czwartek, 4 lipca 2013

Wypędzenie Niemców ... Maria Podlasek

Od dawna miałem tę książkę w powtórkowych planach. Dzisiaj mówienie o krzywdach Niemców zdobywa sobie, aczkolwiek ciągle z dużymi oporami prawo obywatelstwa ale nadal dominują w tej dziedzinie stereotypy. Często traktuje się w "odruchu obronnym" mówienie o wypędzonych jako próbę zatarcia niemieckich win, ale moim zdaniem to uproszczenie. Krzywdy nie bilansują się i zbrodnie niemieckie w żaden sposób nie są pomniejszone za sprawą cierpień jakie zadano Niemcom po wojnie. W kategoriach indywidualnych sprawa jest bardziej "niezręczna" bo ofiarami byli zarówno ci, którzy w jakiś sposób byli beneficjentami niemieckiej polityki ale też zupełnie niewinni pozostający poza wszelkimi podejrzeniami - dzieci. 


Autorka jest w pełni świadoma drażliwości tematyki, którą podejmuje zważywszy na utrwalony u nas "mit tzw. ziem odzyskanych, mający uzasadnić historyczne prawo do ziem niemieckich przyznanych Polsce (...) oraz pozytywny stereotyp Polaka, który przedstawia naród polski wyłącznie w roli bohatera lub ofiary."

Z kolei po drugiej stronie widać niezrozumienie przyczyn tragedii bo "we wspomnieniach niemieckich świadków rzadko pojawia się refleksja na temat wojny, Hitlera, narodów uciskanych przez III Rzeszę - także w ich imieniu" a "ludność cywilna Niemiec w chwili upadku III Rzeszy nie nosiła w sobie zazwyczaj poczucia winy. Większość nie znajdowała więc wytłumaczenia dla zaistniałej sytuacji i widziała w Polakach i Rosjanach agresorów, którzy napadli na ich kraj." Przyznaję, że taka postawa może budzić co najmniej irytację bo jeśli nawet ktoś nie wiedział o obozach zagłady i masowych egzekucjach, to wiedział że syn, brat, mąż czy ojciec są w Rosji, Polsce, Francji albo innym kraju podbitej Europy i nie pojechał tam na wycieczkę. Jeśli nie widziano więźniów obozów koncentracyjnych to widziano robotników przymusowych, słyszano przemówienia Goebbelsa i czytano "Völkischer Beobachter" i "Stürmera". Ale nawet niewiedza rzeczywista, czy udawana nie może stanowić usprawiedliwienia tego co zrobiono.

Na tle klasyki gatunku jaką jest "Czas kobiet" i "Wielka ucieczka" J. Thorwalda oraz wydanych ostatnio przez Ośrodek Karta "Wypędzonych" książka jest nietypową pozycją, jakby bowiem na nią nie patrzeć jest książką popularnonaukową, co prawda momentami mrożącą krew w żyłach, ale jednak popularnonaukową, co nie brzmi zbyt zachęcająco nawet mimo bardzo przystępnej narracji.

Ukazane jest więc polityczne tło wypędzeń przesądzonych na konferencjach w Jałcie oraz Poczdamie i nasz w nich udział - "Polacy przybyli (...) do Poczdamu, dumni i wymagający, jak zawsze, aby odegrać swoją rolę w ironicznym rytuale, w którym występowali jednocześnie jako zwycięzcy i pokonaniu, ofiary i zdobywcy. Byli oni bezbronnymi ofiarami koncepcji i planów, które wymyślili inni, byli zdobywcami nowych ziem, które posiedli nie dlatego, że byli silni, lecz dlatego że byli słabi." a przede wszystkim polityka faktów dokonanych stosowanych przez Rosjan. Ich zachowanie na terenach, które miały być odebrane Niemcom niezależnie od wszelkich innych pobudek miało rozwiązać praktycznie problem przesiedleń.

Wiadomo, że administracja niemiecka do końca była przeciwna ewakuacji czym znacznie przyczyniła się do zwiększenia ilości ofiar. Działania Niemców sprawiły także, że przez jakiś czas niemożliwa była ucieczka ludności z Prus Wschodnich przez Zalew Wiślany bo statki utworzyły tam w lodzie rynnę i ludzie przez tydzień byli trzymani na lodzie nie mogąc się przedostać na drugą stronę - "pod koniec stycznia mróz wzrósł do 20 stopni i część uciekających zamarzła podczas przeprawy przez Zalew. Jednej matce (...) zamarzło dwoje dzieci, gdy dotarła do połowy Zalewu. Musiała je po prostu porzucić tam na lodzie. Ruszyła dalej z dwójką pozostałych. Gdy znajdowała się już w pobliżu Mierzei, także i tych dwoje zamarzło."

