Znowu dałem się namówić, tym razem Koczowniczce i przyznaję nie żałuję, chociaż lekturę kończyłem z tzw. mieszanymi uczuciami. Czwarty tom "Komedii ludzkiej" zawierający "Studia obyczajowe, Sceny z życia prywatnego" oprócz tytułowego opowiadania zawiera jeszcze jedno nieco obszerniejsze zatytułowane "Honoryna" i powieść "Beatrix".
Cóż, balzakowski styl nie należy do zbyt przyjaznych dla czytelnika, zanim bohater Balzaka coś powie poznajemy historię jego, jego rodziny i rozmówcy. Dowiadujemy się jak wygląda dom i jak urządzony jest pokój, w którym akurat siedzi. Czasami jednak nasza cierpliwość wystawiona na ciężką próbę jest wynagradzana. "Kobieta porzucona" to interesujący obrazek, w którym, jak to u Balzaka, miłość idzie w zawody z pieniądzem, i mający coś więcej niż tylko wdzięk urokliwej ramotki. Zaskakująco jak współcześnie brzmią poruszane przez niego problemy i pytania o prawo do błędu w relacjach pomiędzy kobietą i mężczyzną i granicę, poza którą już nie ma wybaczenia. To dylematy nie nowe, bo znane przecież z "Niebezpiecznych związków" Ch. de Laclosa, tyle że w przypadku "Kobiety porzuconej" pobudki decyzji mężczyzny są znacznie bardziej przyziemne - wiadomo, pieniądze. "Honoryna" z kolei, to szkatułkowa opowieść, chociaż tych szkatułek nie za dużo bo tylko trzy, w której głównym problemem są granice poczucia winy, rzeczywistej i wyimaginowanej, uczciwości wobec samego siebie (a raczej samej siebie, bo dotyczy to tytułowej bohaterki opowiadania) i złożenia jej w ofierze dla szczęścia drugiej osoby. Wnioski Balzaka są mało optymistyczne. Z jednej strony bezgraniczna miłość a z drugiej tylko lojalność za to podszyta ciągłym poczuciem winy nie jest receptą na szczęśliwy związek. Ma się wrażenie, że tytułowa bohaterka ma problem z patologicznym poczuciem winy i jest klinicznym przykładem osoby posiadającej tzw. skrupulatne sumienie. Rzecz w tym, że rzutuje ono nie tylko na jej życie, bo to paradoksalnie płynie szczęśliwie dzięki rozłożeniu nad nią "złotego parasola" (niezbyt dobrze świadczy o jej inteligencji, że nie potrafi tego dostrzec) ile raczej na tego, kto opiekę nad nią roztacza. Nasuwa się tu przy okazji pytanie, podobnie jak w przypadku "Kobiety porzuconej" o granice miłości własnej i poczucia własnej godności wobec ukochanej osoby odrzucającej starania. Z kolei "Beatrix" potwierdza prawidłowość pisarstwa Balzaka - im dłużej tym nudniej, nawet jeśli mogło być ciekawie. Zestaw motywów jest iście balzakowski, czyli młody mężczyzna zakochany w "starszej" pani (przy okazji okazuje się, że mądrość rodem z "07 zgłoś się", że "kobieta dwa razy szaleje: jak dojrzeje i jak siwieje" ma dużo starszą i znacznie bardziej nobliwą tradycję niż by się wydawało) czerwieni się i leje łzy przy każdej okazji, kobiety okazują się mądrzejsze od mężczyzn, pieniądz rządzi światem, etc. etc. Do tegi sążniste opisy, które mogą zainteresować dekoratorów wnętrz i osoby interesujące się historią mody. Gorzej, że postacie są infantylne i niewiarygodne, z jednej strony kobieta nie ma skrupułów i porzucając męża (nie bez powodów) wyjeżdża za granicę z kochankiem, z drugiej zaś wiedząc, że i kochanek ją zdradza utrzymuje, że musi być mu wierna. Z kolei matka głównego bohatera "aczkolwiek w rzeczach afektu pozostała naiwną i nieśmiałą dziewczyną, przed którą miłość nie otwarła swej księgi" jednak rozpoznawała "symptomy zwiastujące prawdziwą miłość, uczucie całkiem nieznane w tym starym dworze", chociaż akurat ją mąż poślubił z miłości. Ale to jeszcze nic w porówaniu z tym, że z inteligentnej kobiety Balzak robi rajfurkę, miłość (?) młodego człowieka jest tak marnej próby, że mimo iż kocha (?) jedną, zakochuje się w kolejnej i to jeszcze zanim ją zdążył poznać ale i tak żeni się w końcu z inną. Przypomina przy tym kurka na dachu, popychanego impulsami, które akurat dojdą do głosu, bo okazuje się, że i żonie nie potrafi dochować wierności a obiektem jego uczuć jest dawna "stara miłość". Kiedy czyta się te bzdety, ma się wrażenie, że jeśli nie Mniszkówna i Rodziwiczówna to Grochola lub Sowa umiałyby bardziej interesująco wyzyskać to "bogactwo" treści. Muszę przyznać, że po lekturze "Beatrix" swój ambitny zamiar przeczytania całej "Komedii ludzkiej" zaczynam coraz bardziej oceniać jako zbyt ambitny.
