niedziela, 13 stycznia 2013

Skarb pradziadka, Ewa Kołaczkowska

Nie wytrzymałem. Z uporem godnym lepszej sprawy usiłuję ambitnie przeczytać całą "Komedię ludzką" ale pokonała mnie "Tajemnicza sprawa" i postanowiłem sobie odpocząć od Balzaka wracając do jednej z książek mojego dzieciństwa. Wybór padł na "Skarb pradziadka", między innymi za sprawą ilustracji Antoniego Uniechowskiego, które na zawsze (?) utkwiły mi w pamięci, choć doceniłem je dopiero jako dorosły, a na którego chyba trochę zapomniany grób natknąłem się na spacerze po Powązkach Wojskowych.


Książka doczekała się kilku wydań - 1957, 1969, 1976, 1980 i 2000 (moje pochodzi z 1976)  i kiedy wróciłem do niej po latach byłem zaskoczony, że autorce mimo, że powieść powstała w "nieciekawym" okresie udało się ustrzec naznaczenia tamtą epoką. Widać w niej wyraźny sentyment do stron rodzinnych, bo Ewa Kołaczkowska uwieczniła miejscowości ze swojego regionu (urodziła się w Strzyżewicach niedaleko Bychawy) przynajmniej z nazwy - Zaraszów, Fajsławice czy Krasnystaw, przedstawiając też jednocześnie ich "syntetyczny" obraz. Jest w "Skarbie pradziadka" atmosfera małego, biednego, miasteczka, które chwile swojej chwały ma już dawno za sobą, w przededniu wybuchu I wojny światowej, choć jego opisy kojarzyć się też chwilami mogą z obrazami Józefa Szermentowskiego. Świat, którego już nie ma, w którym ksiądz proboszcz, doktor, aptekarz i organista nadawali ton, w którym wszystko idzie utartym torem od pokoleń i na "wieki wieków". I w tym wszystkim znajdują się dzieci, które przyjechały na wakacje, uatrakcyjniając je sobie poszukiwaniami rodzinnego skarbu, którego pamięć związana jest z okresem powstania styczniowego.

Dzisiaj już takich książek się nie pisze - z wartką akcją, emocjami, w którym młodych bohaterów i czytelników traktuje się serio. Gdzie akcja osadzona jest w historii, nie tylko tej przez duże "H", gdzie nawiązuje się do tradycji miejsca, z którym się jest związanym, i w której przesłanie "nic nie jest warta młodość bez podziwu i miłości. Choćbyśmy się nawet czasami pomylili. Taki ogień wzbogaca"  nawiązuje do dumy z historii własnej rodziny, jednocześnie unikając zbędnego dydaktyzmu i moralizowania - dzisiaj to wszystko jest już, mam wrażenie, passéniestety.

Ale w sumie nie się co się dziwić. Niedawno znalazłem, na na całkiem niezłym blogu Książki zbójeckie "wyzwanie" dotyczące literatury średniowiecznej a w zestawie "lektur uzupełniających" zupełny brak klasyki polskiej powieści historycznej, jak chociażby "Czerwonych tarcz" Iwaszkiewicza, "Krzyżowców" Kossak-Szczuckiej, "Kamienie wołać będą" Malewskiej czy "Bolesława Chrobrego" Gołubiewa. Na moje "dociekania" Autorka z rozbrajającą szczerością wyznała, że książek tych ... nie zna. Oczywiście można i tak. Wiadomo, że literatura polska nigdy nie nadawała tonu, choć wiele z jej pozycji to powieści wybitne a ja wyrosłem, przyznaję być może w naiwnym przekonaniu, że istnieje pewne quantum, jakiś wzorzec z Sèvres bez znajomości, którego nie ma co w ogóle podejmować rozmowy. Ale widać czasy się zmieniają - o, tempora, o mores!

W każdym razie tym, którzy mają latorośle wykazujące zainteresowanie historią i wieku "młodszej młodzieży", "Skarb pradziadka" polecam a i samemu można przy tym odpocząć, bo warsztat literacki Ewy Kołaczkowskiej wychodzi daleko poza poziom, jaki kojarzy się z literaturą dla dzieci i młodzieży.

28 komentarzy:

  1. Z rozbrajającą szczerością wyznaję, że Kołaczkowskiej znam tylko Wakacje pana burmistrza. Czy może znałem, bo mętnie pamiętam, o czym to było. Skarb wygląda interesująco i faktycznie należy do gatunku wymarłego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Skarb" jest jedyną jej książką, którą znam :-) i podchodziłem do niej trochę nieufnie nauczony rozczarowującymi doświadczeniami z Nienackim i Niziurskim a tu przyjemne zaskoczenie. Przyjemna, odprężającą rozrywka "z myszką" i nutką nostalgii, w której udział mają naprawdę niezłe ilustracje Uniechowskiego.

      Usuń
    2. Mnie Niziurski, w przeciwieństwie do Nienackiego, wciąż bawi, nawet opiewanie kolektywizacji mi nie przeszkadza:)

      Usuń
    3. Mnie również :-), walka ze szpiegostwem przemysłowym z Zachodu, jest też w "Awanturze w Niekłaju". W większości książek udało mu się chyba jednak tego rodzaju "koncesji" uniknąć ale nawet kolektywizacja w "Księdze urwisów" mi nie przeszkadzała bo skórzana piłka też była moim marzeniem a i pamiętam również takie same ławki i kałamarze :-).

