Po dyskusji wokół "Balzakianów" nie pozostało mi nic innego jak sięgnąć do źródeł. Na pierwszy ogień poszło "Nieznane arcydzieło". Pewnie wypadałoby zajrzeć do wydania w serii "Nowy kanon" z posłowiem, a jakże by inaczej, Jacka Dehnela ale postanowiłem przeprosić się z kanonicznym wydaniem "Komedii ludzkiej" z 1964 r. (tom XXII, Studia filozoficzne II), które zbiera kurz w domowej bibliotece.
Tom zawiera pięć opowiadań, a po ich lekturze nie dziwię się wydawnictwu W.A.B., że zdecydowało się na wydanie tylko dwóch pierwszych i słusznie bo już kolejne pewnie nie przypadłoby do gustu paniom biorąc pod uwagę dla Balzaka kobieta dwudziestopięcioletnia jest już "nie pierwszej młodości". Poza tym Balzac gada, gada, gada ... . W "Poszukiwaniu absolutu" dowiadujemy się na przykład, że małżonkę głównego bohatera zabiły słowa "niby cios sztyletu" ale umiera ona przez ponad sześć kolejnych stron (nie żebym nie mógł się tej śmierci doczekać). Balzac opisuje wszystko co się da, włącznie z zastawą stołową: "Karafki i gąsiorki ustawione na stole miały ów szacowny wygląd, jaki nadaje im staroświecka krągła brzuchatość. Kieliszki były też staroświeckie, smukłe na wysokich nóżkach - kieliszki takie widujemy na starych obrazach szkoły holenderskiej i flamandzkiej. Fajanse różnobarwne, malowane na sposób Bertranda de Palissy, pochodziły z angielskiej fabryki Weegwooda. Srebra były masywne, kanciaste, nie dęte: prawdziwe srebra rodzinne, gdzie każda sztuka różna pod względem cyzelunku, mody i kształtu (...)" i równie pasjonującym opisem transakcji finansowych "(...) wystąpicie o waszą część sumy za sprzedaż lasu, a pan Baltazar nie będzie wam mógł odmówić dwustu tysięcy franków, na których położy się areszt drogą sprzeciwu formalnego; co zaś do należnych wam, pozostałych stu tysięcy, otrzymacie ja za pomocą obligu hipotecznego, którym obciąży się ten dom. Pan Conyncks zażąda gwarancyj na trzysta tysięcy franków należnych pannie Felicji i Jasiowi. W tej sytuacji pan Baltazar będzie musiał zahipotekować swoją posiadłość na równinie Orchies, obciążoną już stoma tysiącami dukatów zadłużenia. W przypadku intabulacji na rzecz małoletnich prawo działa wstecz, dając im pierwszeństwo." chociaż ten akurat mógł być refleksem jego własnych doświadczeń, to łagodnie rzecz ujmując, nie wpływa stymulująco na bieg akcji. Na osłodę mamy za to ciekawostkę - polski akcent, szlachcica, oficera, Adama Wierzchowskiego, który kwaterował w 1809 roku w domu gospodarza i był spiritus movens jego manii. Być może "Komedia ludzka" jest arcydziełem ale na pewno nie da się tego wniosku wywieść z kolejnego opowiadania "Przeklęty syn". Chwilami jest to grafomania czystej wody w rodzaju: "Drogi kwiecie mojego życia - ozwała się Joanna całując syna w czoło - wśród burzy odłączyłeś się od mojego łona, a teraz ja wśród burzy rozłączam się z tobą. Między tymi dwoma burzami wszystko burzą mi było prócz godzin, kiedy widywałam ciebie. Oto ostatnia moja radość, a łączy się ona z ostatnim moim bólem. Żegnaj, miłości moja jedyna, żegnaj, piękny wizerunku dwojga dusz, które skojarzą się niebawem, żegnaj, radości moja jedyna, radości czysta, żegnaj jedyny mój kochanku!" Tak, tak to nie Helena Mniszkówna, to Honore de Balzac. Po tym wszystkim ostatnie opowiadanie tomu "Żegnaj" możnaby uznać nieomalże za odpoczynek ale nie z powodu lekkości tematyki a objętości, bo ta jest jego największą zaletą.
