Już dawno się tak nie ubawiłem, chociaż nie sądzę by intencją Autorki "Studni bez dnia" było rozśmieszenie czytelników ale jak tu się nie śmiać, kiedy czyta się grafomańskie opisy stosunku seksualnego, który odbywa się o drugiej nad ranem w miejscu publicznym (przy jakimś wiadukcie kolejowym w Toruniu) - ach, cóż to za "Transfuzja orgazmu. Naboje rozkoszy wypuszczone skurczami w korytarze miękkości. Cichy jęk i zwolnienie uścisku. Wilgoć cieknąca arteriami ud prosto do tenisówek". W sumie, co w tym śmiesznego? Przecież to wcale nie jest zabawne wracać o drugiej nad ranem do domu w mokrych tenisówkach!
Ale "Studnia bez dnia" nie jest rodzimą wersją "50 twarzy Greya" choć opisów miłosnych zapałów można jeszcze kilka znaleźć, to dosyć kuriozalna historia o owdowiałej młodej kobiecie, dorabiającej przy produkcji toruńskiej pamiątkarskiej tandety, która znajduje pierścień ze średniowiecznej legendy zmieniający jej życie.
Katarzyna Enerlich, trawestując piosenkę Jerzego Stuhra, udowadnia, że "pisać książki każdy może", a zarazem że chyba jednak nie każdy powinien. Co prawda Andrzejewski mówił Trzandlowi o powszechności i potrzebie pisarstwa "merkantylnego" ale trzymającego jednak jakiś poziom, a powieść Katarzyny Enerlich nie łapie się do twórczości, jak to mówił, "kupców drugiej ani trzecie gildii". Zapewne ma swoich miłośników (to mógłby być asumpt do dyskusji na temat, czy lepiej nie czytać w ogóle niż czytać tego rodzaju elukubracje) ale jeśli ktoś posiadł trudną umiejętność czytania ze zrozumieniem powinien "Studnię bez dnia" omijać szerokim łukiem.
I nie chodzi tylko o grafomanię służącą opisowi, jak to bohaterka książki "stała się kobietą samotną, wlokącą za sobą niedomkniętą walizę uczuć. Żyły miłości podcięła jej podsłuchana rozmowa Męża z inną kobietą." bo to wynagradza mi z naddatkiem Mąż pisany przez duże "M", ta oznaka szacunku wobec patriarchalnego porządku. Nic to, że zdradzał (o czym zresztą żona wiedziała) ale mąż to jest Mąż! Nie żeby nie dostrzegała jego wad. I owszem, widziała je, wszakże gdy po wypadku nieprzytomny leżał w szpitalu i "balansował między życiem a śmiercią. Wyjątkowo niekorzystnie wyglądał." Co to znaczy kobiece oko! Facet umiera, a zdradzana żona dostrzega, że wyjątkowo niekorzystnie wygląda! Cóż za niedopatrzenie z jego strony! Zgroza!
Ale zgrozą wieje też i z innego powodu - bohaterka powieści znajduje kości palców i przedramienia, a "na jednej z kości palców połyskiwał... pierścień". I co? I nic! Kości zawija w jakiś woreczek i chowa do szafy, normalka, któż by tak nie zrobił ze znalezionymi ludzkimi szczątkami, a pierścień pokazuje przyjaciółkom. Ma kobieta nerwy. Tylko jak to możliwe? By przez trzy wieki pierścień utrzymywał się na palcu, ręka musiałaby być zmumifikowana a przecież Katarzyna Enerlich wyraźnie pisze o kościach (w dodatku zwiniętych jak "jasny precel"). Kości przedramienia i dłoni to prawie 30 kości, po co zabrała je wszystkie, bo jeśli nawet jakimś cudem pierścień trzymał się na którejś z kości palca, to przecież do niczego nie były jej potrzebne pozostałe. I jak zgarnęła je wszystkie za jednym zamachem wraz z pierścionkiem, chyba że miała wprawę albo dłoń jak szuflę? To pozostanie zagadką Autorki. Nie jedyną zresztą. Dlaczego jej bohaterka nie zawiadomiła policji o znalezieniu, jakby nie było, fragmentu zwłok? Przecież to, że znalazła je w średniowiecznej studni wcale nie oznacza, że mają kilkaset lat.
