy fakt, że zdecydowałeś się na lekturę. Choć właściwie to drugie mnie nie dziwi. Jeszcze kilka tego typu tekstów i sama sięgnę po książki tej autorki. W dzieciństwie lubiłam zabawy typu "znajdź niepasujące elementy", a najwyraźniej można się w to bawić czytając książki Autor Kasi.
OdpowiedzUsuńTak, to zdumiewające jak Katarzyna Michalak nie panuje nad materią, a jest tego znacznie więcej np. główna bohaterka przeprowadziła się na Pragę, a w nowym mieszkaniu "urzekała cisza tego miejsca, mimo że niedaleko biegła trasa łącząca obie dzielnice miasta", bierze udział w reality show nagrywanym na Cyprze, obecna ciągle ekipa TV, pan do towarzystwa, wizyty w klinice kosmetycznej i zabiegi chirurgiczne etc. ale i tak okazuje się, że to "oaza spokoju, azyl" a to wcale nie koniec :-)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale widzę że niewiele straciłam ;)
OdpowiedzUsuńMiłośniczki twórczości Katarzyny Michalak zapewne sądzą inaczej :-)
UsuńNie wiem. Nie znam żadnej ;)
UsuńAle nie wykluczone, że poznasz, w końcu blogosfera nie ma granic :-)
UsuńKiedyś czytałam o nonsensach u pisarki przedstawionych na blogu Królowa Matka i Banda Czworga, czytając wpis nie wiedziałam czy śmiać się czy załamywać ręce. Pomyślałam sobie, że może i ja coś przeczytam i w końcu będę mogła się tak po pastwić nad tekstem, ale chyba szkoda mi czasu, a poza tym obawiam się, że mogłabym znudzić się zaraz na początku. Ja rozumiem, że jest grupa osób, którym się taka "literatura" podoba, ale dziwi mnie, że jest to aż tak liczna grupa. No ale ja się nie znam :)
OdpowiedzUsuńTak, to dosyć przygnębiające choć jednak nie zaskakujące. W sobotni wieczór też zapewne więcej osób bawi się w rytmach disco polo niż chodzi do filharmonii.
UsuńNie wiem, czy coś przebije kultowe postaci Michalak, jak dwudziestokilkuletnia lekarka z doświadczeniem w zabijaniu pacjentów albo pani weterynarz, uważająca węża za rurkę pustą w środku, ale w "Lecie" autorka chyba próbowała pobić jakieś swoje osobiste rekordy. :p
OdpowiedzUsuńPo "Lecie w Jagódce" czuję się wyleczony z zapału poznawania twórczości pani Michalak na dłuższy czas, tak że na temat kultowych postaci w jej powieściach sobie nie podyskutujemy :-) Mnie nawet nie zdumiewa poziom tej elukubracji, w końcu każdy robi to co lubi, niezależnie od tego czy to umie i się na tym zna, ale to, że takie coś wydało profesjonalne wydawnictwo, tak jakby jego redakcja zatraciła umiejętność czytania ze zrozumieniem.
UsuńUśmiałam się :D
OdpowiedzUsuńChwilami rzeczywiście można się pośmiać ale chwilami jest "i smieszno i straszno" :-).
UsuńCiekawie piszesz i prawdopodobnie masz rację, choć ja książki nie czytałam, więc nie potwierdzę i nie zaprzeczę. Ale skoro - jak się deklarujesz - książki czytasz "wyłącznie dla przyjemności", w którym momencie zorientowałeś się, że czytanie tego dzieła przyjemności Ci nie sprawia? Na ostatniej stronie? :) Bo wygląda na to, że jednak dobrnąłeś do końca. Jaką przyjemność z tego brnięcia czerpałeś? :) No, chyba że Ty jesteś Milijon i za milijony cierpisz te katusze ;), a ta deklarowana przyjemność to właśnie z tego cierpienia. Bywa i tak;)
OdpowiedzUsuńBywaj!
Nie wiem z czego wysnułaś wnioski o moich cierpieniach, bo w poście nic o nich nie piszę, za to z przyjemnościami wiesz jak jest - ja czasami czerpię je ze znęcania się nad wypocinami :-) A że dobrnąłem do końca "Lata w Jagódce", cóż w tym dziwnego, jak pisał Owidiusz - finis coronat opus, a trudno bym wyrażał swoją opinię o książce nie przeczytawszy jej do końca. Owszem, zdarzają się takie, których nie kończę - np. "50 twarzy Greya" ale o nich nie piszę.
