sobota, 30 marca 2013

Dziewczęta z Nowolipek, Pola Gojawiczyńska

Po qui pro quo przy okazji odwiedzin u To przeczytalam postanowiłem wreszcie nadrobić hańbiące zaniedbanie i przeczytać "Dziewczęta z Nowolipek". Coś tam pamiętałem z filmu, tyle że nigdy nie obejrzałem go od początku do końca - korzyść z tego była taka, że nie siadałem do książki z jakimś z góry przyjętym nastawieniem bo nie wiem, czy gdybym gdybym obejrzał film sięgnąłbym do książki - na pewno nie jest to książka na okres świąteczny.


Jest dla mnie zagadką dlaczego Gojawiczyńska zyskała popularność tą powieścią, bo po pierwsze nie jest to czytadło w stylu Mniszkówny czy nawet Rodziewiczówny, a po drugie książka jest dosyć hermetyczna poprzez zamknięcie jej akcji w murach Warszawy i w dodatku tej jej części, która malowniczo przedstawiałby się co najwyżej na rysunkach Antoniego Uniechowskiego. To, wraz z surowym stylem, bez erudycyjnych fajerwerków i złotych myśli, sprawia że "Dziewczęta z Nowolipek" budzą skojarzenia z "Chlebem rzuconym umarłym" Bogdana Wojdowskiego. Są bowiem również opowieścią o getcie, tyle że getcie biedy, z której próby wyrwania się są równie bezskuteczne albo opłacone  wysoką ceną jak w przypadku bohaterów powieści Wojdowskiego. Świadomość tego istnieje zresztą wśród bohaterek powieści - "(...) nie potrafimy zamknąć oczu i puścić się na całego, ani też żyć jak należy przykładnie. Tu nam za ciasno, za głupio, za ordynarnie, a tam w tym nowym lepszym świecie - za mądrze, za chytrze, za fałszywie. I tu źle, i tam źle - wszędzie źle i wszędzie nieswojo. Gdy się w życie wchodzi z takim bagażem jak my, to akurat wystarczy na rynsztok. (...), po co wyszłyśmy z Nowolipek, po co czytałyśmy kłamliwe i piękne książki. To wszystko nie dla nas, my nie mamy teraz do czego rąk przyczepić ani myśli, ani serca." Na ten naczelny motyw nakłada się kilka innych, jak choćby daremny wysiłek matek, dla których utrzymanie rodzin w całości jest największą wartością czy zderzenie z lepszym światem, wyciągającym w kierunku tytułowych bohaterek rękę, a jednocześnie zaskakująco ślepym na ich potrzeby.  

Początkowo książka sprawia wrażenie zbioru ledwo-ledwo powiązanych ze sobą obrazków społeczno-obyczajowych, który zresztą może budzić wątpliwości co do adekwatności tytułu i dopiero z czasem ich związek staje się oczywisty i nabiera się przekonania do stylu Gojawiczyńskiej. Dla mnie nie było to takie oczywiste, choć już na wstępie Gojawiczyńska miała u mnie plusa za nawiązanie do "Madonny Busowiskiej" - dziś prawie zupełnie zapomnianej, całkowicie zresztą niezasłużenie, noweli Władysława Łozińskiego (tego od "Prawem i lewem"), choć mnie ostatecznie podbiła obrazem, który sam pamiętam jeszcze z dzieciństwa - znakiem krzyża, na napoczynanym bochenku chleba - "Matka zaczynała świeży bochen chleba, opierała go o pierś i błyszczącym ostrzem wielkiego noża kreśliła znak krzyża na grubej skórze. - W imię Ojca i Syna ... - mówi, a w końcu stołu gdzie siedzą dzieci, rozlega się, błagalny szept: - Mamo, przylepka dla mnie, dobrze, mamo?", który zresztą w powieści się powtarza. Kto dzisiaj, jeszcze tak rozpoczyna krojenie chleba, choć zamiłowanie do "przylepek" pewnie jeszcze zostało.

"Madonna Busowiska" to zresztą nie jedyne literackie bezpośrednie odwołanie, które można odnaleźć  w "Dziewczętach z Nowolipek" - jest także "Lalka" i "Emancypantki" co wydaje się zresztą zrozumiałe skoro mamy do czynienia z powieścią warszawską. Ale można też dostrzec paralele, o których Gojawiczyńska nie mówi głośno - to mianowicie nawiązanie do "Ziemi obiecanej" Reymonta, bo trudno nie skojarzyć orkiestry Mietka Mossakowskiego z orkiestrą Steina a obrazy nędzy u Gojawiczyńskiej nie odbiegają zbytnio od tych u Reymonta - "Nikt z przechodzących schodami nie ośmieli się rzucić słowa temu dziecku w brązowym mundurku uczennicy, pożywiającemu się na schodach ukradkiem, wśród wystawionych za drzwiami kubłów ze śmieciem i otwartych okienek ubikacji. Ta twarz pobladła, to spojrzenie spod pochylonego czoła, spode łba, zamyka usta". Wydaje się zresztą, że jest tu swoiste sprzężenie zwrotne - obraz Niny Trawińskiej z wersji A. Wajdy wyciągającej srebrną łyżkę w jadłodajni dla ubogich (w wersji Reymonta Kazimierzowi Trawińskiemu udało się utrzymać fabrykę i jego żonie został oszczędzony taki ponury los) dziwnie jest podobny do pani Raczyńskiej starającej się utrzymać zewnętrzne pozory dostatku a jednocześnie przynoszącej dla dzieci zupę z garkuchni prowadzącej przez zakonnice.

