Jeśli Paweł Huelle mógł inspirować się Grassem, Mannem i Hrabalem a Stefan Chwin Huelle'em (przynajmniej gdy chodzi o "Hanemanna"), to dlaczego Jacek Dehnel nie miałby inspirować się Balzakiem? Ale określenie inspiracja niezbyt pasuje do "Balzakianów". No może, w przypadku tematyki tak - są pieniądze, jest miłość, jest ambicja i bezwzględność ale i skrupuły w dążeniu do celu, itd. itp. Bez większego trudu dostrzega się także wzajemne powiązania "minipowieści", jak zawartość książki określa redakcyjna notka, a la "Komedia ludzka" ale jej styl adekwatny jest do okładki, co nie wszystkim utworom wychodzi na dobre a na pewnie nie pierwszemu z nich - "Mięso wędliny ubiory tkaniny".
Już na pierwszy rzut oka, styl ten kojarzy się ze wszystkim tylko nie z Balzakiem. Jest w nim stylistyka ze "Złego" Tyrmanda, "Wesela w Atomicach" Mrożka czy "29,99" Beigbedera. Oczywiście to wszystko podlane sosem "Warszawa Anno Domini 2008". To parodia "Domu pod kotem z rakietką" (zainteresowanych treścią odsyłam do balzakowskiego oryginału), tragifarsa, która ma się wrażenie jest w dodatku koniunkturalna, bo Dehnel tego połechce, innego uszczypnie ale te uszczypnięcia są jakieś takie przejrzyste i przewidywalne. Ale to nie jest nawet głównym grzechem powieści tym jest bowiem ... nuda i w tym chyba najpełniej widać podobieństwo do Balzaka, bo konwencja "wyśmiać i wyszydzić" po parunastu stronach wyczerpuje się i ma głębię przemyśleń artykułów zamieszczonych w "Vivie" i "Gali". Szkoda, bo Autor po "Lali" miał u mnie duży kredyt zaufania a do książki siadałem pełen dobrej woli zważywszy, że mieszkałem kiedyś w "rewirach", które opisuje. Zahacza także o znaną mi firmę, tyle że nie nazywa się ona "Price Waterhouse and Coopers" lecz "PricewaterhouseCoopers" a i czytaliśmy chyba te same archiwalne numery "Mówią wieków", z czasów, gdy na ich ostatniej stronie zamieszczano anegdotki na temat sławnych ludzi. To z jednej z nich pochodzi puenta odpowiedzi - sądzę, że to dziecko przyniósł bocian - na pytanie dwojga, "nie wyróżniających się" urodą rodziców dziecka pokazujących gościowi swoją latorośl, spożytkowana przez Autora. Oczywiście "Mięso wędliny ubiory tkaniny" może się podobać, mi jednak kojarzą mi się z salonowymi par excellance opowiadaniami Iwaszkiewicza, która wywołują czasami uśmiech, częściej ziewnięcie, o których zapomina się pięć minut po przeczytaniu. Ale zgrzeszyłbym gdybym narzekał, w końcu kupiłem "Balzakiana" w "taniej książce" za równowartość trzech biletów na metro więc czego miałbym niby oczekiwać. W nastroju rezygnacji, przygotowany na taki sam ciąg dalszy zabrałem się za "Tońcię Zarębską" i ... co za zaskoczenie. To ten sam Dehnel, jakiego pamiętałem z "Lali", zresztą niektóre partie, zwłaszcza te dotyczące chorej bohaterki, i porządków w jej mieszkaniu, jako żywo kojarzą się z "Lalą". Obraz tytułowej bohaterki zaskakująco naiwnej w sprawach dotyczących jej samej i rodziny a z drugiej strony "przedsiębiorczej" jeśli chodzi o prowadzenie interesu jest bardzo sugestywny. Do tego stopnia, że zaczyna ona budzić sympatię czytelnika, który na jej nawet nie dwuznacznie moralnie postępowanie zaczyna patrzeć przez palce i dopiero w puencie uświadamia sobie, że to co ją spotyka w gruncie rzeczy jest odpłatą za to co sama wcześniej uczyniła. Okazuje się, że nic nie jest nam zapomniane. Ten kurs, jeśli chodzi o poziom, utrzymywany