Tylko też chyba ona jedna wie, czy chlebodawcę głównej bohaterki w końcu emocjonowała jedna sprawa - "wyłącznie szczątki Kopernika", czy dwie, bo kilka zdań wcześniej pisze, że "rzeźbiarza w tym samym czasie frapowała jeszcze jedna zagadka". Nie wie za to, że nie powinno używać się słów, których znaczenia się nie rozumie, jak wyrażenia nomen omen w zdaniu, "Ucieszyła się, że dzwoni, bo w domu nagle zabrakło (nomen omen) oleju i chciała go prosić, bo dopisał go do listy zakupów, którą dała mu dziś rano."
Katarzyna Enerlich, trawestując piosenkę Jerzego Stuhra, udowadnia, że "pisać książki każdy może", a zarazem że chyba jednak nie każdy powinien. Co prawda Andrzejewski mówił Trzandlowi o powszechności i potrzebie pisarstwa "merkantylnego" ale trzymającego jednak jakiś poziom, a powieść Katarzyny Enerlich nie łapie się do twórczości, jak to mówił, "kupców drugiej ani trzecie gildii". Zapewne ma swoich miłośników (to mógłby być asumpt do dyskusji na temat, czy lepiej nie czytać w ogóle niż czytać tego rodzaju elukubracje) ale jeśli ktoś posiadł trudną umiejętność czytania ze zrozumieniem powinien "Studnię bez dnia" omijać szerokim łukiem.
I nie chodzi tylko o grafomanię służącą opisowi, jak to bohaterka książki "stała się kobietą samotną, wlokącą za sobą niedomkniętą walizę uczuć. Żyły miłości podcięła jej podsłuchana rozmowa Męża z inną kobietą." bo to wynagradza mi z naddatkiem Mąż pisany przez duże "M", ta oznaka szacunku wobec patriarchalnego porządku. Nic to, że zdradzał (o czym zresztą żona wiedziała) ale mąż to jest Mąż! Nie żeby nie dostrzegała jego wad. I owszem, widziała je, wszakże gdy po wypadku nieprzytomny leżał w szpitalu i "balansował między życiem a śmiercią. Wyjątkowo niekorzystnie wyglądał." Co to znaczy kobiece oko! Facet umiera, a zdradzana żona dostrzega, że wyjątkowo niekorzystnie wygląda! Cóż za niedopatrzenie z jego strony! Zgroza!
Ale zgrozą wieje też i z innego powodu - bohaterka powieści znajduje kości palców i przedramienia, a "na jednej z kości palców połyskiwał... pierścień". I co? I nic! Kości zawija w jakiś woreczek i chowa do szafy, normalka, któż by tak nie zrobił ze znalezionymi ludzkimi szczątkami, a pierścień pokazuje przyjaciółkom. Ma kobieta nerwy. Tylko jak to możliwe? By przez trzy wieki pierścień utrzymywał się na palcu, ręka musiałaby być zmumifikowana a przecież Katarzyna Enerlich wyraźnie pisze o kościach (w dodatku zwiniętych jak "jasny precel"). Kości przedramienia i dłoni to prawie 30 kości, po co zabrała je wszystkie, bo jeśli nawet jakimś cudem pierścień trzymał się na którejś z kości palca, to przecież do niczego nie były jej potrzebne pozostałe. I jak zgarnęła je wszystkie za jednym zamachem wraz z pierścionkiem, chyba że miała wprawę albo dłoń jak szuflę? To pozostanie zagadką Autorki. Nie jedyną zresztą. Dlaczego jej bohaterka nie zawiadomiła policji o znalezieniu, jakby nie było, fragmentu zwłok? Przecież to, że znalazła je w średniowiecznej studni wcale nie oznacza, że mają kilkaset lat.
