Jakiś czas temu Padma z Miasta książek prowokacyjne (?) zapytała - "Czy jesteś oczytany?" To jedno z tych pytań, na które nie ma prostych odpowiedzi i jeśli już się jej udziela, to zaczyna się ona od "to zależy". Można być bowiem oczytanym w literaturze kobiecej (cokolwiek to znaczy), science-fiction, sensacyjnej, kryminalnej etc. etc. i poza to już nie wychodzić. Jeśli jednak założyć, że chodzi o oczytanie w starym, dobrym inteligenckim stylu, i chodzi o znajomość kanonu literatury, który stanowi podstawę do w miarę kompetentnego wypowiada się na jej temat, to można pytanie uprościć i zapytać: czy czytałaś/eś "Odyseję" albo "Eneidę", "Jerozolimę wyzwoloną", "Don Kichote'a", "Króla Leara", "Jądro ciemności", "Śmierć Wergilego", "Doktora Faustusa", "Ulissesa", "Jana Krzysztofa", "Braci Karamazow", ciągnąc tę wyliczankę dalej, choć nie w nieskończoność. Jakie to proste, prawda?
Nie żebym znał ten czubek literackiej góry lodowej, niestety nie, więc po dyrdymałach w rodzaju "Bez dogmatu", "Nagrobka z lastryko" czy "Sońki" postanowiłem wrócić do podstaw. Na pierwszy ogień poszła "Odyseja".
Kto by o niej nie słyszał? Pewnie trochę gorzej byłoby ze wskazaniem tych, którzy ją przeczytali bo na eposie Homera ciąży podwójne odium: nie dość, że to lektura to jeszcze i staroć a jeszcze jeśli trafi się na przekład wierszem ... To w zasadzie wyklucza obecność "Odysei" w książkowej blogosferze, no, chyba że któreś z wydawnictw zdecyduje się zaszaleć i roześle blogerom w ramach barterowej "współpracy", choć jest duże prawdopodobieństwo, że i tak może się to skończyć na przepisaniu odredakcyjnej notki.
Szkoda, naprawdę szkoda. A przecież "Odyseja" dała początek jednemu z głównych motywów występujących w literaturze - wędrówce człowieka. To nie tylko inspiracja "Ulissesa" Joyce'a a na naszym rodzimym podwórku "Powrotu Odyseusza" Wyspiańskiego ale także i powieści lżejszego kalibru. Miłośnicy Harry'ego Pottera mogą być trochę zaskoczeni, że Hermiona Granger zawdzięcza swoje imię córce Menelaosa i Heleny, "która miała urodę złotej Afrodyty", a o której Homer wspomina w pieśni czwartej, a ród Atrydów z "Diuny" Herberta ma swoich "antenatów" w Atrydach z "Odysei" Agamemnonie i Menelaosie, nie mówiąc już o "Telemachu w dżinsach" i "Gdzie twój dom Telemachu?" Adama Bahdaja.
Status szkolnej lektury w jakimś stopniu zabija książkę, niestety. Z drugiej strony gdyby nie lektury, o wielu autorach i książkach pewnie byśmy nie usłyszeli, trudno tu znaleźć jakiś złoty środek, a dużo leży w rękach polonistów - czy na przykład potrafią przedstawić wybór Antygony jako problem jak najbardziej współczesny czy też dramat Sofoklesa będzie się nam do końca życia kojarzył z nudną ramotą?
Podobna alternatywa odnosi się też i do "Odysei", która dla wielu kojarzy się tylko z jakąś nudną, pisaną dziwacznym, archaicznym językiem książką a przecież tak naprawdę jest to opowieść o tęsknocie i miłości dwojga ludzi, którzy młodość mają już dawno za sobą a jednak ich uczucie jest nie mniej silne niż miłość Romea i Julii i uczucie wyjątkowe bo można przecież też zobaczyć u Homera jak się skończyła rozłąka inne pary małżeńskiej - Klitajmestry i Agamemnona.