Co spina tych pięć opowiadań? - w przypadku dwóch pierwszych "Nieznane arcydzieło" i "Gambara" można mówić o sztuce, jej wizji w oczach twórcy, niezrozumiałej dla nikogo poza nim. Można też próbować znaleźć wspólny mianownik w idee fixe, któremu poddaje się człowiek aczkolwiek jest ono różnego rodzaju; począwszy od stworzenia dzieła sztuki stanowiącego ideał piękna po przedłużenie rodu. Wreszcie największym, jest nim szaleństwo, które zwykle spycha człowieka na margines i wystawia na pośmiewisko. Pieniądz uchodzący u Balzaka za motor ludzkich działań jest w drugiej części "Studiów filozoficznych" zepchnięty na drugi plan aczkolwiek ciągle wyraźnie widoczny, zwłaszcza w "Poszukiwaniu absolutu" i w mniejszym stopniu "Gambarze" oraz "Przeklętym synu" przegrywa w nich jednak w pojedynku z uczuciami.
Różnica pomiędzy opowiadaniami Balzaka a "Balzakianami" polega na tym, że te pierwsze są po prostu nudne i to wprost proporcjonalnie do swej długości. Nie chciałbym jednak by powstało wrażenie, że uczeń (?) przewyższył mistrza - nic z tych rzeczy. Nie ulega wątpliwości, że opowiadania czy też minipowieści (?) Dehnela to zabawa - u Balzaka są one śmiertelnie, w całym tego słowa znaczeniu, poważne. Meandry opisów, rozważań i dygresji, w które obrastają jego historie, z których trzeba wyłuskiwać główny nurt opowieści w "Balzakianach" są tylko zamarkowane. Stąd też różne tempo narracji i jej waga. O ile "Komedia ludzka" mogłaby stanowić podstawę dla któregoś z rozdziałów "Przemian obyczajów w cywilizacji Zachodu" N. Eliasa, to ich wariant z "Balzakianów" co najwyżej mógłby znaleźć się, w najlepszym wypadku, na stronach "kronik towarzyskich" czasopism dla pań. Jest to naturalną konsekwencją tego, że Dehnel "ciął po skrzydłach" i jego pastisze (jak określa je Lireal) są dostosowane do wymagań i oczekiwać "masowego" współczesnego czytelnika, który niespecjalnie zainteresowany jest pogłębioną analizą motywów postępowania, opisem ciągle dominujących w naszych miastach blokowisk z czasów Gomułki i Gierka ani wnętrz zrobionych pod jeden strychulec. Czy zestawienie z oryginałem deprecjonuje książkę Dehnela - moim zdaniem nie - przynajmniej tak długo jako długo traktuje się ją jako napisaną z przymrużeniem oka. A przede mną następny tom "Komedii ludzkiej" - o, matko!
Co spina tych pięć opowiadań? - w przypadku dwóch pierwszych "Nieznane arcydzieło" i "Gambara" można mówić o sztuce, jej wizji w oczach twórcy, niezrozumiałej dla nikogo poza nim. Można też próbować znaleźć wspólny mianownik w idee fixe, któremu poddaje się człowiek aczkolwiek jest ono różnego rodzaju; począwszy od stworzenia dzieła sztuki stanowiącego ideał piękna po przedłużenie rodu. Wreszcie największym, jest nim szaleństwo, które zwykle spycha człowieka na margines i wystawia na pośmiewisko. Pieniądz uchodzący u Balzaka za motor ludzkich działań jest w drugiej części "Studiów filozoficznych" zepchnięty na drugi plan aczkolwiek ciągle wyraźnie widoczny, zwłaszcza w "Poszukiwaniu absolutu" i w mniejszym stopniu "Gambarze" oraz "Przeklętym synu" przegrywa w nich jednak w pojedynku z uczuciami.
