Miałem jakiś "atawistyczny" brak przekonania do "Sonaty Kreutzerowskiej", no bo co w końcu dobrotliwy Lew Tołstoj może mieć do zaproponowania w XXI wieku. Pewnie gdyby nie seria Znaku "50 na 50" nigdy bym do niej nie sięgnął, a tu proszę, niespodzianka, o którą nigdy bym nie autora "Wojny i pokoju" nie podejrzewał. Kolejny dowód, na to że czasami samemu warto zweryfikować swoje, nie wiadomo skąd wzięte "przesądy".
Równie dobrym tytułem dla opowiadania mogłaby być "Anatomia małżeństwa" bo stanowi ono opis i rozkład na czynniki pierwsze stosunków między mężem i żoną. Ale to analiza dokonana z punktu widzenia tylko jednej strony, męża i z każdą chwilą poznając jego wynurzenia podchodzi się do niej z coraz większym zdumieniem i rezerwą. Trudno by było inaczej, jeśli sam mówi o sobie, że "świnia była ze mnie okropna, a wyobrażałem sobie, że jestem aniołem." I trzeba przyznać, że coś w tym jest. Gdy poznaje się jego stosunek do kobiet - "Nie byłem (...) uwodzicielem, nie robiłem z rozpusty głównego celu mego życia, jak wielu moich rówieśników, lecz oddawałem się jej statecznie, przyzwoicie, dla zdrowia. Unikałem kobiet, które urodzeniem dziecka lub przywiązaniem do mnie mogłyby mnie skrępować. Może zresztą były dzieci i były przywiązania, ale postępowałem tak, jakby ich nie było." to nie wiadomo czy śmiać się czy płakać, a poznając jego kolejne wynurzenia, coraz szerzej otwiera się oczy ze zdumienia.
Jak inaczej traktować chociażby opinię, że "głównym zadaniem kobiety jest umiejętność czarowania mężczyzn. Tak było i będzie." wyrażaną przez mordercę, który dokonując wiwisekcji swojego czynu usiłuje swoją odpowiedzialność przerzucić na barki wszystkich innych tylko nie siebie. Winni są wszyscy dookoła: społeczeństwo, koledzy, lekarze, żona, nawet kolej żelazna. On jest tylko ofiarą przyjętych norm, myśli że tak powinno być, wierzy że "miłość i złość to są dwa oblicza tego samego zwierzęcego uczucia." To człowiek, który nic nie rozumie. Jego myśli to raczej chore idee fixe na temat kobiet oraz małżeństwa kogoś zapatrzonego w siebie, kto żeni się dlatego, kobiecie, którą poznał "w dżerseju było (...) bardzo do twarzy, także i w lokach, i po spędzeniu blisko niej dnia zachciało mi się jeszcze większego zbliżenia." i który przekonany jest, że małżeństwo utrzymane może być przez ciągłe płodzenie dzieci.
Tytułowa sonata, w tym związku, staje się katalizatorem wybuchu opętanego zazdrością męża, bo muzyka jest jedyną odskocznią dla kobiety, której całe dotychczasowego życie wypełnia dom, dzieci i zatruwający je mąż a widok jej szczęśliwej twarzy jest dla niego czymś tak zaskakującym, że budzi tylko jego podejrzenia i zazdrość.
Świetna rzecz, aż nie chce się wierzyć, że ma już sporo ponad wiek ... ale w końcu nie ma się co dziwić, znać pióro mistrza ...
Jak inaczej traktować chociażby opinię, że "głównym zadaniem kobiety jest umiejętność czarowania mężczyzn. Tak było i będzie." wyrażaną przez mordercę, który dokonując wiwisekcji swojego czynu usiłuje swoją odpowiedzialność przerzucić na barki wszystkich innych tylko nie siebie. Winni są wszyscy dookoła: społeczeństwo, koledzy, lekarze, żona, nawet kolej żelazna. On jest tylko ofiarą przyjętych norm, myśli że tak powinno być, wierzy że "miłość i złość to są dwa oblicza tego samego zwierzęcego uczucia." To człowiek, który nic nie rozumie. Jego myśli to raczej chore idee fixe na temat kobiet oraz małżeństwa kogoś zapatrzonego w siebie, kto żeni się dlatego, kobiecie, którą poznał "w dżerseju było (...) bardzo do twarzy, także i w lokach, i po spędzeniu blisko niej dnia zachciało mi się jeszcze większego zbliżenia." i który przekonany jest, że małżeństwo utrzymane może być przez ciągłe płodzenie dzieci.
