Moje pierwsze spotkanie, przed laty z Iwanem Buninem, to zbiór opowiadań "Gramatyka miłości" i "Wieś". Byłem trochę zaskoczony, gdy zorientowałem się, że to twórczość laureata literackiej nagrody Nobla a teraz byłem nie mniej zaskoczony gdy przeczytałem, że "Nieszczęsne dni" (opowiadania zawarte w zbiorze, póki co, zostawiam na boku) to arcydzieło - fakt, to opinia tłumaczki, więc pewna doza przesady wynikająca z emocjonalnego stosunku do przedmiotu własnej pracy jest wytłumaczalna. W każdym razie, czytając dziennik Bunina przez chłodne "szkiełko i oko" miałem wrażenie, że nie tyle mam do czynienia z arcydziełem, co po prostu z interesującym tekstem i żałowałem, że nie dane było mi poznać go wcześniej, w czasach gdy miał swoją wagę i stanowił coś więcej niż świadectwo burzliwych czasów.
Dzisiaj nie ma on już tego smaczku owocu zakazanego, który dodaje pikanterii lekturze, jest jeszcze jednym dowodem na to, o czym od lat wiadomo i głośno się mówi. Co zatem sprawia, że warto poświęcić czas "Nieszczęsnym dniom"?
To co zwraca uwagę, to brak złudzeń Bunina co do "wartości" jakie niosła ze sobą rewolucja. Nie wiem z czego to wynikało, czy oczywistego konserwatyzmu pana w średnim wieku, któremu przerwano ustabilizowane i wygodne życie czy też ze znajomości własnego społeczeństwa. Stawiałbym raczej na to drugie. W "Nieszczęsnych dniach" rosyjski lud, rosyjska dusza przedstawia obraz zupełnie inny niż też, który wyłania się na przykład z "Wojny i pokoju" Tołstoja - "Córka Palczikowa (spokojna, przyjemna z wyglądu) pytała mnie: - A prawda to, panie, że czterdzieści tysięcy jeńców austriackich do nas wiozą? - Czterdzieści tysięcy czy nie, ale prawda, wiozą. - I żywić ich będziemy? - Jak można nie żywić? Cóż więc z nimi robić? Pomyślała. - Co? A pozarzynać, a zakopać ..."
Cóż, zło jakie niosła za sobą rewolucja nie było czymś abstrakcyjnym i nie brało się znikąd. Ziarno musiało paść na podatną glebę. "(...) przychodzi czas, kiedy "suwerenny lud" triumfuje. Drzwi więzień i domów dla obłąkanych otwierają się szeroko, archiwa wydziałów śledczych zostają spalone - zaczynają się bachanalia. Rosyjskie bachanalia przeszły wszystko, co świat widział do tej pory (...)." Ale czego spodziewać się po prostych, by nie powiedzieć prymitywnych ludziach, jeśli okazuje się, że ci podobno najwrażliwsi - artyści akceptują zło, obnażając przy okazji swoją głupotę i naiwność (Gorki, Błok, Bieły) czasami "wspartą" na dodatek jeszcze "zwykłym" brakiem kultury (Majakowski) i karierowiczostwem (Katajew). Sam byłem zaskoczony tą krytyką "kolegów po fachu" zwłaszcza, pamiętam wrażenie jakie zrobiły na mnie wiersze Błoka właśnie, w tym oczywiście "Dwunastu" (choć dużo mogę wytłumaczyć swoim ówczesnym młodym wiekiem), czy rehabilitująca Majakowskiego biografia B. Jangfeldta "Majakowski. Stawką było życie".
Chociaż przez "Nieszczęsne dni" wielokrotnie przewija się "estetyczne" zdegustowanie ludźmi nowej władzy - "(...) unikam, jak mogę, wychodzenia na ulicę bez szczególnej potrzeby. I wcale nie ze strachu, że ktoś porachuje mi żebra, tylko z obawy, że zobaczę te dzisiejsze twarze.", do których Bunin "przykłada" zresztą teorię urodzonego przestępcy Lombroso, to nie ono jest przecież najistotniejsze w dzienniku. "Estetyka" przytłoczona jest grozą, już nie tylko narastającymi kłopotami dnia powszedniego, panującą drożyzną i brakami w zaopatrzeniu, kradzieżami, aktami wandalizmu etc. ale wiadomościami o aresztowanych, zakładnikach, rozstrzeliwaniach i morderstwach.
Niezgoda na to na niewiele się zda bo "biali" przegrywają a na domiar złego, ci którzy są ucieleśnieniem kultury i cywilizacji postanowili, "że absolutnie żadnego mieszania się w wewnętrzne sprawy rosyjskie nie będzie ... Tak, tak, to są właśnie "sprawy wewnętrzne", kiedy w domu sąsiada rabują i mordują w biały dzień!" Bunin nie widzi żadnego rozwiązania, nie ma nadziei, jakby przewiduje jak to się skończy - "wszystko zostanie wybaczone, wszystko będzie zapomniane. Zresztą ja także tylko staram się oburzać, a naprawdę nie jestem w stanie, nie starcza mi prawdziwej wrażliwości. W tym właśnie tkwi cała piekielna tajemnica bolszewików - zabijają wrażliwość." I niestety ma rację gdy pisze, że "dzieci, nasze wnuki nie będą w stanie nawet wyobrazić sobie tamtej Rosji, w której my kiedyś (czyli wczoraj) żyliśmy, której nie docenialiśmy, nie rozumieli - całej jej potęgi, złożoności, bogactwa, szczęścia ...".
