Po lekturze "Rozważnej i romantycznej" mam co raz większe przekonanie, graniczące z pewnością, że jednak nie pomyliłem się pisząc jakiś czas temu, że czytając jedną powieść Austen, zna się je wszystkie (no, prawie wszystkie). Jeśli przyjmie się, że "Duma i uprzedzenie" jest najlepszą książką Jane Austen to "Rozważną i romantyczną", można za wprawkę do niej. Nie trzeba "szkiełka i oka" by dostrzec podobieństwa motywów, bo to i akcja rozgrywa się w środowisku angielskiego ziemiaństwa, są młode panny na wydaniu, jest wisząca nad rodziną perspektywa problemów finansowych, jest wreszcie podobieństwo postaci, bo w Eleonorze widać zapowiedź Elżbiety, Bentonie - Darcy'ego, Willoughby'm - Wickhama, pani Ferras - lady Katarzyny de Bourgh, itd.
Jeśli o "Emmie" pisałem, że jest nudna, to "Rozważna i romantyczna" to nuda do kwadratu i nudy tej niestety nie rozprasza nawet zgryźliwość Jane Austen. No niech będzie, może i rozprasza ale książki jednak nie ratuje. Okazuje się, że to co dwa wieki temu stanowiło konkurencję dla sentymentalnych powieści, współcześnie jest tylko ramotą, której akcja snuje się z prędkością oper mydlanych. Owszem, nie wątpię, że bez problemu znajdzie się grono czytelniczek, które w napięciu trzyma odpowiedź na pytanie "wyjdzie czy nie wyjdzie za mąż?", ale dzieł, które traktują o osiągnięciu celu życiowego jakim jest zamążpójście jest i współcześnie mnóstwo.
W sumie więc nie bardzo wiadomo dlaczego taki staroć jest ciągle czytany bo jego nieprzystawalność do dzisiejszych realiów jest porażająca. Jakoś nie przekonuje mnie siostrzana miłość, gdzie siostry nie potrafią zdobyć się na szczerą rozmowę o tym co dla nich jest najważniejsze, czyli o mężczyznach, z którymi wiążą swoje plany. O ile da się to jeszcze wytłumaczyć w przypadku starszej z sióstr, która jest tą rozważną to w przypadku młodszej, obnoszącej się ze swoimi uczuciami wszem i wobec, ta nagła dyskrecja, w tak fundamentalnej sprawie zupełnie nie jest wiarygodna. Co sądzić o Eleonorze, która ponad szczerość z siostrą wybiera lojalność wobec, kobiety której nie poważa i która gotowa byłaby ją utopić w łyżce wody? Z dzisiejszego punktu widzenia, żałośnie śmieszny i irytująco niezaradny jest trzydziestopięcioletni mężczyzna (w dodatku wojskowy), nieśmiało wzdychający do nastolatki, zwierzający się ze swoich "boleści" jej niewiele starszej, dziewiętnastoletniej siostrze, by pozostać tylko przy kilku przykładach.
Pewnie sporo da się wytłumaczyć potęgą współczesnego marketingu ale też i tym, że Austen nie ustawia poprzeczki zbyt wysoko. Jej bohaterowie skrojeni są prosto, wiadomo, kto budzi sympatię a kto antypatię i nic się w tej materii nie zmienia. Nikt tu nie przeżywa głębokich przemian psychologicznych, nikt nie wnika w niczyje "tajnie duszy" swojej a dbałość o zachowanie form towarzyskich posunięta jest "do bólu". To nie "Rozważna i romantyczna" lecz "Wyrachowana i egzaltowana".
Nie twierdzę, że książka Austen jest pozbawiona dramatyzmu - nie. Przecież, wystarczy by młody człowiek porozmawiał kilka razy z młodą dziewczyną by ta zaraz w wyobraźni zaczynała meblować ich wspólny dom, przeżywając potem męki, gdy okazuje się, że "zbrodzień" rozmawia też i innymi pannami i żenić się wcale nie chce. No, ale na szczęście wszystko kończy się dobrze, panienki wychodzą za mąż i fundamentalne przesłanie powieści Jane Austen, że niezamożne, ładne panienki, z dobrych rodzin mają wyjść za mąż za zamożnych, kulturalnych panów, niezależnie od ich wieku, musi być spełnione. Zaskakiwać może tylko hipokryzja Austen, jeśli spojrzy się bowiem na "Rozważną i romantyczną" chłodnym okiem to widać, że sympatię Austen mają te bohaterki, którym jest przypisana bierna rola wybranek, to trochę tak jak z niewolnicami na targu, kupuje ten, kto oferuje najwięcej. Antypatyczni z kolei są ci, którzy swój los biorą w swoje ręce - Lucy gdy poluje na zamożnego męża, nie mówiąc już o jej męskim odpowiedniku - Willoughby'm. Tylko w sumie dlaczego? Przecież wszyscy oni dążą w gruncie rzeczy do tego samego - zapewnienia sobie dostatniego życia cudzym kosztem.