Tylko też chyba ona jedna wie, czy chlebodawcę głównej bohaterki w końcu emocjonowała jedna sprawa - "wyłącznie szczątki Kopernika", czy dwie, bo kilka zdań wcześniej pisze, że "rzeźbiarza w tym samym czasie frapowała jeszcze jedna zagadka". Nie wie za to, że nie powinno używać się słów, których znaczenia się nie rozumie, jak wyrażenia nomen omen w zdaniu, "Ucieszyła się, że dzwoni, bo w domu nagle zabrakło (nomen omen) oleju i chciała go prosić, bo dopisał go do listy zakupów, którą dała mu dziś rano."
Pewnie też niejedna gospodyni domowa chciałaby wiedzieć, jakim cudem kobiecie, która ledwo wiąże koniec z końcem, starcza na to by ciągle bywać w kawiarniach i restauracjach - no chyba, że w Toruniu jest jakoś bardzo tanio, etc., etc., etc.
Pomijając już niekonsekwencje i brak logiki dostrzegany co i rusz w fabule, to nie trzeba być krytykiem literackim by dostrzec niedostatki kompozycji. Do czego potrzebny był Autorce pochówek Kopernika albo przyjaźń wdowy i ex-kochanki tego samego mężczyzny, zważywszy że nic z niej w sumie nie wynika? Jest za to, to co można znaleźć na blogu Autorki; przepisy kuchenne i nawiązanie do Mazur. Tylko czy zaraz trzeba o tym pisać książkę? Jak dla mnie szkoda czasu i atłasu. Jeśli taka jest cała polska, współczesna literatura "kobieca" to ratuj się kto może!
Pomijając już niekonsekwencje i brak logiki dostrzegany co i rusz w fabule, to nie trzeba być krytykiem literackim by dostrzec niedostatki kompozycji. Do czego potrzebny był Autorce pochówek Kopernika albo przyjaźń wdowy i ex-kochanki tego samego mężczyzny, zważywszy że nic z niej w sumie nie wynika? Jest za to, to co można znaleźć na blogu Autorki; przepisy kuchenne i nawiązanie do Mazur. Tylko czy zaraz trzeba o tym pisać książkę? Jak dla mnie szkoda czasu i atłasu. Jeśli taka jest cała polska, współczesna literatura "kobieca" to ratuj się kto może!
Zerknąwszy na tytuł książki i nazwisko autorki byłam przekonana, iż to pomyłka. Nie marlow. Upewniałam się dwa razy:) Biedaku, szczerze współczuję, a że też dałeś radę i dobrnąłeś do końca- to mnie dziwi najbardziej.
OdpowiedzUsuńDla mnie to było bardzo pouczające doświadczenie :-), o dziwo problemów z dobrnięciem do końca nie ma żadnych może dlatego, że przez książka idzie się jak burza - nie ma niczego co zmuszałoby do refleksji, a wyrazy współczucia należą się paniom, które czymś takim się zachwycają :-)
UsuńSkoro się zachwycają, to nie ma powodu, żeby im współczuć:). Jakoś nie mogę ostatnio trafić na książkę, która wzbudziłaby we mnie taki entuzjazm.
