Nowy Jork ma "Manhattan Transfer", Dublin "Ulissesa", Gdańsk ma "Blaszany bębenek", Warszawa "Złego" a Łódź "Ziemią obiecaną". Co za powieść! Może nie wszystko w niej jest perfekcyjne z naszego punktu widzenia, zwłaszcza drętwo pobrzmiewają niektóre psychologizujące dialogi, ale co tam - to nieistotne, zwłaszcza że da się je i tak przeczytać, bo Reymont zaserwował czytelnikom naprawdę wspaniały obraz miasta anno domini 1885.
To ono jest tytułowym bohaterem powieści, w części opisowej z pewnością w niczym nie ustępującej temu co można spotkać u ojca naturalizmu w "Germinal" zwłaszcza, że Reymont stosuje te same chwyty co Zola o czym można się przekonać już na pierwszej stronie - "Olbrzymie fabryki, których długie, czarne cielska i wysmukłe szyje-kominy majaczyły w nocy, we mgle i w deszczu - budziły się z wolna, buchały płomieniami ognisk, oddychały kłębami dymów, zaczynały żyć i poruszać się w ciemnościach, jakie jeszcze zalegały ziemię".
Łódź okazuje się ziemią obiecaną tylko dla specjalnego gatunku ludzi - lodzermensch'ów, zresztą "to nie są ludzie (...); to są fabrykanci, kapitaliści, specjaliści różnych działów fabrycznych; ludzie do robienia interesów i pieniędzy - tylko interesów ... tylko pieniędzy. Dla nich pojęcia: miłość, dusza ... piękno ... dobro i tam dalej to żaden "papier", to weksel bez żyranta, wystawiony przez mieszkańca Marsa (...)", dla których modus operandi "sposoby i środki - wszystkie były dobre, jeśli prowadziły do celu, do pieniędzy".
Dzięki nim rzeczywistością staje się wizja-marzenie Halperna - "Ja chcę, żeby moja Łódź rosła, żeby miała pałace wspaniałe, ogrody piękne, żeby był wielki ruch, wielki handel i wielki pieniądz", który jakby nie zauważa kosztów jej realizacji, a jeśli nawet zauważa to przyjmuje je z rezygnacją i stoickim spokojem.
O ile jednak dla niego marzeniem jest potęga i uroda miasta jako niezależnego bytu, to dla innych celem jest bogactwo, to ono przyciąga wszystkich bez wyjątku i każdy na swoją miarę marzy o jego osiągnięciu. Tylko nielicznym się to udaje choć i tak ich żądza bogactwa jest niezaspokojona, chcą jeszcze i jeszcze, jeszcze i jeszcze. Tej pokusie potrafią oprzeć się tylko nieliczni, i równie nieliczni, jak główny bohater, Karol Borowiecki osiągnąwszy cel uświadamiają sobie, że nie nadaje on życiu sensu ani radości. Co z tego, że Borowiecki jak w ckliwym i sentymentalnym romansie doznaje iluminacji i postanawia być szlachetny, to są krokodyle łzy, to odruch spóźniony i bez znaczenia w morzu ludzkiej biedy, nieszczęścia i wyzysku, do której przyczynił się także i on sam.
Ten gest nie unieważnia w najmniejszym nawet stopniu przekleństwa skrzywdzonej kobiety "a niech tam to miasteczko Łódź mór nie minie, niech ją ta ogień spali, niech ich tam Pan Jezus niczegoj nie żałuje, coby wszystkie wyzdychały, co do jednego", które jest jakby antytezą marzenia Halperna.
Drugim elementem, który w powieści zwrócił moją uwagę, jest coś, co mam wrażenie, dzisiaj trochę wstydliwie się przykrywa zasłoną milczenia, być może także za sprawą Andrzeja Wajdy, który stworzył świetny, bardzo sugestywny film (mam na myśli pełną jego wersję) a jednocześnie mocno zniekształcił niektóre wątki - chodzi mianowicie o niczym niezawoalowany antysemityzm.
