Powieść epistolarna zrehabilitowana! Za "Cierpieniami młodego Wertera", które czytałem jeszcze w szkole ciągnęło się odium nudy, podchodziłem więc do nich z mieszanymi uczuciami bo z jednej strony wypadało odrobić lekcje przed lekturą "Lotty w Weimarze" z drugiej strony nie bardzo miałem ochotę na męczarnie, nawet krótkie, zważywszy objętość powieści Goethe'go.
A tu taka niespodzianka! owszem Werter leje łzy ponad współczesną miarę - wiadomo, "chłopaki nie płaczą" - ale żeby był nudny? nie ma mowy! Bo nie może być nudna historia, w której kobieta w typie Zosi z "Pana Tadeusza" okazuje się famme fatale, przez którą jednej wpada w obłęd, drugi popełnia samobójstwo. Czy to jest możliwe w nudnym romansie, który jednocześnie jest manifestem wolności i zwrotu ku naturze?! To oczywiście pytanie retoryczne.
Nie trzeba było przecież wielkiej wyobraźni by domyśleć się, że to nie może się dobrze skończyć ... Zdumiewający układ - para narzeczonych, która się wkrótce pobiera i ten trzeci. Wszyscy widzą co się święci a jednak nikt nic nie robi by zapobiec katastrofie, co więcej "intruz" staje się przyjacielem obojga i nieomalże domownikiem.
Może to tylko jego imaginacja, że Lotta go kocha - "przecież - być źle zrozumianym to los każdego z nas!" Wygląda na to, że tak. Albo może nawet go kocha ale nie na tyle by stracić dla niego głowę bo zamiast chwili fajerwerków wybrała mało ekscytującą, solidną mieszczańską stabilizację. Na nic zdał się niebieski frak i żółta kamizelka wielbiciela. Owszem może dostać jej kokardę i wycięty z papieru profil, wysłane na dodatek przez męża, co już zakrawa na naiwną głupotę albo perwersyjne okrucieństwo ale nic więcej. "Kochajmy się, ale tak - z osobna."
No a Werter? przecież widział w co się pakuje, jeśli przed ślubem mógł mieć jakieś złudzenia, to po ślubie prysły, zwłaszcza że to co brał za przyjaźń niekoniecznie było tak głębokie jak mu się wydawało, skoro dowiedział się o ślubu z listu i to sporo poniewczasie. Owszem "czymże jest dla serca świat bez miłości?! Latarnią magiczną bez światła!" ale to już chyba nie jest miłość lecz pożądanie. Chęć posiadania drugiej osoby na wyłączność. A na dodatek miałby jeszcze być przypieczętowana węzłem małżeńskim. Jak to? Ktoś kto twierdzi, że "wszelka reguła (...) niszczy przecież prawdziwe odczucie natury i jej prawdziwy wyraz!" chce się dobrowolnie w nią wtłoczyć? Przecież to zabiłoby jego miłość! Co za niekonsekwencja ...
Ale może lepiej nie osądzać bohaterów Goethe'go bo trudno nie odmówić mu racji gdy pisze, że "ludzie (...) mówiąc o jakiejś sprawie, zawsze muszą określać: to jest głupie, to mądre, to złe, to dobre! I cóż to wszystko znaczy? Czy poznajecie przez to wewnętrzne pobudki każdej czynności? Czy potraficie na pewno wskazać przyczyny, dlaczego coś się stało, dlaczego stać się musiało? Gdybyście to zrozumieli, nie bylibyście w sądach tak śpieszni."
Ale może lepiej nie osądzać bohaterów Goethe'go bo trudno nie odmówić mu racji gdy pisze, że "ludzie (...) mówiąc o jakiejś sprawie, zawsze muszą określać: to jest głupie, to mądre, to złe, to dobre! I cóż to wszystko znaczy? Czy poznajecie przez to wewnętrzne pobudki każdej czynności? Czy potraficie na pewno wskazać przyczyny, dlaczego coś się stało, dlaczego stać się musiało? Gdybyście to zrozumieli, nie bylibyście w sądach tak śpieszni."
Nie do wiary! Do tej pory pamiętam cierpienia młodej Małgosi przy lekturze tego dzieła. Może faktycznie czas dać szkolnym lekturom drugą szansę ;)
OdpowiedzUsuńMiałem tak jak Ty :-), wynudziłem się przy tym setnie tak że byłem nastawiony na ekstremalne doznania - byłem bardzo przyjemnie zaskoczony. Po odsączeniu łez, czyta się bardzo dobrze (może za wyjątkiem "Pieśni Osjana"), powiedziałbym że prawie jak "Niebezpieczne związki".