UsuńMoże powinnaś trochę poszperać w blogosferze - sporo jest takich blogów, których autorki mają to szczęście, że co trafią na książkę to je zachwyca :-)
UsuńO matko, to ja miałem jak Guciamal. Musiałem się najpierw uszczypnąć, a potem zamknąłem oczy i wszedłem :D
OdpowiedzUsuń"Wy mnie znacie może z dobrej strony, ale jeszcze mnie poznacie i ze złej strony" jak mówił porucznik Dub :-) Chciałem poznać się bliżej twórczość Kalicińskiej Małgorzaty ale panie bibliotekarki mnie wyśmiały i kazały zapisać się na listę oczekujących więc musiałem zadowolić się Katarzyną Enerlich, też dobrze! :-)
UsuńAle się zapisałeś na Kalicińską, czy nie? Bo podsunę Ci jeszcze Michalak Katarzynę, ale do niej kolejki jak niegdyś po papier toaletowy. I w sumie stoi się po to samo w tym wypadku :P
UsuńAż w takiej desperacji nie byłem :-) Katarzyna Michalak powiadasz?! Spróbujemy, spróbujemy... chociaż wyczuwam jakiś niecny podstęp z Twojej strony :-)
UsuńPodstęp? Raczej szczere dążenie do zapewnienia Ci niezapomnianych wrażeń. Napisałbym, że literackich, ale obraziłbym nawet Mniszkównę :P
UsuńTo teraz dopiero narobiłeś mi apetytu! :-)
UsuńZapisz się na dowolne dziełło do możliwie krótkiej kolejki, żeby Ci apetyt nie przeszedł.
UsuńBez obaw :-) teraz dopiero widzę ile mnie minęło. Czytam jakieś ponure wynurzenia Dostojewskiego a tu proszę, na wyciągnięcie ręki radosna twórczość polskich autorek! Nie mogę tego przegapić! :-)
UsuńTeż Ci się dziwiłem z powodu tych wszystkich ponuractw :P Ale dobrze, żeś się nawrócił.
UsuńSkoro tylu czytelników doceniło walory tej literatury to było już tylko kwestią czasu, kiedy i ja wreszcie zrozumiem co dotychczas traciłem :-)
UsuńPoczytasz Michalak, to odszczekasz kalumnie na Mniszkównę :P
UsuńPo takiej zachęcie już mi ślinka cieknie :-)
UsuńPowinienem się specjalizować w marketingu książkowym :D
UsuńW razie czego mogę wystawić Ci list polecający, w którym zaświadczę że skutecznie zachęciłeś mnie do lektury twórczości Michalak Katarzyny :-)
UsuńDziękuję, będę miał zasługi dla literatury ojczystej.
UsuńNie popadaj w samozachwyt, jeśli już, to dla autorki i wydawnictwa :-)
UsuńW sumie zasługi dla literatury ojczystej nie muszą się przełożyć na korzyści materialne, w przeciwieństwie to tych drugich zasług :D
UsuńCzekam na opinię "Czarnego księcia", o ile będziesz w stanie ją skończyć :PP
UsuńZwL - ale chyba nie masz nic przeciwko korzyściom materialnym, zwłaszcza jeśli na nie solidnie zapracowałeś?! :-)
UsuńAlasko - "Czarnego księcia" kojarzę tylko z teleranka z lat 70-tych, o istnieniu innego nic nie wiem.
Korzyści materialne non olet, jak mawiali starożytni :)
UsuńPrawda, zwłaszcza że są wymiernym dowodem uznania :-)
UsuńTeraz więc czekam na wymierną wdzięczność wydawcy i autorki :P
UsuńObawiam się, że możesz dłuuuugo czekać bo tutaj raczej nie zaglądają, tak że nie mają szans by dowiedzieć się o Twoich zasługach :-)
UsuńJuż ja roześlę linki, gdzie trzeba :P
UsuńAle to już musisz liczyć na siebie samego :-)
UsuńJak zwykle :P
UsuńC'est la vie! :-)
Usuń"Obawiam się, że możesz dłuuuugo czekać bo tutaj raczej nie zaglądają, tak że nie mają szans by dowiedzieć się o Twoich zasługach :-)" - ukoję Twój niepokój , Katarzyna Michalak ma ludzi od wysylania jej linków, nic nie umknie ich bystremu oku :).
UsuńA wracając do ad remu - tak się bezradnie pożalę, co zrobil moj Toruń Katarzynie Enerlich, że go ta bezwzględnie użyła?...