Widoczny jest on nawet u tak pozytywnej postaci jaką jest Wysocki, nie mówiąc już o jego matce, która z jednej strony zażegnuje się, że jej "syn może się kochać nawet i w Żydówce, ale nie może myśleć o połączeniu naszej krwi z krwią obcą, z rasą wstrętną i wrogą", z drugiej zaś traktuje jako afront decyzję przedstawicielki tej "rasy wstrętnej i wrogiej" gdy odrzuca ona oświadczyny jej syna. Antysemityzm Reymonta widać nie tylko w deklaracjach poszczególnych postaci ale także w sposobie ich przedstawienia. Podczas gdy zróżnicowane są postacie Polaków czy Niemców, wśród których obok złych są i pozytywne sylwetki, to trudno takie znaleźć wśród Żydów, o ile bowiem polscy lodzermensch'e w pogoni za pieniądzem zachowują resztki przyzwoitości, to w przypadku Żydów, kultowi pieniądza jest podporządkowane absolutnie wszystko, do tego stopnia, że ustalenie ślubnego kontraktu przypomina targ, tyle że jego przedmiotem nie jest koń czy krowa a córka Grünspana.
Z punktu widzenia poprawności politycznej, ciężkostrawne mogą być dzisiaj także akcenty antyniemieckie choć w sporej mierze równoważone są budzącymi sympatię postaciami rodziny Baumów i Müllerów. Jakby jednak na to nie patrzeć, moim zdaniem, brak tej poprawności jest jeszcze jedną zaletą powieści, która oddaje, jak się wydaje, ówczesne nastroje społeczne i staje się przez to bardziej wiarygodna. Polecam.
Łódź okazuje się ziemią obiecaną tylko dla specjalnego gatunku ludzi - lodzermensch'ów, zresztą "to nie są ludzie (...); to są fabrykanci, kapitaliści, specjaliści różnych działów fabrycznych; ludzie do robienia interesów i pieniędzy - tylko interesów ... tylko pieniędzy. Dla nich pojęcia: miłość, dusza ... piękno ... dobro i tam dalej to żaden "papier", to weksel bez żyranta, wystawiony przez mieszkańca Marsa (...)", dla których modus operandi "sposoby i środki - wszystkie były dobre, jeśli prowadziły do celu, do pieniędzy".
Dzięki nim rzeczywistością staje się wizja-marzenie Halperna - "Ja chcę, żeby moja Łódź rosła, żeby miała pałace wspaniałe, ogrody piękne, żeby był wielki ruch, wielki handel i wielki pieniądz", który jakby nie zauważa kosztów jej realizacji, a jeśli nawet zauważa to przyjmuje je z rezygnacją i stoickim spokojem.
O ile jednak dla niego marzeniem jest potęga i uroda miasta jako niezależnego bytu, to dla innych celem jest bogactwo, to ono przyciąga wszystkich bez wyjątku i każdy na swoją miarę marzy o jego osiągnięciu. Tylko nielicznym się to udaje choć i tak ich żądza bogactwa jest niezaspokojona, chcą jeszcze i jeszcze, jeszcze i jeszcze. Tej pokusie potrafią oprzeć się tylko nieliczni, i równie nieliczni, jak główny bohater, Karol Borowiecki osiągnąwszy cel uświadamiają sobie, że nie nadaje on życiu sensu ani radości. Co z tego, że Borowiecki jak w ckliwym i sentymentalnym romansie doznaje iluminacji i postanawia być szlachetny, to są krokodyle łzy, to odruch spóźniony i bez znaczenia w morzu ludzkiej biedy, nieszczęścia i wyzysku, do której przyczynił się także i on sam.
Ten gest nie unieważnia w najmniejszym nawet stopniu przekleństwa skrzywdzonej kobiety "a niech tam to miasteczko Łódź mór nie minie, niech ją ta ogień spali, niech ich tam Pan Jezus niczegoj nie żałuje, coby wszystkie wyzdychały, co do jednego", które jest jakby antytezą marzenia Halperna.
Drugim elementem, który w powieści zwrócił moją uwagę, jest coś, co mam wrażenie, dzisiaj trochę wstydliwie się przykrywa zasłoną milczenia, być może także za sprawą Andrzeja Wajdy, który stworzył świetny, bardzo sugestywny film (mam na myśli pełną jego wersję) a jednocześnie mocno zniekształcił niektóre wątki - chodzi mianowicie o niczym niezawoalowany antysemityzm.
