Nie wytrzymałem. Z uporem godnym lepszej sprawy usiłuję ambitnie przeczytać całą "Komedię ludzką" ale pokonała mnie "Tajemnicza sprawa" i postanowiłem sobie odpocząć od Balzaka wracając do jednej z książek mojego dzieciństwa. Wybór padł na "Skarb pradziadka", między innymi za sprawą ilustracji Antoniego Uniechowskiego, które na zawsze (?) utkwiły mi w pamięci, choć doceniłem je dopiero jako dorosły, a na którego chyba trochę zapomniany grób natknąłem się na spacerze po Powązkach Wojskowych.
Książka doczekała się kilku wydań - 1957, 1969, 1976, 1980 i 2000 (moje pochodzi z 1976) i kiedy wróciłem do niej po latach byłem zaskoczony, że autorce mimo, że powieść powstała w "nieciekawym" okresie udało się ustrzec naznaczenia tamtą epoką. Widać w niej wyraźny sentyment do stron rodzinnych, bo Ewa Kołaczkowska uwieczniła miejscowości ze swojego regionu (urodziła się w Strzyżewicach niedaleko Bychawy) przynajmniej z nazwy - Zaraszów, Fajsławice czy Krasnystaw, przedstawiając też jednocześnie ich "syntetyczny" obraz. Jest w "Skarbie pradziadka" atmosfera małego, biednego, miasteczka, które chwile swojej chwały ma już dawno za sobą, w przededniu wybuchu I wojny światowej, choć jego opisy kojarzyć się też chwilami mogą z obrazami Józefa Szermentowskiego. Świat, którego już nie ma, w którym ksiądz proboszcz, doktor, aptekarz i organista nadawali ton, w którym wszystko idzie utartym torem od pokoleń i na "wieki wieków". I w tym wszystkim znajdują się dzieci, które przyjechały na wakacje, uatrakcyjniając je sobie poszukiwaniami rodzinnego skarbu, którego pamięć związana jest z okresem powstania styczniowego.
Ale w sumie nie się co się dziwić. Niedawno znalazłem, na na całkiem niezłym blogu Książki zbójeckie "wyzwanie" dotyczące literatury średniowiecznej a w zestawie "lektur uzupełniających" zupełny brak klasyki polskiej powieści historycznej, jak chociażby "Czerwonych tarcz" Iwaszkiewicza, "Krzyżowców" Kossak-Szczuckiej, "Kamienie wołać będą" Malewskiej czy "Bolesława Chrobrego" Gołubiewa. Na moje "dociekania" Autorka z rozbrajającą szczerością wyznała, że książek tych ... nie zna. Oczywiście można i tak. Wiadomo, że literatura polska nigdy nie nadawała tonu, choć wiele z jej pozycji to powieści wybitne a ja wyrosłem, przyznaję być może w naiwnym przekonaniu, że istnieje pewne quantum, jakiś wzorzec z Sèvres bez znajomości, którego nie ma co w ogóle podejmować rozmowy. Ale widać czasy się zmieniają - o, tempora, o mores!
W każdym razie tym, którzy mają latorośle wykazujące zainteresowanie historią i wieku "młodszej młodzieży", "Skarb pradziadka" polecam a i samemu można przy tym odpocząć, bo warsztat literacki Ewy Kołaczkowskiej wychodzi daleko poza poziom, jaki kojarzy się z literaturą dla dzieci i młodzieży.
Dzisiaj już takich książek się nie pisze - z wartką akcją, emocjami, w którym młodych bohaterów i czytelników traktuje się serio. Gdzie akcja osadzona jest w historii, nie tylko tej przez duże "H", gdzie nawiązuje się do tradycji miejsca, z którym się jest związanym, i w której przesłanie "nic nie jest warta młodość bez podziwu i miłości. Choćbyśmy się nawet czasami pomylili. Taki ogień wzbogaca" nawiązuje do dumy z historii własnej rodziny, jednocześnie unikając zbędnego dydaktyzmu i moralizowania - dzisiaj to wszystko jest już, mam wrażenie, passé, niestety.