A, i NIE CZYTAJ KALICIŃSKIEJ. Z serca odradzam, straszliwe przezycie, po co ci to?
UsuńZ toruńskich opisów Katarzyny Enerlich zapamiętałem tylko bramy śmierdzące uryną co niespecjalnie "konweniuje" z wyobrażeniem jakie mam o Toruniu, tak że jako przewodnik po mieście "Studnia bez dnia" jest, hmm, nieco kontrowersyjna, że się tak oględnie wyrażę.
UsuńI powiadasz, że odradzasz Kalicińską i Michalak - czyżby BZwL nie miał racji tak zachęcając do lektury książek tej ostatniej? :-)
Nie będę oryginalna - aż się uszczypnęłam... I nie znika... Znaczy się Marlow recenzuje babskie czytadła... Po czymś takim nie da się wrócić do normalnego życia.
OdpowiedzUsuńA Michalak sobie daruj - ZwL Cię wkręca na maksa. Uczciwie się przyznaję, ze większość jej książek czytałam, część mi się podobało nawet bardzo, ale ja baba jestem i od czasu do czasu muszę coś lżejszego poczytać...
I stanę w obronie polskich autorek - nie wszystkie są beznadziejne. O!
No weź, nie psuj mi planów :P
UsuńBZwL wkręca mnie? Nie wierzę! Nie zrobiłby mi tego, on nie z takich :-)
UsuńI zaraz tam babskie czytadła! Cóż za seksistowskie podejście - a to przecież polska literatura współczesna. Parafrazując klasyka "Wiesz, co robi ta literatura? Ona odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa! To jest literatura na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tą literaturą?! My otwieramy oczy niedowiarkom: patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane - i to nie jest nasze ostatnie słowo! I nikt nie ma prawa się przyczepić." :-)
Niech będzie, ze seksistowskie. Ale prawdziwe.
UsuńJa tam sporo polskiej współczesnej literatury czytam, chociaż akurat z panią Enerlich się jeszcze nie spotkałam. Trochę mną te kości wstrząsnęły i te hmm... mokre tenisówki też. Bo już myślałam że gorszej pornografii niż u Agnieszki Lingas-Łoniewskiej to trudno znaleźć. Atu proszę, niespodzianka.
Dobrze, czytaj, pisz, nurzaj się w owej literaturze, tylko żebyś później nie miał pretensji, że nikt Cię nie ostrzegł.
A czy szanowny ZwL może zdradzić plany i wyższe racje, które zmuszają go do reklamowania Katarzyny Michalak gdzie popadnie? Przecież wiadomo jak się skończy spotkanie Marlowa z jej twórczością. Już jakaś autora wojuje z Pawłem Pollakiem. Chyba, że chodzi o to żeby fanki pani Kasi go zaciukały? Boimy się konkurencji panie ZwL? Nieładnie...
Kurczę, teraz mi przyszło do głowy: ZwL przeszedł na ciemną stronę mocy! On tylko udaje, że krytykuje Michalak, a tak naprawdę to robi jej PR...
UsuńNie ważne jak będą mówić, ważne żeby w ogóle mówili ;)
Widzę, że u mnie mści się to okopanie wśród książek wydanych nie później niż przed II wojną światową :-) bo jako żywo o Agnieszce Lingas-Łoniewskiej i Pawle Pollaku nie słyszałem, choć z tego co piszesz to mam wrażenie, że nic nie straciłem :-)
UsuńAniu, ja po prostu dbam o uzupełnienie wiedzy kolegi Marlowa, nie może być tak, żeby żyć bez znajomości ikon polskiej literatury współczesnej. A że to się skończy kosmiczną katastrofą, to dodaje tylko pikanterii sprawie :P
UsuńW temacie Paweł Pollak się nie wypowiadam, bo znam go jako blogera, a książek nie czytałam. I właśnie teraz młoda autorka, której powieści recenzował (i zmieszał je z błotem, aczkolwiek merytorycznie i ze stosownymi cytatami) pozwała go do sądu. Tak wiec los recenzenta w Polsce może być nieciekawy.
