Przypadkiem, niedawno zobaczyłem, że "Zabić drozda" zostało wydane w serii "Cała Polska czyta dzieciom". Nie wiem, kto dokonał takiego wyboru i przez litość nie będę tego komentował. Ja w każdym razie, nie odważyłbym się przeczytać mojemu ośmioletniemu synowi powieści Harper Lee, przynajmniej w tłumaczeniu Zofii Kierszys, w ramach czytania "na dobranoc" i pewnie będę w tym podobny do powieściowej ciotki Alexandry, która zresztą koniec końców okazuje wcale nie tak ograniczoną kobietą jaką widzi ją Smyk.
Nie żeby "Zabić drozda" było złą książką albo mi się nie podobało. Nic takiego, wręcz przeciwnie. Ale jakoś ciężko by mi przyszło, z własnej, nieprzymuszonej woli zapoznawać dziecko z wulgaryzmami, które pojawiają się w powieści. Pomijam już to, że jeśli w ogóle rozpatrywać ją w kategoriach powieści dla dzieci, to z całą pewnością dla takich, które wyrosły już z wieku, w którym to im się czyta.
Gdy ja czytałem "Zabić drozda" po raz pierwszy, jeszcze w szkole, powieść Harper Lee odbierałem w jej najprostszej warstwie jako wspomnienia z dzieciństwa spędzonego w egzotycznym dla nas anturażu (amerykańskie Południe, Murzyni), książkę ciepłą i wzruszającą. Teraz po ponownej lekturze, to wrażenie się umocniło bo "Zabić drozda" w tej pierwszej, podstawowej warstwie takie jest i pod tym względem należy do nurtu obecnego także i w naszej literaturze, począwszy od Prusa i Żeromskiego poprzez Gomulickiego, Bieniasza i Nowakowskiego a skończywszy na Morcinku oraz Parandowskim, żeby wymienić tylko najlepsze i najbardziej znane. Jest historią świata dziecka i jego wartości w zderzeniu ze światem dorosłych, gdzie nie można być już sobą ale należy przybrać maskę konwenansu ale jednocześnie jest też opowieścią o tym, że poszanowanie autonomii dziecka jest możliwe.
Gdy ja czytałem "Zabić drozda" po raz pierwszy, jeszcze w szkole, powieść Harper Lee odbierałem w jej najprostszej warstwie jako wspomnienia z dzieciństwa spędzonego w egzotycznym dla nas anturażu (amerykańskie Południe, Murzyni), książkę ciepłą i wzruszającą. Teraz po ponownej lekturze, to wrażenie się umocniło bo "Zabić drozda" w tej pierwszej, podstawowej warstwie takie jest i pod tym względem należy do nurtu obecnego także i w naszej literaturze, począwszy od Prusa i Żeromskiego poprzez Gomulickiego, Bieniasza i Nowakowskiego a skończywszy na Morcinku oraz Parandowskim, żeby wymienić tylko najlepsze i najbardziej znane. Jest historią świata dziecka i jego wartości w zderzeniu ze światem dorosłych, gdzie nie można być już sobą ale należy przybrać maskę konwenansu ale jednocześnie jest też opowieścią o tym, że poszanowanie autonomii dziecka jest możliwe.
Druga warstwa, co najmniej tak samo istotna, dotyczy naszego stosunku do innych, tych którzy są dla nas "obcy", "inni" czy jak to jeszcze nazwać, a za symbol której można chyba uważać podejmowane przez dzieci próby odkrycia zagadki, kim jest Arthur "Dziki" Radley, i która widoczna w relacjach zamożni - biedni, kobiety - mężczyźni i chyba tej najbardziej znanej; biali - czarni. Sprowadzanie jednak "Zabić drozda" wyłącznie do statusu powieści antyrasistowskiej, ulokowanej gdzieś pomiędzy Beecher Stowe a Faulknerem byłoby zbytnim uproszczeniem. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że nie jest ono tak antyrasistowskie, jak to się przyjmuje, ograniczając się tylko do eksploatowania wątku sprawy Tima Robinsona prowadzonej przez Atticusa. Harper Lee dostrzega przecież "inność" czarnych, owszem, i oczekuje ich sprawiedliwego traktowania ale chyba niekoniecznie zrównania z białymi.
