O książce usłyszałem po raz pierwszy, jakieś trzydzieści lat temu, od swojego szkolnego przyjaciela, który ekscytował się opisem rozwiązłości jednej z bohaterek, która zdradzając znienawidzonego męża oddawała się pod jego nieobecność przypadkowym mężczyznom w zamian za kamienie, z których zbudowała pawilon mieszkalny, a pikanterii dodawał szczegół, że każdy mężczyzna przynosił tylko jeden kamień. Nie dziwię się więc, że "Egipcjanina Sinuhe" w szkolnej bibliotece nie było.
Dla mnie okazał się jednak rozczarowaniem proporcjonalnym do objętości książki. Ma ona co prawda swój klimat, a to za sprawą konwencji apokryfu, który swoim hieratycznym stylem ma nawiązywać do kultury starożytnego Egiptu. Ale z drugiej strony sprawia on, że narracja jest spowolniona i mało porywająca, owszem zdarzają się poruszające fragmenty, jak wówczas gdy tytułowy bohater tęskni za bezpowrotnie utraconą ukochaną i zakończenie powieści robi wrażenie ale to raczej wyjątki. Sam bohater jest zresztą nie tyle "staroegipski" co zaskakująco ponadczasowy, co zresztą zostaje podkreślone w finale - "jestem człowiekiem i jako człowiek żyłem w każdym człowieku, który istniał przede mną, i jako człowiek żyć będę w każdym człowieku, który przyjdzie po mnie", a jego losy ukazane są w konwencji przypominającej powieści z gatunku "Dole i niedole ...", "Historia życia ...", "Historia przygód ..." czy "Wspomnienia ...".
Waltari spożytkował też zresztą wielokrotnie już wcześniej eksploatowany w literaturze motyw pana i sługi, w którym ten drugi stąpa twardo po ziemi i który towarzyszy swemu chlebodawcy w wędrówkach, z opisów chwilami przypominających trochę "Złotą gałąź" Frasera i z których można by ułożyć bedeker po starożytnych kulturach (nawiasem, nomen omen, mówiąc nie obyło się bez niewielkiej wpadki bo papier, o którym wspomina Sinuhe nie był jeszcze znany w czasach Echnatona, w których rozgrywa się akcja powieści).
Jednak kanwą powieści są nie podróże i wojny lecz jest nią konflikt religijny, epizod w dziejach Egiptu związany z próbą zastąpienia Atonem kultu Amona. To obraz rozczarowująco nieskomplikowany: niezrozumiany przez innych faraon, który chce dobrze vs. zdeprawowani kapłani wykorzystujący ciemnotę ludu w obronie własnej pozycji. Z jednej strony jest bóg, który "nie ma żadnych posągów i wszyscy ludzie są równi przed jego obliczem, i każdy człowiek (...) ma swoją wartość przed bogiem faraona" z drugiej zaś pragnienie "żeby każdy człowiek bezpiecznie mógł wykonywać swój zawód i wierzyć w to, w co sam chce wierzyć (...) gdzie zadanie każdego określone jest z góry i aż do końca życia, i gdzie żaden czczy niepokój nie zżera ludzkich serc". Z góry wiadomo jak się takie konfrontacje kończą. Tak jak życie głównego bohatera, usiłującego przejść przez nie prosto i uczciwie, kierującego się szlachetnymi uczuciami a mimo to, a może właśnie przez to tracącego najdroższe sobie osoby i osamotnionego.
Chyba jednak wolę "Faraon" Prusa ...