Albo synowskie uczucia Telemacha - wcale nie takie czyste jakby się wydawało. Co sądzić o nim gdy oskarża matkę, mówiąc, że u niej "serce na dwoje się waży: czy ma tu przy mnie pozostać i mieć o dom staranie przez szacunek dla mężowskiej łożnicy i z lęku przed głosem ludu, czy też pójść za tym z Achajów, który jest wśród zalotników najlepszy i daje najwięcej", i gdy z kolei poznajemy potem jej wersję zachowania syna - "dopóki był mały i głupiutki, nie dawał mi pójść za mąż i opuścić mężowskiego domu, teraz, kiedy jest duży i dorosły, sam sobie życzy żebym stąd poszła i wróciła do ojca, bo nie może ścierpieć, że Achajowie zjadają jego mienie"?
"Odyseja" to także opowieść o marności ludzkiego losu, w której widać jak bardzo człowiek jest tylko igraszką w rękach bogów i jak w sumie niewiele zależy od niego samego i to opowieść uniwersalna bo czyż w słowach "Bóg daje, bóg bierze, jak w swym sercu zapragnie: wszystko w jego mocy" nie widać podobieństwa do biblijnego "Dał Pan i zabrał Pan" z Księgi Hioba a słowa "jest pora wielu słów i jest pora snu" nie mogłyby znaleźć się w Księdze Koheleta? Na ile jesteśmy panami własnego losu i świata - czy czasami nie jest prawdą, że "Nie ma nic słabszego od człowieka ze wszystkich istot, które ziemia żywi, które się na niej ruszają i oddychają"?
Wreszcie to historia podróży i przygód, do czego zresztą zwykle się "Odyseję" sprowadza, choć objętościowo wcale nie zajmują one zbyt dużo miejsca, gdzie trup pada gęsto jak wówczas gdy Odys zabija (przy niewielkiej pomocy syna i dwóch pasterzy) 116 zalotników, a kanibalizm nie jest niczym nadzwyczajnym.
Jasne, że czytelnikowi mogą szeroko otworzyć się oczy ze zdumienia gdy w jednym zdaniu czyta, że Neleus był wielkoduszny i najszlachetniejszym z ludzi a jednocześnie obdarł siłą z całego majątku Teoklimenosa, albo o "strachu zielonym" czy "zagrodzie zębów" ale po jakimś czasie, kiedy wejdzie się rytm i ton opowieści Homera dostrzega się nie tylko to co może dzisiaj śmieszyć ale przede wszystkim piękno opowieści. Jak to brzmi? - "Śmierć przyjdzie do ciebie z morza, taka naprawdę łagodna, i sprzątnie cię, gdy lekka starość odejmie ci siły, a wokół będą ludy szczęśliwe" albo "jemu zaś na powieki spadł krzepki sen, nieprzespany, najsłodszy, najbliżej do śmierci podobny"? Prawda? I dlatego też kończyłem "Odyseję", zauroczony, no, dobrze - przyznaję, trochę bardziej niż zauroczony ...
Nie żebym znał ten czubek literackiej góry lodowej, niestety nie, więc po dyrdymałach w rodzaju "Bez dogmatu", "Nagrobka z lastryko" czy "Sońki" postanowiłem wrócić do podstaw. Na pierwszy ogień poszła "Odyseja".
Kto by o niej nie słyszał? Pewnie trochę gorzej byłoby ze wskazaniem tych, którzy ją przeczytali bo na eposie Homera ciąży podwójne odium: nie dość, że to lektura to jeszcze i staroć a jeszcze jeśli trafi się na przekład wierszem ... To w zasadzie wyklucza obecność "Odysei" w książkowej blogosferze, no, chyba że któreś z wydawnictw zdecyduje się zaszaleć i roześle blogerom w ramach barterowej "współpracy", choć jest duże prawdopodobieństwo, że i tak może się to skończyć na przepisaniu odredakcyjnej notki.
Szkoda, naprawdę szkoda. A przecież "Odyseja" dała początek jednemu z głównych motywów występujących w literaturze - wędrówce człowieka. To nie tylko inspiracja "Ulissesa" Joyce'a a na naszym rodzimym podwórku "Powrotu Odyseusza" Wyspiańskiego ale także i powieści lżejszego kalibru. Miłośnicy Harry'ego Pottera mogą być trochę zaskoczeni, że Hermiona Granger zawdzięcza swoje imię córce Menelaosa i Heleny, "która miała urodę złotej Afrodyty", a o której Homer wspomina w pieśni czwartej, a ród Atrydów z "Diuny" Herberta ma swoich "antenatów" w Atrydach z "Odysei" Agamemnonie i Menelaosie, nie mówiąc już o "Telemachu w dżinsach" i "Gdzie twój dom Telemachu?" Adama Bahdaja.