To, co w jakimś stopniu ratuje książkę Austen i pozwala na potraktowanie jednak jako czegoś więcej niż tylko knota dla pań, to potraktowanie jej jako satyrycznego obrazka obyczajowego z życia angielskiego ziemiaństwa początków XIX wieku, odmalowanego, o czym już wspominałem, sarkastycznym językiem, w którym obrywa się czasami z premedytacją, czasami chyba jakoś niechcący wszystkim po kolei bo nawet bohaterowie, którzy mają sympatię autorki wystawiani są na pośmiewisko (bo można zacukać się nad głupotą starszej sióstr, która przekonana o tym, że została wystawiona do wiatru przez swego wielbiciela autentycznie przejmuje się jego przyszłością i tym jak urządzi sobie życie z inną dziewczyną).
Jeśli o "Emmie" pisałem, że jest nudna, to "Rozważna i romantyczna" to nuda do kwadratu i nudy tej niestety nie rozprasza nawet zgryźliwość Jane Austen. No niech będzie, może i rozprasza ale książki jednak nie ratuje. Okazuje się, że to co dwa wieki temu stanowiło konkurencję dla sentymentalnych powieści, współcześnie jest tylko ramotą, której akcja snuje się z prędkością oper mydlanych. Owszem, nie wątpię, że bez problemu znajdzie się grono czytelniczek, które w napięciu trzyma odpowiedź na pytanie "wyjdzie czy nie wyjdzie za mąż?", ale dzieł, które traktują o osiągnięciu celu życiowego jakim jest zamążpójście jest i współcześnie mnóstwo.
W sumie więc nie bardzo wiadomo dlaczego taki staroć jest ciągle czytany bo jego nieprzystawalność do dzisiejszych realiów jest porażająca. Jakoś nie przekonuje mnie siostrzana miłość, gdzie siostry nie potrafią zdobyć się na szczerą rozmowę o tym co dla nich jest najważniejsze, czyli o mężczyznach, z którymi wiążą swoje plany. O ile da się to jeszcze wytłumaczyć w przypadku starszej z sióstr, która jest tą rozważną to w przypadku młodszej, obnoszącej się ze swoimi uczuciami wszem i wobec, ta nagła dyskrecja, w tak fundamentalnej sprawie zupełnie nie jest wiarygodna. Co sądzić o Eleonorze, która ponad szczerość z siostrą wybiera lojalność wobec, kobiety której nie poważa i która gotowa byłaby ją utopić w łyżce wody? Z dzisiejszego punktu widzenia, żałośnie śmieszny i irytująco niezaradny jest trzydziestopięcioletni mężczyzna (w dodatku wojskowy), nieśmiało wzdychający do nastolatki, zwierzający się ze swoich "boleści" jej niewiele starszej, dziewiętnastoletniej siostrze, by pozostać tylko przy kilku przykładach.
Pewnie sporo da się wytłumaczyć potęgą współczesnego marketingu ale też i tym, że Austen nie ustawia poprzeczki zbyt wysoko. Jej bohaterowie skrojeni są prosto, wiadomo, kto budzi sympatię a kto antypatię i nic się w tej materii nie zmienia. Nikt tu nie przeżywa głębokich przemian psychologicznych, nikt nie wnika w niczyje "tajnie duszy" swojej a dbałość o zachowanie form towarzyskich posunięta jest "do bólu". To nie "Rozważna i romantyczna" lecz "Wyrachowana i egzaltowana".