Cóż, balzakowski styl nie należy do zbyt przyjaznych dla czytelnika, zanim bohater Balzaka coś powie poznajemy historię jego, jego rodziny i rozmówcy. Dowiadujemy się jak wygląda dom i jak urządzony jest pokój, w którym akurat siedzi. Czasami jednak nasza cierpliwość wystawiona na ciężką próbę jest wynagradzana. "Kobieta porzucona" to interesujący obrazek, w którym, jak to u Balzaka, miłość idzie w zawody z pieniądzem, i mający coś więcej niż tylko wdzięk urokliwej ramotki. Zaskakująco jak współcześnie brzmią poruszane przez niego problemy i pytania o prawo do błędu w relacjach pomiędzy kobietą i mężczyzną i granicę, poza którą już nie ma wybaczenia. To dylematy nie nowe, bo znane przecież z "Niebezpiecznych związków" Ch. de Laclosa, tyle że w przypadku "Kobiety porzuconej" pobudki decyzji mężczyzny są znacznie bardziej przyziemne - wiadomo, pieniądze. "Honoryna" z kolei, to szkatułkowa opowieść, chociaż tych szkatułek nie za dużo bo tylko trzy, w której głównym problemem są granice poczucia winy, rzeczywistej i wyimaginowanej, uczciwości wobec samego siebie (a raczej samej siebie, bo dotyczy to tytułowej bohaterki opowiadania) i złożenia jej w ofierze dla szczęścia drugiej osoby. Wnioski Balzaka są mało optymistyczne. Z jednej strony bezgraniczna miłość a z drugiej tylko lojalność za to podszyta ciągłym poczuciem winy nie jest receptą na szczęśliwy związek. Ma się wrażenie, że tytułowa bohaterka ma problem z patologicznym poczuciem winy i jest klinicznym przykładem osoby posiadającej tzw. skrupulatne sumienie. Rzecz w tym, że rzutuje ono nie tylko na jej życie, bo to paradoksalnie płynie szczęśliwie dzięki rozłożeniu nad nią "złotego parasola" (niezbyt dobrze świadczy o jej inteligencji, że nie potrafi tego dostrzec) ile raczej na tego, kto opiekę nad nią roztacza. Nasuwa się tu przy okazji pytanie, podobnie jak w przypadku "Kobiety porzuconej" o granice miłości własnej i poczucia własnej godności wobec ukochanej osoby odrzucającej starania. Z kolei "Beatrix" potwierdza prawidłowość pisarstwa Balzaka - im dłużej tym nudniej, nawet jeśli mogło być ciekawie. Zestaw motywów jest iście balzakowski, czyli młody mężczyzna zakochany w "starszej" pani (przy okazji okazuje się, że mądrość rodem z "07 zgłoś się", że "kobieta dwa razy szaleje: jak dojrzeje i jak siwieje" ma dużo starszą i znacznie bardziej nobliwą tradycję niż by się wydawało) czerwieni się i leje łzy przy każdej okazji, kobiety okazują się mądrzejsze od mężczyzn, pieniądz rządzi światem, etc. etc. Do tegi sążniste opisy, które mogą zainteresować dekoratorów wnętrz i osoby interesujące się historią mody. Gorzej, że postacie są infantylne i niewiarygodne, z jednej strony kobieta nie ma skrupułów i porzucając męża (nie bez powodów) wyjeżdża za granicę z kochankiem, z drugiej zaś wiedząc, że i kochanek ją zdradza utrzymuje, że musi być mu wierna. Z kolei matka głównego bohatera "aczkolwiek w rzeczach afektu pozostała naiwną i nieśmiałą dziewczyną, przed którą miłość nie otwarła swej księgi" jednak rozpoznawała "symptomy zwiastujące prawdziwą miłość, uczucie całkiem nieznane w tym starym dworze", chociaż akurat ją mąż poślubił z miłości. Ale to jeszcze nic w porówaniu z tym, że z inteligentnej kobiety Balzak robi rajfurkę, miłość (?) młodego człowieka jest tak marnej próby, że mimo iż kocha (?) jedną, zakochuje się w kolejnej i to jeszcze zanim ją zdążył poznać ale i tak żeni się w końcu z inną. Przypomina przy tym kurka na dachu, popychanego impulsami, które akurat dojdą do głosu, bo okazuje się, że i żonie nie potrafi dochować wierności a obiektem jego uczuć jest dawna "stara miłość". Kiedy czyta się te bzdety, ma się wrażenie, że jeśli nie Mniszkówna i Rodziwiczówna to Grochola lub Sowa umiałyby bardziej interesująco wyzyskać to "bogactwo" treści. Muszę przyznać, że po lekturze "Beatrix" swój ambitny zamiar przeczytania całej "Komedii ludzkiej" zaczynam coraz bardziej oceniać jako zbyt ambitny.