Z drugiej strony funkcjonował już syndrom Nemmersdorf wykorzystywany zresztą przez propagandę niemiecką, zresztą zbytecznie, bo "większość żołnierzy radzieckich skrupulatnie wypełniała zawołanie Ilji Erenburga: "Złamcie siłą dumę rasową germańskiej kobiety. Bierzcie je jako regularną zdobycz! Zabijajcie, wy dzielni, prący do przodu czerwonoarmiści!" i wieści o ich "wyczynach" rozchodziły się lotem błyskawicy. To właśnie kobiety stanowiły zdecydowaną większość ofiar "wyzwolicieli" - "gwałty powtarzały się dwa razy dziennie, za każdym razem gwałciło wielu żołnierzy, aż do siódmego dnia. Ten dzień był dla mnie najgorszy, miałam zupełnie rozdartą pochwę, a na obu udach aż do kolan grube jak ramię pęcherze. Nie mogłam ani chodzić, ani leżeć. Później nastąpiły trzy dni podobne do pierwszych sześciu. Wtedy zdaniem rosyjskich żołnierzy, nie nadawałyśmy się już do niczego, i przegonili nas nago z tej jaskini. Na nasze miejsce przyszły inne kobiety."

Przekroczenie przez Rosjan linii Nysy i Odry a potem koniec wojny tylko w niewielkim stopniu poprawiło sytuację bo objęcie władzy przez polską administrację przypominało zastąpienia dżumy cholerą. "Kobiety z Grabin pod Ząbkowicami Śląskimi zostały pewnego dnia przewiezione do Łambinowic, gdzie gołymi rękami musiały otwierać masowy grób i oczyszczać zwłoki. Było lato i smród prawie nie do zniesienia, nie wspominając o straszliwym widoku rozłożonych ciał, które wywoływał przerażenie. Gdy zwłoki zostały odkopane, dziewczęta i kobiety zmuszono do położenia się na te kleiste i cuchnące trupy twarzami do dołu. Kolbami karabinów polscy milicjanci wciskali twarze ofiar w głąb masy. Części zwłok wciskały się przy tym nieszczęsnym do ust i nosa."

Do cierpień fizycznych dochodziły także te psychiczne związane chociażby z przymusowym odbieraniem dzieci matkom i ich wynarodowieniem a o "zwykłych" rabunkach nie warto nawet wspominać bo stanowiły standard. Najgorzej podobno zapisali się mieszkańcy Polski centralnej bo o ile "repatrianci" szukali miejsca do osiedlenia po utracie swojej małej ojczyzny, to ci przyjeżdżali prawie wyłącznie w celach rabunkowych.

Na tym tle "wojsko polskie, w przeciwieństwie do milicji, cieszyło się nawet pewnym poważaniem; często brało ono ludność niemiecką w obronę. Bywało, że Niemcy doświadczali też pomocy i wsparcia od Polaków" choć w tamtym okresie takie osoby mogły być represjonowane przez władze.

"Wypędzenie Niemców" dotyczy ponurego okresu naszej historii, w którym około 10% Polaków i 20% Niemców utraciło swoją ojczyznę lub strony rodzinne i to nie jest najlepsza książka na lato. Ale z drugiej strony chyba żadna pora roku nie jest szczególnie właściwa dla takiej lektury, którą jednak mimo tego warto poznać. 

14 komentarzy:

  1. To wstrząsająca częśc historii. Tym straszniejsza, że ludzie uważali, że "Niemcom się należy". A jaki wpływ na losy wojny miała pojedyncza kobieta z Grabin? Jaki miała pojedyncza Berlinczanka? W czym winne były dzieci? Czy zemsta na wszystkich Niemcach była prawem poszkodowanych? Czym zbrodnia różni się od zbrodni? Czy dopuszczalne jest relatywizowanie przemocy i gwałtu? Moim zdaniem nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że do dzisiaj wiele osób uważa, że "Niemcom się należy" i pewnie w kategoriach zbiorowości tak, tyle że zemsta zawsze miała wymiar także indywidualny i dotykała nie abstrakcyjnej zbiorowości tylko konkretne Bogu ducha winne osoby. Na szczęście Twój punkt widzenia coraz bardziej się przebija.

      Usuń
  2. Historia to właściwie ciąg wojen i zemst, grupowych i indywidualnych. O ile zgadzam się z Wami całkowicie i jestem tego 100% pewna to kiedy tylko myślę choćby o moich dziadkach o innych ofiarach gett czy obozów nawet nie wspominam mój głos cichnie. Nie wiem jak to wytłumaczyć ale, nie zmieniam zdania a jednak patrząc im w twarz mówiłabym tę prawdę znacznie ciszej. Choć pewnie wielu z nich całkowicie by to zrozumiało.
    Podobnie jest z odbiorem książek Grossa czyż nie? Lubimy siebie (naród) jako bohaterów ale nie jako oprawców. Czytałam też swego czasu książkę Żydówki ,która przeżyła chyba Oświęcim i po wojnie pracowała w więzieniu - obozie dla Niemców. Zapomniałam tytułu ale obrazy z książki zarówno z tego co ona przeszła jak i co potem fundowano Niemcom pamiętam jakbym czytała to dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że ci którzy brali odwet na Niemcach niekonicznie byli przez Niemców najbardziej pokrzywdzeni. Także dzisiaj gdy porusza się temat wypędzonych to przecież nie więźniowie obozów i gett najbardziej się na to oburzają.

