Pierwsza refleksja, która mnie naszła przy lekturze "Losu utraconego", to jego podobieństwo do "Pamiętnika z powstania warszawskiego" . Ta sama perspektywa młodego chłopaka, który zderzony jest z czymś co przekracza dotychczasowe doświadczenie, powszechność i realność śmierci, odheroizowanie, no i w jakimś stopniu podobny język. Druga, to spostrzeżenie, że na tle tego do czego przyzwyczaiła nas klasyka literatury obozowej, począwszy od książek Borowskiego, Gawalewicza, Kajzera, Kielara, Nałkowskiej czy Szmaglewskiej po ekstrema Kossak i Grzesiuka, powieść Kertesza zakrawa na bluźnierstwo, bo chyba nikt przed nim nie ośmielił się mówić "o szczęściu obozów koncentracyjnych" i pragnieniu życia w "pięknym obozie koncentracyjnym" i to w dodatku z punktu widzenia muzułmana, pariasa obozowej społeczności.
Obóz w "Losie utraconym" jest światem całkowicie odmiennym od tego co jest na zewnątrz. Czymś gdzie dotychczasowe prawa i logika nie mają żadnego znaczenia, gdzie "wszystko jest możliwe i wiarygodne, nawet rzeczy zupełnie sprzeczne" a człowiek w żadnym stopniu nie jest przygotowany na to co go tam spotyka bo nie można być przygotowanym na życie tam, gdzie "krematorium jest celem, istotą, sensem". Kertesz oprócz wstrząsających opisów rzeczywistości obozowej, które, jakkolwiek by to brzmiało, nie są jednak w literaturze niczym nowym, podejmuje wątek postawy wobec Holocaustu, pokazując różne jej aspekty, w tym także ten, który nie tak dawno zbulwersował opinię publiczną, ilustrowany przypadkiem policjanta, który "uczciwie" wypełnia swoje obowiązki doprowadzając Żydów na miejsce zbiórki czy żandarma odwołującego się do patriotyzmu ofiar z chęci wyłudzenia od nich kosztowności. Okazuje się, że bycie Żydem unieważnia bycie Węgrem, zasługi dla węgierskiej ojczyzny, niezależnie od ich wymiaru, nie mają żadnego znaczenia.
Keretesz nie pomija też elementów niewygodnych dla samej społeczności żydowskiej, jej bierności wobec Zagłady ("ale co mogliśmy zrobić?" "nic, oczywiście, albo - (...) - cokolwiek, co było równie niedorzeczne jak to, że nic nie zrobiliśmy") i współuczestnictwa w machinie stworzonej dla uśmiercenia własnych pobratymców. Wreszcie zwraca uwagę na coś, co wydaje się szczytem absurdu - przejawy rasizmu wśród samych Żydów, jego bohater zostaje przecież odrzucony jako "obcy" przez innych Żydów, którzy także w obozie zaznaczają swoją odrębność. Doprawdy miał on wielkie szczęście, że to nie na nich trafił w buchenwaldzkim lazarecie.
Co z tego, że dla niego pojęcie "Żyd" nic nie znaczy, zaś bycie Żydem uważa tylko za kwestię przypadku. Dla innych to wcale nie jest bez znaczenia. Za pielęgnowaną przez wieki odrębność i poczucie wyższości absurdalnie wysoką cenę musieli zapłacić wszyscy.
To wszystko jest tak niespodziewane, tak zaskakujące, że trudno dziwić się tonowi naiwnego zdziwienia jaki towarzyszy opowieści głównego bohatera "Losu utraconego" . On może wydawać się nieco infantylny ale czyż zaskoczenie, niemożność zrozumienia tego co się dzieje przez piętnastoletniego chłopaka nie jest naturalną postawą wobec tego co przekracza dotychczasowe doświadczenie, także ludzi dorosłych, którzy sami nie zdają sobie sprawy z tego co zgotował im los.
Właśnie, czy los? To wokół pytania o to skupia się chyba sedno powieści Kertesza - "kiedy jest los, to nie ma wolności. - Jeśli zaś (...) jest wolność, nie ma losu", i który ten dylemat pozostawia nierozstrzygnięty.
Kertesza przeczytałam jedynie Ja inny, kronika przemiany- krótka forma (chyba nawet nie liczy stu stron), ale czytało mi się bardzo ciężko i jakoś zraziłam się do autora. W tej chwili nie potrafiłabym nawet powiedzieć kilku słów na jej temat. Sporo było tu filozofowania, tak że w końcu pogubiłam się i nie nadążałam za tokiem myśli autora, który pisze "Nie każdy Żyd jest wprawdzie Żydem, jak mówi Schönberg, ale żaden Żyd nie może uniknąć faktu, że jest Żydem (i to właśnie jest moim doświadczeniem)".