He he. Nie zniechęcaj, przecież ja też chcę się KIEDYŚ za to zabrać :)
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że może dokładne opisy wyglądu mieszkań czy ubrań bohaterów mogą mieć spory walor poznawczy... inna sprawa, że mogą też być najzwyczajniej w świecie nudne.
A na marginesie: czas dla mnie na szaleństwa (mam już pierwsze siwe włosy) :D
Nie zniechęcam, raczej uprzedzam :-) Pewnie inaczej czytają to Francuzi gdy mogą zweryfikować opis sprzed półtora wieku z tym co widzą na codzień ale ślepe tropy, których u Balzaka jest zatrzęsienie i które mają pogłębić obraz epoki "w ogólności" działają na mnie wybitnie usypiająco :-)
UsuńMoże przesadnie samokrytyczna Honoryna jako imienniczka autora obdarzona została cechami ideału, do którego sam Balzak chciał dążyć. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa hipoteza :-), jeśli jego ideałem była "pierwsza naiwna" to może i uzasadniona :-)
UsuńChyba jednak wycofam się ze swojej teorii, bo Balzak bynajmniej nie wygląda mi na pierwszego naiwnego. Zresztą po napisaniu "Komedii ludzkiej" stanowczo za dużo wiedział na temat bliźnich, żeby być naiwnym. :)
UsuńBiorąc pod uwagę, że części jego bohaterów przydałaby się seria seansów psychoterapeutycznych, to jednak na Twoim miejscu nie rezygnowałbym tak od razu z tej teorii :-)
Usuń:D Wrócę do niej, jak przeczytam kolejną powieść Balzaka. :)
UsuńDziś tutaj dowiedziałam się, że według Susan Sontag powinnam niezwłocznie przeczytać "Namiętność na pustyni" - w ogóle nie miałam pojęcia, że Balzak coś takiego popełnił. Kojarzy mi się raczej z filmem z Rudolfem Valentino. :)
To jest nas dwoje :-) jeśli chodzi o niewiedzę, moja powiedziałbym nawet, że jest większa bo nie wiedziałem, że był taki film ani, że grał w nim Valentino :-)
UsuńTakiego filmu nie ma, ale gdyby istniał, ten tytuł mógłby do niego pasować. :)
UsuńWłaśnie wyczytałam, że to jest tom siedemnasty Komedii ludzkiej. "Namiętność na pustyni" upchnięto razem z "Szuanami". :)
Touche! :-) "Szuanów" czytałem przed wiekami ale jakoś nie zapadły mi w pamięć poza ogólnym wrażeniem balzakowskiej nudy chociaż akurat po tytule obiecywałem sobie wiele :-)
UsuńOkazuje się, że dość obszerna notka o "Namiętności na pustyni" jest w Wikipedii. Niestety, przeczytałam ją do końca, ze wszystkimi spoilerami. :( Opowiadanie wydaje mi się dziwne i mało balzakowskie, co akurat dla Susan Sontag mogło stanowić plus. :)
UsuńJeśli mnie kolejna część "Komedii" nie zniechęci - padło na tom XVI, "Epizod z czasów terroru" to spróbuję zweryfikować opinię Sontag :-)
UsuńSkoro w miarę bezboleśnie przeżyłeś "Dziennik roku zarazy" Defoe, jestem spokojna o "Epizod z czasów terroru". :)
UsuńLirael, nie warto czytać notek z Wikipedii, bo zawierają mnóstwo spoilerów, poza tym są często błędne. Według Wikipedii bohaterka "Lilii w dolinie" umarła na chorobę serca, co przecież nie jest prawdą :-)
UsuńLirael, Defoe'a w porównaniu z Balzakiem czyta się prawie jak powieść sensacyjną :-) i potwierdzam opinię Koczowniczki byłem trochę zaskoczony interpretacją Beatrix, którą znalazłem w wikipedii. Chęć samorealizacji kobiet jest tam w powieści bardzo dobrze zamaskowana wątkiem romansowym :-).