Widoczny jest on nawet u tak pozytywnej postaci jaką jest Wysocki, nie mówiąc już o jego matce, która z jednej strony zażegnuje się, że jej "syn może się kochać nawet i w Żydówce, ale nie może myśleć o połączeniu naszej krwi z krwią obcą, z rasą wstrętną i wrogą", z drugiej zaś traktuje jako afront decyzję przedstawicielki tej "rasy wstrętnej i wrogiej" gdy odrzuca ona oświadczyny jej syna. Antysemityzm Reymonta widać nie tylko w deklaracjach poszczególnych postaci ale także w sposobie ich przedstawienia. Podczas gdy zróżnicowane są postacie Polaków czy Niemców, wśród których obok złych są i pozytywne sylwetki, to trudno takie znaleźć wśród Żydów, o ile bowiem polscy lodzermensch'e w pogoni za pieniądzem zachowują resztki przyzwoitości, to w przypadku Żydów, kultowi pieniądza jest podporządkowane absolutnie wszystko, do tego stopnia, że ustalenie ślubnego kontraktu przypomina targ, tyle że jego przedmiotem nie jest koń czy krowa a córka Grünspana.
Z punktu widzenia poprawności politycznej, ciężkostrawne mogą być dzisiaj także akcenty antyniemieckie choć w sporej mierze równoważone są budzącymi sympatię postaciami rodziny Baumów i Müllerów. Jakby jednak na to nie patrzeć, moim zdaniem, brak tej poprawności jest jeszcze jedną zaletą powieści, która oddaje, jak się wydaje, ówczesne nastroje społeczne i staje się przez to bardziej wiarygodna. Polecam.
Warszawa ma też "Lalkę" - czas akcji obu książek mniej więcej podobny, bo w "Lalce" rok 1878 i 1879, a tutaj rok 1885 :)
OdpowiedzUsuńJak mogłem zapomnieć! Co za wstyd - tym bardziej, że to moja ulubiona książka, ale to może dlatego, że jednak akcja "Lalki" przenosi się w inne miejsca :-)
UsuńNo tak, w "Lalce" mamy też Paryż i wieś. A czy akcja "Złego" przez cały czas toczy się w Warszawie? Pytam, bo nie czytałam :)
UsuńChyba tak, doczytałem tylko do połowy, więc głowy nie daję :-)
UsuńRejmont jest lekturą szkolną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ^^
Jeśli już to Rejment albo Reymont, i pewnie nie on sam tylko "Chłopi" :-)
UsuńUff, odetchnęłam z ulgą, ilekroć otwieram twoje recenzje dotyczące książek, które czytałam i które wywarły na mnie pozytywne wrażenia wstrzymuję oddech. Czy Marlow nie stwierdzi, że to płytkie, miałkie i powielone ... Ale nie, widzę, że i tym razem mamy podobne (częściowo tożsame) odczucia. I ja polecam lekturę.
OdpowiedzUsuńBez przesady :-) chyba nie zdarzyło mi się napisać o dobrej książce, że to badziewie. Inna rzecz, że książka może mi się nie podobać albo się na niej nie poznałem ale to całkiem inna kategorie :-). Sam byłem przyjemnie zaskoczony "Ziemią ..." chociaż pamiętając swoje wrażenia z "Chłopców" mogłem się przecież spodziewać dobrej książki.
UsuńKsiążka kurzy się na półce, gdyż obraz filmowy był tak sugestywny, że obawiałam się ujrzenia innych kreacji bohaterów niż filmowych. A potem były inne preferencje. "Ja nie mam nic, ty nie masz nic..." - pierwsze najbardziej znane słowa z filmu i sytuacja ważna dla losu głównych postaci.
OdpowiedzUsuńKsiążka zawsze zapisuje poglądy społeczeństwa, środowiska, więc i antysemityzm musi być dla nas dzisiaj widoczny. To dobrze, że autorzy nie myśleli o poprawności politycznej, ale zapisywali to co widzieli, i to jak się mówiło i oceniało Innych.
Mnie film Wajdy bardzo się podobał i podobnie jak Ty dzięki niemu czułem się zwolniony ze lektury książki a tu duża niespodzianka. Film nie nazwałbym ekranizacją ale nie jest też coś co zrobił Hass z "Lalką", sporo wątków jest zmienionych i inaczej rozłożone są akcenty. Np w powieści Zośka jest wściekła, że przez ojca który zginął wraz z Kesslerem ma kłopot i musi szukać sobie kogoś innego kto będzie ją utrzymywał, nie istnieją poboczne wątki romansowe, no i antysemityzm, który u Reymonta rzuca się w oczy u Wajdy w ogóle nie występuje.