UsuńCo do pani Lingas-Łoniewskiej - przeczytałam jedną książkę i za resztę dziękuję bardzo. Co za dużo to nie zdrowo. Ale jak chcesz poznać topowe polskie autorki to zachęcam...
A mówią, że nic się nie dzieje w polskiej literaturze współczesnej, a tu proszę! I udaję się na poszukiwania bloga Pawła Pollaka :-)
UsuńPaweł Pollak jest też tłumaczem literatury szwedzkiej. Lingas-Łoniewską zdecydowanie odradzam;).
UsuńDzięki, właśnie znalazłem jego blog i opowieść o batalii z Martą Grzebułą. Swoją drogą, pani aż się napraszała guza, skoro na Lubimyczytać zamieściła/zamieszczono informację, że ukończyła szkołę podstawową - cóż za osiągnięcie! :-)
UsuńStrach się bać. I napisz tu obiektywnie że książka do kitu , już lepiej milczeć. Zaraz pewnie się gromy na mnie posypią. Jednak pisać o nieprzeczytanych książkach nie wypada a zmuszać się i czytać brednie to dla mnie strata czasu.
UsuńZamiast obiektywnie proszę wstawić szczerze, nie chciałabym wywoływać dyskusji pt. "czy opinia może być obiektywna?" Choć uważam że może :-)
UsuńNie wiem czy straszenie już się skonkretyzowało ale nawet gdyby, to wynika jest prosty do przewidzenia. Niezależnie już jednak od tego, widać, że obie strony są mocno przewrażliwione a sprawa nurza się już w oparach absurdu.
UsuńAbsurd absurdem ale muszę przyznać że wcześniej nie słyszałam nazwiska tej Pani . Podejrzewam iż nie tylko ja.
UsuńNiektórzy nie słyszeli o Katarzynie Enerlich a niektórzy o Simone de Beauvior :-)
UsuńTu akurat miałam na myśli panią Martę , o pani Katarzynie Enerlich już słyszałam i to jak wcześniej wspominałam pozytywnie.
UsuńTo zdecydowanie się różnimy, dla mnie "Studnia bez dnia" to nieporozumienie.
UsuńPoczekaj , "słyszałam" jeszcze nie znaczy że czytałam choć w planach miałam ( z naciskiem na czas przeszły) pod wpływem zachwytów zalewających blogi.
UsuńNo to wszystko jeszcze przed Tobą.
UsuńMarlow zawsze uwielbiałam Twojego bloga, ale teraz to już mi słów brakuje. Padam na kolana, że TO przeczytałeś. Padłam ze śmiechu!
OdpowiedzUsuńPolecam, szczerze polecam :-), momentami naprawdę robi się "smieszno i straszno", ja w każdym razie miałem niezły ubaw a i czasu nie straciłem zbyt wiele bo czyta się "to" bardzo szybko.
UsuńA wiesz mam tu jakąś Ficner-Ogonowską pozostawioną przez kogoś, pewnie nie odbiegnie od pani E. MOże się zmuszę ;P
UsuńTo może być ciekawe doświadczenie :-)
UsuńHa! Ja także przecieram oczy ze zdumienia. Co Cię w ogóle skłoniło to tego, by sięgnąć po tego typu płody?
OdpowiedzUsuńJak to co? Chęć bliższego poznania polskiej literatury współczesnej!