Nie ma co ukrywać, że ta tęsknota za ancien régime to tęsknota za ideałem, który nigdy nie istniał i którym Rosja Romanowów z całą pewnością nie była ale wszystko wydaje się lepsze niż to co niosą ze sobą bolszewicy i od tego co jeszcze miała ona przynieść ze sobą. A przyniosła rzeczy i symbole zaskakująco trwałe i "przechodnie" - to niekoniecznie czerwony sztandar, gwiazda czy sierp i młot ale ... "Gruzowik - ciężarówka - jakim strasznym symbolem stała się dla nas, jak wiele miejsca zajmuje w naszych najcięższych i najstraszniejszych wspomnieniach! Od najpierwszego swojego dnia związała się rewolucja z tym ryczącym i smrodliwym zwierzem, wyładowanym najpierw histeryczkami i sprośnym żołdactwem złożonym z dezerterów, potem doborowymi katorżnikami. Całe chamstwo współczesnej kultury i jej "społecznego patosu" wyraża się w ciężarówce." Wydawałoby się, że cóż to za wymyślna figura jak na symbol - ciężarówka, ale jeśli weźmie się pod uwagę grozę jaką budziły niemieckie "budy" w okupowanej Warszawie to trudno jakoś nie zastanowić się nad tym i nie pokiwać głową, że jednak "coś w tym jest", niestety.
Cóż, zło jakie niosła za sobą rewolucja nie było czymś abstrakcyjnym i nie brało się znikąd. Ziarno musiało paść na podatną glebę. "(...) przychodzi czas, kiedy "suwerenny lud" triumfuje. Drzwi więzień i domów dla obłąkanych otwierają się szeroko, archiwa wydziałów śledczych zostają spalone - zaczynają się bachanalia. Rosyjskie bachanalia przeszły wszystko, co świat widział do tej pory (...)." Ale czego spodziewać się po prostych, by nie powiedzieć prymitywnych ludziach, jeśli okazuje się, że ci podobno najwrażliwsi - artyści akceptują zło, obnażając przy okazji swoją głupotę i naiwność (Gorki, Błok, Bieły) czasami "wspartą" na dodatek jeszcze "zwykłym" brakiem kultury (Majakowski) i karierowiczostwem (Katajew). Sam byłem zaskoczony tą krytyką "kolegów po fachu" zwłaszcza, pamiętam wrażenie jakie zrobiły na mnie wiersze Błoka właśnie, w tym oczywiście "Dwunastu" (choć dużo mogę wytłumaczyć swoim ówczesnym młodym wiekiem), czy rehabilitująca Majakowskiego biografia B. Jangfeldta "Majakowski. Stawką było życie".
Chociaż przez "Nieszczęsne dni" wielokrotnie przewija się "estetyczne" zdegustowanie ludźmi nowej władzy - "(...) unikam, jak mogę, wychodzenia na ulicę bez szczególnej potrzeby. I wcale nie ze strachu, że ktoś porachuje mi żebra, tylko z obawy, że zobaczę te dzisiejsze twarze.", do których Bunin "przykłada" zresztą teorię urodzonego przestępcy Lombroso, to nie ono jest przecież najistotniejsze w dzienniku. "Estetyka" przytłoczona jest grozą, już nie tylko narastającymi kłopotami dnia powszedniego, panującą drożyzną i brakami w zaopatrzeniu, kradzieżami, aktami wandalizmu etc. ale wiadomościami o aresztowanych, zakładnikach, rozstrzeliwaniach i morderstwach.
Niezgoda na to na niewiele się zda bo "biali" przegrywają a na domiar złego, ci którzy są ucieleśnieniem kultury i cywilizacji postanowili, "że absolutnie żadnego mieszania się w wewnętrzne sprawy rosyjskie nie będzie ... Tak, tak, to są właśnie "sprawy wewnętrzne", kiedy w domu sąsiada rabują i mordują w biały dzień!" Bunin nie widzi żadnego rozwiązania, nie ma nadziei, jakby przewiduje jak to się skończy - "wszystko zostanie wybaczone, wszystko będzie zapomniane. Zresztą ja także tylko staram się oburzać, a naprawdę nie jestem w stanie, nie starcza mi prawdziwej wrażliwości. W tym właśnie tkwi cała piekielna tajemnica bolszewików - zabijają wrażliwość." I niestety ma rację gdy pisze, że "dzieci, nasze wnuki nie będą w stanie nawet wyobrazić sobie tamtej Rosji, w której my kiedyś (czyli wczoraj) żyliśmy, której nie docenialiśmy, nie rozumieli - całej jej potęgi, złożoności, bogactwa, szczęścia ...".
