Jak to człowiek ciągle dowiaduje się o sobie czegoś nowego ... Ja na przykład niedawno dowiedziałem się, że jestem "użytkownikiem literatury usytuowanym w ponowoczesnej, zrelatywizowanej i heteroglosyjnej rzeczywistości tęskniącym do porządku wcześniejszego - gwarantowanego przez esencjalizm i uniwersalizm".
Po takim news'ie nawet nie byłem jakoś specjalnie zszokowany informacją o fallocentrycznym wymiarze "Ostatniego rozdania" Wiesława Myśliwskiego, aczkolwiek nie powiem by przeszła ona u mnie bez śladu, bo sięgałem po jego "Traktat o łuskaniu fasoli" z pewną taką niepewnością, że a nuż może i tu coś przegapiłem, gdy czytałem go po raz pierwszy.
Faktycznie, przyznaję, czytający "genderowo" znajdą także i tu "fallocentryczny wymiar" natomiast ci, którzy cenią dobrą literaturę - świetny kawał prozy.
Kiedy pisałem, że "Ostatnie rozdanie" to kontynuacja/rozwinięcie "Traktatu o łuskaniu fasoli" (być może jako zapowiedź "Rozdania" można potraktować słowa narratora - "A ile już razy przepisywałem notes, żeby go przynajmniej odciążyć od tych, co umarli. I tak jest wciąż grubszy") i książka dla tych, którzy mają już za sobą spory bagaż doświadczeń, nie sądziłem, że na "skrzydełku" obwoluty "Traktatu ..." przeczytam - "Takiego traktatu młody człowiek nie napisze" - tym zapewnieniem otwierał swój Traktat teologiczny Czesław Miłosz. Słowa te z równym powodzeniem odnieść można do Traktatu o łuskaniu fasoli Wiesława Myśliwskiego." Dodałbym też, że nie tylko nie napisze ale i nie zrozumie, bo czy syty zrozumie głodnego, zdrowy chorego a młody starego?
Bohater Wiesława Myśliwskiego sięga pamięcią wstecz, dokonuje podsumowania swojego życia w obliczu śmierci. Tak, tak ... tajemniczy nieznajomy, słuchacz monologu narratora, to Śmierć w jej męskim wcieleniu (Tanatos) i także narrator w końcu uświadamia sobie to, czego czytelnik domyślał się już znacznie wcześniej, pytając swego gościa o los ukochanej kobiety "Nie wie pan, czy ona żyje? Zaskoczyłem pana? A któż by inny oprócz pana, mógł mi to powiedzieć?" Kto jak nie Śmierć, może jeszcze oprócz Charona mógłby wiedzieć, kto jest już po "tamtej stronie"?
"Traktat" to jakby współczesny wariant "Rozmowy mistrza Polikarpa ze Śmiercią", w której jednak nie tylko nieznajomy jest postacią nie z tego świata. Można podejrzewać, że główny bohater nie jest zwykłym dozorcą domków letniskowych albo nie tylko nim jest bo przecież osiedle można odczytać jako kwintesencję świata, nad którym sprawuje opiekę, o którą zwracają się jedni a przed którą wzbraniają się drudzy. Dziwnie w ustach dozorcy brzmiałyby słowa, że "cały świat razem ze mną wstaje, myje się, ubiera" i twierdzenie "wszystkie sprawy są moje". Ale nie byłyby już tak zaskakujące gdyby nie był tylko dozorcą, czyż nie?
Także i jego śmiech w obliczu palonej wsi nabiera, oprócz tego dosłownego, innego wymiaru, gdy mówi o wojnie jako o wielkiej przegranej człowieka i Boga "Wydawało się, że człowiek już się nie podniesie, że przekroczył swoją miarę, a Bóg nie potwierdził swojego istnienia. Nie musiałem niczego rozumieć. Sam byłem tego przykładem."