W tej drugiej warstwie, da się też bez większego trudu wyodrębnić wątek feministyczny, potraktowany jednak w porównaniu z wątkiem rasistowskim, chwilami z przymrużeniem oka, jak choćby wówczas gdy główna bohaterka zastanawia się, dlaczego, żeby przejść na drugą stronę ulicy, kobiety wkładają kapelusze.
Pozostaje wreszcie kwestia statusu materialnego i relacji bogaci - biedni, symbolizowana przez dwie odmiany biedy; Ewellów mających status hołoty, z jej skrajnym upadkiem, jakim jest mieszkanie w dawnej murzyńskiej chacie (przypominają się słowa z "Missisipi w ogniu" - "Jeśli nie jesteś lepszy od murzyna, to od kogo jesteś?") i "szlachetnej" biedy Cunninghamów.
Dzisiaj, mam wrażenie, te "równościowe" wątki pobrzmiewają dla nas jako coś przebrzmiałego i nas niedotyczącego ale mimo tego, a może dzięki temu. powieść Harper Lee ciągle porusza tę cieplejszą nutę w naszych sercach.
Zaglądam już po raz kolejny i myślę sobie: jak to możliwe, że tu jeszcze nie ma komentarzy? Dla mnie to jedna z tych najważniejszych książek, czytanych w młodości, które zostają na długo i w jakiś sposób kształtują. W młodości, ale na bogów, nie w dzieciństwie! Ze zgrozą czytam, że jakieś przemądre czynniki wpisały ją na listę "Cała Polska czyta dzieciom", dokąd ten świat zmierza (oraz: ponadto uważam, że Kartaginę należy, etc. ;-)
OdpowiedzUsuńDo dziś ją mam, to samo wydanie z żółtą (u mnie lekko rozdartą) okładką. Pamiętam, kiedy ją czytałam po raz pierwszy. I te piękne zdjęcia z filmu! W jakiś sposób wpłynęły na to, jak wyobrażałam sobie bohaterów czytając. A czy widziałeś też film?
Nie mogę pojąć, jak można było zrobić z tego książkę dla dzieci, powtarzam się, bo to oburzające. Następny w kolejce niech będzie "Chłopiec z Georgii" Caldwella (jakoś mi teraz przyszedł na myśl, może przez podobne tło) i kolejno wszystkie książki, w których narracja jest prowadzona z punktu widzenia dziecka.
Linie podziałów, osobne światy, relacja ja-inny, też widzę w tym najważniejszą warstwę tej książki. I może też: wychodzenie z dzieciństwa przez doświadczanie tego co groźne, niezrozumiałe, niesprawiedliwe. I oczywiście figura ojca. Jest to dla mnie bardzo ważny "roman d'initiation", tak to chyba w skrócie określę.
Dawno jej nie czytałam i może czas na ponowną lekturę, choć zawsze trochę obawiam się takich powrotów.
Dziękuję, bo już kolejny raz znajduję tutaj coś z "moich" książek.
Komentarze - dzikie prawo blogosfery :-) pewnie gdyby to był wpis o jakimś aktualnym bestsellerze rozsyłanym przez wydawnictwo w ramach "współpracy" byłoby lepiej :-).
UsuńMoże wydanie w "Cała Polska czyta dzieciom" jest w innym tłumaczeniu, ad usum Delphini, bez wulgaryzmów, które rzeczywiście jest wersją dla dzieci, choć jakoś trudno mi w to uwierzyć.
No dobrze, bez wulgaryzmów, ale czy tam nie chodziło o gwałt? Już dobrze nie pamiętam, a kiedyś była to jedna z ukochanych książek...
UsuńOwszem, sprawa dotyczyła oskarżenia Murzyna o gwałt na białej, o zgrozo, dziewczynie ale oskarżenie było wyssane z palca a i opis rzekomego gwałtu, jaki przedstawia jego "ofiara" jest tak zaprezentowany, że nie sposób by kogoś bulwersował.