Różnica pomiędzy opowiadaniami Balzaka a "Balzakianami" polega na tym, że te pierwsze są po prostu nudne i to wprost proporcjonalnie do swej długości. Nie chciałbym jednak by powstało wrażenie, że uczeń (?) przewyższył mistrza - nic z tych rzeczy. Nie ulega wątpliwości, że opowiadania czy też minipowieści (?) Dehnela to zabawa - u Balzaka są one śmiertelnie, w całym tego słowa znaczeniu, poważne. Meandry opisów, rozważań i dygresji, w które obrastają jego historie, z których trzeba wyłuskiwać główny nurt opowieści w "Balzakianach" są tylko zamarkowane. Stąd też różne tempo narracji i jej waga. O ile "Komedia ludzka" mogłaby stanowić podstawę dla któregoś z rozdziałów "Przemian obyczajów w cywilizacji Zachodu" N. Eliasa, to ich wariant z "Balzakianów" co najwyżej mógłby znaleźć się, w najlepszym wypadku, na stronach "kronik towarzyskich" czasopism dla pań. Jest to naturalną konsekwencją tego, że Dehnel "ciął po skrzydłach" i jego pastisze (jak określa je Lireal) są dostosowane do wymagań i oczekiwać "masowego" współczesnego czytelnika, który niespecjalnie zainteresowany jest pogłębioną analizą motywów postępowania, opisem ciągle dominujących w naszych miastach blokowisk z czasów Gomułki i Gierka ani wnętrz zrobionych pod jeden strychulec. Czy zestawienie z oryginałem deprecjonuje książkę Dehnela - moim zdaniem nie - przynajmniej tak długo jako długo traktuje się ją jako napisaną z przymrużeniem oka. A przede mną następny tom "Komedii ludzkiej" - o, matko!
Fabułki u Balzaka wątłe, to przynajmniej opisami się można pocieszać, chociaż nie każdy lubi detale karafek, widoczków z okna, sukien i czego tam jeszcze.
OdpowiedzUsuńMnie te opisy nie kręcą, kiedy przez nie się przebijałem to z łezką w oku wspominałem opisy krajobrazu w "Nad Niemnem" :-)
UsuńKwestia indywidualnych upodobań:) Ambitny plan przeczytania całego Balzaka przede mną dopiero.
UsuńJa plan już mam :-) oby tylko cierpliwości starczyło :-).
UsuńTego Ci życzę:) Ja skończyłem tom pierwszy i na tym się chwilowo skończyło:P
UsuńNauczony doświadczeniem zamierzam dawkować sobie Balzaka bardzo ostrożnie :-) zobaczymy po następnym tomie :-).
UsuńByle odstępy między dawkami nie były za duże, u mnie przerwa już chyba trzeci rok trwa:)
UsuńTo musiałeś mieć jakieś traumatyczne doznania :-). Po którym to tomie?, pierwszy chyba jest "Dom pod kotem z rakietką", do którego odwoływał się też Dehnel więc wygląda na to, że jesteś w dobrym towarzystwie :-)
UsuńPierwszy jest bardzo w porządku, a Dom pod kotem to w ogóle miód, ale w połowie drugiego tomu jest coś o jakichś dyliżansach i tam mnie zmogło:))
UsuńJa trochę na przekór Koczowniczce :-) wezmę chyba piąty bo tam jest "Kobieta trzydziestoletnia" :-) a w razie czego jest w odwodzie "Ojciec Goriot" więc nie powinno być źle.
UsuńJa sobie przygotowałem Eugenię, ale pamiętam ją jako nudziarstwo, może dlatego mnie nie ciągnie:)
UsuńMarlow, nie bierz "Kobiety trzydziestoletniej", ona jest słaaaba! Polecam Ci "Kobietę porzuconą" :-)
UsuńKoczowniczko, mam ambitny zamiar przeczytania całego piątego tomu nie tylko "Kobiety trzydziestoletniej" ale może być i "Kobieta porzucona" :-)
UsuńZWL, o dziwo, dla mnie "Eugenia" była całkiem-całkiem i to mimo, że była lekturą. Fakt może nie trzyma w napięciu, zresztą tak jak pozostałe części ale w porównaniu z nimi pamiętam ją jako strawną :-).
Chciałem sobie porównać wrażenia, ale jednak mnie ta Eugenia trochę przeraża. Chyba zmienię tom:)
UsuńFaktycznie, może powinieneś w ogóle przyhamować z tym Balzakiem :-) no ale zobaczymy jak jak zaśpiewam po następnej części :-)
UsuńTrzy lata to chyba dość długie hamowanie? :P Twardy jestem i w końcu go zmogę:)
UsuńJa miałem dużo większą przerwę, dopiero te "Balzakiana" i Anka "od czytanek" pewnie mimowolnie spięła mnie ostrogą :-)
UsuńCzyli jest jeszcze dla mnie nadzieja:)
UsuńDopóki możesz czytać - zawsze! :-)
UsuńTylko o oddychaniu nie można zapomnieć przy lekturze:P
UsuńOch, to tylko taki "skrót myślowy" jakby powiedział Macierewicz :-) - "czytasz więc oddychasz" :-)
UsuńCzasem czytam z zapartym tchem, chociaż coraz rzadziej.