Ale niezależnie od tego na ile to przypuszczenie jest prawdopodobne, mnie bardziej interesowało to prozaiczne wcielenie narratora. Może dlatego, że sam kiedyś jako dziecko schodziłem do takiej piwnicy w jakiej on ocalał, może dlatego że pamiętam wiszący na gwoździu wbitym w futrynę drzwi pasek, który służył do ostrzenia brzytwy mojego Dziadka, a może dlatego że ze wsi, w której mieszkała moja Babcia też nic nie pozostało. Zawojowało mnie to spojrzenie w przeszłość, które proponuje Myśliwski, wynikające z wiedzy że "nie zawsze jednak powinno się tylko wprzód patrzeć. Dobrze jest od czasu do czasu obejrzeć się i za siebie. Tam też można znaleźć coś, co i dzisiaj się przyda.". Podoba mi się tym bardziej, że główny bohater nie koncentruje się na sobie lecz opowiada własne życie poprzez życie innych, w którym był czasami statystą, czasami drugoplanowym a czasami pierwszoplanowym bohaterem.
Owszem, to prawda, że czasem "człowiek może liczyć jedynie na przedmioty, że go zrozumieją. Czasem przedmiotom powierza to, czego nie powierzyłby nikomu innemu. Czasem tylko przedmioty potrafią z nami tak naprawdę współistnieć." Pewnie każdy czegoś takiego doświadczył, jako dziecko miał ukochanego misia czy lalkę, potem może bluzkę, sweter, może kolczyki, które były jego dopełnieniem. A cóż dopiero ma powiedzieć ktoś samotny, wyrosły w innych czasach i któremu przyszło żyć wówczas gdy "jeszcze tylko na pocztówkach świat jest taki, jaki by się chciało, żeby był." pozostały mu tylko przedmioty ucieleśniające przeszłość.
Nie wydaje mi się by "Traktat" był "księgą przypadku i przeznaczenia" a na pewno nie tylko. Bardziej przemawia do mnie traktowanie go jako powieści o potrzebie podsumowania życia, podzielenia się nim z drugim człowiekiem, nawet jeśli nie oznacza to zrozumienia bo przecież dla głównego bohatera ważny był sam fakt wysłuchania - "nie miało to znaczenia, wierzył ktoś, nie wierzył. Gdy się słucha, a jeszcze przy łuskaniu fasoli, nie musi się wierzyć w to, czego się słucha. Wystarczy, że się słucha."
To nie są wyimaginowane refleksje, choć dzisiaj wydawać się mogą abstrakcją. Wcale nie tak odległe są czasy, kiedy można było usłyszeć w pociągu zwierzeń czynionych całkiem obcym ludziom, których nigdy przedtem ani nigdy potem nie spotkało się na swojej drodze.
Na tym właśnie polega fenomen prozy Myśliwskiego, opowiada o rzeczach, które nie są tylko abstrakcją lecz wypływają z doświadczenia. To prawda, jest ono odległe o lata świetlne od "ponowoczesnego" świata. I w tym paradoksalnie tkwi ich siła. Świetna powieść, choć zdecydowanie nie dla wszystkich.
Faktycznie, przyznaję, czytający "genderowo" znajdą także i tu "fallocentryczny wymiar" natomiast ci, którzy cenią dobrą literaturę - świetny kawał prozy.
Kiedy pisałem, że "Ostatnie rozdanie" to kontynuacja/rozwinięcie "Traktatu o łuskaniu fasoli" (być może jako zapowiedź "Rozdania" można potraktować słowa narratora - "A ile już razy przepisywałem notes, żeby go przynajmniej odciążyć od tych, co umarli. I tak jest wciąż grubszy") i książka dla tych, którzy mają już za sobą spory bagaż doświadczeń, nie sądziłem, że na "skrzydełku" obwoluty "Traktatu ..." przeczytam - "Takiego traktatu młody człowiek nie napisze" - tym zapewnieniem otwierał swój Traktat teologiczny Czesław Miłosz. Słowa te z równym powodzeniem odnieść można do Traktatu o łuskaniu fasoli Wiesława Myśliwskiego." Dodałbym też, że nie tylko nie napisze ale i nie zrozumie, bo czy syty zrozumie głodnego, zdrowy chorego a młody starego?