Status szkolnej lektury w jakimś stopniu zabija książkę, niestety. Z drugiej strony gdyby nie lektury, o wielu autorach i książkach pewnie byśmy nie usłyszeli, trudno tu znaleźć jakiś złoty środek, a dużo leży w rękach polonistów - czy na przykład potrafią przedstawić wybór Antygony jako problem jak najbardziej współczesny czy też dramat Sofoklesa będzie się nam do końca życia kojarzył z nudną ramotą?
Podobna alternatywa odnosi się też i do "Odysei", która dla wielu kojarzy się tylko z jakąś nudną, pisaną dziwacznym, archaicznym językiem książką a przecież tak naprawdę jest to opowieść o tęsknocie i miłości dwojga ludzi, którzy młodość mają już dawno za sobą a jednak ich uczucie jest nie mniej silne niż miłość Romea i Julii i uczucie wyjątkowe bo można przecież też zobaczyć u Homera jak się skończyła rozłąka inne pary małżeńskiej - Klitajmestry i Agamemnona.
Albo synowskie uczucia Telemacha - wcale nie takie czyste jakby się wydawało. Co sądzić o nim gdy oskarża matkę, mówiąc, że u niej "serce na dwoje się waży: czy ma tu przy mnie pozostać i mieć o dom staranie przez szacunek dla mężowskiej łożnicy i z lęku przed głosem ludu, czy też pójść za tym z Achajów, który jest wśród zalotników najlepszy i daje najwięcej", i gdy z kolei poznajemy potem jej wersję zachowania syna - "dopóki był mały i głupiutki, nie dawał mi pójść za mąż i opuścić mężowskiego domu, teraz, kiedy jest duży i dorosły, sam sobie życzy żebym stąd poszła i wróciła do ojca, bo nie może ścierpieć, że Achajowie zjadają jego mienie"?
"Odyseja" to także opowieść o marności ludzkiego losu, w której widać jak bardzo człowiek jest tylko igraszką w rękach bogów i jak w sumie niewiele zależy od niego samego i to opowieść uniwersalna bo czyż w słowach "Bóg daje, bóg bierze, jak w swym sercu zapragnie: wszystko w jego mocy" nie widać podobieństwa do biblijnego "Dał Pan i zabrał Pan" z Księgi Hioba a słowa "jest pora wielu słów i jest pora snu" nie mogłyby znaleźć się w Księdze Koheleta? Na ile jesteśmy panami własnego losu i świata - czy czasami nie jest prawdą, że "Nie ma nic słabszego od człowieka ze wszystkich istot, które ziemia żywi, które się na niej ruszają i oddychają"?
Wreszcie to historia podróży i przygód, do czego zresztą zwykle się "Odyseję" sprowadza, choć objętościowo wcale nie zajmują one zbyt dużo miejsca, gdzie trup pada gęsto jak wówczas gdy Odys zabija (przy niewielkiej pomocy syna i dwóch pasterzy) 116 zalotników, a kanibalizm nie jest niczym nadzwyczajnym.
Jasne, że czytelnikowi mogą szeroko otworzyć się oczy ze zdumienia gdy w jednym zdaniu czyta, że Neleus był wielkoduszny i najszlachetniejszym z ludzi a jednocześnie obdarł siłą z całego majątku Teoklimenosa, albo o "strachu zielonym" czy "zagrodzie zębów" ale po jakimś czasie, kiedy wejdzie się rytm i ton opowieści Homera dostrzega się nie tylko to co może dzisiaj śmieszyć ale przede wszystkim piękno opowieści. Jak to brzmi? - "Śmierć przyjdzie do ciebie z morza, taka naprawdę łagodna, i sprzątnie cię, gdy lekka starość odejmie ci siły, a wokół będą ludy szczęśliwe" albo "jemu zaś na powieki spadł krzepki sen, nieprzespany, najsłodszy, najbliżej do śmierci podobny"? Prawda? I dlatego też kończyłem "Odyseję", zauroczony, no, dobrze - przyznaję, trochę bardziej niż zauroczony ...
