Ci, którzy pamiętają "Medaliony" Nałkowskiej być może kojarzą opowiadanie "Człowiek jest silny" i jego głównego bohatera Michała P., Mordechaja Podchlebnika, który stracił w Chełmnie żonę, dwoje dzieci i rodziców, i który był rozmówcą Claude'a Lanzmanna w "Shoah" wraz z innym ocalałym z Chełmna, Szymonem Srebrnikiem. Między innymi na ich świadectwa powołuje się Montague w swojej książce o chyba najmniej znanym obozie zagłady.
Jest ona nie tylko odtworzeniem historii obozu w Chełmnie, to także zarys akcji eutanazji przeprowadzanych na osobach psychicznie chorych, która ma swój wątek polski (jej ofiarami byli także polscy pacjenci a dr Wiktor Ratka ze szpitala psychiatrycznego Dziekanka w Gnieźnie, dołączył do lekarzy, którzy odwiedzali obozy koncentracyjne jako eksperci medyczni i wybierali ofiary do programu eutanazji) i obraz eksterminacji Żydów z terenów określanych w czasie okupacji niemieckiej jako Kraj Warty (przede wszystkim z Łodzi i okolic, a także okolic Kalisza i Inowrocławia) nie mniej wstrząsający niż to co rozgrywało się w Chełmnie.
Mrożą krew w żyłach zeznania świadka jednej z takich zbrodni "Przypominam sobie jeszcze z polany podczas tracenia Żydów, jak jeden z gestapowców wziął dziecko małe z rąk matki i roztrzaskał w jej oczach główkę jego o brzeg auta, a gdy matka krzyczała, cisnął w nią główką tego dziecka tak, że mózg zalepił jej usta, a następnie wziął coś jakby wapno lub gips z auta i tym zamazał jej usta. W tej sam sposób postępowano z innymi kobietami, które mocno krzyczały. Widziałem, jak jeden z gestapowców chwycił młodą, ładną Żydówkę, związał jej ręce w tył, przedtem zdarłszy z niej sukienkę i w ogóle bieliznę, i za te ręce nagą powiesił na drzewie, a następnie nożem tak zwanym fińskim pociął jej prawą pierś na plasterki, po czym rozciął jej brzuch i grzebał we wnętrznościach. Żydówka ta skonała na drzewie." Sprawcami zbrodni byli oczywiście Niemcy ale w całej tej historii, dwuznaczną rolę odegrało niestety także kilku Polaków (8).
Będąc początkowo w całym tego słowa znaczeniu więźniami pełniącymi funkcję grabarzy pomordowanych pacjentów szpitali psychiatrycznych, z czasem stali się pomocnikami oprawców m.in. przeszukującymi ofiary w poszukiwaniu kosztowności, z których jeden "namawiając" Żydów do wejścia do samochodu, który pełnił funkcję komory gazowej został przez pomyłkę zamknięty wraz z nimi i zagazowany. Z czasem cieszyli się tak dużym zaufaniem, że mogli swobodnie poruszać się w obrębie wsi a w dowód uznania, jak zeznawał jeden z Niemców "zdarzało się czasami, że spośród przywiezionych do gazowania Żydów wybierano kobietę dla grupy robotników, która składała się z młodych mężczyzn; chyba to sami Polacy ją sobie wybierali. Myślę, że pytali ją, czy zgadza się mieć z nimi stosunki płciowe. W piwnicy był pokój przeznaczony do tego celu, gdzie trzymano taką kobietę przez dzień albo i kilka dni, i była na usługi Polaków. Potem zabijano ją w samochodowej komorze gazowej razem z innymi." (sprawiedliwość dosięgnęła tylko jednego z nich, w latach 90-tych IPN wszczął dochodzenie, które zakończyło się w roku 2003 utrzymanym przez Sąd Najwyższy wyrokiem skazującym na 8 lat więzienia, którego i tak uniknął ze względu na wiek).