Ty jak zwykle musisz być pod prąd..;P Ale to chyba lubię u Ciebie najbardziej :) sama często miewam tak, że nie podoba mi się to, co wszyscy zachwalają. Nie pozostaje mi nic innego jak w końcu poznać autora i wyrobić sobie własny osąd... :)
OdpowiedzUsuńPod prąd?! :-) bez przesady :-) to dobra książka ale moim zdaniem nie żadna rewelacja. Zresztą skoro jest to podobno najpopularniejsza książka historyczna w USA to znając amerykańskie bezguście już z definicji musi mieć feler :-)
UsuńAaaa ładnie to tak generalizować? Znam paru Amerykanów o całkiem fajnym guście ;P Ale cóż, nie da się ukryć, że coś w tym jest.. Tylko tak od razu, że feler..;P Ty mi tak nie rób, bo ja tu mam plan do wykonania, a właśnie mam straszną ochotę go zarzucić i poznać tę najpopularniejszą w USA książkę..;) tym bardziej, że od dawna chciałam, a taki "kij w mrowisko" tym mocniej zachęca. Bo czy chcesz czy nie, całkiem ładnie strąciłeś słynną powieść z piedestału. Chyba najbardziej mi się spodobało stwierdzenie: "Dla mnie okazał się jednak rozczarowaniem proporcjonalnym do objętości książki."
Usuńps. Biografia Camus nie byłaby może zła gdyby nie wkurzający styl autora.. Choć może to kwestia tłumaczenia.. nie wiem. Zobaczę, jak będzie dalej.
UsuńJa nie mówię przecież o wyjątkach tylko o guście popularnym, zresztą i u nas niczego sobie :-) "Kija w mrowisku" nie dostrzegam podobnie jak i publicznych zachwytów :-), chociaż przyznaję nie robiłem jakiejś specjalnej blogowej kwerendy. No i gdzie mi tam do strącania czegokolwiek z piedestału :-). A przeczytać warto choćby po to by wyrobić sobie własne zdanie, bo być może Tobie książka się spodoba.
UsuńPS. No właśnie, ten styl Todd'a, chociaż w porównaniu z "Nałkowską" H. Kirchner, Todd i tak jest złotousty :-)
UsuńAz sie usmiechnelam gdy zobaczylam tytul posta. Bylam pewna, ze Ci sie nie spodoba :)
OdpowiedzUsuńPamiętając ekscytację mojego przyjaciela wcale tego taki pewien nie byłem, ale minęło 50 stron, potem 100, potem 150 i ... nic :-), bez szału.
UsuńDobrze, ze w komentarzach uscisliles, ze uznajesz ta ksiazke jednak za dobra. Przyznaje, ze czasami czytajac twoje recenzje mam wrazenie, ze oceniles ksiazke na 1 lub 2, a pozniej wychodzi mi, ze to 3 lub nawet 4.
UsuńA propos, czy dales jakies ksiazce 6? Oprocz Camus oczywiscie.
Bardzo lubie czytac, jak piszesz o ksiazkach, bo wydaje mi sie, ze ja czytam ksiazki sercem, a Ty glowa.
To że nie rozpływam się w zachwytach nad książką nie znaczy, że uważam ją za złą :-) Nie oceniam książek w skali szkolnych ocen, po prostu niektóre uważam za bardziej a niektóre za mniej interesujące albo bardziej lub mniej mi się podobają (bo nie zawsze idzie to w parze). Naturalnie że jest wiele książek które uważam za wartościowe np. (wg nazwisk autorów): "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety", "Eichmann. Rzecz o banalności zła", "Żywe kamienie", "Pamiętnik z powstania warszawskiego", "Pożegnanie z Afryką", "Hańba", "Jądro ciemności", "Nostromo", "Lala", "Saturn" etc. etc. etc.
UsuńWiem, ze uogolnilam i to bardzo z tymi cyferkami, ale dzieki temu otrzymalam odpowiedz jaka chcialam, dowiedzialam sie jakie ksiazki cenisz wysoko. Wiem, ze nie rozplywasz sie w zachwytach, powiedzialabym, ze jestes niezwykle oszczedny w dobrym slowie. Widac, musze nauczyc sie Ciebie czytac, takze miedzy wierszami.
UsuńCo do pochwał - w przypadku książek, które zasługują, moim zdaniem na uwagę, zawsze to zaznaczam, choćby jednym zdaniem :-). To że nie popadam przy tym w egzaltację, to już inna sprawa :-) a podchodzenie z dystansem do tego co piszę to jedynie właściwe podejście :-).
UsuńNiedawno także pisałam o tej książce, i także mnie rozczarowała. Zgadzam się ze wszystkim, co napisałeś. Żadna rewelacja, a dłużyzny bardzo utrudniały lekturę.
