Gdyby nie dyskusja przy okazji "Przygód dzielnego wojaka Szwejka" na temat Austro-Węgier powieść Rotha dalej miałaby w mojej bibliotece status "półkownika", bo kupiona przypadkowo na jakiejś książkowej wyprzedaży od lat stała na półce pokrywając się kurzem. Co za niesprawiedliwość losu - przecież to świetna książka, w starym, dobrym stylu, kojarząca się trochę z powieściami Stefana Zweiga.
To powieść o końcu epoki i jednocześnie historia rodziny, której kariera równie szybko zgasła jak zabłysła a która swój los związała z Franciszkiem Józefem I "z Bożej Łaski cesarzem Austrii, apostolskim królem Węgier, królem Czech, Dalmacji, Chorwacji, Slawonii, Galicji, Lodomerii i Ilyrii, królem Jerozolimy etc, etc, ... arcyksięciem Austrii, wielkim księciem Toskanii i Krakowa, księciem Lotaryngii, Salzburga, Styrii, Karyntii, Krajiny i Bukowiny, wielkim księciem Siedmiogrodu, margrabią Moraw, księciem Górnego i Dolnego Śląska, Modeny, Parmy, Piacenzy, Guastalli, Oświęcimia i Zatora, Cieszyna, Frulii, Raguzy i Zadaru, uksiążęconym hrabią Habsburga i Tyrolu, Kyburga, Gorycji i Gradiszki, księciem Trydentu i Brixen, margrabią Łużyc Dolnych i Górnych oraz Istrii, hrabią Hohenembs, Feldkirch, Bregenz, Sonnenebergu, panem Triestu, Cattaro i Marchii Słoweńskiej, wielkim wojewodą województwa Serbii, etc, etc, ..." jak brzmiał jego oficjalny tytuł.
Tytułowy utwór Johanna Straussa, który co roku wyklaskiwany jest przez publiczność zgromadzoną w Musiverein w Wiedniu, słyszał chyba każdy. W powieści Rotha, grywany przez wojskową orkiestrę w małym miasteczku na Morawach jest stałym elementem uatrakcyjniającym niedzielę choć w rzeczywistości pełni raczej tę samą rolę co "Być bliżej Ciebie chcę" na Titanicu, mimo że nic nie wskazuje na nadchodzącą katastrofę a Austro-Węgry i rodzina von Trotta, której dzieje stanowią odbicie losów cesarstwa wydają mieć się całkiem dobrze. Jednak od początku książki ma się jakieś bliżej nieokreślone przeświadczenie, że ta historia dobrze skończyć się nie może.
Jest bowiem w powieści nuta apatii, braku zaangażowania i dążenia do jakiegoś celu. Ojciec i syn, żyją w blasku bohaterskiego czynu dziadka, odcinając od niego kupony, sami z siebie nie dając nic. W sumie nic dziwnego bo "w owych czasach żyło się wspomnieniami, tak jak dzisiaj żyje się zdolnością szybkiego i gruntownego zapominania." O ile życie ojca polega jeszcze na trwaniu, to w przypadku syna niemogącego znaleźć swego miejsca to trwanie zamienia się w upadek. Dopiero groźba skandalu wisząca nad synem sprawia, że coś się w nich obu budzi i wychodzą poza utarte, wydawało by się raz na zawsze, tory. Ale to dopiero śmierć syna sprawia, że ojciec widzi, że życie w jakim był ukształtowany i które sam ukształtował było pomyłką i nie ma przyszłość, tyle tylko, że jest już za późno i że on sam jest już tylko duchem "starej epoki i starej monarchii habsburskiej".