W ujęciu Montague historia Chełmna wychodzi daleko poza suche zestawienie nazwisk, liczb, dat i miejsc. Dzięki umiejętnemu wpleceniu zeznań nielicznych ofiar, którym udało się przeżyć (wiadomo o pięciu osobach i trzech, których losów nie udało się ustalić), katów i osób postronnych stworzył przejmujący obraz rzeczywistości, którą bez tego trudno byłoby sobie wyobrazić i nie wahał się poruszyć kwestii drażliwych, jak postawa samych Żydów wobec Zagłady.
Nie mogło zabraknąć oceny działań Chaima Rumkowskiego, zważywszy że z łódzkiego getta pochodziła ponad połowa ofiar zgładzonych w Chełmnie. Montague nie ma wątpliwości, że "strategia Rumkowskiego nie mogła być skuteczna na dłuższą metę - los Żydów rozstrzygnęły kwestie ideologiczne, nie gospodarcze". W zeznaniach jednego ze świadków można odnaleźć świadomość bezczynności wobec zbliżającej się śmierci "podczas nocnych rozmów często wyrzucaliśmy sobie tchórzostwo, ale po dzień dzisiejszy nie wiem, dlaczego zdrowi ludzie, którzy nie mieli właściwie nic do stracenia, wahali się jednak" choć jeszcze bardziej zaskakująca jest reakcja na starszyzny żydowskiej na informacje Podchlebnika - "Żydom z Grabowa opowiadałem o potwornościach Chełmna. Oni jednak mało że nie chcieli mi wierzyć, a jeszcze grozili, że wydadzą mnie niemieckim władzom za rozpowiadanie takich historii." Czytając to, trudno oprzeć się wątpliwości, czy nie na darmo złożona została ofiara z życia Stanisława Kaszyńskiego, który przepłacił życiem próbę poinformowania konsulatu Szwajcarii w Łodzi, o tym co się dzieje w Chełmnie. Inna rzecz, że można było spotkać wśród Polaków zupełnie inne postawy, kiedy to Żydzi, którzy uciekli z obozu zostali zadenuncjowani.
Mrożą krew w żyłach zeznania świadka jednej z takich zbrodni "Przypominam sobie jeszcze z polany podczas tracenia Żydów, jak jeden z gestapowców wziął dziecko małe z rąk matki i roztrzaskał w jej oczach główkę jego o brzeg auta, a gdy matka krzyczała, cisnął w nią główką tego dziecka tak, że mózg zalepił jej usta, a następnie wziął coś jakby wapno lub gips z auta i tym zamazał jej usta. W tej sam sposób postępowano z innymi kobietami, które mocno krzyczały. Widziałem, jak jeden z gestapowców chwycił młodą, ładną Żydówkę, związał jej ręce w tył, przedtem zdarłszy z niej sukienkę i w ogóle bieliznę, i za te ręce nagą powiesił na drzewie, a następnie nożem tak zwanym fińskim pociął jej prawą pierś na plasterki, po czym rozciął jej brzuch i grzebał we wnętrznościach. Żydówka ta skonała na drzewie." Sprawcami zbrodni byli oczywiście Niemcy ale w całej tej historii, dwuznaczną rolę odegrało niestety także kilku Polaków (8).
Będąc początkowo w całym tego słowa znaczeniu więźniami pełniącymi funkcję grabarzy pomordowanych pacjentów szpitali psychiatrycznych, z czasem stali się pomocnikami oprawców m.in. przeszukującymi ofiary w poszukiwaniu kosztowności, z których jeden "namawiając" Żydów do wejścia do samochodu, który pełnił funkcję komory gazowej został przez pomyłkę zamknięty wraz z nimi i zagazowany. Z czasem cieszyli się tak dużym zaufaniem, że mogli swobodnie poruszać się w obrębie wsi a w dowód uznania, jak zeznawał jeden z Niemców "zdarzało się czasami, że spośród przywiezionych do gazowania Żydów wybierano kobietę dla grupy robotników, która składała się z młodych mężczyzn; chyba to sami Polacy ją sobie wybierali. Myślę, że pytali ją, czy zgadza się mieć z nimi stosunki płciowe. W piwnicy był pokój przeznaczony do tego celu, gdzie trzymano taką kobietę przez dzień albo i kilka dni, i była na usługi Polaków. Potem zabijano ją w samochodowej komorze gazowej razem z innymi." (sprawiedliwość dosięgnęła tylko jednego z nich, w latach 90-tych IPN wszczął dochodzenie, które zakończyło się w roku 2003 utrzymanym przez Sąd Najwyższy wyrokiem skazującym na 8 lat więzienia, którego i tak uniknął ze względu na wiek).