jest w "Miłości korepetytora" historii młodego chłopaka trochę kabotyna, trochę parweniusza, snobującego się na Doriana Gray'a. Ten arbiter elegantiarum z "second hand'u" marzący o innym świecie staje w przededniu, jeśli nie życiowego sukcesu to na pewno powodzenia, od którego dzieli go tylko jedno kłamstwo. "Miłość korepetytora" można też potraktować jako historyjkę o Pigmalionie i Galatei a rebours, w której to Galatea zakochuje się w swoim twórcy i któremu przyszyło zapłacić wysoką cenę za to co stworzył. Nieco tylko słabsze (ale też dobre) są "Blaski i nędze życia artystki estrady na zasłużonej emeryturze" opowieść o złudzeniach, manipulacji i bezwzględności. Wszystko to składa się na nierówną ale w sumie niezłą książkę, której jednak do Balzaka daleko, daleko ... , o ile bowiem w przypadku "Komedii ludzkiej" ma się wrażenie, że to historie które mogły się wydarzyć na prawdę, to w przypadku "Balzakianów" jasne jest, że to od początku do końca tylko gra z czytelnikiem równie prawdziwa jak problemy opisywane w listach do redakcji "Twojego Stylu" albo "Cosmopolitan".
Już na pierwszy rzut oka, styl ten kojarzy się ze wszystkim tylko nie z Balzakiem. Jest w nim stylistyka ze "Złego" Tyrmanda, "Wesela w Atomicach" Mrożka czy "29,99" Beigbedera. Oczywiście to wszystko podlane sosem "Warszawa Anno Domini 2008". To parodia "Domu pod kotem z rakietką" (zainteresowanych treścią odsyłam do balzakowskiego oryginału), tragifarsa, która ma się wrażenie jest w dodatku koniunkturalna, bo Dehnel tego połechce, innego uszczypnie ale te uszczypnięcia są jakieś takie przejrzyste i przewidywalne. Ale to nie jest nawet głównym grzechem powieści tym jest bowiem ... nuda i w tym chyba najpełniej widać podobieństwo do Balzaka, bo konwencja "wyśmiać i wyszydzić" po parunastu stronach wyczerpuje się i ma głębię przemyśleń artykułów zamieszczonych w "Vivie" i "Gali". Szkoda, bo Autor po "Lali" miał u mnie duży kredyt zaufania a do książki siadałem pełen dobrej woli zważywszy, że mieszkałem kiedyś w "rewirach", które opisuje. Zahacza także o znaną mi firmę, tyle że nie nazywa się ona "Price Waterhouse and Coopers" lecz "PricewaterhouseCoopers" a i czytaliśmy chyba te same archiwalne numery "Mówią wieków", z czasów, gdy na ich ostatniej stronie zamieszczano anegdotki na temat sławnych ludzi. To z jednej z nich pochodzi puenta odpowiedzi - sądzę, że to dziecko przyniósł bocian - na pytanie dwojga, "nie wyróżniających się" urodą rodziców dziecka pokazujących gościowi swoją latorośl, spożytkowana przez Autora. Oczywiście "Mięso wędliny ubiory tkaniny" może się podobać, mi jednak kojarzą mi się z salonowymi par excellance opowiadaniami Iwaszkiewicza, która wywołują czasami uśmiech, częściej ziewnięcie, o których zapomina się pięć minut po przeczytaniu. Ale zgrzeszyłbym gdybym narzekał, w końcu kupiłem "Balzakiana" w "taniej książce" za równowartość trzech biletów na metro więc czego miałbym niby oczekiwać. W nastroju rezygnacji, przygotowany na taki sam ciąg dalszy zabrałem się za "Tońcię Zarębską" i ... co za zaskoczenie. To ten sam Dehnel, jakiego pamiętałem z "Lali", zresztą niektóre partie, zwłaszcza te dotyczące chorej bohaterki, i porządków w jej mieszkaniu, jako żywo kojarzą się z "Lalą". Obraz tytułowej bohaterki zaskakująco naiwnej w sprawach dotyczących jej samej i rodziny a z drugiej strony "przedsiębiorczej" jeśli chodzi o