Nie ma co ukrywać, że ta tęsknota za ancien régime to tęsknota za ideałem, który nigdy nie istniał i którym Rosja Romanowów z całą pewnością nie była ale wszystko wydaje się lepsze niż to co niosą ze sobą bolszewicy i od tego co jeszcze miała ona przynieść ze sobą. A przyniosła rzeczy i symbole zaskakująco trwałe i "przechodnie" - to niekoniecznie czerwony sztandar, gwiazda czy sierp i młot ale ... "Gruzowik - ciężarówka - jakim strasznym symbolem stała się dla nas, jak wiele miejsca zajmuje w naszych najcięższych i najstraszniejszych wspomnieniach! Od najpierwszego swojego dnia związała się rewolucja z tym ryczącym i smrodliwym zwierzem, wyładowanym najpierw histeryczkami i sprośnym żołdactwem złożonym z dezerterów, potem doborowymi katorżnikami. Całe chamstwo współczesnej kultury i jej "społecznego patosu" wyraża się w ciężarówce." Wydawałoby się, że cóż to za wymyślna figura jak na symbol - ciężarówka, ale jeśli weźmie się pod uwagę grozę jaką budziły niemieckie "budy" w okupowanej Warszawie to trudno jakoś nie zastanowić się nad tym i nie pokiwać głową, że jednak "coś w tym jest", niestety.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Polakom w Rosji Mikołaja II źle się nie żyło" a "myśmy musieli cierpieć przez cały PRL" ponieważ Piłsudski miał ruszyć zaborcom ratunek!? Co raz bardziej Alicjo mnie zadziwiasz :-) Powstania, wyroki śmierci, wywózki na Sybir, więzienia, pauperyzacja szlachty - może się i dobrze żyło, zależy kto co rozumie przez dobrze.
UsuńI chyba jednak mimo wszystko Cię zaskoczę, gdy napiszę, że zgadzam się z Tobą ... w ocenie pisarstwa Bunina, mnie ono może nie zachwyca ale jednak się podoba :-).
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDaleko odeszliśmy od Bunina ale tym razem niech będzie ... :-) Alicjo, nie wiem czy śmiać się czy płakać, jeśli zesłanie na Syberię to dla Ciebie sielanka. Przy takiej ocenie rządów Mikołaja II w Polsce, jaką prezentujesz, zaskakuje Twoja uwaga o cierpieniach w PRL - przecież Rosjanie pozwalali nam na znacznie więcej niż za czasów Mikołaja II - nie było nawet dwujęzycznych napisów na ulicach tylko trochę garnizonów, orzeł bez korony i sojusz z ZSRR w konstytucji, to w ogóle, o co był ten krzyk z wolnością?!
UsuńCo do wspomnień, to na "Nadeberezyńców" F. Czernyszewicza (bo rozumiem, że ich masz na myśli) trzeba wziąć chyba jednak "lekką" poprawkę bo to w wymowie przede wszystkim książka przepojona tęsknotą za krajem młodości (a ta, jak wiadomo, z perspektywy czasu zawsze jest idealizowana) podobnie jak nie traktuje się "Doliny Issy" Miłosza w kategoriach dokumentu. Z kolei Eugeniusz Werstin urodził się w 1921 r. (jeśli tego Werstina masz na myśli) więc nie za bardzo nie miał jak wspominać swoich przeżyć z czasów Romanowów. Za to polecam wspomnienia Stanisława Bohdanowicza, którego rodzina ani on sam nie zdecydowali się pozostać na Syberii i opisuje swoją z niej ucieczkę. Odnoszę też wrażenie, że większość zesłańców jednak nie potrafiła docenić uroków Syberii (łącznie z Piłsudskim, który jakoś nie chciał się tam dalej "nudzić") i chciała wrócić do ojczyzny.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMyślę, że nie będziesz Bohdanowiczem rozczarowana. Ja mam do niego słabość bo jego powojenne losy kojarzą mi się z tym co Strug opisywał w "Pokoleniu Marka Świdy" i z Ferdinandem z "Dziewczyny z poczty" Zweiga.
UsuńEch, ja nie wiem, że też Ty tak musisz wiecznie mi moje wyrzuty sumienia wyciągać na światło dzienne. Bunina kupiłam sobie Życie Arsieniewa i zadowolona, że już mam i że to na pewno będzie świetna lektura, bo już z tytułu mi się podoba - postawiłam na półce. I sobie stoi.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA ja tak tego szukam i zachodzę w głowę o co chodzi bo nie mogę znaleźć poza jakimiś egzemplarzami w rozpaczliwym stanie. Na pocieszenie :-) wyciągnąłem z półki "Wieś".
UsuńTak, to NIKE. Czeka cierpliwie na swoją kolej :)
UsuńNie znam książek Bunina. Czas nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńZgadza się :-) lepiej późno niż wcale :-)
Usuń