W niedzielę zaczęłam, i czytam w duecie z "Ulissesem". Wcześniej czytałam, ale zawsze pod kątem żródła hist., a teraz pierwszy raz mam na tapecie jako dzieło lit.
OdpowiedzUsuńSam byłem zaskoczony swoimi wrażeniami, nastawiłem się na ciężkie zmagania, a tu taka miła niespodzianka. Fakt, że dla ułatwienia sobie roboty zdecydowałem się na tłumaczenie Parandowskiego bo nie wiem czy równie rozentuzjazmowany byłbym po Siemieńskim, Wittlinie albo Przybylskim :-).
UsuńZ Joyce'm wreszcie, po latach, "przepraszam się" w najbliższy weekend - zobaczymy co z tego wyniknie :-)
Ja mam Siemieńskiego i nie jest źle. A Ulisses wchodzi mi jak słowo Boże. Bałam się, bo tyle mitów narosło wokół tej książki, a czyta się podejrzanie przyjemnie. Chociaż fakt faktem, że nie wnikam w szczegóły i nie rozszyfrowuję wszystkich ukrytych treści. Raczej chodzi mi o sam klimat, za drugim głębiej zanalizuję.
UsuńTeż mam Siemieńskiego ale za mową wiązaną szczególnie nie przepadam więc nie chciałem sobie podwójnie życia utrudniać. W każdym razie na tyle się rozochociłem, że zacząłem się rozglądać za "Iliadą" w tłumaczeniu Jażdżewskiej.
UsuńNie wiem, z czego opinie o trudności niektórych książek wynikają - czasami są zapewne uzasadnione ale czasami to jakieś nieporozumienie. Pamiętam, że w szkole do trudnych zaliczano "Dolinę Issy" :-)
Do Ulissesa robiłam 3 podejścia. Najpierw przeczytałam 1/4, potem 1/3, a potem 1/2. To było za młodu, kiedy miałam więcej cierpliwości ;) Może na emeryturze podejmę jeszcze jedną próbę...
OdpowiedzUsuńPonieważ zbliżam się powoli aczkolwiek nieuchronnie do emerytury a ale dożycie do niej to jak wiadomo zdarzenie przyszłe i niepewne to postanowiłem spróbować trochę wcześniej. To drugie moje podejście a jak wiadomo do trzech razy sztuka :-)
UsuńRozumiem że dalej będzie "Eneida" , "Jerozolima wyzwolona" ... Czytałam ten tekst o oczytaniu i do dziś zastanawiam się co trzeba przeczytać by być oczytanym. Czy koniecznie klasykę, czy toś kto czytuje przykładowo książki dotyczące historii tonami , tu zaznaczę że chodzi mi o naukowe pozycje i sięgający od czasu po pn i reportaże i literaturę faktu , jednak klasykę traktujący co najwyżej jako zaliczenie lektury jest oczytany czy nie ?
OdpowiedzUsuńCzy ktoś zajmujący się literaturą zawodowo będzie oceniany tak samo jak czytająca sprzątaczka ? I najważniejsze czy koniecznie musimy to oceniać w ogóle ?
"Jerozolima wyzwolona", "Eneida"? A kto by tu wówczas zaglądał?! :-) Szybciej "Król Lear" i "Otello".
UsuńA jeśli chodzi o oczytanie, to wydaje mi się, że na Twoje pytania odpowiedziałem już na początku postu.
W jakimś stopniu odpowiedziałeś ale prosi się o precyzję ;-) A co do zaglądania ja bym z chęcią zaglądała właśnie dla tych recenzji no ale co tam ja ;-) I pozwolę się jednak zaprotestować o ile nie pomniejszam wartości literatury kobiecej to jednak o oczytaniu tylko na podstawie tej znajomości mówić nie można.