prowadzenie interesu jest bardzo sugestywny. Do tego stopnia, że zaczyna ona budzić sympatię czytelnika, który na jej nawet nie dwuznacznie moralnie postępowanie zaczyna patrzeć przez palce i dopiero w puencie uświadamia sobie, że to co ją spotyka w gruncie rzeczy jest odpłatą za to co sama wcześniej uczyniła. Okazuje się, że nic nie jest nam zapomniane. Ten kurs, jeśli chodzi o poziom, utrzymywany jest w "Miłości korepetytora" historii młodego chłopaka trochę kabotyna, trochę parweniusza, snobującego się na Doriana Gray'a. Ten arbiter elegantiarum z "second hand'u" marzący o innym świecie staje w przededniu, jeśli nie życiowego sukcesu to na pewno powodzenia, od którego dzieli go tylko jedno kłamstwo. "Miłość korepetytora" można też potraktować jako historyjkę o Pigmalionie i Galatei a rebours, w której to Galatea zakochuje się w swoim twórcy i któremu przyszyło zapłacić wysoką cenę za to co stworzył. Nieco tylko słabsze (ale też dobre) są "Blaski i nędze życia artystki estrady na zasłużonej emeryturze" opowieść o złudzeniach, manipulacji i bezwzględności. Wszystko to składa się na nierówną ale w sumie niezłą książkę, której jednak do Balzaka daleko, daleko ... , o ile bowiem w przypadku "Komedii ludzkiej" ma się wrażenie, że to historie które mogły się wydarzyć na prawdę, to w przypadku "Balzakianów" jasne jest, że to od początku do końca tylko gra z czytelnikiem równie prawdziwa jak problemy opisywane w listach do redakcji "Twojego Stylu" albo "Cosmopolitan".
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAleż Alicjo, ja nie piszę o Dehnelu ani słowa a jedynie o jego książce, zresztą nie najgorszej :-) ale za "ostrzeżenie" i tak dziękuję :-).
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńnspiracja Balzakiem jest spora, trzeba tylko znać dzieła Francuza. Przykłady do porównania
OdpowiedzUsuńHB: "W połowie ulicy Świętego Dionizego, niemal na rogu ulicy Pod Lewkiem, stał do niedawna jeden z owych szacownych domów, dzięki którym historycy, posługując się zasadą analogii, mogą z łatwością zrekonstruować dawny Paryż.”
JD: „Tam, gdzie zaczyna się wolski odcinek alei Solidarności, niemal na skrzyżowaniu z Jana Pawła, stoi jeden z tych monolitycznych budynków, jakie budowano w Warszawie tuż po wojnie na gruzach dziewiętnastowiecznych kamienic(…)”
JD: „Było w niej coś ujmującego: włosy ani na falkę, ani tlenione, ani czarne, w uszach żadnych wielkich srebrnych kół, żaden tam „plastyczek”, po prostu miła, ładna dziewczyna, o której się myśli: „może i było jej trudno w liceum, ale zaoczne zarządzanie i marketing w Pułtusku jakoś skończy”.
HB: „Żadna sztuczność nie raziła ani tego naiwnego lica, ani spokojnych oczu, unieśmiertelnionych już od dawna w prześlicznych obrazach Rafaela: cechował je ten sam wdzięk i ta sama pogoda, co i owe Madonny, które stały się przysłowiowymi.”
Zaczerpnięte z wypowiedzi arany w: http://forum.gazeta.pl/forum/w,151,85606362,85606362,_Balzakiana_Dehnela.html
Wilde pisał o Dorianie Grayu, nie Grey'u.;)
Gray'a już poprawiam - dzięki :-). Pewnie masz rację, mi jego styl zwłaszcza w opisie Warszawy w "Mięso ..." kojarzył się bardziej, z tym co pamiętałem ze "Złego" z Balzakiem, jest tam też opis obiadów pracodawcy i pracowników, który mi skojarzył się z praktyką Rzeckiego w sklepie Minclów ale być może i u Balzaca było coś podobnego.
Usuń~ Ania
UsuńAniu, dzięki za te fragmenty!