UsuńMnie dzieło szczęśliwie ominęło, pojęcia nie mam dlaczego myśmy tego nie omawiali, skoro mat-fiz cierpiał nad Goethem. Za to teraz mam ochotę nadrobić zaległości, skoro to nie jest nudna piła. Chociaż po lekturze wyjątków z listów Kleista nie wiem, czy muszę się koniecznie ładować w kolejnego nadwrażliwca :P
OdpowiedzUsuńByć może zwiększyła się moja tolerancja na "ramotki" po "Niebezpiecznych związkach", też nie pamiętam byśmy to "przerabiali" czytałem raczej dlatego, że Goethe był na liście encyklopedycznej :-). Gdyby nie "Lotta w Weimarze", którą tak spostponowała (niezasłużenie) Lirael to pewnie bym dalej omijał Wertera szerokim łukiem :-)
UsuńIdź za ciosem, zostało Ci jeszcze paru romantyków:)
UsuńNie da rady bo "Germinal" czeka dla zachowania równowagi :-) a potem chyba "Wichrowe wzgórza" bo dowiedziałem się ostatnio, że to ... gniot :-)
UsuńTylko sobie przedziel czymś Zolę i Bronte:P Wichrowe Wzgórza niegdyś mnie nie porwały, chociaż są tam rzeczy robiące wrażenie. Tylko już nie mam kiedy wcisnąć powtórki.
UsuńMnie też nie, męczyłem je tak jak "Wertera" tylko że dłużej :-) ale odróżniam książki które mi się nie podobają od gniotów :-). Mam wrażenie, że im młodsi czytelnicy i mniej obeznani z klasyką to tym radykalniejsi w sądach :-).
UsuńKandydatów do przedzielenia jest kilku w kolejce, tak że "Wzgórza" trochę sobie poczytają.
Jeśli ktoś czyta wyłącznie przygodówki fantasy, to nie da rady wczesnowiktoriańskiej powieści, trochę sobie trzeba percepcję przestawić. Przypomina mi się znaleziona przypadkiem na blogasie jakiejś panny od paranormalni "recenzja" Portretu Doriana Graya, zresztą sprytnie wydanego w okładce naśladującej paranormal. Cóż to była za opinia :P
UsuńKiedyś trafiłem na forum, nazwę niestety zapomniałem, gdzie towarzystwo "zbijało się" z jakiegoś blogaska (też dziewczęcia, które chyba pisało też coś o kuchni) - zajrzałem tam - teksańska masakra piłą mechaniczną - czegoś takiego w życiu nie widziałem, chociaż na kilku blogaskach byłem :-). A mówią, że lepiej byle co czytać niż nie czytać wcale :-)
UsuńTakich miejsc jest mnóstwo, a potem się niektórzy dziwią, że Krzysztof Varga się w Wyborczej nabija z internetowych opinii o książkach.
UsuńŻe komuś się w ogóle chce :-) no i nie kopie się leżącego (chociaż w sumie, to kiedy go kopać?)
UsuńMam wrażenie, że do skopanych imiennie pań opinia Vargi nie dotarła. A jeśli dotarła, to nie dała im do myślenia i pewnie się poczuły po prostu oszkalowane.
UsuńSkoro mają obserwatorów i "lajki" to przecież wszystko jest w porządku, a tu jakiś Varga się ich czepia :-)
UsuńTia, to pewnie jakiś zazdrosny frustrat :P
UsuńWłaśnie, sam nie umie i jeszcze zazdrości :-)
UsuńO to to :P
Usuń:-)
Usuń"Werter" mi się podobał, ale czytałam go dosyć dawno temu i już nie pamiętam szczegółów treści. Kiedyś hasło "chłopaki nie płaczą" nie obowiązywało i młodzi mężczyźni często wylewali łzy, zwracali się też do siebie pieszczotliwymi słowami i nie było to odbierane źle.
UsuńA moja ulubiona powieść epistolarna to "Biedni ludzie" Dostojewskiego :)
PS. Kilka dni temu widziałam na jednym z blogów recenzję "Wichrowych Wzgórz"; recenzja nosiła taki tytuł: "Przedpremierowo: Wichrowe wzgórza" Emily Bronte. Przedpremierowo?! A książka ma ponad sto lat...
Znalazłem :-) Rozbrajające z jakim uporem broni "przepremierowości" - podobno to nowe tłumaczenie ale ani słowa o tym na czym polegać miałaby różnica "jakościowa" pomiędzy nim i starą wersją, a pewnie wydawcy wyszło taniej kupić nowe tłumaczenie niż zapłacić za stare :-). Ale nie ma się co czepiać - już chyba lepiej jak ktoś czyta "Wichrowe wzgórza" niż opowieści o kolejnych twarzach Grey'a :-)
UsuńStare tłumaczenie jest już pewnie w domenie publicznej. Akurat wczoraj czytałem podejrzane zachwyty nad nowym przekładem, który na moje oko jest po prostu niezrozumiały i nazbyt dosłowny: http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114528,15353291.html
UsuńTo już nie nadążam - da się wytłumaczyć, że w stosunkowo krótkim czasie ukazało się pięć tłumaczeń "Jądra ciemności"? Myślałem, że to właśnie dlatego by nie płacić za tłumaczenie a tu okazało się, że nie posłuchałem Wertera i wydałem pochopny sąd ...