Nie twierdzę, że książka Austen jest pozbawiona dramatyzmu - nie. Przecież, wystarczy by młody człowiek porozmawiał kilka razy z młodą dziewczyną by ta zaraz w wyobraźni zaczynała meblować ich wspólny dom, przeżywając potem męki, gdy okazuje się, że "zbrodzień" rozmawia też i innymi pannami i żenić się wcale nie chce. No, ale na szczęście wszystko kończy się dobrze, panienki wychodzą za mąż i fundamentalne przesłanie powieści Jane Austen, że niezamożne, ładne panienki, z dobrych rodzin mają wyjść za mąż za zamożnych, kulturalnych panów, niezależnie od ich wieku, musi być spełnione. Zaskakiwać może tylko hipokryzja Austen, jeśli spojrzy się bowiem na "Rozważną i romantyczną" chłodnym okiem to widać, że sympatię Austen mają te bohaterki, którym jest przypisana bierna rola wybranek, to trochę tak jak z niewolnicami na targu, kupuje ten, kto oferuje najwięcej. Antypatyczni z kolei są ci, którzy swój los biorą w swoje ręce - Lucy gdy poluje na zamożnego męża, nie mówiąc już o jej męskim odpowiedniku - Willoughby'm. Tylko w sumie dlaczego? Przecież wszyscy oni dążą w gruncie rzeczy do tego samego - zapewnienia sobie dostatniego życia cudzym kosztem.
To, co w jakimś stopniu ratuje książkę Austen i pozwala na potraktowanie jednak jako czegoś więcej niż tylko knota dla pań, to potraktowanie jej jako satyrycznego obrazka obyczajowego z życia angielskiego ziemiaństwa początków XIX wieku, odmalowanego, o czym już wspominałem, sarkastycznym językiem, w którym obrywa się czasami z premedytacją, czasami chyba jakoś niechcący wszystkim po kolei bo nawet bohaterowie, którzy mają sympatię autorki wystawiani są na pośmiewisko (bo można zacukać się nad głupotą starszej sióstr, która przekonana o tym, że została wystawiona do wiatru przez swego wielbiciela autentycznie przejmuje się jego przyszłością i tym jak urządzi sobie życie z inną dziewczyną).
Bluźnisz Panie, jak można uznać książki Jane Austen za nudne? :) Nie wybaczam absolutnie :)
OdpowiedzUsuńJak to bluźnię?! przecież piszę, że nie wątpię, że są panie, które zajmuje tematyka powieści Austen :-).
UsuńAnna Przedpełska - Trzeciakowska wspaniale pisze o JA i zaraża miłością do staroświeckich romansów. Mój małż tez nie rozumie tej fascynacji, więc to charakterystyczne jednak dla płci odmiennej ;)
UsuńRozumiem, że komuś mogą się podobać staroświeckie romanse, podobnie jak rozumiem, że mogą się podobać romanse współczesne i sam czytuję te pierwsze, rzecz w tym, że dopuszczam myśl, że nie każdemu się muszą podobać :-)
UsuńSpokojnie, ja też dopuszczam :) Podobnie jak to, że nie podoba mi się fantastyka, paranormal i inne takie. Każdy ma swojego "bzika" :)
UsuńUff! Bo po tej awanturce z Eireann sądziłem, że krytyczna opinia na temat książki, która podoba się paniom to zniewaga :-)
Usuń(Niektóre zniewagi uchodzą ;))
Usuń(Z innych zaś uchodzi stęchłe powietrze, gdy zdajemy sobie sprawę, że i nam gusta ewoluowały. Choć sentyment pozostanie zawsze, z powodu, jak sądzę, tych satyryczno-sarkastycznych wstawek). No i cóż.
UsuńZgadza się. Jak pisał Lem, co prawda nie o "Rozważnej..." ale jego słowa pasują jak ulał "Do ponownego odczytania zabierałem się z pewnym niepokojem. Niejedno już bóstwo powieściowe strąciłem z piedestału, który ufundowałem mu ongiś. W takich rozczarowaniach tyleż jest żalu do autora, do książki, z której się wyrosło, w której się już człowiek nie mieści, co do samego siebie. Mają posmak wstydu i zdrady." Ja coś takiego miałem przy okazji Nienackiego, którym się zachwycałem, a który dzisiaj już nie zachwyca (mówiąc eufemistycznie), tak że rozumiem kogoś, kto bardzo emocjonalnie reaguje na szarganie jego "świętości" literackich. Zresztą z czymś takim stykam się nie pierwszy raz, więc "był już czas przywyknąć" :-)
UsuńNo tak. Ongiś. I no tak - zdradziecki posmak. Nie widzę tu natomiast konieczności wstydliwości - rozwijamy się, więcej mamy lektur za sobą oraz życia. Natomiast sentyment pozostaje i to w niego tak strasznie bezwzględnie boksujesz i pewne blogerki nigdy never ci tego nie wybaczą. Bo sentyment jest święty.
