niedziela, 12 lipca 2015

Stary człowiek i morze, Ernest Hemingway

Opowiadanie Hemingway'a jest jedną z trzech najsłynniejszych "rybnych" opowieści obok "Moby Dicka" Melville'a (choć w tym przypadku mamy do czynienia z ssakiem morskim) i "Szczęk" Benchley'a i podobnie jak one może być odczytana jako parabola zmagań dobra ze złem. Ale możliwości interpretacji jest więcej a więc człowiek przeciwko siłom natury, wytrwałość przeciwko sile, rozum przeciwko instynktowi, by wymieć te które są najoczywistsze. Nie zapominajmy też o interpretacji feministycznej, która wszystko potrafi zdekodować jako fallogocentryczne, a która nie wątpię, "W starym człowieku i morzu" znalazłaby do idealną wręcz pożywkę dla tego rodzaju dociekań.


Ale pomijając tego rodzaju egzotykę, to gdy patrzy się na te zestawienia i widzi, że jeśli nawet przyjąć, iż zwycięża w nich dobro, człowiek i wytrwałość, to jednak nie da się zaprzeczyć, iż za każdym razem jest to pyrrusowe zwycięstwo. To konsekwencja potrzeby udowodnienia, przede wszystkim sobie samemu, swojej wartości. Z czym mamy do czynienia w przypadku Santiago, który żyje już tylko wspomnieniami dawnej siły i chwały, czyż nie ze znaną od tysiącleci hybris?
Dla innych jest to bez znaczenia, jego wysiłki budzą nie tyle podziw co przede wszystkim litość. Dla innych jest tylko starym, samotnym, biednym rybakiem. Mitologizowanie przez niego pojedynku z rybą,  przypisywanie jej wielkość i chwały, szlachetności i zręczności jest w gruncie rzeczy próbą dowartościowania samego siebie. Im wspanialszy jest pokonany przeciwnik, tym wspanialsze zwycięstwo i tym potężniejszy zwycięzca.

Ale przecież to tylko złudzenie zwycięstwa, tak jak złudzeniem jest wyobrażenie Santiago, że "człowieka można zniszczyć ale nie pokonać" - bo został nie tylko pokonany ale i zniszczony. Ta walka jego życia okazuje się dla innych, poza Manolinem, bez znaczenia. (Myśląc "ponowocześnie" - czyżby w relacji Santiago - Manolin ukryty był motyw homoseksualny? Z kolei hołdujący interpretacji postkolonialnej mogą dopatrzeć się przejawów rasizmu w zwycięstwie Santiago nad Murzynem, co prawda Santiago raczej nie był biały, ale co jaśniejsza skóra, to jaśniejsza.) Podziw dla Santiago za złowienie ogromnej ryby a właściwie dla wymiarów tego co z niej pozostało, równoważony jest uznaniem dla mającego zdecydowanie bardziej utylitarny wymiar połowu chłopca a ostatecznie zdeprecjonowany przez przygodnych turystów.

To werdykt właściciela kawiarni przypomina o tym, czego świadom był zresztą także Santiago, walka z tym co dla niego było ucieleśnieniem wielkości, chwały, szlachetności i zręczności prowadzona była w imię bardzo przyziemnego celu - dla pieniądza. Santiago przecież nie wypływa w morze dla przyjemności, dla sprawdzenia siebie samego - pojedynek, który stoczył jest przecież kwestią przypadku, rozpaczliwą próbą wynagrodzenia sobie dotychczasowych niepowodzeń. Wie, że tę próbę przegrał a szkielet marlina, nie jest dowodem zwycięstwa lecz klęski.

16 komentarzy:

  1. O, jakie miłe wspomnienie :-)
    Nie pamiętam dokładnie, jaki był temat próbnej matury w liceum, coś o sile charakteru człowieka na podstawie wybranej książki i wybrałam właśnie tę. Napisałam 15 stron A4 i polonistka się śmiała, że niedługo, a bym napisała więcej, niż Hemingway.
    Kiedy to było....
    Jako młodą osobę zafascynowało mnie to opowiadanie i kiedy teraz czasem czytam, jak młodzież mówi o niej - co za nudy... to widzę, jak świat się zmienia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to kiedyś wydawało się nudą :-) Zawsze w takich przypadkach przypominają mi się słowa Lema, który pisał "że trafiają się książki-rekompensaty; dawniej głuche, martwe, zamknięte na wszystkie spusty, znajdują drogę do czytelnika dojrzałego, ukazują problemy i sceny, na które było się przedtem ślepym." :-)

      Usuń
    2. Nie znałam tych słów Lema, ale od niektórych osób słyszałam, że "dorośli do książki" :-)

      Usuń
    3. Zgadza się, ja dorosłem ale można też i wyrosnąć z książek :-) - "niejedno już bóstwo powieściowe strąciłem z piedestału, który ufundowałem mu ongiś. W takich rozczarowaniach tyleż jest żalu do autora, do książki, z której się wyrosło, w której się już człowiek nie mieści, co do samego siebie. Mają posmak wstydu i zdrady."