Nic nie może zatrzymać "starych, dobrych czasów" a "była to jak wiadomo epoka surowa. Ale uznawała wyjątki i ceniła je nawet. Była to jedna z owych niewielu arystokratycznych zasad, dzięki którym zwykłych mieszczan uważano za ludzi drugiej kategorii, ale ten i ów oficer pochodzenia mieszczańskiego zostawał adiutantem przybocznym cesarza; Żydzi nie mogli sobie rościć pretensji do wyższych odznaczeń ale niektórzy z nich zostawali hrabiami i przyjaciółmi arcyksiążąt; kobiety żyły w przekazanej tradycją moralności, ale ta i owa mogła kochać jak oficer gwardii. (Zasady te zwiemy dziś zakłamanymi, ponieważ jesteśmy o wiele bardziej nieubłagani - nieubłagani, uczciwi i pozbawieniu humoru)." Roth zdaje sobie sprawę z nieuchronności zmian ale patrzy jednak z nostalgią na odchodzący świat, który choć nie bez wad był jednak światem jego młodości. Skąd ja to znam ... Świetna książka.
Tytułowy utwór Johanna Straussa, który co roku wyklaskiwany jest przez publiczność zgromadzoną w Musiverein w Wiedniu, słyszał chyba każdy. W powieści Rotha, grywany przez wojskową orkiestrę w małym miasteczku na Morawach jest stałym elementem uatrakcyjniającym niedzielę choć w rzeczywistości pełni raczej tę samą rolę co "Być bliżej Ciebie chcę" na Titanicu, mimo że nic nie wskazuje na nadchodzącą katastrofę a Austro-Węgry i rodzina von Trotta, której dzieje stanowią odbicie losów cesarstwa wydają mieć się całkiem dobrze. Jednak od początku książki ma się jakieś bliżej nieokreślone przeświadczenie, że ta historia dobrze skończyć się nie może.
Jest bowiem w powieści nuta apatii, braku zaangażowania i dążenia do jakiegoś celu. Ojciec i syn, żyją w blasku bohaterskiego czynu dziadka, odcinając od niego kupony, sami z siebie nie dając nic. W sumie nic dziwnego bo "w owych czasach żyło się wspomnieniami, tak jak dzisiaj żyje się zdolnością szybkiego i gruntownego zapominania." O ile życie ojca polega jeszcze na trwaniu, to w przypadku syna niemogącego znaleźć swego miejsca to trwanie zamienia się w upadek. Dopiero groźba skandalu wisząca nad synem sprawia, że coś się w nich obu budzi i wychodzą poza utarte, wydawało by się raz na zawsze, tory. Ale to dopiero śmierć syna sprawia, że ojciec widzi, że życie w jakim był ukształtowany i które sam ukształtował było pomyłką i nie ma przyszłość, tyle tylko, że jest już za późno i że on sam jest już tylko duchem "starej epoki i starej monarchii habsburskiej".
Nic nie może zatrzymać "starych, dobrych czasów" a "była to jak wiadomo epoka surowa. Ale uznawała wyjątki i ceniła je nawet. Była to jedna z owych niewielu arystokratycznych zasad, dzięki którym zwykłych mieszczan uważano za ludzi drugiej kategorii, ale ten i ów oficer pochodzenia mieszczańskiego zostawał adiutantem przybocznym cesarza; Żydzi nie mogli sobie rościć pretensji do wyższych odznaczeń ale niektórzy z nich zostawali hrabiami i przyjaciółmi arcyksiążąt; kobiety żyły w przekazanej tradycją moralności, ale ta i owa mogła kochać jak oficer gwardii. (Zasady te zwiemy dziś zakłamanymi, ponieważ jesteśmy o wiele bardziej nieubłagani - nieubłagani, uczciwi i pozbawieniu humoru)." Roth zdaje sobie sprawę z nieuchronności zmian ale patrzy jednak z nostalgią na odchodzący świat, który choć nie bez wad był jednak światem jego młodości. Skąd ja to znam ... Świetna książka.
Mijałem się z tą książką parę razy na różnych wyprzedażach i z braku informacji nawet nie zaglądałem do środka. Szkoda, jak widzę.