Usuńa mnie najbardziej podobało sie podwórko w kurowie,te wszystkie kaczki,gęsi,kury indyki itd.opis na kilka stron,zero nudy,prawdziwe mistrzostwo świata,co ja bym dała żeby umieć tak opowiadać-anna
OdpowiedzUsuńTak, pamiętam to scena nie pozbawiona "ideologicznych" podtekstów bo przecież Reymont przeciwstawił realistyczną Ankę romantycznej Zosi, tyle że nie do końca mu to wyszło bo przecież Anka w gruncie rzeczy zachowuje się właśnie jak romantyczna panienka z dworu :-)
Usuńmoże i tak ale tylko do pewnego momentu,bo jak się w końcu okazało ona też potrafiła znaleźć swoje miejsce w łodzi,co do kór to nie dopatrzyłam się tam niestety żadnej ideologii-anna
OdpowiedzUsuńNie trzeba się dopatrywać, bo Reymont wyraźnie do tego nawiązuje w dialogu Maksa i Anki: "- Podobna jest teraz pani do Mickiewiczowskiej Zosi.
Usuń- Z tą tylko różnicą, że Zosia bawiła się gospodarstwem, karmiła drób dla przyjemności.
- A pani robi to dlaczego?
- Aby dobrze wykarmione sprzedać w Łodzi. Mniej się to panu podoba,co?"
*co do kur,(przepraszam)-anna
Usuńno cóż,przeczytałam"ziemię obiecaną"w ubiegłym roku i widocznie mi ten drobny szczegół umknął z pamięci,tylko kury zostały ha ha ha ...................-anna
OdpowiedzUsuńGdyby nie to nawiązanie do "Pana Tadeusza" to pomimo, że skończyłem "Ziemie obiecaną" w zeszłym tygodniu to o kurach już bym zapomniał :-)
Usuńha ha ha ,jednak mi się udało a już myślałam,że potraktuje pan ten drób poważnie-anna
OdpowiedzUsuńTo jakiś skrót myślowy - w wersji dla słabszych proszę :-)
Usuńno nie,to był tylko taki żart,opis drobiu,owszem,bardzo mi się spodobał,trzeba mieć naprawdę dużą wyobraźnię żeby zrobić to tak,jak reymont w"ziemi obiecanej"ale przede wszystkim,wyciągnęłąm ten nieistotny szczegół,bo chciałam pana sprowokować,tyle ważniejszych zagadnień a ja tu z kurami,myślałam,że mi pan to od razu da do zrozumienia-anna
OdpowiedzUsuńPrzecież odniosłaś sukces :-) Ty o kurach a ja realizm/naturalizm vs romantyzm, czyż to nie było ważne zagadnienie wg Ciebie?! :-)
Usuńno dobrze,można i tak na to spojrzeć,wieś i miasto,romantyzm i naturalizm,pola,drzewa,drób,wieczory przy kartach,spacery,zatłoczone ulice,fabryki,zadymione niebo,bezlitosna KONKURENCJA,żadnego zmiłuj się i ten nieustanny pośpiech-anna
OdpowiedzUsuńW sumie, co do istoty, to wygląda na to, że niewiele się życie zmieniło przez te ponad 100 lat ...
Usuńtu się z panem bez zastrzeżeń zgodzę,takie słowa można,pewnie,usłyszeć w niejednym zakładzie pracy,"... w fabryce od pana nie wymaga się egzaminów na człowieczeństwo ani egzaminów na humanitarność, w fabryce potrzebne są pańskie mięśnie i mózg pański i tylko za to płacimy panu...jesteś pan tutaj maszyną taką samą jak my wszyscy, więc pan rób tylko to, co do pana należy..."-anna
OdpowiedzUsuńPewnie dlatego obok etyki wymyślono etykę biznesu, która ma się do niej jak Kant do kanciarzy :-)
Usuńprosze pana,szkoda niedzielnego popołudnia na etykę biznesu,to już lepiej wrócić do łodzi i do powieści reymonta,może nie dla wszystkich jest łódź tą ziemią obiecaną,jednak tłumy ciągną do niej,choćby po to,by spróbować,jednym się udaje innym nie,wszak godna podziwu jest wytrwałość i upór z jakim dążą do celu,prawda?z drugiej strony,trzeba przyznać,że nie mają zbyt wielkiego wyboru-anna
OdpowiedzUsuńAlternatywą miało być chyba sielskie życie w Kurowie, tyle że sielskie było ono tylko we dworze bo samo miasteczko to obraz nędzy i rozpaczy, no i jeszcze została Australia, którą wybrał Myszkowski tyle, że nie wiadomo czy i ona nie okazała się dla niego "ziemią obiecaną".