Ale w sumie nie się co się dziwić. Niedawno znalazłem, na na całkiem niezłym blogu Książki zbójeckie "wyzwanie" dotyczące literatury średniowiecznej a w zestawie "lektur uzupełniających" zupełny brak klasyki polskiej powieści historycznej, jak chociażby "Czerwonych tarcz" Iwaszkiewicza, "Krzyżowców" Kossak-Szczuckiej, "Kamienie wołać będą" Malewskiej czy "Bolesława Chrobrego" Gołubiewa. Na moje "dociekania" Autorka z rozbrajającą szczerością wyznała, że książek tych ... nie zna. Oczywiście można i tak. Wiadomo, że literatura polska nigdy nie nadawała tonu, choć wiele z jej pozycji to powieści wybitne a ja wyrosłem, przyznaję być może w naiwnym przekonaniu, że istnieje pewne quantum, jakiś wzorzec z Sèvres bez znajomości, którego nie ma co w ogóle podejmować rozmowy. Ale widać czasy się zmieniają - o, tempora, o mores!
W każdym razie tym, którzy mają latorośle wykazujące zainteresowanie historią i wieku "młodszej młodzieży", "Skarb pradziadka" polecam a i samemu można przy tym odpocząć, bo warsztat literacki Ewy Kołaczkowskiej wychodzi daleko poza poziom, jaki kojarzy się z literaturą dla dzieci i młodzieży.
Z rozbrajającą szczerością wyznaję, że Kołaczkowskiej znam tylko Wakacje pana burmistrza. Czy może znałem, bo mętnie pamiętam, o czym to było. Skarb wygląda interesująco i faktycznie należy do gatunku wymarłego.
OdpowiedzUsuń"Skarb" jest jedyną jej książką, którą znam :-) i podchodziłem do niej trochę nieufnie nauczony rozczarowującymi doświadczeniami z Nienackim i Niziurskim a tu przyjemne zaskoczenie. Przyjemna, odprężającą rozrywka "z myszką" i nutką nostalgii, w której udział mają naprawdę niezłe ilustracje Uniechowskiego.
UsuńMnie Niziurski, w przeciwieństwie do Nienackiego, wciąż bawi, nawet opiewanie kolektywizacji mi nie przeszkadza:)
UsuńMnie również :-), walka ze szpiegostwem przemysłowym z Zachodu, jest też w "Awanturze w Niekłaju". W większości książek udało mu się chyba jednak tego rodzaju "koncesji" uniknąć ale nawet kolektywizacja w "Księdze urwisów" mi nie przeszkadzała bo skórzana piłka też była moim marzeniem a i pamiętam również takie same ławki i kałamarze :-).
UsuńGrunt to stworzyć sympatycznych bohaterów i wciągającą akcję, a wtedy to już nawet ideologiczna nadbudowa niestraszna. Szczególnie w nienachalnych dawkach.
UsuńW "tamtych" latach w ogóle, szczerze mówiąc, tego nie zauważałem, dopiero gdy wróciłem do tych książek jako dorosły to trochę mi zazgrzytało.
UsuńAle tylko trochę:) W takim Szklarskim zgrzyta wszystko, w Nienackim bardzo wiele.
UsuńZ "Tomków" wróciłem tylko do "Tomka na Czarnym Lądzie" - i rzeczywiście powrót okazał się rozczarowujący, a książka nudna i bez polotu aż się boję sięgnąć po "Orle pióra", które były kiedyś jedną z moich ulubionych książek. Nienacki po latach to generalnie schematyczność, encyklopedyczność i dydaktyzm tyle, że w najlepszych "Samochodzikach" w nieco mniejszym stężeniu za to serial "Samochodzik i templariusze" jak dla mnie przetrzymał próbę czasu.