OdpowiedzUsuńSzkoda - zdecydowanie. Ja jestem pod wrażeniem. Nastawiony byłem na apologię Franciszka Józefa i starych, dobrych czasów ale niczego takiego nie ma. Owszem spogląda na niego ciepło ale do mitologizacji jeszcze daleka droga. Mój egzemplarz pochodzi właśnie z wyprzedaży - cena 2 (słownie: dwa) złote.
UsuńMoże się jeszcze uda dopaść :)
UsuńPewnie tak bo na liście bestsellerów w Empiku już pewnie nie trafi :-) a jak nie to za jakiś czas egzemplarz z wydania Wydawnictwa Literackiego będę wystawiał na "rozdawajce" :-)
UsuńMiał Franciszek Józef tytułów. Czytałam o nich już u Jerzego S. Łątki w "Oskarżam Arcyksięcia Rudolfa"
OdpowiedzUsuń"Marsz Radetzky'ego" to coś co by mnie zainteresowało.
Jeśli lubisz dobrą literaturę to z pewnością Cię zainteresuje :-) W każdym razie ja byłem bardzo przyjemnie zaskoczony bo podchodziłem do Rotha z "lekką taką nieśmiałością" :-).
UsuńRobię wpis z tytułem i autorem na LC, by zapamiętać.)
UsuńChyba nie jest tak źle z Twoją pamięcią byś miała zapisywać ;-) w każdym razie jak nie zapomnisz :-) to patrząc na Twój dobór książek myślę, że nie będziesz żałować - a wręcz przeciwnie :-).
UsuńI ja tak sądzę.)
UsuńTo jak się kiedyś skusisz to mam nadzieję, że napiszesz jakie były wrażenia :-).
UsuńZ pisaniem u mnie kiepsko, ale myślę, że tak.
UsuńJa tam żadnych mankamentów w Twoim pisaniu nie dostrzegłem :-).
UsuńZdobyłam to dzieło w trakcie wymiany i nawet zaczęłam czytać z dużym zainteresowaniem, ale niestety musiałam przerwać na pilniejsze lektury, takie, do których oceny się zobowiązałam. Ale na pewno wrócę do tej powieści.
OdpowiedzUsuńNa szczęście wolny jestem od takich zobowiązań :-)
Usuńco myślę o franciszku józefie i monarchii austro-węgierskiej powiedziałam już wszystko,co chciałam,przy okazji dyskusji na temat haszka i dobrego wojaka szwejka,więc nie będę pana ponownie tym tematem zamęczać ale cieszę się,że się panu powieść rotha spodobała,chciałam tylko o jedno zapytać,jak ocenia pan wymowę tej sceny,kiedy to ojciec udaje sie do wiednia prosić najjaśniejszego cesarza o pomoc dla syna,pamięta pan to?
OdpowiedzUsuńOczywiście, że pamiętam, to jedna z najbardziej interesujących scen choć najbardziej poruszająca jest reakcja starosty na wiadomość o śmierci syna i spotkanie z panią von Taussig. Dziękuję za sugestię - świetna książka.
UsuńCzytałam jeszcze na studiach, ale nawet po lekturze Twojej recenzji, nie jestem sobie w stanie przypomnieć niczego poza tym, że mi się podobała. Musiałabym jeszcze raz przeczytać ale kiedy, kiedy?
OdpowiedzUsuńZawsze trzeba między czymś wybierać :-) Żałuję, że przeczytałem ją tak późno ale za to wiem, że jeszcze do niej wrócę :-).
UsuńJa pewnie zacznę od przywiezienia jej od rodziców i może faktycznie kiedyś wrócę? Czytałam Rotha jeszcze jedną książkę, sprawdzam właśnie jaką, i już wiem, że "Hioba".
UsuńPo "Marszu" zastanawiam się, czy nie pogłębić swoją znajomość z Rothem ale mój zapał tonuje opinia, że to "Marsz" jest jego najlepszą powieścią. Skoro tak to w pozostałych przypadkach może być tylko gorzej a póki co nie chcę psuć sobie swojego przekonania o poziomie jego pisarstwa :-). Wiem, że "Marsz" miał swego rodzaju kontynuację i pewnie za jakiś czas się na nią skuszę.