UsuńHa, to widzę, że czynisz bardzo śmiało wypady, ba, wręcz ekspedycje! Ale poznając naszą rodzimą współczesną literaturę poprzez obcowanie z tego typu nazwiskami, bardzo szybko się do niej zrazisz :) Chociaż, jeśli wziąć pod uwagę te wszystkie "ochy" i "achy", jakie przywołałeś w odpowiedzi na komentarz koczowniczki, to można stwierdzić, że jesteś usprawiedliwiony, a Twoim celem nie było znęcanie się nad panią Enerlich :)
UsuńWreszcie ktoś mnie zrozumiał :-) bo kto ma zrozumieć faceta jak nie inny facet :-)
UsuńWczoraj Steinbeck, dzisiaj Enerlich - jakie kontrasty, jaka rozpiętość tematyczna i jakościowa! Jestem pod wrażeniem i zastanawiam się, co będzie jutro :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Pawła Pollaka, czytałam tylko jedną jego książkę, "Niepełnych". Uznałam ją za nierówno napisaną i dosyć średnią.
Rozpiętość jakościowa?! Któż to mógł przypuszczać po tych wszystkich zachwytach, które można znaleźć w książkowej blogosferze: "jest to bardzo dobra pozycja, z którą powinniśmy się zaznajomić", "jest bardzo interesującą pozycją", "uważam Autorkę tę książki za jedną z najbardziej utalentowanych polskich pisarek", "Gorąco polecam!", "Zdecydowanie musicie ją przeczytać!", "Myślę, że będę wracać do tej książki, a poza tym trzeba wspierać Naszych polskich pisarzy", "od lektury nie sposób się oderwać", "sama książka jest magiczna i tak realna zarazem, jak mało która" czy "Gorąco was zachęcam do lektury" albo "Z radością więc odnotowuję, że „Studnia bez dnia” to bardzo udana powieść popularna"?! A każdy cytat pochodzi z innego bloga i lista wcale nie jest kompletna! :-)
UsuńI po co było zaglądać do książkowej blogosfery ;) Nie lepiej wierzyć kilku sprawdzonym blogom?
UsuńMówią, że podróże kształcą - ale chyba nie podróże po książkowej blogosferze :)
Oczywiście, że zaglądałem na sprawdzone blogi ale nie wiem czemu, nic tam nie mogłem znaleźć ani na temat twórczości Katarzyny Enerlich w ogólności ani "Studni bez dnia" w szczególności :-).
UsuńPoczułam się w obowiązku pokajać, że nie znalazłeś u mnie rzeczonej autorki :))) ale dzięki temu, że ja znalazłam ją u ciebie ... wiele zostało mi zaoszczędzone.
UsuńNie wykluczone, że dobrze byś się bawiła :-) Te zachwyty nad "Studnią bez dnia" chyba w większości pochodzą z blogów "współpracujących" - czyż to nie symptomatyczne?! :-)
UsuńZ Michalak to ZWL faktycznie Cię wkręca. Tyle tylko, że nikomu tam arterie nie przeciekają.
OdpowiedzUsuńAle może kiedyś spróbowałbys Grocholę. Tam przynajmniej nie zauważyłam czegoś takiego, jak kilkanaście błędów stylistycznych na jednej stronie.
Ale co to za radocha czytać poprawną językowo Grocholę? :P
UsuńGrocholę już próbowałem kiedy była u szczytu powodzenia, miałem nieodparte wrażenie, że jeśli chodzi o styl to jest dłużniczką Helen Fielding a zawsze przedkładam oryginały nad kopie.
UsuńZWL - można się wtedy poznęcac nad logika fabuły np.
UsuńMarlow - może i tak, ja czytałam dwie nieco nowsze niż ten cykl o Judycie i specjalnych pokrewieństw nie było.
Ale fakt, może lepiej zanurzyć zęby w trzecim tomie BridgetPPPP.
Zanurzyć zęby? Skąd ten pomysł - czytałem pierwszą część Bridget i "W pogoni za rozumem", życzyłbym wszystkim paniom, które postanowiły zostać pisarkami umiejętności Fielding.
UsuńZanurzyć zeby wyłącznie w celu książkowej konsumpcji, a nie kąsania autorskich łydek.
UsuńAaaa..., to zmienia postać rzeczy ale aż tak bardzo nie śledzę nowości - wolę jednak wrócić choćby do Steinbecka :-)
UsuńJakie tam nielogiczności, że niby działka z widokiem i dom za sto tysięcy?