UsuńSerial jest świetny, swoją drogą, poza serialem Samochodzik miał pecha do ekranizacji, chyba dwie widziałem i słabiutko było. Z książek indiańskich to mam sentyment do Karibu Nory Szczepańskiej.
UsuńJeszcze "Wyspę złoczyńców" z Machulskim da się obejrzeć ale reszta to rzeczywiście straszne gnioty, kiedyś też "wpadłem" na ekranizację "Awantury w Niekłaju" - niestety podobnie - dramat. Ja z Indianami miałem słabo poza cyklem Szkarskich "Złoto Gór Czarnych" chyba nic nie czytałem, a przynajmniej nic takiego co bym pamiętał :-).
UsuńNa Wyspę nigdy nie trafiłem, niestety. Na Niekłaj chyba też nie. Z Indian Szczepańska i jakieś pojedyncze Fiedlery, taki May nigdy mnie nie pociągał, wolałem piratów:)
Usuń"Niekłaja" powinieneś się raczej wystrzegać - Twój May skojarzył mi się z Cooperem, którego miałem w rękach na jakichś wakacjach ale odpadłem po kilkunastu stronach - musiała to być prawdziwa "buła" bo pamiętam nie miałem wówczas nic innego do czytania a jednak nie zdzierżyłem :-)
UsuńAni Cooper, ani Curwood, żaden się nie nadawał:P
UsuńJakiego Curwooda zmogłem ale pamiętam tylko tyle, że był krótki :-).
UsuńNa razie takiej młodzieży nie mam, sama już nie bardzo mam czas na taką literaturę.Szkoda, że nie trafiłam na tę książkę w wieku, gdy takie powieści czytałam .)
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że gdy Twoja młodzież in statu nascendi, że tak powiem, :-) będzie już w wieku, w którym będzie mogła takie książki czytać będzie to już dla niej zupełna ramotka, na którą nawet nie będzie chciała spojrzeć.
UsuńChyba masz rację, gdyż na razie to tej młodziezy nawet w zamyśle nie ma. Nie dałam sobie szansy na wczesne wnuki.)
UsuńJeśli chodzi o wnuki, obojętnie wczesne czy późne, to już nic nie leży w Twoich "rękach" :-).
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co ukończyła ta blogerka ale nie widzę powodów dla którego miałaby być obrażana i dlatego też Twój wpis został usunięty.
UsuńCoraz bardziej straszysz tym Balzakiem, a ja jednak nie rezygnuję z zamysłu... fakt, że on jeszcze odległy, więc może dlatego :)
OdpowiedzUsuńA tej rzeczy nie znam i z wielką przyjemnością poznam!
Nie straszę tylko stwierdziłem fakt - musiał zrobić sobie przerwę dla nabrania oddechu :-) "Skarb pradziadka" jak będziesz miała nadmiar wolnego czasu albo będziesz chciała się odprężyć - polecam, chwila wytchnienia gwarantowana.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że Rembek znalazł uznanie w Twoich oczach :-), co do funkcjonowania Bloggera nie wypowiadam się bo zupełnie się na tym nie znam - czasami sam mam kłopot z zamieszczeniem odnośników do innych blogów albo postów - nie wiem z czym to jest związane.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMartwisz się tym co mówi Korwin-Mikke?! - faktycznie, chyba Ci nudzi :-). Owszem napisał dobry podręcznik do bridge'a i w tej dziedzinie rzeczywiście warto wziąć pod uwagę to co mówi, reszta to mniej więcej poziom Łysiaka - robi wrażenie na licealistach :-).
UsuńJedna z ulubionych książek mojego syna :-)
OdpowiedzUsuńTeż ją bardzo lubiłem, pewnie trochę też za sprawą ilustracji Uniechowskiego, które idealnie zgrywają się z atmosferą książki.
Usuń