W ujęciu Montague historia Chełmna wychodzi daleko poza suche zestawienie nazwisk, liczb, dat i miejsc. Dzięki umiejętnemu wpleceniu zeznań nielicznych ofiar, którym udało się przeżyć (wiadomo o pięciu osobach i trzech, których losów nie udało się ustalić), katów i osób postronnych stworzył przejmujący obraz rzeczywistości, którą bez tego trudno byłoby sobie wyobrazić i nie wahał się poruszyć kwestii drażliwych, jak postawa samych Żydów wobec Zagłady.
Nie mogło zabraknąć oceny działań Chaima Rumkowskiego, zważywszy że z łódzkiego getta pochodziła ponad połowa ofiar zgładzonych w Chełmnie. Montague nie ma wątpliwości, że "strategia Rumkowskiego nie mogła być skuteczna na dłuższą metę - los Żydów rozstrzygnęły kwestie ideologiczne, nie gospodarcze". W zeznaniach jednego ze świadków można odnaleźć świadomość bezczynności wobec zbliżającej się śmierci "podczas nocnych rozmów często wyrzucaliśmy sobie tchórzostwo, ale po dzień dzisiejszy nie wiem, dlaczego zdrowi ludzie, którzy nie mieli właściwie nic do stracenia, wahali się jednak" choć jeszcze bardziej zaskakująca jest reakcja na starszyzny żydowskiej na informacje Podchlebnika - "Żydom z Grabowa opowiadałem o potwornościach Chełmna. Oni jednak mało że nie chcieli mi wierzyć, a jeszcze grozili, że wydadzą mnie niemieckim władzom za rozpowiadanie takich historii." Czytając to, trudno oprzeć się wątpliwości, czy nie na darmo złożona została ofiara z życia Stanisława Kaszyńskiego, który przepłacił życiem próbę poinformowania konsulatu Szwajcarii w Łodzi, o tym co się dzieje w Chełmnie. Inna rzecz, że można było spotkać wśród Polaków zupełnie inne postawy, kiedy to Żydzi, którzy uciekli z obozu zostali zadenuncjowani.
To może niezbyt odpowiednie określenie, ale historia obozu w Chełmnie napisana przez Montague to świetna książka chociaż swoją drogą, czy to nie dziwne, że Amerykanin pisze monografię miejsca w środku Polski, w którym Niemcy zamordowali kilkudziesięciu Rosjan, kilkuset Polaków i ponad 150 tysięcy Żydów, trochę więcej niż liczy mieszkańców Zielona Góra, Wałbrzych, Opole, Płock, Elbląg, Tychy czy Rybnik.
Są i historie pisane po polsku, ale miały pecha być wydane lokalnie, a nie przez Czarne. Ale to chyba jest powszechniejsze zjawisko, zupełnie jakby wydawcy było łatwiej przetłumaczyć zagranicznego gotowca, niż zamówić książkę u polskiego specjalisty.
OdpowiedzUsuńMontague wspomina o dwóch polskich pracach, ale są to książki już kilkudziesięcioletnie, książka jest też zaopatrzona w duży zestaw bibliografii ale w dużej części jeśli chodzi o polskie nazwiska to rzeczy przyczynkarskie. W stosunku do tego co czytałem na temat obozów, pióra polskich autorów książka Montague'a na pewno in plus wyróżnia się stylem, nie czyta się jej jako naukowej monografii a raczej jako historię ludzkich tragedii.
