Niedawny post Koczowniczki poświęcony książce Grosmana uświadomił mi, że obok innych moich literackich braków nie znam zupełnie prozy czeskiej. Owszem, wiem że Hašek, Hrabal i Čapek to Czesi ale od wiedzy o nazwiskach daleko jeszcze do wiedzy o tym co pisali. Co prawda, kiedyś tam, w młodości czytałem "Inwazję jaszczurów" i trylogię tego ostatniego, ale do "Hordubala", "Meteoru" i "Zwyczajnego życia" stosuje się, w moim przypadku, to co pisał Lem o książkach młodości.
Już po pierwszych stronach "Hordubala" widać, że ta historia nie może się dobrze skończyć, dla nikogo. To powieść o subiektywności postrzegania świata, pobrzmiewająca niczym antyczna tragedia, tyle że rozgrywająca się w scenerii czeskiej wsi a od mitologicznego morderstwa dokonanego przez Ajgistosa na Agamemnonie różni się tym jeszcze, że wiadomo na pewno, że wydarzyła się naprawdę.
Čapek powiedział kiedyś - "Wierzę, że wiedzieć to jest wielka mądrość, że im więcej kto widzi, tym mniej może sądzić i tym mniej również pragnie być sędzią" i przejaw tej wiary widoczny jest w "Hordubalu". Ale ja, przyznaję, uległem pokusie sądzenia czynów bohaterów książki, przynajmniej w pierwszym odruchu chociaż zanim ją skończyłem, już wiedziałem jak mylne mogą być pochopne sądy.
Czy żonę głównego bohatera mam postrzegać tak jak on, jako piękną kobietę, czy też tak jako nieatrakcyjną, tak jak ludzie postronni? A jak postrzegał ją jej kochanek - czy popełnił morderstwo, zupełnie zbędne, jak się okazało, dla niej z miłości, czy dla siebie dla pieniędzy? Czy dokonując oceny czynów innych mamy polegać tylko na własnym postrzeganiu świata, czy też powinniśmy próbować zrozumieć subiektywny punkt widzenia innych ludzi?
Karel Čapek tylko stawia te pytania i nie daje na żadne z nich odpowiedzi. Nawet gdy w trakcie lektury ma się poczucie, że udało się na nie odpowiedzieć, to szybko okazuje się, że gdy czyn mordercy zostaje naświetlony pod innym kątem zaczynają się wkradać wątpliwości i wcale już nie jesteśmy tacy pewni swoich racji.
Gdyby sprowadzić "Hordubala" na grunt rządzącej dzisiaj literatury popularnej można by powiedzieć, że to w gruncie rzeczy melodramat - powracający z utęsknieniem, po latach wyrzeczeń, kochający mąż i ojciec, niekochająca żona i oczywiście ten trzeci, a na dodatek jeszcze dziecko, bardziej przywiązane do kochanka niż do własnego ojca. Nie wątpię, że dałoby się z tego stworzyć kolejny "wyciskacz łez" i bestseller, tylko kto by wówczas zrozumiał przejmujący finał książki Čapka - "Serce Juraja Hordubala gdzieś przepadło i nigdy nie zostało pochowane"?
Čapek powiedział kiedyś - "Wierzę, że wiedzieć to jest wielka mądrość, że im więcej kto widzi, tym mniej może sądzić i tym mniej również pragnie być sędzią" i przejaw tej wiary widoczny jest w "Hordubalu". Ale ja, przyznaję, uległem pokusie sądzenia czynów bohaterów książki, przynajmniej w pierwszym odruchu chociaż zanim ją skończyłem, już wiedziałem jak mylne mogą być pochopne sądy.
Czy żonę głównego bohatera mam postrzegać tak jak on, jako piękną kobietę, czy też tak jako nieatrakcyjną, tak jak ludzie postronni? A jak postrzegał ją jej kochanek - czy popełnił morderstwo, zupełnie zbędne, jak się okazało, dla niej z miłości, czy dla siebie dla pieniędzy? Czy dokonując oceny czynów innych mamy polegać tylko na własnym postrzeganiu świata, czy też powinniśmy próbować zrozumieć subiektywny punkt widzenia innych ludzi?
Karel Čapek tylko stawia te pytania i nie daje na żadne z nich odpowiedzi. Nawet gdy w trakcie lektury ma się poczucie, że udało się na nie odpowiedzieć, to szybko okazuje się, że gdy czyn mordercy zostaje naświetlony pod innym kątem zaczynają się wkradać wątpliwości i wcale już nie jesteśmy tacy pewni swoich racji.