      Usuń
    4. Grunt to stworzyć sympatycznych bohaterów i wciągającą akcję, a wtedy to już nawet ideologiczna nadbudowa niestraszna. Szczególnie w nienachalnych dawkach.

      Usuń
    5. W "tamtych" latach w ogóle, szczerze mówiąc, tego nie zauważałem, dopiero gdy wróciłem do tych książek jako dorosły to trochę mi zazgrzytało.

      Usuń
    6. Ale tylko trochę:) W takim Szklarskim zgrzyta wszystko, w Nienackim bardzo wiele.

      Usuń
    7. Z "Tomków" wróciłem tylko do "Tomka na Czarnym Lądzie" - i rzeczywiście powrót okazał się rozczarowujący, a książka nudna i bez polotu aż się boję sięgnąć po "Orle pióra", które były kiedyś jedną z moich ulubionych książek. Nienacki po latach to generalnie schematyczność, encyklopedyczność i dydaktyzm tyle, że w najlepszych "Samochodzikach" w nieco mniejszym stężeniu za to serial "Samochodzik i templariusze" jak dla mnie przetrzymał próbę czasu.

      Usuń
    8. Serial jest świetny, swoją drogą, poza serialem Samochodzik miał pecha do ekranizacji, chyba dwie widziałem i słabiutko było. Z książek indiańskich to mam sentyment do Karibu Nory Szczepańskiej.

      Usuń
    9. Jeszcze "Wyspę złoczyńców" z Machulskim da się obejrzeć ale reszta to rzeczywiście straszne gnioty, kiedyś też "wpadłem" na ekranizację "Awantury w Niekłaju" - niestety podobnie - dramat. Ja z Indianami miałem słabo poza cyklem Szkarskich "Złoto Gór Czarnych" chyba nic nie czytałem, a przynajmniej nic takiego co bym pamiętał :-).

      Usuń
    10. Na Wyspę nigdy nie trafiłem, niestety. Na Niekłaj chyba też nie. Z Indian Szczepańska i jakieś pojedyncze Fiedlery, taki May nigdy mnie nie pociągał, wolałem piratów:)

      Usuń
    11. "Niekłaja" powinieneś się raczej wystrzegać - Twój May skojarzył mi się z Cooperem, którego miałem w rękach na jakichś wakacjach ale odpadłem po kilkunastu stronach - musiała to być prawdziwa "buła" bo pamiętam nie miałem wówczas nic innego do czytania a jednak nie zdzierżyłem :-)

      Usuń
    12. Ani Cooper, ani Curwood, żaden się nie nadawał:P

      Usuń
    13. Jakiego Curwooda zmogłem ale pamiętam tylko tyle, że był krótki :-).

      Usuń
  2. Na razie takiej młodzieży nie mam, sama już nie bardzo mam czas na taką literaturę.Szkoda, że nie trafiłam na tę książkę w wieku, gdy takie powieści czytałam .)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że gdy Twoja młodzież in statu nascendi, że tak powiem, :-) będzie już w wieku, w którym będzie mogła takie książki czytać będzie to już dla niej zupełna ramotka, na którą nawet nie będzie chciała spojrzeć.

      Usuń
    2. Chyba masz rację, gdyż na razie to tej młodziezy nawet w zamyśle nie ma. Nie dałam sobie szansy na wczesne wnuki.)

      Usuń
    3. Jeśli chodzi o wnuki, obojętnie wczesne czy późne, to już nic nie leży w Twoich "rękach" :-).

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co ukończyła ta blogerka ale nie widzę powodów dla którego miałaby być obrażana i dlatego też Twój wpis został usunięty.

      Usuń
  4. Coraz bardziej straszysz tym Balzakiem, a ja jednak nie rezygnuję z zamysłu... fakt, że on jeszcze odległy, więc może dlatego :)

    A tej rzeczy nie znam i z wielką przyjemnością poznam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie straszę tylko stwierdziłem fakt - musiał zrobić sobie przerwę dla nabrania oddechu :-) "Skarb pradziadka" jak będziesz miała nadmiar wolnego czasu albo będziesz chciała się odprężyć - polecam, chwila wytchnienia gwarantowana.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że Rembek znalazł uznanie w Twoich oczach :-), co do funkcjonowania Bloggera nie wypowiadam się bo zupełnie się na tym nie znam - czasami sam mam kłopot z zamieszczeniem odnośników do innych blogów albo postów - nie wiem z czym to jest związane.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Martwisz się tym co mówi Korwin-Mikke?! - faktycznie, chyba Ci nudzi :-). Owszem napisał dobry podręcznik do bridge'a i w tej dziedzinie rzeczywiście warto wziąć pod uwagę to co mówi, reszta to mniej więcej poziom Łysiaka - robi wrażenie na licealistach :-).

      Usuń
  6. Jedna z ulubionych książek mojego syna :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też ją bardzo lubiłem, pewnie trochę też za sprawą ilustracji Uniechowskiego, które idealnie zgrywają się z atmosferą książki.

      Usuń