      Usuń
  2. Z trzech "rybnych" opowieści, które wymieniłeś, znam tylko tę :) A poleciłabym Ci jeszcze "Rekiny" Jensa Bjørneboe, tylko nie wiem, czy lubisz Skandynawów, bo niezwykle rzadko o nich piszesz. Do dziś pamiętam okropne opisy ćwiartowania żywych rekinów, odcinania im płetw, itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie mam absolutnie nic przeciwko skandynawskim pisarzom, utwory najsłynniejszego z nich są u mnie w domu permanentną lekturą :-) a aktualnie biedzę się teraz nad Göstą Berlingiem :-). Nie pomijam jakoś specjalnie literatury skandynawskiej (nie mówimy oczywiście, jak rozumiem, o kryminałach) i na pewno jest częściej u mnie obecna niż na przykład literatura rumuńska, albańska czy portugalska :-) Dzięki za podpowiedź - jeśli "Rekiny" Jensa Bjørneboe są w opisach równie mocne co "Stary człowiek..." to nie dziwię się Ci się, że je pamiętasz.

      Usuń
    2. Ale przecież z literatury rumuńskiej czy albańskiej nie ma co wybierać, a Skandynawów mamy ogromną ilość. Jakoś nie przypominam sobie, bym widziała u Ciebie dużo recenzji książek skandynawskich, ale może coś mi się pomieszało :-)
      Szkoda, że nie masz porobionych etykiet według narodowości autora. Może kiedy w wolnym czasie byś zrobił? Czytelnicy byliby wdzięczni.

      Usuń
    3. Rumuni albo Albańczycy pewnie by się obrazili :-) a na tak peryferyjną literaturę jaką jest literatura skandynawska chyba nie aż tak źle, jest przecież parę razy wspomniany Andersen, jest Topelius i Sem-Sandberg, a naciągając trochę terminologię to ich Waltari by się załapał, co oczywiście nie znaczy, że nie mogłoby być lepiej :-).

      Usuń
    4. Skandynawska literatura miałaby być peryferyjna? O, tu się z Tobą nie zgodzę. Skandynawskich niekryminalnych książek jest od groma, w samej Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich masz kilkadziesiąt pozycji. Ja akurat bardzo lubię książki skandynawskie. I wiem, że Bogna też lubi :-)

      Usuń
    5. Nie ma co ukrywać, że to ton literaturze światowej nadała literatura anglosaska, francuska i niemieckojęzyczna. Skandynawowie mieli w niej swój udział ale jego znaczenia bym nie przeceniał. Pamiętam tę serię, to że miała kilkadziesiąt pozycji przecież nie świadczyło w żaden sposób o randze tych książek. Przecież wydawane było też coś takiego jak "Kolekcja literatury NRD" czy "Kolekcja literatury radzieckiej" a przecież książki, które w ich ramach świata nie podbiły, oględnie rzecz ujmując.

      Usuń
    6. Nie wiem, jakie pozycje są w "Kolekcji literatury NRD" i "Kolekcji literatury radzieckiej", czy w ogóle są takie kolekcje i tylko podajesz je, aby porównać je do poziomu "Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich". Sprawdzać nie będę, szkoda czasu.
      Przeczytałam natomiast wszystkie dostępne mi pozycje tej skandynawskiej serii. Srogi klimat północy, przyroda, ma ogromny wpływ na charakter ludzi i ich problemy. Zauroczona jestem klasyką skandynawską. Oczywiście nie stawiam jej na pierwszym miejscu, najwięcej czytam książek anglojęzycznych, ale cenię ją.
      Ciekawie piszesz o książkach i dlatego pewnie Koczowniczka wywołała ten temat.

      Usuń
    7. Nie porównuję ich poziomu bo z serii DPS przeczytałem tyko "Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza" a KLNRD i KLR nie było dużo lepiej, przywołałem je by wykazać, że to że je wydawano niekoniecznie świadczyło o ich rzeczywistej randze. Nie kwestionuję tego, że wśród nich mogą znajdować się świetne pozycje ale mówiliśmy o ich znaczeniu dla literatury światowej a to już zupełnie inna historia.

      Usuń
    8. "Dzieła" radzieckie i z NRD straciły całą swoją wątpliwą wartość wraz ze zmianą sytuacji politycznej, a skandynawskie były ważne i będą ważne, bo to są po prostu przepiękne, nastrojowe, a zarazem niepokojące książki pozbawione wątków ideologicznych. W Polsce pisarze skandynawscy zawsze byli bardzo lubiani i cenieni. Jak można w jednym zdaniu pisać o kolekcji skandynawskiej i radzieckiej! Jestem tym oburzona :-)
      Nieprawda, że z serii skandynawskiej czytałeś tylko "Dziewczę...", bo czytałeś też "Pożegnanie z Afryką". Dobrze pamiętam, że o tym pisałeś :)

      Usuń
    9. "Dziewczę..." przypomniałem sobie niedawno. Nuda, Pani, nuda... ! :-) Owszem ma swój klimat, podobnie jak "Gösta..." ale dzisiaj nie ma szans by zostać bestsellerem :-).
      Jeśli chodzi o zestawienie serii to chodziło mi o to tylko, że to że jakieś książki w czasach PRL były wydawane w serii nie świadczy jeszcze o ich wartości, i tylko tyle :-)

      Usuń
  3. Ciekawe spojrzenie na to opowiadani. Kidy czytałam je w liceum, to nie dostrzegłam ani motywów rasistowskich, ani homoseksualnych. Za to zwycięstwo Santiago również wydawało mi się pyrrusowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był oczywiście żarcik ale po tym znajduję na blogach nie wątpię, że znaleźliby się zwolennicy także takiego spojrzenia :-)

      Usuń