Wydaje mi się, że dotknęłaś ważnego problemu: "Balzakiana" w pełni docenią ci, którzy znają twórczość Balzaka od podszewki.
~ Marlow
Według mnie to jest pastisz, a nie parodia, choć rzeczywiście są fragmenty humorystyczne.
Wyimki przytoczone przez Anię świadczą o tym, że pastisz znacznie bardziej finezyjny niż sądziłam. Moim zdaniem na pełne docenienie wszystkich walorów pastiszu mają szansę tylko Ci, którzy świetnie znają twórczość, z którą autor nawiązuje dialog z przymrużeniem oka. Pozostałym pozostaje przemknięcie się po powierzchni. Trudno mieć o to pretensje do autora.
Pod wpływem książki Dehnela przeczytałam dwie powieści autora "Ojca Goriot", a w kolejce mam kilka kolejnych i wydaje mi się, że już teraz, jako raczkujący balzakolog, odebrałabym "Balzakiana" inaczej. :)
Aniu,właśnie sobie uzmysłowiłam, że już kiedyś polecałaś mi te fragmenty. :) Przepraszam za sklerozę.
UsuńTo miana balzakologa nawet nie pretenduję, "Komedię ludzką" czytałem na łapu capu i nie znam jej na tyle by walczyć na cytaty :-). Co mnie zniesmaczyło, to traktowanie z wyższością bohaterów tragicznej historii (mowa oczywiście o "Mięso ..."). Tego u Balzaca nie dostrzegłem (być może źle patrzyłem). Oczywiście autor może traktować swoich bohaterów także z dyzenwolturą, jeśli taka jego wola. Ja jednak mam wrażenie, że przez to ten, jak to określasz pastisz, zaczyna się oddalać od klimatu powieści Balzaka. Świetną, wzorcową, próbkę pastiszu dał Huelle w "Castorpie" Dehnel natomiast (w "Mięsie ...") pojechał swoim zwykłym, mam wrażenie, stylem z wyostrzonym językiem na dodatek :-).
Usuń@ Lirael
UsuńNie ma za co przepraszać, sama musiałam zajrzeć do Twojej notki i komentarzy, żeby wygrzebać stosowny link. Sama żałuję, że prawie nie znam Balzaka, bo co to jest kilka powieści.;(
@ Marlow
O czym piszą nadawcy w listach do redakcji TS i Cosmopolitan?
Już nie czytuję :-) ale na podstawie tego co pamiętam, to wyobrażam sobie, że mniej więcej to samo co "najzdolniejsza (...) autorka listu do redakcji "Bravo Girl" (uhonorowana w tym numerze zestawem do makijażu i japonkami w prążek)" :-).
UsuńCzyli wypowiadasz się na temat czegoś, o czym masz tylko wyobrażenie? No, no.;)
UsuńAleż oczywiście :-) wypowiadam się także na temat np. polityki czy sztuki właśnie dlatego, że mam o nich tylko albo może aż wyobrażenie :-), nie wypowiadam się na temat rzeczy o których nie mam wyobrażenia np. chemii nieorganicznej i fizyki kwantowej :-).
UsuńNie zamierzam walczyć na cytaty, tym bardziej, że mogłabym wystąpić w takiej walce jedynie w roli mięsa armatniego. :) Czytałam tylko "Ojca Goriot" (w czasach przedpotopowych), "Lilię w dolinie" i "Eugenię Grandet". Ludzie, którzy znaleźli te fragmenty, wręcz oddychają Balzakiem, podobnie jak Dehnel. Może nie zazdroszczę, ale bardzo to szanuję.
UsuńAutorki najciekawszych listów w "Twoim Stylu" dostawały kiedyś ekskluzywne perfumy z najwyższej półki, nie japonki. :)
Ja trochę więcej ale także w dawnych czasach :-) z ogólnym wrażeniem "średnim" i konstatacją, że "Ojciec Goriot" i "Eugenia Grandet" są rzeczywiście najlepsze. "Twojemu Stylowi" akurat Dehnel darował :-) - jego bohaterki czytały "Bravo Girl", "Cosmopolitan", "Vivę" i chyba "Galę" :-). Nie jestem specjalistą od prasy kobiecej ale mam wrażenie (sic!) :-), że to mniej więcej ten sam poziom :-).
