Helena Mniszkówna z tej historii zrobiłaby zapewne "wyciskacz łez" na miarę "Trędowatej" bo "rzecz cała ułożyła się ściśle według wiadomego schematu: dziewczyna wiejska i panna z mieszczańskiej kamienicy, narzeczona i kochanka, miłość idealna i zmysły", a tak, Nałkowska napisała naprawdę porządną psychologizującą powieść obyczajową. Może i nie stworzyła arcydzieła ale z pewnością dała sobie radę znacznie lepiej niż na przykład Sienkiewicz w "Wirach" (w obu powieściach można dostrzec podobieństwo motywu żon tolerujących zdrady swoich mężów, którzy wykorzystujących swoje uprzywilejowanie społeczne). Bez dwóch zdań potrafiła znaleźć się we współczesności i poradzić sobie z tym, z czym Sienkiewicz tak nieporadnie sobie poczynał - życiem kobiety.
"Granica" jest powieścią o Rubikonie, który jeśli się przekracza to nawet nie zdając sobie z tego sprawy, a jeśli nawet, to usiłuje się zignorować, a co najmniej pomniejszyć znaczenie tego czynu, zniekształcić w samousprawiedliwieniu nadając mu inne znaczenie niż to czym był w rzeczywistości. I wcale nie "chodzi o to, że musi coś przecież istnieć. Jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą" bo postacie Nałkowskiej cały czas są przecież sobą, tyle że ich wybory powodują skutki, z którymi się nie liczą w chwili ich dokonania. Ich życie spuentowane jest w kojarzącym się z naturalizmem Dygasińskiego, życiu podwórzowego Burka (Fitka) będącym parabolą ludzkiego losu, losu ludzi upośledzonych społecznie; kobiet i biedoty.
Kto w tym trójkącie, trochę jednak nietypowym, bo nie ma w nim zdradzonej żony a jest zdradzona narzeczona, on i ta trzecia, jest ofiarą? Najprostsza odpowiedź - Justyna, ale przecież jeśli chwilę się nad tym zastanowić, to wypadałoby zapytać, dlaczego? Mamy przecież do czynienia z dorosłą kobietą, świadomą tego co robi, może naiwną ze swoimi nadziejami ale chyba też nie aż tak bardzo, bo przecież zdaje sobie sprawę z tego czego chcą od niej wiejscy "epuzerzy", nad których przedłożyła Zenona, która odpowiedzialność za własny czyn, przerzuca na niego. Fakt, popchnął ją do tego czynu ale przecież w ostatecznym rozrachunku tylko do niej należała decyzja i może właśnie dlatego nie potrafi się z jej konsekwencjami uporać, usiłując własną winę przerzucić także na Zenona.
A może ofiarą jest Zenon, ta prowincjonalna lady Makbet ścigana przez Erynie, zbyt słaby i zbyt wrażliwy by oderwać się od zdarzenia z przeszłości, który dla jego ojca zapewne stanowiłby nic nieznaczący incydent? To co uchodziło bezkarnie ojcu, w przypadku syna kończy się tragedią. Cóż za paradoks, gardził ojcem - a jednak okazuje się nie lepszy od niego. Robi dokładnie to samo, co prawda tylko raz, a odpokutować za winy ojca i swoją. Okazał się w gruncie rzeczy słabszy od słabeusza, jakim był ojciec - poczucie winy ciągnie się przecież za nim aż do końca życia. Ale ta wrażliwość, jeśli rzeczywiście była, była szczególnego rodzaju. Widać w niej przede wszystkim potrzebę oczyszczenia samego siebie, wyrzucenie z siebie tego co go dręczy bez względu na skutki. To jego "ale musisz to zrozumieć, ty właśnie musisz, to nie jest jak zawsze, że to nie jest takie pospolite, że tam ona, a tutaj ty. Tak często bywa, ja wiem, ale to tylko pozór jest taki... A dno jest inne" gdy usiłuje ciężar zrzucić na barki narzeczonej a później żony jest rozbrajające i irytujące zarazem. Bo tu nie ma innego dna, cóż po intencji, gdy w czynach okazuje się taki jak inni.