OdpowiedzUsuńUff ... , dzięki, zajrzałem :-) kamień spadł mi z serca bo już myślałem, że coś ze mną jest nie tak :-).
UsuńWidać mieliśmy podobne podejrzenia co do własnego gustu;)
UsuńTaka możliwość jest możliwa :-)
UsuńCzytałem tę książkę za "gówniarza", wtedy bardzo mi się podobała. Pewna naiwność, którą posiada, wtedy, wydawała mi się czymś naturalnym, nie zauważyłem jej. Tak czy siak, to dobra lektura.
OdpowiedzUsuńMoja wersja książki, zdaje się, jest dwutomowa.
pozdrawiam
Naiwności akurat nie zauważyłem :-) i zgadzam się, że to dobra lektura ale tylko dobra :-).
UsuńA mnie fascynuje Mika Waltari jako pisarz. W mojej mlodosci Sinuhe czytaly 'babcie' wiec sobie wtedy podarowalam. Siegnelam po inne ksiazki tego autora, najpierw po polsku, potem w orginale. Przepadlam w ksiazkach historycznych. Do tej pory nie przeczytalam Sinuhe ale wysluchalam z zapartym tchem powstalego sluchowiska teatralnego i pozniej obejrzalam film z 1954 r. (The Egyptian) powstalego w Hollywood w rezyseri Michaela Curtizina.
OdpowiedzUsuńKilka uwag odnosnie pisarza i ksiazki tlumaczonej na 40 jezykow. (b. wybiorczo choc temat jest rozlegly)
1. Waltari utrzymywal sie z pisania, utrzymywal rodzine i pomagal znajomym. 2. Ksiazki swoje pisal na wsi wiosna w spokoju i sielskosci. 3. Mial wysokie morale pisarskie. 4. Sinuhe napisal w 1945 roku, niektorzy dopatruja sie w niej drugiej warstwy jakoby rozprawiajacej sie z wojna. 5. Piszac Sinuhe, pracowal bardzo szybko, pisal okolo 30 'arkuszy'/stron (czy jak sie to nazywa) dziennie. Dodajac, ze w tym okresie zmarla jego matka a on po pochowku wrocil do siebie i kontynuowal pisanie. 6. Gdzies mi sie obilo o uszy, ze przed napisaniem Sinuhe nawet nie byl w Egipcie a uznawano go niemal za egiptiologa (mimo artystycznych wpadek: rowniez tego, ze borowanie czaszki stosowano dopiero tysiac lat pozniej i dzieci w koszu nie puszczalo sie po Nilu w Egipcie - papier przegapilam). 7. Wreszcie w latach 70 przyznal sie otwarcie, ze cierpi/cierpial na chorobe (odalkoholowa) co powodowalo napady eufori na zmiane z glebokimi depresjami. 8. Mika Waltari byl Finem a dluzyzn w Sinuhe nie zauwazylam. Kropka.
O innych jego książkach się nie wypowiadam bo nie znam, nie wiem na ile papier jest potknięciem pisarza a na ile tłumacza (moje wydanie to tłumaczenie z języka szwedzkiego) albo redakcji (rzucił mi się w oczy dosyć popularny błąd - jest "odnośnie" zamiast "odnośnie do"), zresztą nie ma co ukrywać - to niewiele znaczący drobiazg. W Egipcie chyba nie był ale w Luwrze chyba tak bo zwrócił moją uwagę opis asyryjskich strażników bramy :-). Dziecko w koszu skojarzyło mi się z Mojżeszem więc przyjąłem to na wiarę :-). Bardziej niż potępienie wojny moją uwagę zwrócił spór religijny, przy deklarowanym przez Sinuhe indyferentyzmie a zwłaszcza zaszufladkowanie kapłanów. Kwestia dłużyzn to rzecz względna, zależna od subiektywnych odczuć jak dla trochę ich jednak jest choć takich, które by przekraczały 3-4 strony faktycznie nie zauważyłem :-).