Usuńno tak,życie na wsi,ale też czasy się zmieniły i zmieniła się szlachta,przecież mówi o tym grosglik do moryca,"...nie mogą oni siedzieć na wsi, trzymać wyścigowe konie, jeździć za granicę, polować, romansować z cudzymi żonami, robić politykę i wielki szyk po świecie! im się zachciało fabryk i "uszlachetniania produkcji"...",byli też tacy jak wilczek,ludzie,którzy nie mieli nic do stracenia a wszystko do zyskania,zapomniałabym o jaskólskich,są przykładem szlachty,którą życie"wysadziło z siodła",nie dość,że nic nie mają,to jeszcze prawie nic nie potrafią,jaskólski,pomny tego kim był,nie przyjmuje posady stróża u bucholca,choć jego rodzina żyje w nędzy i przymiera głodem-anna
OdpowiedzUsuńOdbierałem sens tej sceny inaczej - Żydzi nie mogą pogodzić się z polską konkurencją, która gdy przystępuje do działania produkuje rzeczy lepsze jakościowo, wygrywające z żydowską tandetą stąd sarkastyczne życzenie by szlachta nie brała się do interesów tylko dawała upust pańskiej fantazji :-)
Usuńzgadzam się z panem,bo podczas tej samej rozmowy grosglika z morycem,ten pierwszy mówi"...jak się jednemu Polakowi uda, to zaraz całą kupą przychodzą inni...Trawiński nie robi konkurencji Blachmanowi i Kesslerowi,on im psuje interesy,sam nie zarabia nic, dokłada co rok, ale psuje interesy,wszystkim, bo zniża cenę za towar i podnosi płacę majstrów i robotników...czas skończyć z tandetą łódzką... trzeba uszlachetnić produkcję łódzką..."-anna
OdpowiedzUsuńTo chyba był jakiś łódzki wariant hasła "wasze ulice, nasze kamienice". Widać, że Reymont miał coś do Żydów bo wśród nich na próżno szukać choćby jednego porządnego człowieka, może za wyjątkiem Zukera gdy rozmawia z Borowieckiem, bo wtedy to akurat Borowiecki zachowuje się jak szuja.
Usuńpamietam ten fragment"...Ja jestem Żyd, prosty Żyd, przecież ja pana nie zastrzelę, nie wyzwę na pojedynek, co ja panu mogę zrobić? Nic nie mogę zrobić! Ja jestem prosty człowiek, ja moją żonę kocham bardzo, pracuję, jak mogę. żeby jej nic nie brakowało, ja ją trzymam jak królowę..."ale w tym wypadku,nie mam za złe borowieckiemu,że skłamał,choć jego zachowanie też mi się nie podoba-anna
OdpowiedzUsuńKłamstwo było poniekąd zrozumiałe ale Borowiecki dopuścił się krzywoprzysięstwa fałszywie przysięgając na wizerunek MB Częstochowskiej - a to w przypadku Polaka-katolika rzecz niewybaczalna (w filmie Wajdy scena ma podwójną pikanterię bo przecież Olbrychski narażał życie by ocalić Jasną Górę i ikonę Matki Boskiej Częstochowskiej przed Szwedami).
Usuńa co powinien według pana zrobić?jak zareagować słysząc"...ona jest dla mnie wszystkim, a tu mnie list przysyłają, że ona jest pańską kochanką! Ja myślałem, że się cały świat zawalił na moją głowę...Ona ma mieć za parę miesięcy dziecko, pan wie, co to jest dziecko? Ja cztery lata czekam na to, cztero lata...",a co do przysięgi,to rzecz miała miejsce w innym miejscu,w innym czasie i w innym wcieleniu,ha ha ha,fakt zgrzeszył,ale przecież jest też powiedziane,"cokolwiek uczyniłeś...",jednym słowem,działał chłop w dobrej wierze,nie chciał zukera jeszcze bardziej unieszczęśliwiać-anna
UsuńOn nie tyle nie chciał bardziej unieszczęśliwiać Zukera co nie chciał ponosić konsekwencji, "nieuporządkowanego życia osobistego", że tak powiem :-)
Usuńdla mnie liczy się rezultat,powiedzenie prawdy nikogo by tu nie uszczęśliwiło,to pewne-anna
UsuńFakt, prawda na pewno nie uszczęśliwiłaby Zukera a jeszcze jedna plama na nieczystym sumieniu Borowieckiego nie miała znaczenia. Mnie bardziej chodziło o obrazoburcze podejście Reymonta - bo to proszę Polak-katolik a nie uszanuje żadnej świętości - wychodzi na to, że jest nie lepszy od Żydów, którymi w gruncie rzeczy pogardza.