OdpowiedzUsuńJa po "Losie utraconym" mam jak najlepsze wrażenia, tak że szykuję się na pozostałe dwie części trylogii "ludzi bez losu" i chyba jeszcze "Języka na wygnaniu" na deser. Zdaje się, że jego twórczość obracała się wokół Zagłady, tak że jeżeli to "nie Twoje klimaty", że pojadę blogowym klasykiem, to nie ma sensu byś się z nim męczyła.
UsuńZa jakiś czas spróbuję ponownie, na półce leży kolejna książka Kertesza. Może trafiłam w niewłaściwy dla lektury moment. Nie napiszę, że temat Zagłady - to nie mój klimat, choć nie jest to temat, który pasjonowałby mnie jakoś szczególniej. Jednak nie jest to temat, którego unikam, jak do tej pory ilekroć się z nim mierzyłam miałam dobre, albo nawet bardzo dobre wrażenia.
OdpowiedzUsuńW takim razie "Losem utraconym" nie będziesz zawiedziona, co prawda punkt widzenia głównego bohatera jest specyficzny ale pewnie dlatego robi wrażenie.
Usuń"Za pielęgnowaną przez wieki odrębność i poczucie wyższości absurdalnie wysoką cenę musieli zapłacić wszyscy". Zgadzam się z tym co napisałeś.To między innymi sprawiało, że nigdzie nie byli akceptowani do końca. Korzystano z ich usług głównie lichwiarskich, handlowych, ale nigdy nie traktowano ich jak swoich. Żyd pozostawał zawsze Żydem. Bez względu na narodowość, w której żył.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ostatnio w książce Harnego "Urodzony z wiatru" coś w tym sensie : jak zabito Polaka komunistę to mówiono, że zabito komunistę, a gdy zabito Żyda komunistę mówiono, że zabito Żyda. Coś w tym było.
O książce Keresza już czytałam i pewno, gdybym ją miała w domu to przeczytałabym.
Moim zdaniem to nie jest jednak aż takie proste, bo przecież nawet w przypadku gdy Żydzi byli zupełnie zasymilowani, nie ratowało to ich od śmierci. Nie miała też żadnego znaczenia ich profesja. Równie dobrze mogli być rzemieślnikami, lekarzami czy artystami. Moim zdaniem, jednak najważniejsze jest to jak w społeczności chrześcijańskiej uraza wobec jednostek (jeśli była) przerodziła się w odpowiedzialność zbiorową. Jak to pogodzić z miłością bliźniego?
UsuńTe uwagi dotyczące Żydów komunistów przypomniało mi dwie książki. U Rosiaka, który pisał o księdzu Waszkinelu jest przywołany bon mot "ochrzczony Żyd? - Żyd na pewno, chrześcijanin być może" czy jakoś tak, z kolei Płużański w "Liście oprawców" wskazuje na żydowskie korzenie wielu z nich. Tylko co z tego wynika i co miałoby wyjaśnić, przecież ciągle wystarczająco wielu oprawców było Polakami.
I ja uważam, że nie jest proste. Trzeba by przejść przez całe wieki historii stosunków Żydów z innymi narodami. A myślę, że była by to niezwykle interesująca i pouczająca wiedza. I Żydzi nie wyszli by li tylko na ofiary innych nacji. I też daleka jestem od generalizowania ...Żydzi to nacja bardzo złożona, różniąca się między sobą ogromnie i też się nawzajem nie zawsze tolerująca. Co nie znaczy, że dla mnie holocaust był zbrodnią straszną, czymś co nie powinno się było nigdy wydarzyć.
UsuńAle nie rozumiem dlaczego mamy mówić o odpowiedzialności zbiorowej i czy masz tu na myśli naszą odpowiedzialność za holocaust. Jeżeli dochodziło do wynaturzeń to było to w warunkach ekstremalnych, które miały oczywiście destrukcyjny wpływ na jednostki a nawet na grupy społeczne, ale przecież zbrodnią jest również uogólnianie, bo czy to znaczy, że moja matka, która miała 9 lat i była świadkiem w Tarnowie tego co Niemcy w wojskowych mundurach robili z Żydami, ci którzy dzisiaj przestają być utożsamiani dzisiaj z holocaustem i stają się, jak to urzędnik amerykański się wyraził, tylko współwinni popełnianym na nich mordom też ponosiła, bo już nie żyje, tę odpowiedzialność zbiorową? A jej rówieśnicy, którym nie Niemcy, ale ponoć jacyś naziści zabrali 6 lat z życia. Dlaczego nie mówimy o odpowiedzialności narodu niemieckiego, który początkowo czerpał profity z prowadzonej przez Hitlera wojny. Narodu, który mieszkał obok obozów zagłady Żydów i tylko mu smród przeszkadzał w dostatnim i sielankowym życiu. Nie mogę w żaden sposób pogodzić się z tym, że niecałe 100 lat po tej strasznej hekatombie to my stajemy się głównymi zbrodniarzami tej wojny tylko dlatego, że żąda się od nas odszkodowań, a by to zrealizować i nas do tego zmusić szkaluje się nas w oczach całego świata.