Bohater Wiesława Myśliwskiego sięga pamięcią wstecz, dokonuje podsumowania swojego życia w obliczu śmierci. Tak, tak ... tajemniczy nieznajomy, słuchacz monologu narratora, to Śmierć w jej męskim wcieleniu (Tanatos) i także narrator w końcu uświadamia sobie to, czego czytelnik domyślał się już znacznie wcześniej, pytając swego gościa o los ukochanej kobiety "Nie wie pan, czy ona żyje? Zaskoczyłem pana? A któż by inny oprócz pana, mógł mi to powiedzieć?" Kto jak nie Śmierć, może jeszcze oprócz Charona mógłby wiedzieć, kto jest już po "tamtej stronie"?
"Traktat" to jakby współczesny wariant "Rozmowy mistrza Polikarpa ze Śmiercią", w której jednak nie tylko nieznajomy jest postacią nie z tego świata. Można podejrzewać, że główny bohater nie jest zwykłym dozorcą domków letniskowych albo nie tylko nim jest bo przecież osiedle można odczytać jako kwintesencję świata, nad którym sprawuje opiekę, o którą zwracają się jedni a przed którą wzbraniają się drudzy. Dziwnie w ustach dozorcy brzmiałyby słowa, że "cały świat razem ze mną wstaje, myje się, ubiera" i twierdzenie "wszystkie sprawy są moje". Ale nie byłyby już tak zaskakujące gdyby nie był tylko dozorcą, czyż nie?
Także i jego śmiech w obliczu palonej wsi nabiera, oprócz tego dosłownego, innego wymiaru, gdy mówi o wojnie jako o wielkiej przegranej człowieka i Boga "Wydawało się, że człowiek już się nie podniesie, że przekroczył swoją miarę, a Bóg nie potwierdził swojego istnienia. Nie musiałem niczego rozumieć. Sam byłem tego przykładem."
Ale niezależnie od tego na ile to przypuszczenie jest prawdopodobne, mnie bardziej interesowało to prozaiczne wcielenie narratora. Może dlatego, że sam kiedyś jako dziecko schodziłem do takiej piwnicy w jakiej on ocalał, może dlatego że pamiętam wiszący na gwoździu wbitym w futrynę drzwi pasek, który służył do ostrzenia brzytwy mojego Dziadka, a może dlatego że ze wsi, w której mieszkała moja Babcia też nic nie pozostało. Zawojowało mnie to spojrzenie w przeszłość, które proponuje Myśliwski, wynikające z wiedzy że "nie zawsze jednak powinno się tylko wprzód patrzeć. Dobrze jest od czasu do czasu obejrzeć się i za siebie. Tam też można znaleźć coś, co i dzisiaj się przyda.". Podoba mi się tym bardziej, że główny bohater nie koncentruje się na sobie lecz opowiada własne życie poprzez życie innych, w którym był czasami statystą, czasami drugoplanowym a czasami pierwszoplanowym bohaterem.
Owszem, to prawda, że czasem "człowiek może liczyć jedynie na przedmioty, że go zrozumieją. Czasem przedmiotom powierza to, czego nie powierzyłby nikomu innemu. Czasem tylko przedmioty potrafią z nami tak naprawdę współistnieć." Pewnie każdy czegoś takiego doświadczył, jako dziecko miał ukochanego misia czy lalkę, potem może bluzkę, sweter, może kolczyki, które były jego dopełnieniem. A cóż dopiero ma powiedzieć ktoś samotny, wyrosły w innych czasach i któremu przyszło żyć wówczas gdy "jeszcze tylko na pocztówkach świat jest taki, jaki by się chciało, żeby był." pozostały mu tylko przedmioty ucieleśniające przeszłość.