Usuńmnie u karola,najbardziej,nie podoba się jego stosunek do kobiet,zaspokaja swoje chwilowe zachcianki,nie jest wobec nich uczciwy,np.hanka,z którą przecież się zaręczył,czy nawet ta zukerowa,karol jest jednak bardzo dobrym fachowcem,pomaga też ludziom jeśli może,jest na swój sposób uczciwy w biznesie,chce produkować i sprzedawać porządny towar-anna
UsuńO ile jego stosunkami z Zukerową nie jestem bardzo zbulwersowany - przecież była mężatką bez oporów zdradzającą męża, to dla jego podejścia do Anki nie mam żadnego usprawiedliwienia - świnia i tyle.
Usuńno cóż,pamięta pan jego marzenia?swoja fabryka,dużo pieniędzy,może i pogardza żydami ale też im zazdrości,po pożarze myśli z goryczą,że znowu czekają go lata ciężkiej harówki,od hanki wziął pieniądze ale ożenił się z madą müller,dla której też przecież nie był dobrym mężem,tak nawiasem mówiąc miałam nadzieję,że z hankę poślubi maks baum-anna
UsuńTeż na liczyłem :-) ale na osłodę Karol postanawia zostać szlachetnym człowiekiem czym też byłem zaskoczony bo u Wajdy rozkazuje strzelać do robotników.
Usuńw powieści postanawia się zmienić na lepsze,nadać życiu sens,nie ograniczać się tylko do zdobywania pieniędzy,"...przegrałem własne szczęście!... trzeba je stwarzać dla drugich - szepnął..."-anna
UsuńTak, rychło w czas - to ckliwe zakończenie zdecydowanie nie należy do najlepszych części książki.
Usuńno lepiej późno niż wcale,a jak powinno się to skończyć?-anna
UsuńZakończenie Wajdy bardziej pasuje do książki.
Usuńdlaczego?-anna
UsuńPonieważ jest bardziej naturalne, Borowiecki "stacza się" w swoim pędzie do kariery co raz bardziej i bardziej ... tymczasem u Reymonta nie stało się nic takiego, co mogłoby wstrząsnąć nim i uświadomić, że całe jego dotychczasowe życie nie ma sensu.
Usuńjak to nic,przez całe dorosłe życie do czegoś dążył,o czymś marzył,po ślubie z madą ma wszystko czego chciał,osiągnął cel(nawet szaja mendelsohn poczuł się samotny,pośmierci bucholca),bardzo dobrze to widać u reymonta,czego jeszcze według pana mógł pragnąć karol?-anna
UsuńNic w tym znaczeniu, że nie było żadnego zdarzenia, które stanowiłoby dla niego sygnał, że coś jest nie tak, coś co walnęłoby go obuchem w głowę bo u Reymonta wyszło na to, że któregoś dnia wstał z łóżka, przeciągnął się, wyjrzał przez okno i postanowił - od dzisiaj jestem innym człowiekiem.
Usuńprosze pana,mam koleżankę,która skończyła studia,znalazła pracę,wyszła za mąż,kupiła mieszkanie w warszawie i uświadomiła sobie,że ma czterdzieści lat i osiągnęła w życiu wszystko,co mogła osiągnąć,mówi,że na bizneswoman to ona się nie nadaje,zostało więc pracować,prać,gotować,sprzątać itd.więc sprzedała mieszkanie,zwolniła się z pracy i wyjechała za granicę,by tam zacząć od nowa,by znowu życie nabrało sensu,by mieć cel przed sobą,żeby chciało się żyć,myślę,że z podobnym problemem zetknął się karol,miał"górę forsy",więcej niż potrzebował i nic,co by sprawiało,żeby to jego życie miało"smak"-anna
UsuńOczywiście to możliwe ale takiej decyzji nie podejmuje się od tak sobie - i procesu dojścia do niej właśnie u Reymonta brakuje.