Tytułowa sonata, w tym związku, staje się katalizatorem wybuchu opętanego zazdrością męża, bo muzyka jest jedyną odskocznią dla kobiety, której całe dotychczasowego życie wypełnia dom, dzieci i zatruwający je mąż a widok jej szczęśliwej twarzy jest dla niego czymś tak zaskakującym, że budzi tylko jego podejrzenia i zazdrość.
Świetna rzecz, aż nie chce się wierzyć, że ma już sporo ponad wiek ... ale w końcu nie ma się co dziwić, znać pióro mistrza ...
cytat,który pan powyżej przytoczył jakoś nie zrobił na mnie wrażenia,nie ździwiłam się czytając go,dlaczego?kiedyś przeczytałam wiele utworów tołstoja,bo były moimi lekturami(studiowałam filologię rosyjską)i chyba nie miałam z tym większych problemów,ale w ubiegłym roku chciałam do nich wrócić i tu zacytuję pana-poległam-po prostu nie byłam w stanie przez to przebrnąć,nie jestem jakąś zagorzalą feministką ale te uwagi tołstoja na temat kobiet dziełały na mnie jak czerwona szmata na byka,w końcu ileż można,tym bardziej,że tak jest we wszystkich jego utworach,według tołstoja kobieta to takie grzeszne naczynie do którego zlewają się wszystkie brudy tego świata,samice jak o nich mówi,stworzone do usługiwania mężczyżnie,który,oczywiście,zawsze jest ich ofiarą,nie posunę się do stwierdzenia,że facet miał coś z głową,ale problemy z kobietami miał na pewno,choć był przecież żonaty i"dzieciaty",poddałam się
OdpowiedzUsuńNigdy nie wyszedłem poza "Annę Kareninę" oraz "Wojnę i pokój", które czekają zresztą na przypomnienie więc trudno mi przesądzać, czy wynurzenia Pozdnyszewa są poglądami Tołstoja. Przyznam, że chwilami byłem mocno skonsternowany "Sonatą" i aż mi się nie chce wierzyć by Tołstoj był kimś tak chwilami, co tu dużo mówić, prymitywnym. Szybciej jest on słuchaczem, który ze zdumieniem słucha tych "enuncjacji" pokazujących do czego może prowadzić zepsucie świata i brak prawdziwej miłości. Zdecydowanie muszę odkurzyć "Annę Kareninę".
UsuńZgadzam się, że Tołstoj miał problemy z kobietami. Kiedyś czytałam ten utwór i zapisałam sobie z niego taki oto straszny cytat o kobietach:
OdpowiedzUsuń"Dawniej też czułem zakłopotanie, trwogę na widok wyfiokowanej damy w sukni balowej, ale teraz po prostu się boję, widzę w tym po prostu jakieś niebezpieczeństwo dla ludzi, jakieś bezprawie, i gotów jestem wołać policjanta, wzywać pomocy, żądać zabrania, usunięcia niebezpiecznego obiektu".
Takich "kwiatków" jest tam więcej i dlatego "póki co" obstaję jeszcze przy swoim zdaniu, że Tołstoj przedstawił wynaturzenia do których prowadzi chora obyczajowość wcale się z nimi nie utożsamiając, bo trudno mi uwierzyć by był takim patologicznym mizoginistą.
Usuńnie wiem,wiem tylko,że on sam,lew tołstoj,będąc już starym człowiekiem,kilka razy próbował uciekać z domu,jego małżeństwo z sonią bers się nie układało i kiedy w końcu uciekł,ostatni raz,jesienią 1910 roku i umierał na małej stcji ostapowo to,ponoć,żeby mu dać złudzenie,że tym razem mu się udało nie dopuszczono żony do niego,bohater jego opowiadania,ojciec sergiusz,woli obciąć sobie palec,byle tylko nie ulec,kobiecie,kusicielce,a jakże,i nie zgrzeszyć
OdpowiedzUsuńW takim razie wygląda na to, że miał poważny problem, jeśli rzeczywiście Pozdnyszew prezentuje jego poglądy i zaskoczony, że takie kuriozum (jeśli hipotezę tą traktować na serio) nie funkcjonuje gdzieś na obrzeżach literatury jako co najwyżej szczególnego rodzaju "ciekawostka przyrodnicza".