Skoro powiedziałem "A" to przede mną jeszcze "Rajska jabłoń" ale znając już Gojawiczyńską nie będę ryzykował zważenia sobie świątecznego nastroju i zostawiam ją na po Świętach ...

22 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak na prawdę to trudno mi sprecyzować własne odczucia - nie powiedziałbym, że "Dziewczęta" mi się podobały - to książka, której nie określiłbym w tych kategoriach, natomiast z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to dobra książka :-). Moje wydanie to siedmiotomowa edycja "Czytelnika" z 1957 r. ale nie mogłem znaleźć w internecie porządnego skanu więc dałem to co znalazłem :-).

      Usuń
    2. Siedmiotomowa edycja czego kogo? Gojawiczyńskiej?? Ojacie. Ciekawam, jak to wygląda. W twardej okładce?

      Usuń
    3. Edytorsko bez zarzutu - popielata, płócienna oprawa ze złotą podobizną autografu i papierowa obwoluta w kolorowe abstrakcyjne wzory (taki Kandinsky dla słabszych). Seria obejmuje: "Ziemię Elżbiety", "Rozmowy z milczeniem", "Dziewczęta z Nowolipek", "Rajską jabłoń", "Kratę", "Stolicę" i "Opowiadania".

      Usuń
  2. Rajska jabłoń jest chyba ciut słabsza, chyba - o ile pamiętam - nieco melodramatyczna momentami. Za to jestem ciekaw, jak odebrałbyś Kratę, opartą na pawiackich przeżyciach autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie byłbym zaskoczony - zwykle ciągi dalsze są słabsze, a "Krata" też już czeka w kolejce.

      Usuń
    2. Dzięki - sterta urosła i to przez Ciebie, jakże by inaczej :-), idzie do mnie VI tomów "Antologii pamięci".

      Usuń
    3. Nie mów, że nie dasz rady, bo nie uwierzę:)

      Usuń
    4. Może i dam radę ale nie wiem kiedy, bo mam już solidny "stosik" napoczętych książek i miotam się od jednej do drugiej :-)

      Usuń
    5. To łączę się w bólu, bo mam tak samo :P

      Usuń
    6. Na szczęście są jeszcze dwa dni i dzisiejsze popołudnie, tak że jest szansa, że "stosik" trochę zmaleje :-)

      Usuń
  3. znowu mile mnie pan zaskoczył,czy mógłby mi pan zdradzić,czym się kieruje wybierając,takie a nie inne rzeczy do czytania?naprawdę jestem ciekawa,z czego to wynika,w końcu kto dziś sięga po struga,gojawiczyńską itp.najlepsze życzenia świąteczne-a.m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za życzenia dziękuję :-) Jestem old fashioned, przynajmniej w dziedzinie kultury, a za "moich czasów" jeśli ktoś chciał uważać się za inteligenta to po prostu "musiał" znać te książki :-) - gorzej, że przez te wszystkie lata, które minęły niewiele zostało napisanych takich książek, które by można postawić z nimi w jednym szeregu.

      Usuń
  4. przepraszam za jeszcze jedno pytanie "nie na temat"czy zna pan serię wydawniczą-iść do polski 1914-1921",jakie utwory wchodzą w jej skład,sprawdzałam w internecie ale nie znalazłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była seria KAW z +- 1990 r., jak była duża nie mam pojęcia. Na pewno w jej ramach był wydany Rodziewiczówny "Niedobitowski z granicznego bastionu" i Kaden-Bandrowskiego "Piłsudczycy."

      Usuń
  5. Co za zbieżność wyboru lektury ;-). Ja co prawda "Dziewczęta z Nowolipek" przygotowałam sobie jako lekturę do samolotu, ale to już za trzy dni ;-). Kiedyś czytałam - ale to było przed wiekami, teraz nabrałam ochoty na przypomnienie jej sobie. Zwykle po serii książek "obcych", ciągnie mnie do czegoś "swojskiego".
    Pozdrawiam świątecznie. D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. D.! To pokrewieństwo dusz :-)) no, nie wiem czy Gojawiczyńska nadaje się do samolotu - lepsze już chyba byłoby "Pięćdziesiąt twarzy Greya" :-) Również pozdrawiam.

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Może "musisz" to nie :-) ale z pewnością nie zaszkodzi :-)

      Usuń