UsuńJoan Didion napisała bardzo trafnie: "I've already lost touch with a couple of people I used to be". I właśnie one of them bardzo love Austen ;)
Przecież nie odmawiam nikomu prawa do sentymentu, tak jak nie bronię nikomu prawa do jego gustów literackich. Rozumiem, że książka może się komuś podobać "i już". To czy mamy do czynienia z literackim arcydziełem czy romansem "z myszką" nie ma tu nic do rzeczy. To przecież rzecz gustu. I rozumiem też, że "zdemaskowanie" książki jako nie najwyższych lotów, jej miłośnik może potraktować osobiście ale na to już nic nie poradzę :-)
UsuńAkceptuję to, że komuś może się książka nie podobać (jakakolwiek, niekoniecznie autorstwa Austen), że może jej nie rozumieć czy powierzchownie oceniać (jw). Zdaję sobie sprawę, że żyjąc w dzisiejszym tabloidowym świecie trudno zrozumieć pewne zachowania i motywacje bohaterów. Ale ileż jest pogardy w tym stwierdzeniu "Wyrachowana i egzaltowana", i w drugim - "zapewnienie sobie dostatniego życia cudzym kosztem" w odniesieniu do choćby Eleonory; w posądzeniu pisarki o hipokryzję...
OdpowiedzUsuńTo w pewnym sensie się zgadzamy, bo ja akceptuję to, że książki tego typu mogą się podobać, co w sumie nie jest nawet tak zdumiewające w dzisiejszym tabloidowym świecie, w którym rzeczywiście trudno jest zrozumieć rzeczywiste zachowania i motywacje bohaterów. Różnimy się jednak tym, że nie czynię z tego czytelniczkom, których opinia zresztą zwykle jest gołosłowna, zarzutu a argumentacja, sprowadza się do "tak bo tak, nie bo nie", podobnie jak Twoja.
UsuńProszę o konkretny przykład, w którym przedstawiłam argumentację typu "tak bo tak, nie bo nie".
UsuńPrzeczytaj swój post, to są tylko zarzuty i zero jakiejkolwiek merytorycznej próby odniesienia się do treści wpisu.
UsuńMerytorycznej? Nie widzę we wpisie merytorycznego uzasadnienia dla określenia Eleonory wyrachowaną; jest za to w tym epitecie oczywista chęć zniewagi. Nazwanie Austen hipokrytką budzi we mnie podejrzenia, że te wszystkie fragmenty, w których pisała o uczuciach Eleonory, zostały pominięte w czytaniu (nie widzę innego wytłumaczenia dla tak absurdalnego zarzutu). Wydaje mi się też dziwne, że czytelnik klasyki ocenia powieść sprzed dwustu lat przez pryzmat współczesnej obyczajowości, nie biorąc pod uwagę zasad, jakie wtedy obowiązywały. Zarówno wpis ("knot dla pań", "ramota", sprowadzanie powieści do roli romansidła), jak i pierwsza odpowiedź dla Montgomerry podszyte są lekceważeniem odbiorców tej prozy. Nie widzę tu miejsca na merytoryczną dyskusję (merytoryczny jest jedynie pierwszy akapit wpisu), dlatego przepraszam uniżenie, że ośmieliłam się wyrazić swoje zdanie, to się więcej nie powtórzy.
UsuńNieszczerość wobec własnej siostry, o której wspominam, nie jest przejawem wyrachowania Eleonory? Niech będzie. Jak za to nazwać jej postawę wobec Luizy, którą darzy antypatią od pierwszego wejrzenia ale spotyka się, przybierając maskę dobrych manier by wyciągnąć od niej informacje na temat Edwarda? Warto też zastanowić się nad stosunkiem Eleonory do pani Jennings, której zwala się na głowę na dwa miesiące z okładem, poniewczasie rewidując (?) dopiero zdanie na jej temat.
UsuńFakt, masz rację, kiedy Austen nie można zarzucić hipokryzji, bo kiedy pisze, "ładnej dziewczynie (...) potrzeba tylko naturalności, by umysł jej był równie urzekający, jak uroda" to nie hipokryzja, to otwarty pogląd na postawę młodych kobiet - mogą być głupie byleby tylko były ładne i to wystarczy do szczęścia.
Przykładanie do dzieła miary z okresu jej powstania nie jest ani jedynym ani wyłącznym sposobem jej odczytania. To bowiem możliwość odczytania na nowo, niezależnie od czasu świadczy o wielkości dzieła. Na tym polega różnica choćby pomiędzy "Anną Kareniną" czy "Panią Bovary" a "Rozważną i romantyczną". One mają do powiedzenia coś więcej niż tylko historię zdobywania męża.