UsuńKogoś jak kogoś, ale dziecko zapyta - o co właściwie oskarżają tego Murzyna :)
UsuńNie minęło to Atticusa :-), gdy córka zapytała go co to jest gwałt "westchnął i powiedział, że gwałt to stosunek płciowy z osobą płci żeńskiej przy użyciu siły i bez jej zgody". Myślę, że genderystki nie zgodziłyby się z tą definicją ale dla Jean Louise okazała się wystarczająca.
UsuńDo tej pory pamiętam zdjęcie-kadr z filmu: Atticus schowany za wielką płachtą gazety i jego mina, gdy pada to nieszczęsne pytanie. Zawsze podejrzewałam, że film musi też być dobry, tylko w czasach, kiedy pierwszy raz czytałam "Zabić drozda" łatwiej wyobrażałam sobie powszechne loty w kosmos niż internet i youtube ;) Właśnie zobaczyłam trailer.
UsuńTo jednak dziwnie budujące, że ktoś pamięta o jednej z moich ulubionych książek z młodości.
Film bardzo słabo pamiętam ale Atticusa rozumiem bo musiałem dziecku wytłumaczyć co znaczy "nie cudzołóż" i "nie pożądaj żony bliźniego swego" :-)
UsuńPamiętam i ja to zdjęcie, miało podpis-cytat: "Co to jest gwałcić? - zapytałam go tego dnia wieczorem". Przez to gadanie chyba się normalnie zaopatrzę w tamtą edycję z fotosami, bo egzemplarz mamy, który czytałem nastolatkiem będąc, gdzieś zaginął, a ja mam wydanie z serii z Salamandrą - a to już nie ten klimat...
UsuńW "tamtych czasach" zdaje się, była ogólniejsza faza na książki ilustrowane zdjęciami z filmu, pamiętam takie wydanie "Czterech pancernych i psa" i jeśli mnie pamięć nie myli także "Greka Zorbę".
UsuńJuż mniejsza o wulgaryzmy (nawet nie zapamiętałam), chodzi mi raczej o problematykę, o samą rozprawę sądową, treść oskarżenia, wyrok. Może o sposób przedstawiania świata. Jakoś nie widzę w tym typowej "książeczki dla dzieci". Nie chodzi mi przy tym o jakieś zagrożenie dla 'niewinności dziatek', ale o niemożliwość zrozumienia. Mogę się zresztą mylić.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o tematykę i jej ujęcie, to owszem, daleko Lee do "Poczytaj mi mamo" ale ryzykuje się tylko to, że dziecku książka wyda się nudna, a w najlepszym razie odbierze ono "Zabić drozda" jako historię o dziewczynce. To trochę tak jakby "Alicję w krainie czarów" czy "Piotrusia Pana" czytać trzylatkowi - ale nie wątpię, że trafiają się tacy rodzice :-)
UsuńTo bardzo ważna dla mnie książka, czytałem mając jakieś 14-15 lat (to że to nie jest książka dla dzieci to oczywista oczywistość), w dodatku to właśnie wydanie, należące do mojej mamy. Od tamtej pory wiedziałem, że chcę być w przyszłości takim ojcem jak Atticus - szanującym dziecko, tłumaczącym świat, przestrzegającym zasad i umiejącym ich bronić. Będącym ostoją spokoju poczucia bezpieczeństwa. Kwintesencją tego jest ostatnie zdanie powieści, zwłaszcza owo "wiedziałam, że...", wyrażające absolutną pewność, że ojciec będzie tam, gdzie być powinien. Ten ideał ojca po wielu latach odżył we mnie z hibernacji kiedy sam mam córkę - niezłego urwisa. Chciałbym być przez nią tak zapamiętany, jak opisany jest Atticus.
OdpowiedzUsuńJesienią zeszłego roku (dopiero!) obejrzałem film; pierwszy raz, choć kadry z niego, te zamieszczone w książce, pamiętam szalenie wyraziście, łącznie z podpisami. Jest równie znakomity jak powieść. W tym roku zanosi się na ponowną jej lekturę.
Kiedy ja czytałem "Zabić drozda" o ojcostwie jeszcze nie myślałem :-) Ale tak na serio - widać, że Atticus w jakiś sposób też się złamał, przecież obecność ciotki Alexandry, która ma zrobić z Jean Louise damę jest "poddaniem tyłów" z jego strony. Tak jakby chciał mieć trochę świętego spokoju i czuł, że wychowanie córki może go przerastać.