UsuńMoże czasem wydawcy mają ambicję stworzenia nowej jakości nowym przekładem:P Zwykle jednak faktycznie chcą przyoszczędzić na prawach do starego albo na problemach z załatwianie papierologii.
UsuńSnułem takie idealistyczne przypuszczenia ale to Ty kiedyś sprowadziłeś mnie, naiwniaka, brutalnie na ziemię.
UsuńBranża wydawnicza to dżungla :P
UsuńJa tylko jestem jej niewinną ofiarą, chociaż coraz rzadziej kupuję nowe książki.
UsuńPoniekąd słusznie, bo co to za książki w większości :P
UsuńNie wiem czy nie zawsze tak było, tyle że tematyka tej większości ewoluowała, chociaż wydaje mi się, że jednak za "komuny" mimo kontrybucji ideologicznych wydawnictwa trzymały poziom i nie pozwalały sobie na wypuszczanie takiego badziewia.
UsuńNie wypuszczały takiego, to wypuszczały inne. Poziom wydawanej szmiry obniżył się wyłącznie z powodu braków papieru :)
UsuńNo i póki jest popyt to jest też i podaż :-)
UsuńPopyt ponoć coraz mniejszy.
UsuńEee ... tam, to pewnie larum grają ci co z tego żyją, ale oni zawsze tak grali, a dziwnym trafem ciągle ktoś nowy pakuje się w ten interes - może nie czytał wiadomości, że czytelnictwo upada?! :-)
UsuńGdyby wszyscy czytali wiadomości i jeszcze w nie wierzyli, to żadna firma by nie powstała :)
UsuńFakt, chociaż niektórzy twierdzą, że lepiej czytać byle co niż nie czytać wcale :-)
UsuńTo już kwestia własnego uznania. Chociaż zawsze przypominają mi się wakacje, kiedy po wyczytaniu przywiezionych książek czytałem podręcznik do fizyki dla kandydatów na studia. Pewnie i wampiry bym wtedy przeczytał :P
UsuńZnam to - bywając w ciężkich terminach czytałem "Wywiad z wampirem" (i nawet mi się, o zgrozo :-), podobał), "Wielki las" i drugi tom (tylko taki był) "Skiroławek" i kalendarza rolniczy na 1976 rok :-)
UsuńHa:) Ja podczas pobytów u babci miałem regularnie przeczytany kalendarz typu zdzierak, kopalnia informacji :)
UsuńTen był książkowy - zapamiętałem satyryczny wierszyk dopominający się o zachowanie godności przez polskiego rolnika i passus z niego "klasyfikatorom nie bądź na usługach" :-) traumatyczna lektura :-)
UsuńTo zdzierak był na wyższym poziomie, nawet poezję drukowali.
UsuńA do tego jeszcze ta frajda przy okazji zdzierania kartki z kalendarza ... :-)
UsuńCzytałem hurtem, bez zdzierania :)
UsuńTo faktycznie musiałeś być w desperacji :-)
UsuńOkropnej :)
UsuńAle jak widzę z Twojego bloga przetrwałeś i do tego jesteś w niezłej kondycji :-)
Usuńno, jak się po takim miesięcznym przymusowym odwyku wracało do domu, to dopiero się działo :)
UsuńA są tacy, którzy mają dobrowolny permanentny odwyk ... i też są zadowoleni :-)
UsuńSłowo klucz to "dobrowolny" :P
UsuńI tak wróciliśmy do spadku popytu na książki :-)
UsuńCzytałam za czasów blokowych (czyli jakieś trzy lata temu) i podobnie, jak ty ze zdziwieniem stwierdził am, iż przy lekturze niecierpiałam, no może troszkę znużyły mnie Pieśni Osjana, ale ja z poezja to jestem na bakier. I tak sobie myślę, że może lepiej nie osadzać innych i nie dociekać powodów, dla których coś robią, albo czegoś nie robią. :-)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, Pieśni Osjna to także i dla mnie było za dużo :-) A co do "osądzania" myślę, że masz rację - można by było wówczas dojść do mało optymistycznych wniosków :-)
Usuńsorry za literówkę, nowy sprzęt zamienił blogowe na bloków :( jedno słowo rozdzielił, drugie połączył. trochę techniki i mam problem
OdpowiedzUsuńBez przesady, nie bądźmy aptekarzami :-) tak długo dopóki sens jest czytelny nie jest źle :-)
Usuńz czytania"cierpień młodego wertera"byłam zwolniona,bo nie było go na liście lektur szkolnych,książkę kupiłam sobie wiele lat temu(seria koliber)i od tamtej pory stoi na półce,czytają go tylko,jak muszą,młodsi w rodzinie,po pana recenzji postanowiłam się z książeczką zapoznać,przeczytałam na razie kilka stron i stwierdziłam,że lektura,ze względu na styl,wymaga skupienia,gdyby mnie teraz ktoś zapytał o czym to jest,to miałabym kłopot,autor listów pisze bowiem o wszystkim i o niczym,przynajmniej do tego momentu,do którego doczytałam,może dalej będzie lepiej-anna
OdpowiedzUsuńMoże i do autobusu się "Cierpienia" nie nadają, to fakt, ale nie stanowią też jakiego wielkiego wyzwania czytelniczego, może poza zmierzeniem się z opinią, że to nuuuuda :-). To na pewno nie jest książeczka o niczym bo oprócz wątku romansowego, jest tam przecież wyraźnie zarysowany pogląd na sztukę i chyba także politykę (jeśli zaliczyć do tego pracę w poselstwie).