Przeprosiny przyjęte.
Ciekawi mnie czy planujesz jeszcze ocenić na blogu inne książki autorstwa Austen. Z chęcią poznałabym Twoje zdanie na temat np. "Dumy i uprzedzenia". Już po poprzednim poście o "Emmie" myślałam, że na tym zakończyłeś swą przygodę z twórczością tej autorki. Na szczęście nie :)
OdpowiedzUsuń"Duma i uprzedzenie" była pierwszą książkę Austen, którą czytałem i długi czas była jedną z moich ulubionych powieści ale jakieś dwa lata temu, gdy ją sobie przypomniałem, z zachwytu pozostało niewiele, choć wolę to złożyć na karb chwilowego nastroju niż na "czynniki obiektywne", tak że pewnie za parę miesięcy wrócę do niej, a potem być może i do pozostałych powieści Austen.
UsuńTak po Twojej opinii stwierdzam, że to książka zupełnie nie dla mnie, choć to jakby klasyk, który trzeba znać. Choćby i po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie.
OdpowiedzUsuńWróciłem do "Rozważnej..." po latach. Rzekłbym, że to książka dla tych, którzy są zatwardziałymi miłośnikami Austen i są zdania, że Jane Austen "wielką pisarką jest", o czym zresztą możesz się przekonać z wymiany zdań powyżej :-). Z pewnością nie jest to kamień milowy literatury tak że bez znajomości "Rozważnej..." spokojnie można żyć - z pewnością większe znaczenie ma "Duma i uprzedzenie". Przeczytać, owszem można, ale rozrywka, jak dla mnie, taka sobie (mówiąc oględnie).
UsuńCóż, ja sie z Tobą zgadzam, bo i mnie te XIX-wieczne klasyki nudzą. W RiR najlepsza jest postać pułkownika, zwlaszcza jak jeszcze pomyśli sie o ekranizacji, gdzie grał go nieodżałowany Alan Rickman...
OdpowiedzUsuńMówiąc ściśle "Rozważna i..." to nie klasyka, to po prostu pierwsza powieść autorki, z której twórczości do kanonu weszła jedynie "Duma i uprzedzenie". Pozostałe książki Austen swoją popularność zawdzięczają zręcznemu marketingowi i pewnie też "odwiecznemu" pociągowi pań to niezbyt skomplikowanych historii miłosnych. Mnie ekranizacje powieści Austen pokonywały jeszcze bardziej niż książki, żadnej z nich nie zdzierżyłem do końca. Zdecydowanie bardziej wolałem ekranizacje Fieldinga i Thackeray'a.
UsuńA wiesz, że zawsze zastanawiał mnie ten zachwyt nad Austin. Co prawda osobiście lubię (może dziś już trochę mi się znudziły wałkowaniem tematu- jak złapać męża- trochę trywializuję, bo można to nazwać także drogą do poszukiwania szczęścia:) pisarkę, ale nigdy nie uważałam jej za WIELKĄ twórczynię. Najbardziej cenię w jej powieściach rys obyczajowy i pierwiastek humorystyczny. Co do psychologii postaci - no cóż- nie jest ona mocną stroną Austin. A co do głupiutkich i naiwnych panienek rojących o zamążpójściu po pierwszym spotkaniu, uśmiechu, rozmowie- o dziwo i dziś takich nie brakuje. Korzystając z okazji dziękuję za świąteczne życzenia i także życzę Spokojnych i pogodnych Świąt i samych dobrych lektur. Choć wpisy o tych dobrych inaczej czyta się może ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńMnie nie, może dlatego, że w liceum "Duma i uprzedzenie" była jedną z moich ulubionych powieści. Po latach podchodzę do niej z większym dystansem, a pozostałe powieści nigdy nie wzbudzały mojego entuzjazmu. Ale w końcu rzecz gustu. Ironia, by nie powiedzieć zgryźliwość Austen to rzeczywiście ciągle jeszcze mocny punkt jej powieści ale to trochę mało, żeby zrekompensować niedostatki. Mam wrażenie, że ona po prostu eksploatowała do bólu sprawdzony patent, który się sprzedał i tyle.
UsuńDziękuję za życzenia i również życzę Ci wszystkiego najlepszego!
A co do dobrych lektur, to są takie blogi, których Autorki mają szczęście wyłącznie do dobrych książek, a ściślej do takich, które im się podobają, znajdziesz je bez trudu :-) ja po prostu piszę prawdę :-).