OdpowiedzUsuńmoże powinien pan jeszcze przeczytać choćby koniec"wojny i pokoju",te zachwyty tołstoja,jak to zmieniła się natasza,już nie marnuje czasu na suknie i fortepian,rodzi dzieci i dba o spokój męża,stała się prawdziwą samicą,jak ją tam nazywa,wziąwszy pod uwagę jego życie prywatne i treść jego utworów,to nie wierzę,że się tak całkowicie odcinał od poglądów,które głosił,bo nic na to nie wskazuje!
OdpowiedzUsuńO, matko! w takim razie poddaję tyły :-) i dla Tołstoja nie widzę już wytłumaczenia. Całe szczęście, że można odczytywać książki także w oderwaniu od ich autora.
Usuńtylko obawiam się,że dla tych swoich poglądów dla wielu stanie się niestrawny,tak jak dla mnie,ale oczywiście o gustach się nie dyskutuje i każdego zachęcam do tego aby sobie samemu wyrobił pogląd i broń boże nie sugerować sie mną,bo jak uznali mądrzejsi przede mną TOŁSTOJ LEW WIELKIM PISARZEM JEST
OdpowiedzUsuńNa szczęście (?) można być wielkim pisarzem a człowiekiem ... takim sobie a "Sonatę" da się czytać w oderwaniu do poglądów Tołstoja, czego jestem dowodem :-).
UsuńAle właśnie! "Anna Karenina"! Dla mnie to ona jest najważniejszym argumentem przeciwko utożsamianiu Tołstoja z Pozdnyszewem i nigdy nie pozwoli mi uwierzyć, że byłby w stanie pod wynurzeniami z "Sonaty" podpisać się swoim nazwiskiem. Czytałam co prawda kiedyś gdzieś, chyba u Nabokova, że Karenina miała być pierwotnie zaprezentowana inaczej, bardziej potępiająco, ale ostateczny efekt to kobiecy dramat odmalowany z taką wrażliwością i empatią, że nie mógłby wyjść spod pióra prawdziwego mizogina. Może brzmię teraz jak niedojrzała dyletantka, popierająca stanowcze sądy wyłącznie emocjami, bo rzeczywiście wiedzą specjalnie nie mogę się wykazać (biografia Tołstoja pomijając czytane przed laty fragmenty stoi póki co na półce i się kurzy), ale "Karenina" absolutnie oczyszcza Tołstoja w moich oczach, kropka.
OdpowiedzUsuńBiografia Tołstoja (Szkłowskiego) również i u mnie stoi, nawet w dwóch wydaniach i nic. "Annę Kareninę" czeka w kolejce już ze trzy miesiące ale zawsze coś ją wyprzedza teraz jednak, po "Sonacie" zdecydowanie musi przesunąć się na górę kupki :-).
Usuńa mnie się wydaje(choć może sie mylę),że w"annie kareninie"tołstoj wcale nie jest takim współczującym "ojczulkiem",spoglądającym z sympatią na swoją bohaterkę,spragnioną szczęścia i miłości,on tu raczej pokazuje,co się dzieje kiedy się narusza pewien ustalony przez boga i ludzi porządek,kiedy odrzuca się poczucie obowiązku,bycie matką i żoną,dlatego ta miłość nie mogła się skończyć inaczej,jeśli więc już miałby hrabia tołstoj komuś współczuć to prędzej,mężowi anny,bo to on jest tu zdradzony,anna porzuca męża i syna,robi krzywdę najbliższym,ulega grzesznym instynktom,nie jest więc przedstawiona w pozytywnym świetle,co mnie osobiście nie dziwi
OdpowiedzUsuńGłosu nie zabieram - na razie :-) - bo powtórkę z "Anny Kareniny" dopiero rozpocząłem. Ale już ma początku słowa księcia Obłońskiego, zdradzającego żonę pasowałyby świetnie do Pozdnyszewa "najstraszniejsze, że jestem przyczyną wszystkiego, chociaż to nie moja wina". Ot, "żartowniś".