UsuńOjciec jego jak i jego brat pobierali nauki teologiczne (ojciec zmarl gdy Mika byl jeszcze maly ale pod wplywem brata ojca przebywal dlugo). Sam rozpoczal studia teologiczne (na uniwersytecie swieckim) ale je porzucil dla filozofi, estetyki i literatury. Wg specjalistki od Waltariego, Ritvy Haaviko, poslugiwal sie on wieloma zdaniami-tresciami z Biblii a szczegolnie z kazan (nie pamietam tytulu zrodla) nie tylko w Sinuhe ale i innej jego ksiazce.
UsuńNo i cos w tej ksiazce jest i calym jego pisarstwie, ze ksiazka znajdowala sie (troche czasu) na amerykanskiej liscie bestsellerow :D
Nie cierpie tlumaczen literatury finskiej ze szwedzkiego (choc one najlepsze bo to drugi jezyk urzedowy)! (ani innych posrednich jezykow!)
Dla jednych dluzyzny, dla innych maumazyja :) na serce.
W takim razie jest wyjaśnienie skąd się wziął motyw konfliktu religijnego w "Egipcjaninie" - dzięki. Do list bestsellerów podchodzę z dużą rezerwą, to w końcu listu książek najlepiej się sprzedających a nie najlepszych :-). Co do tłumaczeń - nie wiem na ile moje wydanie wiernie oddaje oryginał ale to chyba Tołstoj poprosił by jakiś jego tekst przetłumaczyć z rosyjskiego na francuski a potem znowu na rosyjski i był zaskoczony tym jak daleko odbiegał od tego co sam napisał :-).
UsuńKonflikt religijny daje pole do popisu w przedstawieniu pewnych mechanizmow w spoleczenstwie :).
UsuńA ja chyba jakis snob jestem, bo sie listami sugeruje :) bardziej niz poleceniami subiektywnymi rowniez znajomych i mniej znajomych :)czy chwytami marketingowymi.
Tlumaczenie jest wazne, wazny tlumacz tez (jest) :). Ja czytam literature polska czesto w 'tumaczeniach' (moj neologizm (?)) z jezyka niemieckiego :/, to sa juz interpretacje :)
Ja kieruję się jedną listą, którą znam jeszcze ze szkolnych lat, a którą znalazłem w encyklopedii :-). Co do tłumaczeń: kiedyś nie zwracałem na nie uwagi ale od kiedy w ramach "ćwiczeń" odkryłem, że każde z sześciu tłumaczeń "Jądra ciemności" jest inne dotarło do mnie, że to nie taka prosta sprawa jakby się wydawało.
UsuńKropko - "tumaczenia" świetne, dodaję do swojego słownika.
UsuńAle niestety, czytelnik najczęściej jest skazany na te Interpretacje i nie zawsze dowie się, co autor miał na myśli.
Wydaje mi się, że interpretacja jest nieodzownym elementem tekstu, ważne tylko by możliwie jak najwierniej odzwierciedlała intencję autora.
UsuńTo jedna z powieści, na które panowała niegdys moda. Czytałam ja z 20 lat temu, podobała mi się. Nie wiem, jakie uczucia budziłaby u mnie obecnie :)
OdpowiedzUsuńPewnie też by Ci się podobała, bo książka może się podobać - na pewno nie jest knot, tylko kawałek porządnej literatury ale ja jak na tak okrzyczany bestseller byłem nią zawiedziony. Sądziłem, że będę czytał ją z zapartym tchem - a tu niestety, nic z tego.
UsuńTeż miałam problem z narracją, niby dobrze oddaje klimat książki, ale przez to jest niestety, jak napisałeś, mało porywająca. I też spodziewałam się (po tych wszystkich zachwytach) o wiele więcej i dałam jej 6/10. Trylogia rzymska (poza pierwszym tomem) podobała mi się bardziej.
OdpowiedzUsuńW takiej skali dałbym pewnie 7-8 :-) i w wariancie realistycznym pewnie już to powieści Waltari nie wrócę, skoro, jego najlepsza - podobno - powieść, nie olśniła mnie :-). W miejsce jego trylogii rzymskiej pewnie wrócę do dylogii Graves'a o Klaudiuszu :-).