UsuńDobrze, że ktoś jeszcze pamięta o takich książkach, bo warte są czytania i przedstawiania w blogosferze. To niby jest jeden z tych tytułów, o którym wielu tu słyszało, jednak gorzej z czytaniem i recenzowaniem ;)
OdpowiedzUsuńDziwię się, że ktokolwiek mógłby polecić tę książkę dzieciom. Wiem, że amerykańskie szkoły mają ją w kanonie lektur, ale z pewnością czytają ją nastolatkowie, a nie dzieciaki...
Mnie się wydaje, że ci którzy czytają i mają coś naprawdę do powiedzenia na temat literatury po prostu nie blogują, bo i po co, skoro w sieci dominuje literackie disco polo, którego poziom kiedyś Beznadziejnie Zacofany w Literaturze spuentował - "reckę napisałaś miodzio".
UsuńNie wiem jak wygląda teraz lista lektur w liceum ale myślę, że "Zabić drozda" miałoby szanse wśród licealistów.
Wybacz, ale trochę mnie już męczy to narzekanie pod prawie każdym wpisem na to, że ludzie czytają i opisują śmieci, a my tu, prawda, parnasik, ą i ę. :P Lee napisała: "(...) Myślę, że jest tylko jeden rodzaj ludzi. Ludzie.", więc po co ich dzielić. A tak w ogóle, to internety donoszą, że już wkrótce ukaże się nowa powieść autorki :)
UsuńPrzy czym "nowa" wziąłbym w cudzysłów ;-) I choć podejrzewam, że nie wyjdzie poza ciekawostkę (ale mogę się mylić), to może być interesującym uzupełnieniem, choćby ze względu na wgląd (hehe) w ewolucję opowieści. Ale drugiego Pulitzera raczej nie dostanie...
UsuńOdium sławy przygniatające na ponad pół wieku?? Ja tam jestem ciekaw, co z tego wynikło :) A swoją drogą, kiedy dowiedziałem się, że pierwowzorem jednej z postaci "Zabić ..." jest Truman Capote, z którym autorka się przyjaźniła, pomyślałem o powtórce. Idąc za ciosem, wziąłbym na ząb "Z zimną krwią", które odkładałem na półkę z 3 albo 4 razy. I film bym obejrzał o Capocie ... A przestańcież pisać, bo kiedy czas na to!!! :D
UsuńTo nie narzekanie lecz spostrzeżenia - dlaczego miałbym narzekać na to "że ludzie czytają i opisują śmieci"?! Przecież nie niosę kaganka oświaty pomiędzy lud ani nie żyję z wydawania książek :-)
UsuńI bez przesady też z tym parnasikiem, on dostępny jest dla każdego, bo przecież każdy decyduje sam przy czym się bawi, w razie czego posunę się i zrobię miejsce :-)
Zanim dotrze do mnie, że ukazała się jakaś nowość, trochę czasu minie ale taka jest właśnie cena przebywania na parnasiku :-)
PS.
Ale może to i racja :-)
"(...) każdy decyduje sam przy czym się bawi (...)" O, to, to! I czy trzeba to koniecznie komentować? W porządku, mnie też się zdarzało, ale chyba jednak ostatnio bardzo rzadko. I już mnie nawet nie oburza, kiedy w autobiograficznej spowiedzi Michała Urbaniaka czytam, że człowiek nic nie czyta. Trzy powieści w młodości (popularna klasyka, czyli May i Dumas) i szlus. Czy to deprecjonuje go jako człowieka i wielce zdolnego artystę. Każdemu jego bijonse i niech tak zostanie :D
UsuńPS. Z czym racja? :)
Racja? - z marudzeniem :-), ale nie żebym zaraz sobie głowę posypywał popiołem. Gdybym szpile wbijał na tych wszystkich blogach, w których każda książka zachwyca, wzrusza, jest godna polecenia itp. itd. to rozumiem, ale przecież ja to swoje "ceterum censeo ..." powtarzam w czterech ścianach własnego blogaska, na który wchodzi kto chce - większość nie chce :-).
