środa, 9 stycznia 2013

Mendel Gdański, Maria Konopnicka

Skusiłem się na "Wybór pism" Marii Konopnickiej z 1954 r., nie dlatego, że jakoś za nią przepadam, raczej wręcz przeciwnie - irytuje mnie jej łzawość i sentymentalizm, ale, tak przyznaję, ze ... snobizmu - trafił mi się bowiem egzemplarz oprawiony w skórę a z wiekiem co raz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że hasło "nie ocenia się książki po okładce" jest najprawdopodobniej sloganem wymyślonym przez wydawców, którzy byle jak oprawiali książki.  


Jakby nie było, książka jest u mnie (skan powyżej to oryginał wydania bez papierowej obwoluty) i niezależnie od oceny twórczości Konopnickiej, która została wyciągnięta ostatnio z lamusa za sprawą jej domniemanego homoseksualizmu, trochę odświeżyłem sobie pamięć. "Nasza szkapa", "Miłosierdzie gminy" czy "Mendel Gdański" to były żelazne punkty w programie lektur za moich czasów a "Franek" był jedną z książek mojego dzieciństwa. Dzisiaj niewiele ostało się z dorobku literackiego Konopnickiej - może jeszcze literatura dla dzieci ("Na jagody", "O krasnoludkach i sierotce Marysi", "Przygody Pimpusia Sadełko"  czy wierszyki w rodzaju "Stefka Burczymuchy") trzyma się resztą sił, choć u moich dzieci jakoś nie znalazła życzliwego przyjęcia. Ale do rzeczy ... Na pierwszy ogień poszedł "Mendel Gdański". Kiedyś sądziłem naiwnie, że tytuł odnosi się do jednostki miary, która została zastosowana w Gdańsku ale moje przypuszczenia sprawdziły się tylko połowicznie, w odniesieniu do imienia tytułowego bohatera, który zawdzięczał je poniekąd męskiej sprawności swojego ojca jako piętnaste dziecko, to jego nazwisko jest pokłosiem działalności E.T.A. Hoffmanna (lub któregoś z jego kolegów) w czasie jego urzędniczej kariery, kiedy to nadawano Żydom charakterystyczne nazwiska w dużej mierze nawiązujące do miejsca zamieszkania czy urodzenia. Nawiasem mówiąc, o ile można co najwyżej domniemywać, gdzie się rozgrywa akcja (Stare Miasto w Warszawie), to na pewno można wykluczyć z tego domniemania właśnie Gdańsk. Nowela, jak wiadomo, powstała w 1890 r., na "polityczne zamówienie" a ściślej mówiąc na prośbę Elizy Orzeszkowej, gdy pamięć o pogromach, które miały miejsce w Polsce (także w Warszawie) na początku lat 80-tych XIX w. była jeszcze świeża. Pytanie - jak należy ocenić pogromy? - nie jest pytaniem na inteligencję, nic więc dziwnego, że Konopnicka wypowiedziała się przeciwko antysemityzmowi. Jeśli się jednak dobrze wczytać w nowelę, to widać, że starała się by ten antysemityzm był przedstawiony w sposób, że tak powiem, jak najbardziej strawny dla masowego czytelnika. Są u niej dwa rodzaje antysemitów. Antysemityzm pierwszych przejawia się tylko w stwierdzeniach w rodzaju "Żyd zawsze Żydem", co owszem jest denerwujące i mało odkrywcze, ale stąd jeszcze daleka droga do bezpośredniej przemocy (z tym rodzajem antysemityzmu "rozprawi się" dopiero Sartre w "Rozważaniach o kwestii żydowskiej"). W gruncie rzeczy są nieszkodliwi, o ile głupota może być nieszkodliwa, bo przecież od lat są klientami (dependent) i sąsiadami (zegarmistrz) Mendla Gdańskiego i relacje między nimi układały się całkiem poprawnie. Drudzy to bezpośredni uczestnicy pogromu, mający swoją forpocztę w postaci "chłopaków" i "obdartusa", i wiadomo o nich tylko tyle, że to "niedorostki" (a młody to głupi) oraz "pijani" (wszyscy wiedzą, co wódka robi z człowieka i że pijany nie jest sobą), to nie są więc zwykli obywatele. Zresztą tytułowy bohater noweli sam skłonny jest uznać, że źródłem antysemityzmu jest patologia "to powiada wódka, to powiada szynk, to powiada złość i głupota, to powiada zły wiatr co wieje" - "o, sancta simplicitas!". Zwykli obywatele, stają w obronie Mendla i jego wnuka, wiarą (przykład księdza z szacunkiem odnoszącego się do modlącego się Mendla, krzyż ofiarowany przez sąsiadkę i mający stanąć w oknie) oraz pokazem siły i determinacji (student). Okazuje się, że sam Żyd jest bezradny, jego duma ofiary nie stanowi żadnej ochrony przed agresją tłumu. Gorzej - ona ją tylko rozjątrza. Niby wszystko u Konopnickiej kończy się dobrze; Mendel wyszedł cało z opresji, ugodzony kamieniem wnuczek wyzdrowieje, szyba w rozbitym oknie pewnie będzie wstawiona, ale nie ma co kryć jakiś niesmak w sercu pozostał ... 