Usuń8 daję książkom, które zrobiły na mnie duże wrażenie :) 6-7 - dobrym, ale nie porywającym.
UsuńA Graves też czeka na półce, jeszcze nic nie czytałam, a bardzo jestem ciekawa.
"Ja, Klaudiusza" czytałem ponad ćwierć wieku temu :-) dla mnie to ciągle najlepsza książka poświęcona starożytnemu Rzymowi, o klasę lepsza od filmu, przynajmniej tak ją pamiętam - i mam nadzieję, że zdania nie zmienię :-).
UsuńMamy Egipcjanina w naszej domowej biblioteczce (zbiory męża), więc dawno temu zawzięłam się, że przeczytam. To było też trochę na fali, żeby nie odstawać poziomem od rodzinnych czytelników z wyższej półki - co teraz sama oceniam jako niepotrzebne przejmowanie się snobistycznymi modami tamtych czasów. Próby z Parnickim nie przebyłam.
OdpowiedzUsuńA wracając do Egipcjanina... Czytało mi się dość ciężko, bo książka mnie nie wciągnęła. Wydała mi się rozwlekła, miejscami przegadana i nudna - po prostu konwencja przyjęta przez autora nie trafiła do mnie. Może dlatego, że starożytny Egipt nie był nigdy w kręgu moich zainteresowań.
I jak już doszłam do "momentów" to byłam zbyt zmęczona monumentalizmem językowym powieści, żeby się ożywić choć na chwilę.
Powtórnej lektury nie przewiduję.
Pozdrawiam
Również powtórnej lektury nie przewiduję ale czasu spędzonego z "Egipcjaninem Sinuhe" nie uważam za zmarnowany - snobizm czasami jednak ma zalety :-). Co do Parnickiego - nie wiem na co trafiłaś, ja mam jak najlepsze wrażenia po "Aecjuszu, ostatnim Rzymianinie" ale na "Śmierci Aecjusza" już odpadłem. Podobno do czytania nadają się jeszcze "Srebrne orły" ale one są ciągle przede mną.
UsuńJa także nie twierdzę, że to czas zmarnowany. Trzeba przecież pewne lektury poznać, to obowiązek porządnego mola książkowego :)
UsuńZ twórczości Parnickiego próbowałam właśnie "Srebrne orły" (ale tylko część przeczytałam). Później zaczęłam "Aecjusza..." - akurat wtedy namiętnie słuchałam cyklu w radiowej trójce "Codziennie powieść w wydaniu dźwiękowym" i Aecjusza poznałam w tej formie. Niestety, też nie dokończyłam czytania.
Mamy kilka tytułów w domowym zestawie, ale kurzą się nie ruszane od lat.
To trudna twórczość, raczej dla wybranego grona czytelników, ja się taką erudytką nie czuję.
A od czasu, gdy poznałam bliżej życiorys pisarza myślę - "to dopiero jest ciekawy materiał na powieść!"
Chyba właśnie "trójka" zachęciła mnie do "Aecjusza" bo też słyszałem fragmenty w radio, niestety druga część pisana zresztą po latach jest już w "pokrętnym" stylu "dojrzałego" Parnickiego - co jej na dobre nie wyszło, tak jak zresztą i pozostałym jego książkom :-).
Usuń"Dojrzały" Parnicki to już w ogóle dla wybrańców intelektualnych :)
UsuńTeż tak słyszałem i pewnie dlatego "Śmierć Aecjusza" była dla mnie niedostępna :-)
UsuńMój licealny nauczyciel historii polecał tę książkę i za jego namową ją przeczytałem - wówczas wywarła na mnie b. dobre wrażenie. Ciekawe jak spojrzałbym na nią po tych 8 latach, które upłynęły od lektury :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak samo :-) to znowu nie taki wielki dystans - niespodzianki w odbiorze pojawiają się raczej przy różnicach "pokoleniowych" i "ustrojowych" a to "przywilej" :-), z którego mogą korzystać w sumie tylko dzisiejsi 40-sto i 50-ciolatkowie, no i starsi czytelnicy.
Usuń