UsuńTo może nie te książki wybierasz :-)
UsuńMasterton znudził mi się dawno temu, niestety:P
UsuńUps! nie znam człowieka
UsuńKlasyk horroru, takiego z tych bardziej krwawych:PP
UsuńJa poza cykl "Opowieści niesamowite" nie wyszedłem. Zajrzałem do wikipedii - gość publikuje regularnie w Cosmopolitan - musi być niezły :-)
UsuńW Cosmo to on prędzej gawędy o seksie publikuje niż horrory:P Ma na koncie serię poradników, bodajże Ogród seksu się to nazywa.
UsuńCo za bezeceństwa :-) miałem Cosmo chyba ze dwa razy w rękach - za pierwszym myślałem, że redakcja miała jakiś wypadek przy pracy, za drugim zrozumiałem, że to reguła :-)
UsuńFakt, że już lepiej gazetkę z Tesco poczytać:P
UsuńU mnie pod drzwi nawet Rzeczpospolitą podrzucają :-)
UsuńJacy mili:) U mnie nawet gazetki Tesco nie uświadczysz:))
UsuńMoże są tylko za późno wstajesz :-)
UsuńNiee, chyba że mi zające spod drzwi kradną:P
UsuńTo może nie jesteś w "grupie targetowej" :-)
UsuńMoże po prostu za daleko mieszkam:P
UsuńNiech i tak będzie :-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEdycja "Nowego kanonu" akurat wybrała dwa najbardziej lekkostrawne opowiadania więc można zaryzykować :-), "Balzakiana" może nie wzbudzają mojego zachwytu ale to książka lekko napisana i wg mnie niezła rozrywka na wieczór albo długą podróż.
UsuńBardzo przepraszam za usunięcie poprzedniego posta, ale dostrzegłam w nim błąd :-)
Usuń"Balzakiana" są napisane nieudolnie. Moim zdaniem tylko "Tońcia" udała się autorowi. Poza tym uważam, że pisarz powinien dążyć do tego, by wypracować własny, niepowtarzalny styl, a nie naśladować innych pisarzy.
Czytałam kiedyś biografię Balzaka i dowiedziałam się z niej, że Balzak w młodości płodził literacką sieczkę, naśladował Rabelaisa, a potem tego żałował. W jego utworach partie bardzo piękne sąsiadują z partiami grafomańskimi.
Spoko, ten blog dopuszcza możliwość zmiany zdania :-) ja aż tak surowo Dehnela nie osądzam :-)
UsuńA może planujesz lekturę "Jaszczura"? Byłabym ciekawa odbioru:)
OdpowiedzUsuńPlanować, planuję :-) zobaczymy co z tego wyjdzie :-) i generalnie "Komedia ludzka" to wyzwanie długodystansowe :-)
UsuńDzięki za zaproszenie :-)
OdpowiedzUsuńA ja Cię wytypowałam do zabawy blogowej, w której udział oczywiście nie jest obowiązkowy:
OdpowiedzUsuńhttp://kayecik.blogspot.com/2012/11/zabawa-blogowa.html
Pozdrawiam!
Dziękuję i na poważnie biorę zapewnienie, że tworzenie dalszego ciągu nie jest obowiązkowe :-)
UsuńWydaje mi się, że te opisy przypadłyby mi do gustu. Taka na przykład "krągła brzuchatość" ma w sobie dużo wdzięku. :) Relacje z transakcji finansowych zdecydowanie mniej by mi odpowiadały.
OdpowiedzUsuńChociaż krytycznie napisałeś o tych opowiadaniach, poczułam palącą tęsknotę za jakąś powieścią Balazaka.
Wstrząsający fragment "Przeklętego syna" doprowadził mnie do konwulsji, ale raczej nie takich, jakich życzyłby sobie autor. :)
Te wybrane do "Nowego kanonu" są ok chociaż też bez fajerwerków :-), pozostałe "średnie" mówiąc eufemistycznie. Zakładam, że na ponad 130 utworów zdarzały mu się słabe, przeciętne, dobre i bardzo dobre. Po jednym tomie jeszcze nie dramatyzuję :-).
Usuń