UsuńA pod notką o "Honorynie" w Wikipedii pisze, że hrabia Oktaw był o wiele starszy od żony, tymczasem on był starszy zaledwie o 8 lat. Jak na tamte czasy to nie była wielka różnica wieku :-)
UsuńMoże kierowali się kontekstem bo z niego można było odnieść wrażenie jakby to była różnica pokolenia :-)
UsuńBardzo dziękuję Wam za ostrzeżenia. A ja na początku byłam mile zaskoczona, że w polskiej Wikipedii tak szczodrze potraktowano "Komedię ludzką". :(
UsuńJa też jestem mile zaskoczony tak szczegółowym potraktowaniem "Komedii ludzkiej". Różnicą w ocenie wieku bohaterów w wikipedii specjalnie bym się nie przejmował, bo z tego co pamiętam w "Kobiecie porzuconej" sam Balzac miał kłopot ze zdecydowaniem się na to, o ile lat Klara jest starsza od Gastona :-).
UsuńA zobacz wersję francuską, to są prawdziwe referaty. :) Ale "Namiętność na pustyni" potraktowano niepokojąco zdawkowo. :)
UsuńNie ma się co dziwić, to w końcu jeden z ojców nowożytnej powieści, inna to to kto go jeszcze czyta :-).
UsuńPo pierwsze, dziękuję za dotrzymanie słowa i podzielenie się wrażeniami z "Honoryny". Po drugie... szczerze mówiąc spodziewałam się bardziej pozytywnej recenzji. Mam nadzieję, że nie porzucisz ambitnego planu czytania Balzaka na rzecz czytania Grocholi i Sowy? :-)
OdpowiedzUsuń"Beatrix" jest trudna w czytaniu i chwilami nudna, z tym że opisy domu Kalista, jego rodziców oraz cioci Zefiryny bardzo mi się podobały. Balzac często opisuje wygląd osób w bardzo dowcipny sposób. O cioci Kalista napisał na przykład, że podobna jest do trupa. "Kilka wystoperczonych zębów czyniło ją niemal groźną, a siwe kłaczki wschodzące na brodzie i w okolicy ust - niemal męską". Nudziły mnie natomiast zbyt rozwlekłe, zajmujące kilka stron, opisy wyglądu Felicyty.
"Kobieta porzucona" i "Honoryna" bardzo mi się podobały. Oktaw z "Honoryny" to dobry człowiek, nieprzytomnie zakochany w żonie, która uciekła z kochankiem. Dwulicowy Gaston i rozpieszczony Kalist, który wciąż lał łzy, to antypatyczne męskie postacie, a jednak przedstawione zostały tak, że można zrozumieć ich zachowanie :)
Powiedziałbym, że "Beatrix" jest trudna bo jest nudna :-), nie żebym potępiał powieść w czambuł - ona jest po prostu rozlazła i nierówna, wychodzi to zwłaszcza przy porównaniu finału, w którym teściowa Kalista dokłada wszelkich starań by uratować małżeństwo córki (mieszając w to nawet księdza, który jej doradza), z wcześniejszymi partiami.
Usuń"Rozlazła" to dobre słowo :-)
UsuńI jeszcze podczas czytania "Beatrix" miałam wrażenie, że Balzac nie do końca wiedział, o czym chce pisać, że powieść jest źle skomponowana. "Honoryna" i "Kobieta porzucona" są o wiele lepsze.
Ooo?! Jest jednak coś w czym się zgadzamy! :-) Generalnie odnoszę wrażenie, że Balzak porusza interesujące problemy, które przytłacza "barokiem" opisów i wątków pobocznych.
Usuń