Usuńale ta filantropia przecież pasuje,jeśli się przyjrzeć działalności łódzkich fabrykantów w dziewiętnastym wieku,to jest to coś normalnego,że tylko wspomnieć izraela poznańskiego,grohmana czy karola scheiblera,dlaczego więc nie karol borowiecki?-anna
UsuńW powieści Bucholc został dobroczyńcą dopiero po śmierci, Borowiecki w jego imieniu robi wszystko byleby zbyć tanim kosztem wdowę po robotniku, który zginął pracując dla jego pryncypała a Mendelsohn owszem zakłada szpital tylko, że obcina koszty jego leczenia. Ta łódzka dobroczynność jest jakaś taka dwuznaczna - oto z jednej strony ci dobroczyńcy, żywią się nędzą ludzką a potem łaskawie część zarobionych w ten sposób pieniędzy przeznacza na cele charytatywne.
Usuńbrakuje?"...jak jego strasznie nudziło to wszystko...niestety, nie umiał używać życia na sposób łódzkich milionerów....
Usuńkobiety! ach, kochał ich tyle i był tak kochanym, i tak miał już tego dosyć!...
zabawy! jakież? gdzież są takie, aby były warte wysiłku, aby po nich nuda nie była tym przykrzejszą?...wino! od dwóch lat z powodu przepracowania był na surowej diecie i żył prawie samym mlekiem...i otaczania się przepychem nie lubił, a popisywać się przed drugimi nie chciał ani czuł potrzeby... robienie milionów! po co? nie wydawał nawet dochodów. po co?...nie dośćże już był ich niewolnikiem, nie dośćże już zabrały mu sił, życia; nie dośćże mu już ciężą te złote kajdany!..."widzi pan,karol również swojej decyzji nie podjął z dnia na dzień,on to przemyślał-anna
Touche! :-)
Usuńczy mógłby mi pan wyjaśnić,co konkretnie miał pan na myśli?"To chyba był jakiś łódzki wariant hasła "wasze ulice, nasze kamienice"-anna
OdpowiedzUsuńTo hasło, które jest przypisywane Żydom z Cesarstwa przesiedlonym do Polski (w którymś momencie są zresztą w "Ziemi obiecanej" wspomniani), którzy byli zrusyfikowani i mieli antypolskie nastawienie, tak jak Żydzi u Reymonta - stąd to porównanie.
Usuńno konkurenja była bezlitosna,powiedziałabym nawet,że"obowiązywała"zasada wszystkie chwyty dozwolone,na pewno pamięta pan te sytuacje,kiedy właściciele fabryk,stojący,w obliczu bankructwa,podpalają swoje zakłady,by dostać odszkodowanie i zminimalizować straty,przecież wszyscy o tym wiedzieli,to była tajemnica poliszynela,tego"biedaka"alberta grosmana było mi nawet żal,chciał być uczciwy,w końcu jednak musiał się"poddać" i zgodzić z wolą rodziny,ta ogromna presja,to pragnienie bycia najlepszym,na pewno też podsycało wzajemną niechęć-anna
UsuńPrzy okazji podpalenia fabryki Borowieckiego był zaskoczony odejściem Wajdy od pierwowzoru, bo okazało się, że nie została podpalona na polecenie Zukera z zemsty, a za wiedzą Moryca dla którego miała być sposobem na przejęcie interesów Borowieckiego. To się nazywa "przyjaciel".
Usuńno moryc od początku stosuje zasadę,"kochajmy się jak bracia,ale liczmy się jak żydzi",z drugiej strony,jest od początku nieuczciwy,angażuje się w to wspólne przedsięwzięcie jakim jest fabryka,ale cały czas"kombinuje",żeby jak największy "kawałek tortu",uszczknąć dla siebie-anna
OdpowiedzUsuńPamiętając film, byłem tym bardzo zaskoczony. Najporządniejszy z tej trójki zdecydowanie był Maks.
Usuńo tak,był też na pewno lojalny,czego nie da się powiedzieć o morycu,ojciec maksa też był dobrym człowiekiem,może nie był zbyt rozsądny,ale pomagał komu mógł,udzielił pożyczki,między innymi,trawińskiemu,wybawiając go z kłopotów-anna
UsuńPostacie, to chyba najsłabszy punkt "Ziemi obiecanej"; Żydzi - wiadomo - wszyscy źli, Niemcy albo tacy albo tacy, a Polacy nawet jeśli są przedstawieni jako źli to pod skorupą bezwzględności ukryte są szlachetne instynkty :-)
Usuńprosze pana,w"ziemi obiecanej"jest taki fragment(dialog),nie mogę sobie przypomnieć,w którym miejscu,gdzie rozmawia się własnie o tym,o żydach,niemcach i polakach,o tym jacy są,o ich słabych i mocnych"stronach",nie przypomina pan sobie czasem,gdzie to jest?-anna
OdpowiedzUsuńW ogóle sobie tego nie przypominam.