Nie wydaje mi się by "Traktat" był "księgą przypadku i przeznaczenia" a na pewno nie tylko. Bardziej przemawia do mnie traktowanie go jako powieści o potrzebie podsumowania życia, podzielenia się nim z drugim człowiekiem, nawet jeśli nie oznacza to zrozumienia bo przecież dla głównego bohatera ważny był sam fakt wysłuchania - "nie miało to znaczenia, wierzył ktoś, nie wierzył. Gdy się słucha, a jeszcze przy łuskaniu fasoli, nie musi się wierzyć w to, czego się słucha. Wystarczy, że się słucha."
To nie są wyimaginowane refleksje, choć dzisiaj wydawać się mogą abstrakcją. Wcale nie tak odległe są czasy, kiedy można było usłyszeć w pociągu zwierzeń czynionych całkiem obcym ludziom, których nigdy przedtem ani nigdy potem nie spotkało się na swojej drodze.
Na tym właśnie polega fenomen prozy Myśliwskiego, opowiada o rzeczach, które nie są tylko abstrakcją lecz wypływają z doświadczenia. To prawda, jest ono odległe o lata świetlne od "ponowoczesnego" świata. I w tym paradoksalnie tkwi ich siła. Świetna powieść, choć zdecydowanie nie dla wszystkich.
Horror zaczął się jesienią i trwa. Spodobał mi się komentarz jakiejś osoby, że właśnie dowiedziała się, że nie zna języka polskiego;)
OdpowiedzUsuńNależę do chwalców Myśliwskiego i trwam niewzruszenie mimo tak rozbieganych opinii.
Ja należę do chwalców czterech powieści Myśliwskiego - poczynając od "Kamienia na kamieniu", chociaż i tak "Widnokrąg" jest najlepszy.
UsuńWygląda na to, że w końcu w czymś się zgadzamy :-)
Gdyby tak zawsze, to dyskusje by zamarły;) Cóż to byłoby za życie książkoholika, jeśli nie mógłby zawalczyć o ulubionych autorów? Nuda! :)
UsuńŚwięte słowa :-)
Usuń"traktat o łuskaniu fasoli"i fallocentryczny wymiar,matko!podsumuję to starym,mądrym przysłowiem-głodnemu zawsze chleb na myśli,ha ha ha................-anna
OdpowiedzUsuńTaaa, ale powiedziałbym, że nie jest pogląd odosobniony - wystarczy złapać się na jakiś seans filmowy w kinie z "młodym wojskiem" - bezcenne - dla chłopaków wszystko ma wymiar fallocentryczny albo kojarzy się z d... :-)
UsuńPrzeczytałam twój wpis, przypomniałam sobie wpis na temat Ostatniego rozdania, sięgnęłam do swoich wrażeń dotyczących Widnokręgu i zapytałam siebie, na co ja jeszcze czekam, że wciąż odsuwam w czasie lekturę. Może to podświadoma obawa przed niedojrzałością? A może prozaiczna konieczność dokonywania wyborów. W każdym razie nabrałam przekonania, iż muszę przeczytać. Od kilku wpisów czytam, ale ponieważ mój komentarz byłby podobny do powyższego) powstrzymuję się od pisania banałów. Tym razem jednak daję znak swojej obecności :)
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że pozytywny odbiór wcale nie jest taki oczywisty, a po "Widnokręgu" wydawało się lepiej być nie może - może lepiej nie jest, na pewno inaczej i wg mnie nie gorzej.
Usuńpodoba mi się pana spojrzenia na tę powieść,teraz proszę wybaczyć,bo nie będzie to próba reklamy cudzego bloga,kiedyś jednak weszłam na tę stronę i przeczytałam,co o powieści myśliwskiego napisała pani marta,muszę przyznać,że mi się to spodobało i sama teraz patrzę na ten utwór jej oczami-http://all-you-need-is-book.blogspot.com/search?q=traktat+o+%C5%82uskaniu+fasoli-mogłam,to wprawdzie przepisać ale nie chciałam się podpisywać pod cudzym tekstem,tak nawiasem mówiąc,czy oglądał pan przedstawienie teatralne,wyreżyserowane na podstawie"traktatu o łuskaniu fasoli?-anna
OdpowiedzUsuńAnno, nie masz za co przepraszać, bo dostrzegam różnicę pomiędzy merytoryczną uwagą a autoreklamą :-) to raczej ja Cię powinienem przeprosić, za to że musiałaś czytać te banialuki, które wypisywała nie tak znowu anonimowa jakby się jej wydawało autorka. W każdym razie widzę, że kasowanie tego typu bzdur jest najlepszym rozwiązaniem.