UsuńPewnie kupione na jakiejś wyprzedaży :-)
UsuńTia, zimowa przecena :P
UsuńGdybym wiedział gdzie, to sam bym podjechał żeby skorzystać :-)
UsuńPawła Pollaka znam nie tylko z jego książek (dobre kryminały), z jego bloga, ale także jako tłumacza i wielbiciela Hjalmara Söderberga. Na blogu opublikowałam kiedyś (za zgodą autora oczywiście, a nawet z jego inicjatywy) opowiadanie: http://ksiazkioli.blogspot.com/2013/10/propozycja-wydawnicza-pawe-pollak.html
OdpowiedzUsuńAle, żeby aż do tenisówek? ;)
E tam, tenisówki - o drugiej w nocy, przy jakimś wiadukcie kolejowym! I pomyśleć, że bohaterka była już po trzydziestce :-)
UsuńTeraz to już się zwyczajnie czepiasz. Bo co, po trzydziestce to już się nic od życia nie należy? Żadnego dreszczu emocji? Czy chociażby dreszczów z zimna o 2 w nocy pod wiaduktem?
UsuńFakt, Balzak kiedyś określił kobiety po 30 roku życia jako osoby takie bardziej wiekowe, ale myślałam, że od czasów wielkiego Honoriusza coś się w tym względzie zmieniło...
Przecież nie twierdzę, że panie po trzydziestce to zgrzybiałe staruszki, ale w tym wieku bohaterka Katarzyny Enerlich mogłaby już trochę poważniej podchodzić do świata a nie rozstawiać nogi w miejscach publicznych, nawet jeśli to było o 2 w nocy. Porządni ludzie o tej porze już śpią :-)
UsuńNo no, co ja tu widzę. Penetrujesz nieznane Ci dotąd rejony ojczystej literatury, co za dociekliwość i głód wiedzy :)
OdpowiedzUsuńTak, dociekam teraz przyczyn, dla których te nieznane mi dotąd rejony ojczystej literatury cieszą się wśród pań taką popularnością i budzą ich zachwyt. Na razie nie wiem, ale będę się starał dowiedzieć i mam nadzieję, że mi się uda. Szczerze w to wierzę :-)
UsuńNajlepiej zbierz te przyczyny w punkty, a potem zrób prezentację w Power Poincie, żeby dotarła do szerokich rzesz :)
UsuńNie wiem, czy forma prezentacji cokolwiek zmieni, wszystko zależy od nośności medium a mój kącik nie bije przecież rekordów popularności.
UsuńNo, to właśnie wstawisz na You Tube!
UsuńUuuu... Pani, to nie dla mnie! Ja to tylko u siebie i czasami na innych blogach, jak znajdę coś ciekawego.
UsuńJak to, panocku, nawet fejsbuka ni mocie?
UsuńAni Facebooka ani Twittera czy co tam jeszcze - moje pragnienie poszerzania kręgu czytelników ma jednak swoje granice :-)
UsuńSprawdzam co tam nowego na blogach i nie mogę uwierzyć nie ma Galerii, sprawdzam drugi raz, no nie ma. Za trzecim razem w końcu patrzę i jest ale to raczej niemożliwe! Klikam i po chwili jednak wierzę .... mokre tenisówki mnie położyły na łopatki. Padłam ze śmiechu. Choć nie ukrywam zastanawiałam się żeby choć jedną książkę tej pisarki przeczytać, ale jakoś się nie złożyło. Jednak przyznaję iż spotkałam się dotąd raczej z zachwytami.
OdpowiedzUsuńJa też byłem lekturą "Studni bez dnia" rozbawiony ale nie powiem, żebym powieść polecał :-)
UsuńO, dawne kolory - jak miło poczuć się ponownie jak w domu :-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. D.
Przyzwyczajenie jednak zwyciężyło, przynajmniej na razie :-). Pozdrawiam. D.
Usuń