UsuńPrecyzja? przecież to nie fizyka ani matematyka! :-) Co do oczytania, to zapewne pozostaniemy na z góry pozycjach. Dla mnie jej oznaką jest znajomość klasyki albo lepiej kanonu ale dopuszczam możliwość, że inni mogą mieć inny pogląd :-)
UsuńA to akurat tu się zgadzamy przynajmniej częściowo :-)
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńKiedyś, w czasach liecealnych i okresie studenckim, kiedy pożerałam książki niemal na kilogramy (i mam na myśli głównie klasykę, co nie znaczy jedynie i wyłącznie) wydawało mi się, że jestem osobą oczytaną. W związku z tym zaczęłam czytać wiele literatury (dziś nazwałabym ją śmieciową). Kilka lat temu wróciłam do klasyki i z przerażeniem stwierdzam, że im więcej jej czytam tym większe widzę u siebie braki. W Odysei nie przeraża mnie to, że należy do kanonu (jak już wiele razy pisałam zawsze lubiłam czytać lektury), ale jej wierszowana forma, której jako osoba z poezją niekompatybilna zawsze się obawiam. Co prawda Szekspir idzie mi dość gładko, ale jednak te parę wieków później robi różnicę w odbiorze. Do Ulissesa miałam jedno podejście - nieudane :(. I jeszcze chcę dodać, że ogromnie cieszą mnie wpisy dot. klasyki, a zwłaszcza to rzadko pojawiającej się na blogach. Ostatnio uradował mnie wpis dot. Pana Tadeusza u montgomery :)
OdpowiedzUsuńTo mieliśmy/mamy podobnie - czas najintensywniejszego czytania również przypadał u mnie na lata szkolno-studenckie i też była to głównie klasyka, tyle tylko że często nie potrafiłem jej docenić.
UsuńJuż od dłuższego czasu "Ulisses" uwiera mnie jak drzazga, też zaliczyłem nieudane podejście ale nabrałem zaufania we własne siły po "Pod wulkanem" i "Absalomie, Absalomie ... " :-) i doszedłem do wniosku, że nie ma co zabierać się do niego bez znajomości korzeni ale też nie chciałem sobie nadmiernie utrudniać życia i wybrałem tłumaczenie prozą Parandowskiego.
Podoba mi się ironia zawarta wTwoim poście. Szczególnie ten wątek o szalejącym wydawnictwie :) Jeśli chodzi o mnie, to wierzę w kanon, wspólny język międzypokoleniowy. Wydaje mi się, że nie znając Odysei, Króla Edypa i Hamleta, nie da się żyć. Moja córka jednak twierdzi, że się da. Może i się da, ale czy warto? :)
OdpowiedzUsuńAgnieszko, zapewniam Cię,Twoja córka ma rację - da się bez tego żyć :-). Wystarczy rozejrzeć po książkowej blogosferze, a patrząc na samopoczucie jakie w niej panuje, to chyba nawet lepiej niż ze znajomością historii Odyssa, Edypa i Hamleta :-). Teraz język międzypokoleniowy tworzy nie Homer i Szekspir tylko Mniszkówna, Fleszarowa-Muskat i Grochola albo inna z pań, która akurat ją zastępuje na liście bestsellerów :-).
UsuńRzeczywiście, obserwuję wręcz niechęć do klasyki. Podejrzewam, że wynikającą z niewiedzy. To się zapętla. Nie wiem, więc nie liubię. Nie lubię, więc nie poznam. I nie chodzi tylko o literaturę. Dzisiaj Zuza opowiadała mi, że ostatnio wkręcili mnóstwo dzieciaków w koncert Nirvany w Polsce... Coś tam słyszeli (z naciskiem na coś tam, coś tam...), więc chętnie by się wybrali. Szczególnie, że konferasjerkę miał prowadzić Che Guevara :)
UsuńNirvana? Nirvana? coś sobie przypominam ... :-) Nie ma co zawracać Wisły kijem, nie ma Nirvany jest coś innego, w końcu w moich czasach też nie każdy wiedział, że Uriah Heep wzięli swoją nazwę z "Davida Copperfielda" :-)
UsuńWracając do Odysei (i to nie tej kosmicznej), to przy wezgłowiu trzymam Parandowskiego w wydaniu z 1953 r. (mojej teściowej), Ale od czasu do czasu po prostu muszę poczytać sobie wierszem - Siemieńskiego. To się nigdy nie nudzi.