UsuńAle do rzeczy, zajrzałem tam, to chyba pierwsza osoba, u której przeczytałem, że nieznajomym jest śmierć i już choćby za to ma u mnie dużego plusa :-) choć nie nazwałbym obrazkami epizodów, z życia narratora.
ale u tej pani marty dyskusja jest niemożliwa niestety,bo nie ma odpowiedzi na komentarze,co nawet uważam za niedbałość i niegrzeczność ze strony autorki bloga.To nawet "nasza" hahaha.... "Aneta" odpisuje na niektóre komentarze.
UsuńPana recenzja jest i tak lepsza,jak by to określić?Bardziej wnikliwa,dogłębna.
To ja też poproszę o tego plusa :P O, za TO :)
UsuńFakt, nie wszyscy odpowiadają na komentarze, pewnie przyczyny są różne ale ja odbieram to jako brak chęci "rozmowy" i mimo, że zaglądam takie blogi to jednak nie marnuję już swojego czasu na kolejny komentarz.
UsuńBazyl, zajrzałem, za trzy znaki zapytania przyznaję nie plus a plusik :-)
Ale czyż mamy pewność, ze nasza interpretacja jest prawidłowa? :)
UsuńPS. Pani Dudziak będzie na wystawie 6tego, o 17, gdybyś się przypadkiem wybierał na spacerek :D
Tak :-) potwierdzenie tego znajduje się w kilku miejscach, na przykład gdy dowiadujemy się, że nieznajomy nie wychodzi na zdjęciach (nigdy go na nich nie widać) albo znał człowieka, którego spotkał dziadek narratora w czasie wojny. Wreszcie to stwierdzenie/pretensja że jest jedyną osobą od której narrator może się dowiedzieć czy kobieta którą kochał żyje.
UsuńOK, przyjmuję argumentację. I jednocześnie przepraszam za peesa. Moja skleroza pomyliła Cię z kimś innym :(
UsuńPrzeprosiny przyjęte :-) chociaż, mówiąc szczerze, były zupełnie niepotrzebne :-)
UsuńW"cale nie tak odległe są czasy, kiedy można było usłyszeć w pociągu zwierzeń czynionych całkiem obcym ludziom, których nigdy przedtem ani nigdy potem nie spotkało się na swojej drodze."
OdpowiedzUsuńAleż te czasy wcale nie odeszły! Wystarczy stać na przystanku, albo przejść się do sklepu. Całkiem niedawno spotkało mnie podobne doświadczenie - miejsce akcji całkiem prozaiczne, sklep spożywczy, w którym próbowałam odnaleźć bułkę tartą. Chodzę sobie w te i z powrotem, koło półek z pieczywem i zastanawiam się gdzież to ustrojstwo może być ukryte. Starszy pan wybiera swoje ulubione bułki, mówi głośno, że najlepiej mu smakują, gdy już ostygną. Rozglądam się, w zasięgu jego wzroku jestem tylko ja, więc coś tam odpowiedziałam. Tym sposobem zaczął mi streszczać całe swoje życie, a moje zakupy z pięciu minut przedłożyły się do dwóch godzin stania. Wydaje mi się, że bardzo koloryzował swoja historię, ale i tak było warto przystanąć na te parę chwil;) Innym razem stałam na przystanku, czekając na autobus - miał być za niecałą godzinę. Tym sposobem poznałam fakty z życia pewnej staruszki... szczerze mówiąc takie przygody dość często mi się przytrafiają - może patrząc na mnie, ludzie intuicyjnie wiedzą, że jestem wiernym słuchaczem, a może los nie dał im możliwości wygadania się przed zaufanymi osobami? Co sprawia, że można się tak, niby łatwo uzewnętrznić przed obcą osobą?