Usuń:) Wnioski o Twoich cierpieniach wysnułam z tego, że krytykujesz książkę, ergo: nie podoba Ci się, a nie znam człowieka, który czerpałby przyjemność z czytania tekstu, który mu się nie podoba :) Być może słowo "cierpienia" należałoby wziąć w cudzysłów, gdyż jest (być może) przesadzone, lecz w sumie... czy ja wiem? Greya czytasz? Bój się Boga, człowieku! :))) Ale nie wiem, może nie mam racji, gdyż jestem zboczona zawodowo ;)
UsuńPozdrawiam!
Ale przecież w tym przypadku, tak jak już wspomniałem, moja przyjemność, nieco perwersyjna - przyznaję, wynikała z możliwości pastwienia się nad dziełem Katarzyny Michalak i doznania z tego powodu przewyższały, jak to określiłaś, cierpienia w trakcie lektury :-)
Usuń"Greya" niestety nie zmogłem a miałem szczery zamiar - to przecież nic złego poznać książkę, która budzi taki zachwyt wśród pań :-)
:)
UsuńEee tam, ja tam wolę mocną męską prozę :) Na przykład Babla, a z polskiej literatury - Nowakowskiego.
OdpowiedzUsuńTeż wolę, ale to zupełnie inna kategoria wagowa a i od nich też są lepsi :-)
UsuńNie znam autorki, ani jej prac, ale w recenzji doceniam szczerość, aż do bólu (zębów) i to, że błędy, które Pan wytyka są "udokumentowane". Moim zdaniem o książkach trzeba pisać szczerze, zarówno o tym, co w nich dobre, jak i o tym, co nie do zniesienia.
OdpowiedzUsuńSwoja drogą, jeśli już wydana książka okazuje się gniotem bardziej obwiniam o to wydawnictwo, niż samego autora. Autor często nie ma dystansu do swojej pracy. Nawet gdy nie posiada umiejętności, ani talentu wydaje mu się, że to co napisał jest świetne i ja potrafię takie jego myślenie usprawiedliwić. Ale wydawnictwo? Przecież tam pracuje sztab ludzi, zanim książka trafi na półkę powinno ją przeczytać kilka osób. Ponoszą zbiorową odpowiedzialność za ścięte drzewa, zużytą energię i wstyd, jakim okrył się autor z powodu ich niekompetencji i jakim sami się okryli.
To, że są czytelniczki lubiące taką tandetę literacką nie jest dla mnie zaskoczeniem. Ich rzecz. Zdarzają się też przecież panie, które do niebieskiej bluzki ubierają czerwoną spódnicę a mimo to świat toczy się dalej :-).
UsuńAle to co mnie zaskoczyło, to to, że coś tak nieporadnego literacko wydało porządne, wydawałoby się, wydawnictwo, z tradycjami w którym przeszło to przez ręce kilku profesjonalistów (?) jak można wyczytać z metryki wydawniczej.
I o tym właśnie mówię, wydawnictwo winno być sitem oddzielającym ziarna od plew.
UsuńWyszło na to, że dla Wydawnictwa Literackiego "Lato w Jagódce" to ziarno i to jest przerażające.
UsuńI plewy mają swoje zastosowanie. Na przykład wypełniają poduszki. Dzięki ich sprzedaży można pielęgnować to ziarno, które, choć gatunkowo lepsze, znajduje mniej amatorów. Jest cenniejsze, ale wymaga wsparcia i ochrony. Jest więcej wydawnictw, które publikują rentowne tytuły, by móc zachować niszę generującą mniejsze zyski. To i Znak (ma Otwarte), i Czarne (ma BlackPublishing). Na przykład. A pryncypialne Ossolineum upadło. Smutne, ale prawdziwe. Barbarzyńskie czasy. Takie życie. Ale w mitycznym "kiedyś" wcale nie było lepiej. Mimo wszystko.
UsuńOczywiście, zawsze był popyt na literaturę "dla kucharek", tyle że jej podaż "za komuny" była ograniczona a na jej miejsce (nie licząc "produkcyjniaków" bo to jednak był epizod) wylansowano słuszny model literatury obyczajowej w rodzaju powieści Fleszarowej-Muskat czy Paukszty. Ale na pewno tego rodzaju autorzy byli przynajmniej sprawni warsztatowo no i redakcje w wydawnictwach znały się na rzeczy, więc nie było to aż tak bezdennie głupie jak obecna "tfurczość".
UsuńAmen. :)
UsuńUfff! :-)
UsuńProtestuję! Jako dziecko uważałam pasienie gęsi za świetną zabawę, a podkradanie ziemniaków z parnika u sąsiadów za jeszcze lepszą.
OdpowiedzUsuńGabrysia z "Lata..." bawiła się świetnie nie podkradając ziemniaki z parnika ale je ugniatając a to duża różnica, a i jej pasionka nie ograniczała się tylko do gęsi.
Usuń