UsuńSzczerze? Wolałbym żebyś tam, bo tam akurat nie bywam. A tu bywam i, hmm, troszkę mam przesyt :P Ale masz rację. Twoje cztery ściany, jesteś w prawie do temporesowania z moresowaniem, ile razy najdzie Cię ochota :D
UsuńNo wiesz, to byłoby tak jak gdybym przyszedł do kogoś do domu i mówił gospodarzom, że mi się nie podobają ich meble w salonie i kafelki w łazience :-)
UsuńAle wrócić do domu i obgadać, to już wypanda? :P Dajmy pokój. Najwyżej przymknę lewe oko i przemknę nad takimi komentarzami :D
UsuńAle o co kaman?! czy widziałeś na tym blogu krytykę konkretnego bloga? Każdy pisze takiego bloga jakiego chce i jakiego potrafi, nic nikomu do tego ale to przecież nie znaczy, że blogoksiążkowy mainstream nie podlega krytyce.
UsuńNiestety nie znam, tzn. nie czytałam książki, pamiętam film, pamiętam, że zrobił na mnie wrażenie, trochę klimat i jak przez mgłę historię. To zresztą spowodowało zakup książki, która leży i czeka na swoją kolej. Być może dzięki Tobie doczeka się szybciej. A co do blogosfery to jest ona tylko, albo aż odbiciem naszych czasów.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie będziesz zawiedziona, choć, nie ma co ukrywać, to jednak książka raczej dla nastoletnich czytelników :-).
UsuńI z tą reprezentatywnością książkowej blogosfery, jednak bym nie przesadzał, to coś w rodzaju literackiego MacDonalda a przecież wiadomo, że nie wszyscy się tam stołują :-)
Ach, w tym roku, a pewnie nawet niebawem również mam w planach odświeżenie sobie "Zabić Drozda" po latach od pierwszej lektury, więc wielka radość, że również się skusiłeś. :)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia dlaczego ktoś dodał ten tytuł do "Cała Polska czyta dzieciom", ale być może dlatego, że w Stanach należy ona do kanonu lektur już od wczesnych lat, tyle że we fragmentach. Stąd zapewne inspiracja.
Niemniej, absolutny współczesny klasyk, mocny i niby taki "egzotyczny", a jednak wciąż bliski. Sama jestem teraz ciekawa, jak odbiorę lekturę po latach. :)
Myślę, że nie będziesz zawiedziona. Nie zaszkodziłoby gdyby i u nas "Zabić drozda" było lekturą tyle, że nie dla dzieci w podstawówce a dla młodzieży w liceum.
UsuńJak najbardziej się zgadzam, ale biorąc pod uwagę, że teraz w liceum tylko kilka lektur czyta się w całości, to i tak głębszy sens uciekłby w toku niedoczytania. Niestety. :/
UsuńNiedawno Agnieszka z "Czytam bo..." oświeciła mnie, że lektur nie czyta się już w całości i bardzo dobrze, dzięki temu pozostaje więcej czasu na gry komputerowe, no i nie męczy się tak wzroku.
UsuńTo i ja dołożę cegiełkę - wczoraj wypożyczyłem na długie lutowe ferie :) Wcześniej nie czytałem, filmu też nie tykałem, żeby nie zachwiać odbioru, ale od jakiegoś czasu obiecywałem sobie, że gdy tylko znajdę chwilkę, kiedy w spokoju będę mógł zasiąść ... I pewnie też skrobnę miodzio reckę do "Zakurzonej półki".
OdpowiedzUsuńTo poszalałeś :-) "Zabić drozda" starczy Ci na jeden wieczór a co potem?! :-)
UsuńA to już najmniejszy problem ;p Potem "Weiser Dawidek", "Wodnikowe wzgórze", nowe wydanie "Don Kichota", "Książę przypływów", "Zło" Guillou, "Rebeka", "Grek Zorba", a w międzyczasie na pewno dotrze coś recenzyjnego :) "Zabić drozda" pewnie będę dawkował... na dwa wieczory.
UsuńChyba jednak nie będziesz się nudził, co prawda "Weiser ...", "Grek ..." i "Wodnikowe wzgórze" to książki na jeden-dwa wieczory ale "Don Kichot" to już poważniejsza sprawa. Ja na tłumaczeniu Boye utknąłem w połowie pierwszego tomu już ponad miesiąc temu i ani rusz nie idzie dalej :-). "Zła" i "Rebeki" nie znam.