UsuńTo prawda, Karenina skończyła źle i nie przeczę, że Tołstoj chciał w ten sposób pokazać, że zdrada nie popłaca. Ale chodzi mi raczej o to, co wyszło mu może nawet nie do końca świadomie, o sposób kreowania bohaterów, o to "własne życie" powieści o którym pisał Nabokov (nie pamiętam już czy to wyczytałam w "Wykładach o literaturze" czy w "Wykładach o literaturze rosyjskiej", którejś z nich w każdym razie). Bo jak jest przedstawiony Karenin, teoretycznie "ten dobry"? Przypomina bezduszną maszynę, nie sposób wręcz go polubić jako bohatera. Na próżno też szukać stanowczych słów potępienia dla Anny, jakiegoś "dobrze jej tak, w końcu zasłużyła". Wydaje się wręcz, że to nie jej wina, tak jak właśnie w tym cytacie Obłońskiego - winna jest namiętność, jakieś odwieczne mroczne pragnienia, które ciążą i kobietom, i mężczyznom. I niezależnie od tego, jakie były pierwotne zamiary Tołstoja, wynika z tego na końcu, że wszyscy jesteśmy równi - jeśli kobiety są zgubą dla mężczyzn, to i na odwrót. Ja to tak odczuwam.
UsuńMarlow, czekam aż skończysz, ciekawa jestem, co będziesz miał do powiedzenia na ten temat:)
Trochę to może potrwać bo miotam się pomiędzy biografią Tołstoja, "Anną Kareniną" i "Marszem Radetzky'ego" :-)
Usuńdla odmiany,tym razem,się z panem zgodzę w stu procentach,"sonata kreutzerowska"to wspaniały utwór,znalazłam dziś na półce swój własny egzemplarz i myślę,że go w najbliższym czasie przeczytam,a póki co posłuchałam tego dzisiaj na you tube,super sprawa,nie nudziłam się ani trochę,słuczając biadolenia,tego"biedaka"pozdnyszewa,jakie to kobiety są okropne,jakie to on miał dobre intencje i jak to wszystko się skończyło
OdpowiedzUsuńI pomyśleć, że wygląda na to, że Tołstoj mógł to pisać na serio ...
Usuńczytam teraz też tołstoja,coś co wydaje mi się wspaniale korespondować z"anną kareniną",czekam tylko aż pan skończy
OdpowiedzUsuńTo pewnie trochę potrwa bo tak jak wspominałem miotam się pomiędzy nią i dwiema innymi książkami ale robię co mogę :-)
UsuńŚwietnie ujęte, bez dwóch zdań :) Choć ja na to krzywe małżeńskie zwierciadło z perspektywy tylko Pazdnyszewa patrzyłam przez cały czas z przymrużeniem oka. Nie da się jednak ukryć, że to jak widział małżeństwo ów biedny uwięziony w społecznych normach człowiek ;) jest jednocześnie czymś co obserwuję współcześnie u wielu ludzi ;) U siebie dałam pstryczka kobietom, bo je znam ciut lepiej, ale prawdą jest, że znam takich Pazdnyszewów wśród znajomych mężczyzn.. I uwierz, że "to po prostu zła kobieta była". Może dlatego mnie trochę ubawiła "Sonata."
OdpowiedzUsuńBardziej patrzyłem na "Sonatę" jako na utwór a rebours będący w gruncie rzeczy krytyką relacji, w których z jadnej strony jest "car i Bóg" a z drugiej "sługa i podnóżek" ale po lekturze biografii Tołstoja i po "Annie Kareninie" jestem zdania, że to obraz jak najbardziej serio, pisany bez żadnych przenośni i alegorii, prymitywne oczekiwania wyzbycia się w przez kobietę w małżeństwie własnych pragnień i odczuć. Ale to że to "zła kobieta była" to było jasne od początku :-) u Tołstoja niejako ex definitione :-).
UsuńTo ładnie.. kłania się brak znajomości kontekstu i ogólnie słabe przygotowanie merytoryczne z mojej strony. A ja sobie to za żarcik literacki wzięłam.. o naiwna jestem. Muszę poczytać w takim razie biografię Tołstoja.. ;)
UsuńTrzeba przyznać, że był z niego oryginał, którego życie mogłoby z powodzeniem być tematem niezłej powieści :-) i który na pewno zgadzał się z Pozdnyszewem :-)
Usuń