Usuń"Twój Styl" miał chyba większe ambicje, kiedyś prowadzili nawet swoje wydawnictwo i opublikowali parę niezłych rzeczy. Kilka miesięcy temu kupiłam TS ze względu na dołączony film i stwierdziłam, że nie jest dobrze.
UsuńTo i tak jesteś lepsza ode mnie, ja go "poczytywałem" przy okazji wizyt u znajomej jakieś 15 lat temu :-).
UsuńHa! Za "Balzakiana" i tak bym się nie brała, ale ten absurdalny "kot z rakietką" po raz kolejny mi w oko wpada i chyba w końcu zabiorę się za Balzaka na serio :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie oryginały są lepsze od naśladownictw, kopii, parodii czy pastiszy ale nie zaszkodzi poznać i jedno i drugie :-).
UsuńA mi się podobały Balzakiana ( nie w całości ale w większości) i podobał mi sie Saturn ( obiecałam i przeczytałam)i teraz mi Lala została( Rynek w Smyrnie olewam)
OdpowiedzUsuńNatomiast w to, co pisze Alicja wierzę na słowo. Mi się ten gość bardzo nieprzyjemnie wyłania z gazet. Poza tym nasłuchałam się ploteczek od koleżanki polonistki late temu kilka
To nasze wrażenia co do Balzakianów są podobne, mi również podobały się w większości :-). Co do samego Dehnela to opinii nie mam bo nie znam człowieka :-).
UsuńU mnie zdecydowanie przoduje Lata i Saturn. Balzakiany po dwóch latach od lektury już nie pamiętam, więc albo mnie nie zachwyciła, albo mam sklerozę, albo jedno i drugie. osobiście nie odnalazłam odniesień do Balzaka, a to dlatego, że mało go znam; jakieś cztery - pięć książek, to trochę za mało, aby szukać podobieństw, naśladownictwa. Co do pana Jacka D. mam bardzo mieszane uczucia. Byłam na spotkaniu autorskim, na którym odebrałam go, jako czarującego młodego człowieka, dobrze przygotowanego do spotkania, inteligentnego, uprzejmego. Byłam zachwycona. Następnie przeczytałam jego (czy kogoś, kto pisał w jego imieniu) komentarze pod wpisem u jednej z blogowiczek dotyczącym opinii na temat Rynku w Smyrnie. I przyznam, że poczułam się zawiedziona sposobem jego wypowiedzi niemiłych, napastliwych pisanych z pozycji lwa, co atakuje muchę. Jeśli nie czytałeś Saturna gorąco polecam.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie zamierzałem nawet tykać "Rynku w Smyrnie" nawet nie dlatego, że słyszałem wyłącznie niepochlebne opinie na jego temat ale dla tego, że w ogóle nie przepadam za krótkimi formami. Co do "Saturna" to pewnie dam mu szansę ale zrobię sobie przerwę, żeby wrażenia po "Balzakianach" trochę zwietrzały :-). Jesteś kolejną osobą, która ma "taką sobie" opinię na temat Dehnela - wygląda na to, że rzeczywiście ma problem - ale to na szczęście problem jego a nie mój :-).
UsuńRozumiem to nieprzepadanie za krótką formą. Też tak mam. Mnie się akurat Rynek w Smyrnie dość podobał, co nie oznacza, że powinien się podobać wszystkim :) Będę wypatrywała opinii na temat Saturna za jakiś czas.
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że przez Ciebie będę miał wyrzuty sumienia i będę musiał Saturna przełożyć z dołu na górę kupki :-)
Usuńmoże nie na górę, ale chociaż w połowie. To lektura na jeden wieczór.
UsuńMuszę się zebrać w sobie bo ten Goya trochę mnie odstręcza :-)
UsuńMnie najbardziej podobały się mikropowieści "Miłość korepetytora" i "Blaski i nędze życia artystki estrady na zasłużonej emeryturze". "Tońcia Zarębska" też jest świetna. "Mięso wędliny ubiory tkaniny" są faktycznie trochę przeszarżowane.