UsuńAle czasem wolę też posiedzieć przy książce dłużej, czytając wolniej, powtarzając niektóre fragmenty, myśląc o nich w międzyczasie i w trakcie, bo szybkość nie wpływa pozytywnie na mój odbiór (a chciałbym tego bardzo!). "Don Kichota" mam od Rebisu do recenzji, w nowym tłumaczeniu Charchalisa, i już się zabieram, a zabrać się nie mogę :) A "Rebeka" to klasyczny gotyk pełną gębą (wielka posiadłość, trupy, tajemnicza przeszłość...), ekranizował w 1940 Hitchcock i zrobił to po mistrzowsku, więc muszę sprawdzić pierwowzór - spodziewam się Poego i Walpole'a w dłuższej formie i nieco lżejszej narracji.
UsuńPoe'go znam tylko z "Kruka" jeszcze z czasów szkolnych ale nie wstrząsnął mną wówczas. Walpole'a kojarzę z "Wizerunku człowieka rudego", który był wydany przez PIW w "Bibliotece grozy" i oczywiście z "Zamku Otranto" ale żadnej z nich nie przebrnąłem.
UsuńJa swego czasu (jeszcze w liceum) przeczytałem cały zbiór "Opowieści niesamowitych" Poego, a więc większość jego opowiadań, i cóż - wzięło, chwyciło, przynajmniej niektóre tytuły, i skłoniło do sięgania dalej (po powieści Grabińskiego, "Zamczysko w Otranto" - niezłe, ale nie zachwyciło, recenzowałem w Tramwaju - po mniej znanego Strobla...). Do niektórych tekstów musiałem się oczywiście przymuszać, ale zazwyczaj tak mam, że jeśli już zacznę, to chcę skończyć, i bardzo często się to opłaca, bo jednak coś odnajduję w tych klasykach grozy. Jeszcze wracając do Poego - pierwszy raz zetknąłem się z nim chyba w związku ze starymi ekranizacjami Cormana; dziwna droga, ale cieszę, że odkryłem i sięgnąłem stosunkowo wcześnie ;)
UsuńUciekliśmy od tematu, ale tak to już bywa z literaturą...
Chapeau bas! :-) Wiadomo, nie te czasy, teraz nie takie strachy nie działają na wyobraźnię a co dopiero mówić o takich ramotkach :-)
UsuńWstyd przyznać, że książkę ma od wielu lat i jej nie czytałam a nie pamiętam również bym oglądała film. Ale już od jakiegoś czasu chodzi za mną więc może w najbliższym czasie ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńWczoraj gdzieś przemknęła obok mnie w którejś ze stacji radiowej informacja, że Harperr Lee pozostała autorka jedynej książki, gdyż rękopis "Zabić drozda" jej zaginął...ale nie jestem przekonana, czy dobrze usłyszałam....
Przesadziłam z "r" w nazwisku.....
UsuńFilm pamiętam piąte przez dziesiąte, nawet nie wiem czy oglądałem go w całości. Jakoś ważniejsza była dla mnie książka tak, że "Zabić drozda" kojarzy mi się bardziej z nią niż z filmem. A jeśli stoi u Ciebie na półce, to ile to roboty - wyciągnąć po nią rękę i przeczytać? :-)
UsuńI tak właśnie zrobię, gdy ostatnio co rusz na nią trafiam w internecie....
UsuńTo w takim razie będę wyczekiwał na Twoją opinię.
UsuńZ czytaniem u mnie jako tako, ale z opiniami fatalnie.....ale motywujesz...
UsuńCzytając Twoje opinie nie widzę byś miała jakiś powód do narzekań i kompleksów :-)
UsuńMiło, że tak uważasz. Ale nie chodzi nawet tak o treść, jak o chęć pisania, która u mnie ma tendencję malejącą....
UsuńDużo tłumaczy się "zmęczeniem materiału" chociaż niektórzy twierdzą, że to tylko lenistwo :-)
UsuńLenistwo z pewnością, tyle że umysłowe....
UsuńJakby nie było, to ciągle lenistwo :-)
UsuńFakt......
Usuń