UsuńJakoś nie mogłem się do Siemieńskiego przekonać ale pewnie dlatego, że miałem traumatyczne doznania za sprawą osławionego tłumaczenia Przybylskiego :-) Miałem ambitny zamiar zmierzyć się z przekładem Wittlina ale na zamiarze i Parandowskim poprzestałem :-)
UsuńCzyli porzuciłeś na dobre "gwiazdeczki jednego sezonu" na rzecz gigantów? :) Będę kibicować, zwłaszcza ze wciąż mam niezrealizowany mój ambitny plan pod nazwą "Podróż z arcydziełami"... :(
OdpowiedzUsuńAż tak to nie :-) z nowości w planach mam jeszcze "Księgi Jakubowe" Tokarczuk ale to po "Don Kichote" i "Ulissesie" :-)
UsuńNiestety nigdy nie będziemy wystarczająco oczytani. Gdy tylko uda się zrealizować pozycje z jednej listy, natychmiast znajdziemy jakąś następną:) "Odyseja" zauroczyła mnie już dawno. Podobnie jak "Iliada" i "Eneida". Po głębszym zastanowieniu uważam, że w szkole powinno się "piłować" tego typu pozycje. Nawet jeśli człowiek nie jest jeszcze na nie gotowy. Zawsze jakieś ziarenko zostaje zasiane...
OdpowiedzUsuńTo prawda, pamiętam jak skończyło się moje podejście do PWN-owskie listy "Najbardziej znanych dzieł literatury światowej", która pączkowała w przypadku niektórych autorów, inna rzecz że wówczas gdy się do niej zabierałem wielu książek na niej umieszczonych nie przetłumaczono na polski.
UsuńZ "piłowaniem" chyba masz rację choć po tym jak przeczytałem kilka opinii na temat "Jądra ciemności" autorstwa ewidentnie licealistów albo studentów chciałem wyrywać sobie z głowy resztę włosów, choć w sumie to nie do końca ich wina tylko nauczycieli, którzy potrafią książki jedynie "przerabiać".
Ciekawe zagadnienie. Człowiek oczytany kojarzy mi się nie tylko z osobą, która przeczytała mnóstwo książek z wyższej półki, ale też potrafi wymienić przynajmniej 5 nazwisk pisarzy bułgarskich, ukraińskich, kolumbijskich, itd. Trzeba przynajmniej z nazwiska znać wybitnych pisarzy z różnych krajów.
OdpowiedzUsuńI jeszcze - człowiek oczytany nie może zapominać zbyt szybko treści książek i musi znać książki przynajmniej kilku kandydatów do Nobla. Takie są moje kryteria, może nieco zbyt surowe. Nie uważam się za oczytaną osobę, bo może i czytałam niemało, jednak zbyt szybko zapominam :-)
Widzę, że jesteś jeszcze bardziej surowa w doborze kryteriów niż ja :-). Wystarczyłoby po trzy nazwiska i już byś zrobiła gigantyczny odsiew :-) Ja też bym przez Twoje ucho igielnie nie przeszedł :-) bo z literatury ukraińskiej kojarzę trzy nazwiska a z bułgarskiej i kolumbijskiej po jednym.
UsuńNie będę się upierać przy pięciu nazwiskach, niech będą trzy :) A kogo znasz z lit.bułgarskiej?
UsuńIwana Wazowa z "Pod jarzmem" właśnie dzięki Pewuenowskiej liście, o której wspominałem odpowiadając na post Oli.
UsuńJa pisałem o Odysei i Iliadzie, ale prowadzę bloga o łacinie, więc się nie liczę :P Jeżeli chodzi o różnice między tymi dziełami, jest jedna, zasadnicza - tłumaczenie. Gdyby Parandowski przetłumaczył historię o wojnie trojańskiej, dzisiaj podchodzilibyśmy do tych poematów zupełnie inaczej - mimo wszystko Iliada jest pod względem historyczno-literackim nieco ważniejsza i to ją wysuwa się w szkołach na pierwszy plan, a przecież praktycznie żadnego z tłumaczeń nie da się współcześnie czytać, w przeciwieństwie do świetnego przekładu Odysei dokonanego przez Parandowskigo. Jaram się strasznie nim :)
OdpowiedzUsuńA z całym prawdopodobieństwem (tak na 99%) pochodzi imię Hermiony Granger nie od żony Orestesa, a od bohaterki "Zimowej opowieści" Szekspira, o czym dowiadujemy się z jednego z wywiadów z autorką, którego ważny fragment znaleźć można tutaj: http://www.accio-quote.org/themes/hermione.htm Tak dla ścisłości mówię, może będziesz chciał dorzucić sprostowanie w notce :)
To jeszcze Homera nie wyłącza bo przecież Szekspir też skądś musiał wziąć Herminę a sam go nie stworzył, tak jak Mickiewicz Grażynę, a że J. K. Rowling mogła o tym nie mieć pojęcia z tym pełna zgoda :-)
UsuńAle to trochę tak, jakby doczytywać się źródła imienia Maria w, no nie wiem, może "Marii" ;) w Biblii. O Hermonie mitologicznej zaś mogła i musiała mieć pojęcie z racji klasycznego wykształcenia.