      Usuń
    2. Tu masz całkowitą rację, zgadzam się i to jest niestety normą. Odnoszę często wrażenie że ktoś kto to przeżył nie byłby w stanie tego samego zafundować innym. Choć tu można by się powołać na tę wspomnianą przeze mnie Żydówkę.

      Usuń
    3. To też takie wcześniejsze doświadczenia wiele tłumaczą co nie znaczy, że usprawiedliwiają.

      Usuń
    4. Ze zrozumieniem tej prostej rzeczy sporo osób ma problem. Jak często kiedy powołujemy się w ocenie jakiejś postaci na jej przeszłość, słyszymy bo ty uważasz że on/ona miał do tego prawo? To że rozumiem wcale nie znaczy że daję prawo do takiego postępowania albo że je usprawiedliwiam.

      Usuń
    5. Ano właśnie, ale co się dziwić, uproszczenia zawsze lepiej się sprzedają.

      Usuń
    6. A no właśnie - w temacie Grossa - przecież wielu z pokrzywdzonych Polaków mściło się za swoje faktyczne, czy wyimaginowane krzywdy na bezbronnych często cywilach niemieckich. Te same osoby uważały, ze Żydzi nie są pokrzywdzeni, bo im się należało, bo "zabili Jezusa". Gross jest bardzo antypolski, ale na nasze narodowe cechy zwraca uwagę reakcja na jego książki. A tych, którzy nie czytali Grossa wzburza sama myśl o filmie "Pokłosie". Moralność Kalego.

      Usuń
    7. To chyba taka nasza narodowa tradycja, że krytyczne uwagi pod naszym adresem, niezależnie od tego czy uzasadnione czy nie traktuje się jako "zamach na" i "szarganie narodowych świętości" i od razy wtedy robi się "ciekawie".

      Usuń
  3. Myślę, że problem Niemców polega na tym, że pisanie o II wojnie zaczęli od końca, czyli dokumentowania indywidualnych krzywd (którym nie można zaprzeczyć). Ponieważ mieszkam na Śląsku, miałam okazję poznać parę relacji związanych z ostatnimi miesiącami wojny i początkiem pokoju. Mówi się o niewątpliwych represjach, bo takie Łambinowice bis istniały w innych miejscowościach, ale nie potrafi się wyjaśnić, dlaczego niektóre rodziny autochtonów były przez jakiś czas więzione, a inne nie. Usiłowałam dojść do przyczyn, ale brak było refleksji ze strony opowiadających. Zapytałam się również o losy miejscowej społeczności żydowskiej, która miała swoją synagogę i cmentarz, ale również nie otrzymałam odpowiedzi. Problem został wyparty z pamięci. To taka dygresja.
    Być może takie wewnętrzne rozliczenie się Niemców jest jeszcze przed nimi.
    Jeżeli chodzi o szabrowanie - pierwsi to ci, którzy pozostali, potem pierwsi z tzw. centralnej Polski, zza granicy, repatrianci siedzieli jeszcze u siebie i liczyli na zmianę granic. Ciekawe dane podaje na ten temat Gregor Thum, pisząc o Wrocławiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podlasek też widzi problem braku refleksji Niemców, autorów wspomnień, na temat przyczyn, dla których byli tak traktowani. Z Żydami niemieckimi problem chyba jest jeszcze bardziej skomplikowany bo byli zasymilowani i uważali się bardziej za Niemców niż Żydów i to do tego stopnia, że przyjmowali do wiadomości to co działo się z Żydami ze Wschodu (wspomina o tym Klemperer). Jeśli mieszkasz na Śląsku to pewnie tam zachowało się znacznie więcej żydowskich cmentarzy niż na terenach, które nie należały do Rzeszy bo Niemcy starali się nie bulwersować własnej opinii publicznej i często zostawiali w spokoju to co przetrzymało "noc kryształową".

      Usuń
    2. Właśnie ten cmentarz i synagoga były strasznie zdewastowane (efekt działania nazistów) i w takim stanie dotrwały do lat sześćdziesiątych. Wtedy cmentarz w ciągu jednej nocy zniknął (na pewno nie był to 1968 rok), a potem w latach siedemdziesiątych z synagogi zrobiono halę sportową.

      Usuń
    3. A we Wrocławiu okres III Rzeszy przetrwały w dobrym stanie dwa duże cmentarze żydowskie - jeden z nich (przy ul. Ślężnej) stanowi obecnie muzeum. W "Zawróconym" Kutza jest scena w której główny bohater chroni się przed goniącymi go zomowcami na opuszczonym cmentarzu żydowskim - na terenach dawnego GG raczej by się takiego nie znalazło bo do wyjątków należy cmentarz przy ul. Okopowej w Warszawie.

      Usuń