Szczerze mówiąc z twórczością pisarza nie miałam jeszcze styczności aczkolwiek co raz częściej widzę jego nazwisko, czy to na blogach czy innych Internetowych zakamarkach... chyba się w końcu zmobilizuję i może zacznę od "Traktatu...", a może polecasz coś innego dla raczkującego w twórczości Myśliwskiego?
Zaczynałem znajomość od "Kamień na kamieniu" potem "Widnokręgu" poprzez "Traktat ... " a skończywszy na "Ostatnim rozdaniu", bo w tej kolejności ukazywały się powieści Myśliwskiego. Żałuję, że nie robię powtórki w tej kolejności bo tracę w ten sposób czytelność ewolucji jego bohaterów.
UsuńNajgorsze jego powieści, choć być może nie poznałem się na nich, bo czytałem je jeszcze w szkole to "Pałac" i "Nagi sad" tak że póki co zostawiam je na koniec.
no właśnie,punkt widzenia pani marty wydał mi się ciekawy,oryginalny i taki do przyjęcia,na koniec ktoś podsumowuje całe swoje życie,wspomina najbardziej istotne momenty-anna
OdpowiedzUsuńNie nazwałbym tego podsumowaniem życia to raczej epizody pojawiające się na zasadzie swobodnych skojarzeń, coś jak pod wpływem Proustowskiej magdalenki.
Usuńczy pan to widział? http://ninateka.pl/film/saksofon-izabela-cywinska-anna
OdpowiedzUsuńO spektaklu słyszałem ale nie oglądałem.
UsuńJestem pod wrażeniem twojego tekstu. Wprawdzie nie mam "Traktatu o fasoli", ale dwie inne książki Myśliwskiego czekają na mojej półce na czytanie.
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowo :-) przed mną jego "Pałac" i "Nagi sad", moim zdaniem dwie najgorsze jego książki, obie powstały przed "Kamień na kamieniu" co dużo tłumaczy :-). Jeśli trafił Ci się "Widnokrąg" to polecam - chyba najlepsza jego powieść.
Usuń"Traktat o łuskaniu fasoli" to pierwsza i jak dotąd jedyna książka Myśliwskiego, którą przeczytałem. Lektura pozostawiła w moim umyśle niezatarty ślad, ale ponieważ miałem z nią styczność jeszcze w czasach licealnych, wydaje mi się, że kilka istotnych rzeczy zdołało mi umknąć - dzisiaj spojrzałbym pewnie na nią ciut inaczej. Pewnie dlatego jeszcze kiedyś zdecyduję się do niej wrócić :)
OdpowiedzUsuńP.S. A takie zjawisko spowiadania się nieznajomych z niemal całego żywota to wg mnie zjawisko wręcz postępujące. Człowiek współczesny to coraz częściej człowiek samotny, wyalienowany, który żyje z gębą przyspawaną do twarzy (i nieodzownym uśmiechem, bo w życiu wszystko mu się udaje, wszystko jest ok, do wszystkiego ma pozytywne podejście) - wydaje mi się, że takie wynaturzenia, metafizyczne obnażanie się zdecydowanie łatwiej jest mu uprawiać przed kimś obcym, co do którego ma pewność, że go ponownie nie spotka :)
Ja wróciłem i był to powrót udany :-) Nie byłabyś też rozczarowana ani "Kamieniem ..." ani "Widnokręgiem" ani "Ostatnim rozdaniem".
UsuńPS.
Już po tym jak napisałem ten post jechałem pociągiem ponieważ spóźniał się 2,5 godziny (ach te PKP) sam doświadczyłem tego o czym sądziłem, że jest w zaniku :-)