UsuńTo jest trochę problem w badaniach nad recepcją antyku, bo trzeba być wyczulonym czy dany motyw jest zaczerpnięty faktycznie z mitologii, czy może dotarł do powieści/filmu/whatever bardzo pośrednio, nie mając z kulturą Greków lub Rzymian już niemal nic wspólnego :)
Zgadza się :-) Ale to, że ktoś np. używa zasłyszanego gdzieś zwrotu "niebieskie ptaki" wcale nie zmienia faktu, że pochodzi on z Ewangelii św. Mateusza, a nie ze źródła z którego został bezpośrednio zaczerpnięty :-)
UsuńO! Moja ukochana "Odyseja"! Akurat o niej ostatnio rozmyślałam a propos cyklopa Polifena i przy okazji oglądania serialu LOST, gdzie Penelopa wyczekuje na swojego Odysa (zabawne, jakie analogie można wychwycić)... Pamiętam pierwsze spotkanie z Odyseją - zachwyt :-) to był czas moich fascynacji mitologią i obsesji mitologicznych w ogóle. Dobrze, że piszesz o niej i przypominasz - mówię i powtarzam: kanon (znajomość literackich korzeni) to podstawa, jeśli rozmawia się/dyskutuje/pisze o literaturze :-)
OdpowiedzUsuńAż tak może nie ale byłem bardzo mile pozytywnie zaskoczony bo nastawiłem się na drogę przez mękę a tu proszę ... A "Iliada" podobno jest jeszcze lepsza! :-) Co do skojarzeń, te teraz pewnie każdy motyw wędrówki będzie mi się z "Odyseją" :-)
UsuńCzytałam bardzo dawno, bo w liceum i sympatycznie wspominam.
OdpowiedzUsuńSwoje pierwsze spotkanie z "Odyseją" też miałem w czasach licealnych ale to było tyle lat temu, że uznałem, że już najwyższy czas na powtórkę.
UsuńMuszę sprawdzić czy mam, ale na razie tylko znalazłam Eneidę Wergiliusza.
OdpowiedzUsuń"Eneida" to nie "tylko" :-), to jeden z moich książkowych wyrzutów sumienia ale może z czasem i do niej dojdę :-)
Usuń"Tylko" w sensie posiadania literatury antycznej.
UsuńJak na książkową blogosferę to i tak nieźle bo ta część literatury chyba w ogóle w niej nie została zauważona.
UsuńChyba pisałeś sam.... kto czytałby takie posty> A poza tym pisanie o tej literaturze wymaga nie tylko "oczytania".........
UsuńTo już pytanie o to, czy chcemy podzielić się swoimi lekturami z innymi czy tylko wstrzelić się gust czytelników. A co do pisania - bez przesady, piszemy przecież o własnych odczuciach z lektury a nie naukowe analizy, tak na prawdę to tylko kwestia chęci, jak zwykle zresztą.
UsuńTrudno oczywiście się nie zgodzić.
Usuń:-)
UsuńPrzepraszam za bezczelną autoreklamę, ale ja piszę sporo o antyku, zarówno samej literaturze, jak i jej recepcji :) Pozwolę sobie podać równie bezczelnie adres do bloga, może kogoś zainteresuje: www.michalmalysa.pl
UsuńMile widziane są posty na temat antyku, znacznie mniej na temat reklamy własnego bloga ale tym razem nich będzie :-)
Usuń