Usuńja nie powiedziałam,że jest to książeczka o niczym,tylko,że na razie jstem na tym etapie,gdy on pisze o chmurkach,trawie,drzewach itp.do wątku romansowego i poglądu na sztukę jeszcze nie doszłam-anna
OdpowiedzUsuńW pierwszych listach faktycznie mu się trochę nudzi ale dosyć szybko poznaje Charlottę.
Usuńmam nadzieję,że nie zajmie mi to zbyt dużo czasu,bo czytam również"drogę przez mękę","sławę i chwałę" oraz"spór o sierżanta griszę",że o innych książkach z biblioteki przyniesionych nie wspomnę,muszę koniecznie coś przeczytać do końca i oddać,na szczęście w bibliotece,tej obok mnie,do końca miesiąca jest remont,więc na razie mam spokój,acha,przeczytałam"dom pod kasztanami"-anna
OdpowiedzUsuńMnie czytało się to zaskakująco lekko, za wyjątkiem fragmentu z Pieśniami Osjana.
UsuńMasz niezły zestaw, z którego jako numer jeden obstawiłbym "Dom pod kasztanami" :-). "Sława i chwała" stoi i czeka na zmiłowanie ale ma dalekie miejsce w kolejce a swego czasu nawet była chwila, kiedy miałem przebłysk zainteresowania Tołstojem synem po tym jak się dowiedziałem u Nadieżdy Mandelsztam, że został spoliczkowany przez jej męża ale doszedłem do wniosku, że pierwszeństwo będą miały inne rosyjsko-radzieckie "kolubryny".
tołstoja,iwaszkiewicza i zweiga czytam drugi raz,zupełnie zapomniałam o czym to jest,po"cichym donie"chciałam przeczytać coś,co dotyczy tego samego okresu,tj.pierwszej wojny światowej,tym bardziej,że spodobało mi się"na zachodzie bez zmian"i stąd ten zestaw tytułów-anna
OdpowiedzUsuńU mnie z książek pierwszowojennych w kolejce czekają "Ogień", "Armia za drutem kolczastym" i "Śmierć bohatera" a w ramach "pogłębionych studiów" :-) "Żołnierz Szwejk" w tłumaczeniu Waczkówa.
Usuńte rosyjsko-radzieckie "kolubryny"to,co to ma być?-anna
OdpowiedzUsuńJak to co? "Wojna i pokój" (rosyjska) i "Cichy Don" (radziecka).
Usuńchylę czoła-anna
OdpowiedzUsuńJeśli przede mną to nie widzę powodu :-)
Usuńjak to nie ma powodu,ha ha ha,to prawie dwa tysiące stron i to jeszcze czego?-anna
OdpowiedzUsuńPóki co to ciągle tylko plany - zawsze wyskakuje coś "pilniejszego" no i Tołstoja czyta się bardzo dobrze więc nawet budząca respekt objętość nie specjalnie mnie przeraża :-) gorzej może być z Szołochowem.
Usuńto ja już wolę szołochowa,zdecydowanie i mimo wszystko,w tołstoju jest,jak dla mnie, za dużo tego tołstoja,więc mnie momentami mocno drażni i robi się niestrawny-anna
OdpowiedzUsuńI jedno i drugie i chyba nawet "Drogę przez mękę" czytałem jeszcze w szkole ale że nic już z tego nie pamiętam więc póki sobie nie przypomnę, z ostrożności procesowej, nie będę się wypowiadał na ten temat :-)
Usuń