Gdyby sprowadzić "Hordubala" na grunt rządzącej dzisiaj literatury popularnej można by powiedzieć, że to w gruncie rzeczy melodramat - powracający z utęsknieniem, po latach wyrzeczeń, kochający mąż i ojciec, niekochająca żona i oczywiście ten trzeci, a na dodatek jeszcze dziecko, bardziej przywiązane do kochanka niż do własnego ojca. Nie wątpię, że dałoby się z tego stworzyć kolejny "wyciskacz łez" i bestseller, tylko kto by wówczas zrozumiał przejmujący finał książki Čapka - "Serce Juraja Hordubala gdzieś przepadło i nigdy nie zostało pochowane"?
Gdybym zaczęła wymieniać nieznane mi rejony od czytelniczej strony, mogłoby miejsca zabraknąć nie tylko w komentarzu ale i na całym blogu :-) Swoją drogą może jako postanowienie na rok 2015 wezmę właśnie poznawanie nie znanej mi zupełnie literatury ? Czechy, Węgry, Białoruś, Ukraina, Afryka , Ameryka Południowa, Wietnam .... itd. itp. Trochę wstyd przyznawać ale co tam , może to mnie zmobilizuje .
OdpowiedzUsuńNieznajomość to jeszcze nie taki wielki wstyd :-) ten prawdziwy, to jest dopiero wtedy, gdy ktoś okopuje się "programowo" w swojej niewiedzy.
UsuńNo to rumieniec wstydu stracił nieco na wyrazistości. Tak sobie myślę że to nawet nie najgorszy pomysł bo sięgając według krajów znajdę zapewne sporo książek , których w innej sytuacji bym nie wybrała.
UsuńA mój niestety wcale :-) bo nie mogę zdobyć się na entuzjazm poznawania na przykład literatury bułgarskiej, rumuńskiej, flamandzkiej czy albańskiej. Pocieszam się tylko myślą, że kryterium narodowe wcale nie wyznacza jakości literatury, na szczęście :-)
UsuńOczywiście że nie :-)
UsuńJak miło, że tym razem się zgadzamy :-)
UsuńA to fakt :-)
Usuń:-)
UsuńInteresująco przedstawiłeś tę książkę, aż się chce po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńCzeskich książek też nie znam zbyt wiele. Co najdziwniejsze, mówi się o słynnym czeskim humorze, a ja nie znam książek, w których ten humor byłby widoczny. Znam tylko książki tragiczne i bardzo ponure. Najbardziej ponure z ponurych są powieści Ladislava Fuksa.
A "Żołnierza Szwejka", o którym pisałeś niedawno, nie dałam rady czytać, porzuciłam po kilku kartkach.
No nie, Ty też? To jakaś feministyczna abominacja do Szwejka! :-)
UsuńAle tak całkiem na serio - ten "czeski humor", to chyba termin ukuty w oparciu o czeskie filmy, mające być w zamierzeniu komediami a wcale nie śmieszne i mający w związku z tym ironiczny wydźwięk. W każdym razie po Čapku nie spodziewaj się przejawów jakiegokolwiek rodzaju humoru. Raczej depresyjna lektura.
Tradycyjnie dla Ciebie - fantastyczna recenzja. Przemyślana, zmuszająca do wysiłku umysłowego. Wspaniała... Czapki z głów.
OdpowiedzUsuńOj, czuję jak moje ego niebezpiecznie rośnie i za chwilę ledwo zmieści się w pokoju :-)
UsuńPomyśl o tej literaturze której jeszcze nie czytałeś i się zrównoważy ;-) a recenzja faktycznie jak zawsze , sam wiesz.
UsuńPomyślałem, faktycznie - to działa! :-)
UsuńBardzo lubię prozę Capka, jego twórczość zawiera sporą dawkę zdroworozsądkowego spojrzenia na świat i na ludzi. A jego teksty czyta się bardzo dobrze. Polecam "Księgę apokryfów".
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiem czy lubię Capka, pozostałe dwie części trylogii jeszcze przede mną ale po tym co już przeczytałem dużo sobie po nich obiecuję, a i "Inwazję jaszczurów" dobrze kojarzę. Po repetytorium przyjdzie pewnie czas na poszerzanie wiadomość :-)
UsuńPan od robotów, a ja jakoś pominęłam jego twórczość w swoim życiu czytelniczym. Czekam na pozostałe recenzje, może się dam przekonać... :)
OdpowiedzUsuńNie tylko Ty pomijasz. W parę lat temu wydanej kolekcji "Literatura czeska" była wyraźna nadreprezentacja Hrabala i tylko jedna rzecz Capka.
Usuń