18 komentarzy:

  1. Mam to samo wydanie! Książkę wyciągnęłam od teściowej, bo uznałam, że skoro tylko zdobi, to u mnie będzie jej lepiej. Cieszę się, że czytasz miłą memu sercu autorkę. No i poruszasz problem, który okazuje się być nienowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też będzie zdobić :-) Z czytaniem bez przesady - poza dawny, szkolny "zestaw obowiązkowy" raczej nie wyjdę a i to uważam, że będzie dużym osiągnięciem :-) Bardzo pouczający jest wstęp S.R. Dobrowolskiego - ucisk "kapitalistyczno-obszarniczego ustroju", "rozkład tzw. wyższych sfer klasowego społeczeństwa" i informacja, że "burżuazyjne, schyłkowe prądy w naszej literaturze usiłowały zdegradować Konopnicką" :-)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. I "między Bogiem a prawdą" niewiele straciłaś nie czytając "Mendla" :-) nowelka ma raczej walor "pedagogiczno-publicystyczny" choć oczywiście chwali się Konopnickiej, że zauważała i napiętnowała antysemityzm.

      Usuń
  2. Zachowanie starego Mendla zawsze budziło we mnie mieszane uczucia. Jest w noweli taki moment, kiedy do kamienicy zbliża się agresywny tłum i wiadomo już, że sprawa nie rozejdzie się po kościach, że dojdzie do jakichś aktów agresji. I co wówczas robi Mendel? Staje w oknie z małym chłopcem. Chce być bohaterem, proszę bardzo, niech staje przed bandą chuliganów, ale dlaczego naraża zdrowie i życie dziecka?! Większość osób w takiej sytuacji ukryłaby dziecko w bezpiecznym miejscu...
    A z nowel Konopnickiej najbardziej lubię "Naszą szkapę" i "Pannę Florentynę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja szczerze mówiąc z Konopnickiej lubię tylko "Stefka Burczymuchę" :-).

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. "Pimpusia" też lubię :-) a chwała Bogu czasy, kiedy "Rota" była aktualna już na szczęście minęły.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Ja tam nie mam powodów by nie chwalić :-)

      Usuń
  3. Czytałam tak dawno, że po prostu trudno pamiętać, ale z pewnością żal mi było Mendla.Semici, antysemici - ostatnio tematy antysemityzmu miałam w "Ziarnie prawdy" , które właśnie skończyłam - co było w nich takiego, że nigdzie nie byli lubiani. I co sprawia, że ludzie zamieniają się w bestie. Historia nikogo nie oszczędziła, żadnego narodu. Prawdą też jest, że nie ma dymu bez ognia, czyli że zawsze jest jakieś drugie dno, które determinuje takie czy inne działania.
    Ostatnio mnie nachodzi chęć prześledzenie historii Żydów.Muszę zacząć znów od Biblii, z której wynika, że nie był to naród tak do końca bogobojny i Bóg miał z nimi wiele kłopotów, toteż ich w końcu rozproszył po świecie.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem właśnie ciekaw jej stosunku do Żydów zwłaszcza, że komu jak komu ale autorce Roty nikt pewnie nie ośmieli się postawić zarzutu, że uczestniczy w nagonce na Polaków itp. itd. Konopnicka w "Mendlu" odnosi się właśnie do tego "drugiego dna" :-).

      Usuń
    2. Napisała Mendla na wezwanie Orzeszkowej, ale sama nie lubiła Żydów, czego wcale nie kryła i czemu nieraz dawała wyraz w listach do bliskich, nawet nazywając ich "plugastwem".

      Usuń
    3. To, że "Mendel" był pisany na zamówienie, to wiedziałem ale o antysemityzm jej nie podejrzewałem - myślałem, że hipokryzja ma swoje granice - a tu proszę, jaka niespodzianka ...

      Usuń
  4. Konopnicka zachowała się godnie. Zrobiła to, co mogła - stanęła po stronie ofiar. Jej twórczość okazuje się być głębsza niż sądziliśmy. Cieszę się, że znowu czyta się ją i bada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak tam z badaniami nad Konopnicką, ostatnimi czasy ukazała się jakaś monografia wydana przez "słowo/obraz terytoria" napisana zdaje się w "nowoczesnym" stylu. Gdyby nie "zaglądanie pod kołdrę" pewnie dalej obrastałaby kurzem.

      Usuń
  5. Eksperymentalnie czytałam synowi ostatnio bajki Konopnickiej. Łzawość, dramatyzm, biedne dziateczki. Syn nic nie zrozumiał, ja się poddałam jeśli o panią Marię chodzi. "Mendla" pamiętam z liceum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się, ja wymiękłem na "Sierotce Marysi" - tylko "Stefek Burczymucha" jeszcze się trzyma :-).

      Usuń