OdpowiedzUsuńA nawiązując do ostatniego zdania Twojej recenzji: myślę, że pojęcia "gra" i "prawdziwa" wykluczają się. Celem Dehnela nie było przekazywanie obrazu świata, tylko właśnie literacka gra, która u innych pisarzy zwykle bywa intelektualnym, chłodnym żartem, a Dehnelowi udało się wywołać dość silne emocje, co nie zdarza się często.
Być może masz rację, zakładałem jednak, że tak jak Balzac starał się pokazać prawdziwy obraz francuskiego społeczeństwa tak i Dehnel w balzakowskim stylu pokaże obraz społeczeństwa polskiego (pastisz) czyli: gra w formie, prawda w treści. Tymczasem miałem okazję zetknąć się w mniejszym lub większym stopniu z karykaturą tego obrazu.
UsuńCo do oceny to "Tońci" dałbym pierwsze miejsce, "Miłości" i "Blaskom" drugie ex aequo a "Mięso" odesłałbym do poprawki :-).
Obawiam się, że przesyłka wróciłaby do nadawcy, bo wydaje mi się, że Dehnel właśnie w to opowiadanie włożył najwięcej wysiłku. :) I być może przez ten wysiłek opowiadanie straciło na lekkości.
UsuńBardzo jestem ciekawa, jak spodoba Ci się "Fotoplastikon", jeśli kiedyś zechcesz przeczytać.
Za jakiś czas spróbuję sił z "Saturnem" - wiadomo - do trzech razy sztuka :-) a jeśli będzie ok to pewnie i na "Fotoplastikon" przyjdzie kolej :-)
UsuńMam złe przeczucia, ale nie wiedzieć czemu ja podchodzę do "Saturna" jak do jeża, choć czytałam kilka entuzjastycznych recenzji. Mam nadzieję, że wkrótce przeczytam.
UsuńProponuję, żeby tym razem było do czterech razy sztuka. :) Nie chcę Cię na siłę namawiać do "Fotoplastikonu", bo potem będzie na mnie, ale według mnie są spore szanse, że Ci się spodoba. :)
Staram się nie czytać recenzji przed swoimi spotkaniami z książkami, może poza lakonicznymi stwierdzeniami typu "świetne", "badziew" etc. Po swoich dwóch spotkania z Dehnelem mam o nim, może nie jak najlepsze zdanie, ale na pewno dobre w kierunku bardzo dobrego :-) więc nie jestem jakoś nastroszony jeśli chodzi o "Saturna" czy "Fotoplastikon". Ale jak mawiał profesor Świeżawski nie mam czasu na czytanie dobrych książek bo zabrakłoby mi go na czytanie tych bardzo dobrych :-), a po "wypunktowaniu" przez Anię :-) chyba przeproszę się z Balzakiem, chociaż ciarki już mi chodzą po plecach na samą myśl o tym :-).
UsuńUwielbiam komentarze typu : "Zupelnie nie znam Balzaka", ale Jacek Dehnel świetnie go naśladuje. Tan sam kunszt, ta sama maestria....itp"
OdpowiedzUsuńAkurat w przypadku tej dyskusji nad "Balzakianami" odniosłem wrażenie, że wszyscy dyskutanci lepiej lub gorzej znają twórczość Balzaca, a że nie całą i nie na pamięć? :-) zawsze można sięgnąć do "Komedii ludzkiej" :-)
UsuńOj, raczej znają gorzej niż lepiej...W przeciwnym razie szybko zorientowaliby się, jak niewiele Balzaka w "Balzanianach".
OdpowiedzUsuń"Balzakianach", "Balzakianach" :-) To wygląda na to, że tacy Goście, jak i gospodarz bloga :-)
UsuńWprawdzie dyskusja o tym, ile jest Balzaka w "Balzakianach", niepokojąco zaczyna przypominać rozważania o ilości masła w maśle, ale byłabym wdzięczna kol. Anonimowemu za rozwinięcie myśli o tym, że Balzaka jest jednak niewiele i uświadomienie nas, maluczkich. :)
UsuńDlaczego "maluczkich"? Po prostu ludzi, którzy nie czytali Balzaka. Są gorsze przypadłości.