UsuńNo właśnie: styl, pewnie tu leży pies pogrzebany. Jakoś u nas dobrych popularyzatorów to ze świecą szukać.
UsuńA co dopiero mówić o naukowcach, którzy umieliby pisać prostym językiem o trudnych sprawach.
UsuńTo już gatunek dawno wymarły. Zresztą i na Zachodzie dla szerszej publiczności pisują albo dziennikarze, albo literaci. Obstawieniu gromadką riserczerów, co u nas wciąż jest luksusem.
UsuńW tym przypadku, to chyba właśnie taki mastodont, przynajmniej tak sugeruje informacja ze skrzydełka okładki.
UsuńKorzystanie z pomocy reasercherów jestem w stanie wybaczyć, o ile tylko wychodzą poza google :-)
Dobrze opłacony riserczer jest pewnie w stanie skorzystać z biblioteki :)
UsuńAle ile potem taka książka musi kosztować :-)
UsuńZa jakość się płaci :)
UsuńChyba raczej za długość przesiadywania w bibliotece :-)
UsuńCałkiem możliwe:P Trzeba wynajmować riserczerów, którzy krótko wysiadują.
UsuńTo zapewne ci najsprawniejsi więc chyba należy ich premiować :-)
UsuńBez wątpienia są premiowani:)
UsuńPatrząc na ceny niektórych książek, nie wątpię :-)
UsuńA Wy jak zawsze o pieniądzach ;-)
UsuńNie od dzisiaj wiadomo, że to pieniądz rządzi światem.
UsuńLubię literaturę historyczną, jednak pozycja wydaje mi się zbyt mocna, dosadna, być może to moje mylne wrażenie.
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz "słitaśne" historie, z cyklu: a potem żyli długo i szczęśliwie, to faktycznie, lepiej daj sobie spokój.
UsuńMuszę koniecznie przeczytać , o Rumkowskim jest to tym bardziej. Cały czas wieżę że to był jego plan na przetrwanie jak największej liczby osób i że sam w to wierzył. W ogóle zapowiada się bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuńRumkowski jest tylko wpadkowo i marginalnie, to nie książka o nim, możliwe że taki miał plan i wierzył w jego powodzenie tyle tylko, że nikt nie dał mu prawa do selekcjonowania ludzi i decydowania kto ma umrzeć a kto żyć.
UsuńOczywiście że nie. Jednak cały czas tez myślę o tym że gdyby nie wybierał byłby może wybieranym , w sensie że tego też się bał. Choć przemawia do mnie zacytowany fragment że to względy ideologiczne a nie gospodarcze decydowały , ba jak się zastanowić tak właśnie było. Pytanie wiedział o tym ,czy jednak żył złudną nadzieją ? Pozostanie zapewne już bez odpowiedzi.
UsuńKsiążka i bez Rumkowskiego zapowiada się naprawdę dobrze .
Wg mnie jest bardzo zajmująca. Co do Rumkowskiego, to skusiłem się na książkę Moniki Polit, "Mordechaj Chaim Rumkowski. Prawda zmyślenie" - niestety okazała się nieporozumieniem bo autorce zupełnie zabrakło talentu i umiejętności zainteresowania czytelnika, do tego stopnia, że po kilkudziesięciu stronach nudów dałem sobie z nią spokój. Widać też, że napisana jest z założeniem przeciwstawienia się "czarnej legendzie" i obrony Rumkowskiego ale raz, że nie przepadam za książkami pisanymi z przyjętą z góry tezą a dwa podjęła się niemożliwego.
UsuńTo nawet nie będę szukać , pomna nauczki z sekretarką Rumkowskiego.
UsuńNie żebym namawiał ale to zupełnie inny kaliber, Cherezińska jest jednak "bajkopisarką", która mam wrażenie szukała chwytliwego tematu a książka Polit jest jakby nie było naukową monografią.
Usuń