A co do drugiej części: chodzi o to, że właśnie zabity komunista Żyd, w kraju, w którym po wojnie walczyło się z nadchodzącym nowym okupantem był w opinii publicznej tylko Żydem czyli oceniając fakt, że został przez Polaków zabity nie brano pod uwagę faktu oczywistego, że w tej konkretnej sytuacji stał po stronie wrogów. A zatem ginął nie jako Żyd, tylko jako komunista.
Ja być może podchodzę do tematu bardziej emocjonalnie a Ty na chłodno, aż za chłodno.
Dlaczego dzisiaj nie mówimy o odpowiedzialności
A cóż pomogą emocje? Przecież to nie one przesądzają o słuszności tego czy innego poglądu, chociaż po lekturze Kertesza trudno zachować spokój, zresztą nie tylko po jego książce. Od incydentalnych wzmianek o "polskich obozach koncentracyjnych" jeszcze daleka droga zostania "głównymi zbrodniarzami"
UsuńTo że Niemcy byli odpowiedzialni za zagładę Żydów to jest tak oczywiste i bezsporne, że nie wymaga dalszego komentarza. W "Losie utraconym" Kertesz wspomina natomiast o wyłapywaniu Żydów przez węgierskich policjantów i żandarmów, co oznacza że państwo węgierskie, jakie by ono nie było także jest odpowiedzialne za współuczestnictwo w wymordowaniu Żydów węgierskich podobnie jak Francuzi kolaborując z Niemcami są współodpowiedzialni za wymordowanie Żydów francuskich. Ale w niczym to nie umniejsza niemieckich win.
Co do smrodu i komu on przeszkadzał warto obejrzeć "Shoah" Lanzmanna (co prawda ma przylepioną łatkę antypolskiego filmu ale nie da się zaprzeczyć, że to właśnie Lanzmann przywrócił publicznej pamięci postać Jana Karskiego). Jest tam m.in. rozmowa z Czesławem Borowym, który był świadkiem tego jak Niemcy przywozili Żydów do Treblinki, na pytanie tłumaczki (a właściwie Lanzmanna), czy współczuł Żydom odpowiada - "jak pani się zatnie w palec, to mnie nie boli".
Okazuje się, że nic nie jest oczywiste i bezsporne, a jeżeli tak jest to tylko dla nas. Gdyby tak nie było to nie zostalibyśmy potraktowani na równi z Węgrami.
UsuńOdpowiedź Borowego oburza to prawda i pewno niejeden on tak to to odczuwał.
Zresztą czy my dzisiaj przeciwstawiamy się czynnie temu złu, które nie dzieje się wprawdzie u nas, ale dzięki mediom o nim wiemy.
Warto jednak pamiętać, że to potraktowanie na równi z Węgrami spotkało się odporem także w Stanach, który znacznie mocniej wybrzmiał niż wypowiedź, która stała się jego przyczyną. Niestety, pewnie nie raz jeszcze usłyszymy takie "skróty myślowe" ale to też jest przejaw stereotypu, tyle że w tym przypadku uderzającego w nas. Wygląda na to, że jeśli my posługujemy się stereotypami na temat innych, to jest w porządku bo inni na to zasłużyli, jeśli natomiast to inny posługują się stereotypami na nasz temat to już tak fajnie nie jest.
UsuńStereotypy stereotypom nierówne.
UsuńOczywiście, te których my jako Polacy jesteśmy ofiarą - zasługują na potępienie, te które my wygłaszamy na temat innych nacji - niekoniecznie.
UsuńTak moglibyśmy faktycznie sobie pisać bez końca.
UsuńDo przeczytania książki mnie przekonałeś....
Jeśli chcesz to mogę Ci ja pożyczyć na wieczne nieoddanie, bo sam ją dostałem. Nie jest w doskonałym stanie ale nie rozpada się, tak że do czytania się jak najbardziej nadaje. Gdybyś była zainteresowana to proszę prześlij swój adres na mojego prywatnego maila.
UsuńA wiesz, że skorzystam.
UsuńTo jesteśmy umówieni :-)
UsuńOstatnie zdanie zmusza do pewnej zadumy... Tylko wciąż mam wyrzuty sumienia, że jeszcze nie udało mi się sięgnąć po "Los utracony" tego noblisty.
OdpowiedzUsuńTo nic w porównaniu z moimi wyrzutami sumienia, które ja miałem gdy ją wreszcie przeczytałem. Jeśli się zdecydujesz na lekturę to na pewno nie będziesz żałować.
Usuń