UsuńNiestety i w przypadku "Hioba" pamiętam tylko, że mi się podobał. Jakby co, to książkę mam, pożyczyc mogę:)
UsuńDziękuję :-) Jeśli Ci się podobał to zaryzykuję i zainwestuję :-) Podejrzewam, że na allegro nie jest rozchwytywany - najwyżej, jakby co, będzie na Ciebie :-)
UsuńWeź tylko proszę pod uwagę, że pamiętam li tylko, że mi się podobał:) I to było strrrrasznie dawno. Ale ewentualne reklamacje wezmę na klatę:)
UsuńNa pewno nie będzie źle :-) "Hioba" wydano w Bibliotece Klasyków Literatury Polskiej i Obcej a to też coś znaczy.
UsuńI tego się trzymajmy. A ja będę wyglądać Twojej opinii.
UsuńTrochę to potrwa bo teraz męczę się z "Anną Kareniną".
UsuńPrzyznam wstydliwie, że nie czytałam...
UsuńWięc jeszcze ciągle jest przed Tobą :-)
UsuńDopiero teraz, dzięki Natannie, pogrzebałam w archiwalnych wpisach i znalazłam recenzję tej książki (sama przeczytałam ją w tym tygodniu). Zgadzam się - jest świetnie napisana (też skojarzyło mi się z Zweigiem!), chociaż dosyć depresyjna - ta atmosfera apatii i smutku jakoś się udziela.
OdpowiedzUsuńTo jest nas dwoje :-), chyba na tej atmosferze polega urok książki chociaż rzeczywiście nie jest to lektura na depresyjne jesienne wieczory :-).
UsuńPewnie nie najszcześliwiej wybrałam czas lektury ;_) Chociaz muszę przyznać, że książki "depresyjne" bardziej przemawiają do mojej wyobraźni, niż te radosne i optymistyczne. Co chyba nie najlepiej świadczy o kondycji mojej psychiki... ;-)
UsuńDlaczego? równie dobrze możesz być przecież w euforycznym nastroju a czytać takie książki dla zachowania równowagi
UsuńNiby tak. Tylko, że jakoś rzadko miewam euforyczny nastrój ;-)
OdpowiedzUsuńTo w takim razie powinnaś chyba ostrożnie dawkować sobie lektury w rodzaju "Marsza Radetzky'ego" chociaż melodia jest taka wesoła :-)
UsuńMoże i powinnam dawkować, ale to jest silniejsze ode mnie ;-)
OdpowiedzUsuńWidzę, że pojechałaś klasykiem :-) i to też z rodzaju tych nieco depresyjnych. Ostrożnie :-)
UsuńObawiam się, że nie lichy poziom mojej erudycji po raz kolejny mnie zawiódł i nie załapałam aluzji...:-( Objaśnisz? :-)
UsuńPowyżej miał być "lichy poziom", oczywiście ;-)
UsuńNa pewno nie jest tak źle :-) to z filmu "Niebezpieczne związki" wg de Laclos'a, wicehrabia de Valmont do Cecile de Volanges (w wersji książkowej jest chyba "to nie moja wina").
UsuńNo tak, teraz widzę, że powinnam leczyć się nie tylko na melancholię, ale i na sklerozę... ;-) Nie wiem już, co gorsze.
UsuńDlaczego zaraz leczyć? Wystarczy przerzucić się z masła na margarynę :-)
UsuńWidzę, że jesteś specjalistą od genialnych w swej prostocie rozwiązań :-) Będę to miała na uwadze na wypadek jakichś kryzysowych sytuacji ;-)
OdpowiedzUsuńP.S. A masło za bardzo lubię :-)
Ale nie ja jestem ich autorem, to porada jednego z moich nauczycieli, więc ma swoje lata i czas ją już zweryfikował :-)
UsuńWłaśnie się zabieram. Zacofany podesłał mi linkę i cieszę się, że mam się dobra spodziewać ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie będziesz zawiedziona :-)
Usuń