OdpowiedzUsuńOh, Anonimowy będąc w gościach zawstydzasz i gospodarza i wcześniej przybyłych gości, czy to wypada? :-) Ja obiecuję poprawę :-) tak że teraz od czasu do czasu będzie się pojawiała "Komedia ludzka" :-). A już niezależnie od tego, i z pożytkiem dla wszystkich, będzie ciekawiej jeśli odniesiesz się do książki Dehnela a nie do jej czytelników :-).
UsuńAni mi w głowie kogoś zawstydzać. Co do "Balzakianów" : nowelki dość zajmujące, narracja całkiem sprawna - ale bardzo poważnym problemem jest właśnie impostura polegająca na tym, że autor pozwala sobie sugerować filiację swego tekstu i "Komedii ludzkiej". Albo Balzaka czytał za mało, albo Go nie pojął, albo liczył na to, że mało kto zorientuje się, co książka ma z Balzakiem wspólnego i że maluccy i tak padną na kolana przed kontynuatorem Wielkiego. Cel w dużej mierze osiagnięty, co widać choćby z tej dyskusji.
OdpowiedzUsuńTo znaczy, że jest skuteczny :-). Ja właśnie rozpoczynam swoją "przygodę" z "Komedią ludzką" - zobaczymy co to będzie :-).
UsuńA ja uporczywie poproszę o konkrety w kwestii uchybień Dehnela wobec Wielkiego. Z góry dziękuję za wskazanie przykładów.
UsuńSwoją drogą ciekawe, w jakich jednostkach mierzy się obecność Balzaka? W grandetach, bietkach, a może w goriotach? :)
Okazuje się, że jednak jesteśmy maluczcy. :(
Przepraszam, co jest skuteczne?
OdpowiedzUsuńNie co, a kto? - Dehnel - może nie tyle w "padaniu na kolana" przez czytelników, bo tego nie zauważyłem, przynajmniej w dyskusji przy okazji posta, ale w odniesieniu sukcesu komercyjnego, z czego trudno mu zresztą robić zarzut.
UsuńCzy przymiotnik "skuteczny" może odnosić się do istot ludzkich? Myślę, że nie. A że chwyt komercyjny był w przypadku "Balzakianów" udany - tu pełna zgoda.
OdpowiedzUsuńNiech i tak będzie :-) mi Jacek Dehnel nie spędza snu z powiek niezależnie od tego czy osiągnął sukces artystyczny czy komercyjny i generalnie jestem na "tak" jeśli chodzi o jego twórczość, w tej części, z którą się zetknąłem. Pocieszające jest to, że jednak w czymś się zgadzamy :-).
UsuńJa zaś co do twórczości Dehnela jestem na "tak sobie". Peany na jej cześć jak i wściekłe jej obszczekiwanie wydają mi się równie nieadekwatne.
OdpowiedzUsuńByłoby nudno gdybyśmy ją tak samo oceniali.
UsuńPrzepraszam, umknął mi post Lirael i prośba o konkrety. Wprawdzie łatwiej byłoby zebrać raczej tych parę powierzchownych elementów, które mają coś z Balzakiem wspólnego i, wskazując na ich nikłość, udowodnić miałkość całego projeku "Balzakianów" - podam wszakże najistotniejsze przeciwieństwa miedzy ich koncepcją a dziełem Mistrza.
OdpowiedzUsuń-Balzak jest autorem potężnych, niesłychanie rozgałęzionych całości narracyjnych. U Dehnela mamy do czynienia z czterema nowelkami o zwięzłej fabule. Naturalnie nikt nie oczekuje od kontynuatora-ucznia reprodukacji całości prototypu, ale tutaj proporcje są tak zachwiane, że cały zamysł okazuje się chybiony.
-kolokwialnie mówiąc, Dehnel "poszedł na łatwizne" przerobił jedno (poślednie) opowiadanie Balzaka, nadał innemu tytuł przypominający znaną powieść Francuza (bez najmniejszego związku z "Kurtyzanami" w samej treści nowelki), upstrzył tu i tam swój tekst kilkoma pasażami zaczerpniętymi z innych części "Komedii"...gierki literackie całkiem sympatyczne, ale tanie, lekkie, powierzchowne, nielicujące z powagą tytułu.