Usuńa co do postaci,to przyszedł mi teraz na myśl grünspan,jest w powieści taki moment,kiedy pojawia się kandydat na jego zięcia,leopold landau,grünspan rozmawia z córką i mówi do niej,ha ha ha ,"mela!ty mi chyba nie zepsujesz taki akuratny interes,prawda?",ale mnie rozsmieszył,to się nazywa właściwe podejście do małżeństwa-anna
OdpowiedzUsuńTo i tak jeszcze nic w porównaniu z rozmową Moryca z przyszłym teściem, tam dopiero Mela została doceniona.
Usuńprosze pana,wracając jeszcze raz do postaci z"ziemi obiecanej",to kim by oni nie byli,to są bezwzględni,łódź dla tych wszystkich,którzy się decydują by do niej przyjechać,jest właśnie taką prawdziwą ziemią obiecaną,pielgrzymują do niej ludzie zewsząd,ludzie o różnej proweniencji i każdy kto tylko zechce,dostaje swoją szansę,dlatego to,co ich wszystkich łączy to bezwzględność,pracowitość i zdolność do poświęceń,wielkich poświęceń,w łodzi bowiem,nie ma nic za darmo,każdy musi za swoje marzenie zapłacić,szaja mendelsohn - żyd, drugi, po hermanie bucholcu, najbogatszy fabrykant łodzi,karierę rozpoczynał jako subiekt,karczmarek,to zwykły chłop,który się w porę zorientował,że siedzi na bryle złota(glina na cegły)i też się dorobił majątku,stach wilczek również wykorzystał szansę,zaczynał dosyć skromnie aż w końcu założył spółkę z maksem baumem,na uwagę zasługują również kurowski i trawiński,dzięki mariażom i pracowitośći do ogromnych fortun doczodzą-borowiecki i moryc welt,ale jak powiedziałam,nic za darmo-anna
OdpowiedzUsuńAleż ja nie potępiam ich pracowitości, determinacji i przedsiębiorczości choć częściej była to "przedsiębiorczość" - ale większość z nich uczyniła z bogactwa fetysz i nie potrafiła postawić mu granic. Co wspólnego z pracowitością i determinacją w dążeniu do celu miał sposób w jaki Bucholc traktował np. swojego lokaja?
Usuńja nie powiedziałam,że pan potępia pracowitość bohaterów"ziemi obiecanej"ale nie powiedziałąbym,że są oni najsłabszym ogniwem w powieści,a co do stawiania granic bogactwu,to nie znam nikogo,kto by sobie umiał powiedzieć,mam dość,a pan zna?-anna
OdpowiedzUsuńU Reymonta kimś takim jest stary Baum i lekarz Wysocki.
Usuńa w codziennym życiu?nie w książkach?-anna
UsuńTeż znam takich :-) to wcale nie takie rarogi jak by się wydawało, choć znam i takich dla których kariera jest najważniejsza.
Usuńa wracając na chwilę do starego bauma,dziś obejrzałam sobie jeszcze raz"ziemię obiecaną",moją uwagę szczególnie przyciągnęły dwa ujęcia,jedno to fabryka bucholca,hałas,dużo ludzi,maszyny,pośpiech,drugie,to fabryka bauma,trochę maszyn,kilku ludzi,nic szczgólnego się nie dzieje,"widać,że interes chyli się ku upadkowi,dobroć nie uratowała starego bauma-anna
UsuńBaum miał dziwne podejście - nie chciał maszyn by nie zwalniać ludzi i doprowadził do tego, że nie miał ani jednych ani drugich.
Usuńzgadzam się z panem,ale on ma zasady,których nie chce się wyrzec,przypomina mi pod tym względem ojca karola-adama-anna
UsuńObaj starsi panowie zostali tam przedstawieni jako wymierający gatunek - w przenośni i dosłownie.
Usuńsmutne to,co?-anna
UsuńCała "Ziemia obiecana" jest mało optymistyczna ...
Usuńtak nawiasem mówiąc,jak pan myśli,dlaczego reymont nazwał swą powieść"ziemia obiecana"?bo ja uważam,że jest bardzo trafny-anna
OdpowiedzUsuńDo tytułu nic nie mam :-) w powieści kilka razy Reymont wspomina, że ziemią obiecaną jest Łódź - wiadomo, nie wszyscy dotarli do niej a i tułaczka trwała długo.
Usuń