-styl. Balzak pisał ciężko, chropawo (bywało, że niepoprawnie). Dehnel proponuje śliczniuchne wydmuszki, radujące wszelkie uduchowione paniusie gospodynie "blogów".
- "Balzakiana" to według mnie pastisz, dialog z konwencją. Gra literacka ciągnąca się przez kilkaset stron byłaby niestrawna. Rozwlekanie tego na opasły tom trąciłoby plagiatem, przestałoby być pastiszem.
Usuń- Wymieniając "gierki literackie" kompletnie pominęłaś/pominąłeś tematykę mikropowieści, która nawiązuje do poruszanej przez Balzaka: na przykład siła pieniądza, która wyzwala w ludziach najgorsze cechy. Takie nawiązania dla mnie powierzchowne nie są. Trudno, żeby tematy były identyczne.
- Niepoprawność stylu Balzaka nie była chyba jego świadomym wyborem. Przy takiej liczbie książek zgrzyty były nieuniknione. Nie rozumiem, dlaczego Dehnel miałby akurat te potknięcia akcentować? Zresztą stylu "Lilii w dolinie" absolutnie nie nazwałabym chropawym. Momentami był wręcz egzaltowany.
Twoja prześmiewcza uwaga o "uduchowionych paniusiach gospodyniach "blogów" wywołała we mnie myśli zgoła nieuduchowione, więc znacząco zamilknę.
Na koniec mam prośbę: przyjrzyj się uważniej tym wydmuszkom. Może okaże się, że to są jednak jajka Fabergé. :)
- zgadzam się. Boże nas uchowaj przed opasłym tomem w tej konwencji.
OdpowiedzUsuń- "siła pieniądza, która wyzwala w ludziach najgorsze cechy" to motyw znany z Biblii, z Demostenesa, z Cycerona, z ojców Kościoła, ze średniowiecznych fabliaux, z Moliera, z Voltera, z Rousseau, Balzaka, Flauberta, Zoli, Dickensa, Hardy'ego, Tołstoja, Czechowa, Orzeszkowej
- znów się zgadzam, jeśli chodzi o "Lilię...". To prawda, Balzakowi zdarzały się stronice pięknie dopracowane, napisane z rozmachem i kunsztem. Nie żądam też od Dehnela, żeby pisał niepoprawnie dlatego, że czasem przydarzało się to Balzakowi. Ale jego potoczyście-obły styl, niesmaczne dowcipasy i fikuśne
przygaduszki są przeciwieństwem Balzakowskiej "amertume".
- przykro mi, prośby nie spełnię. Już raz przeczytałem "Balzakiwna", nie potępiam ich w czambuł (vide któryś z moich poprzrdnich postów), ale nie uważam ich za dzieło, do którego warto wracać.
- co to są "jajka Fabergé"?
Nie napisałam, że wątek destrukcyjnej siły pieniądza jest czymś odkrywczym i oryginalnym. Napisałam, że nawiązania do Balzaka u Dehnela nie są tylko pazłotkiem, a sięgają znacznie głębiej.
UsuńTutaj o jajkach Fabergé, a tutaj jajka Fabergé.
Denehel to drugi Balzak! Lepszy nawet, niż prawdziwy Balzak.
OdpowiedzUsuńBalzakiana to cacuszko!
Saturn troche zaniepokojący. Autor zmienił płeć dla księżnej Alby. Księżna Alba jako mężczyzna nie każdego przekona.
Aż tak? :-)
UsuńKsiężna Alba w "Saturnie" jest zdecydowanie kobietą. Chyba, że P. strasznywiesławowi chodzi o to, że Autor (czyli ja) zmienił płeć dla księżnej Alby - sądzę jednak, że nie stawiałaby mi takich wymagań. A jeśli nawet, to i tak ich nie spełniłem. Płeć męska bardzo mi odpowiada.
OdpowiedzUsuńTak też ją z powieści zapamiętałem - jej "męskość" dotyczy co najwyżej charakteru ("baba z j...") bo płeć nie ulega wątpliwości. Co do tego, o co chodzi strasznemuwiesławowi, nie podejmuję się odpowiedzi.
Usuń