Wreszcie Elżbieta, która zaakceptowała "normę" - obowiązek kobiety wobec męża, tkwienie przy nim mimo bólu jaki jej zadaje i robienie dobrej miny do złej gry. Ale przecież ona także nie była w sytuacji bez wyjścia sama dokonała wyboru. Zresztą jaką ma w "Granicy" alternatywę? Jedyna jaka przed nią się rysuje to alternatywa jej matki ale to przecież zamiana jednego mężczyzny na innych. Pod tym względem powieść Nałkowskiej to policzek w twarz dla feministek, bo kobiety u niej nie żyją samodzielnie, zawsze gdzieś, choćby incydentalnie jako punkt odniesienia pokazuje się mężczyzna.
Kto w tym trójkącie, trochę jednak nietypowym, bo nie ma w nim zdradzonej żony a jest zdradzona narzeczona, on i ta trzecia, jest ofiarą? Najprostsza odpowiedź - Justyna, ale przecież jeśli chwilę się nad tym zastanowić, to wypadałoby zapytać, dlaczego? Mamy przecież do czynienia z dorosłą kobietą, świadomą tego co robi, może naiwną ze swoimi nadziejami ale chyba też nie aż tak bardzo, bo przecież zdaje sobie sprawę z tego czego chcą od niej wiejscy "epuzerzy", nad których przedłożyła Zenona, która odpowiedzialność za własny czyn, przerzuca na niego. Fakt, popchnął ją do tego czynu ale przecież w ostatecznym rozrachunku tylko do niej należała decyzja i może właśnie dlatego nie potrafi się z jej konsekwencjami uporać, usiłując własną winę przerzucić także na Zenona.
A może ofiarą jest Zenon, ta prowincjonalna lady Makbet ścigana przez Erynie, zbyt słaby i zbyt wrażliwy by oderwać się od zdarzenia z przeszłości, który dla jego ojca zapewne stanowiłby nic nieznaczący incydent? To co uchodziło bezkarnie ojcu, w przypadku syna kończy się tragedią. Cóż za paradoks, gardził ojcem - a jednak okazuje się nie lepszy od niego. Robi dokładnie to samo, co prawda tylko raz, a odpokutować za winy ojca i swoją. Okazał się w gruncie rzeczy słabszy od słabeusza, jakim był ojciec - poczucie winy ciągnie się przecież za nim aż do końca życia. Ale ta wrażliwość, jeśli rzeczywiście była, była szczególnego rodzaju. Widać w niej przede wszystkim potrzebę oczyszczenia samego siebie, wyrzucenie z siebie tego co go dręczy bez względu na skutki. To jego "ale musisz to zrozumieć, ty właśnie musisz, to nie jest jak zawsze, że to nie jest takie pospolite, że tam ona, a tutaj ty. Tak często bywa, ja wiem, ale to tylko pozór jest taki... A dno jest inne" gdy usiłuje ciężar zrzucić na barki narzeczonej a później żony jest rozbrajające i irytujące zarazem. Bo tu nie ma innego dna, cóż po intencji, gdy w czynach okazuje się taki jak inni.
Wreszcie Elżbieta, która zaakceptowała "normę" - obowiązek kobiety wobec męża, tkwienie przy nim mimo bólu jaki jej zadaje i robienie dobrej miny do złej gry. Ale przecież ona także nie była w sytuacji bez wyjścia sama dokonała wyboru. Zresztą jaką ma w "Granicy" alternatywę? Jedyna jaka przed nią się rysuje to alternatywa jej matki ale to przecież zamiana jednego mężczyzny na innych. Pod tym względem powieść Nałkowskiej to policzek w twarz dla feministek, bo kobiety u niej nie żyją samodzielnie, zawsze gdzieś, choćby incydentalnie jako punkt odniesienia pokazuje się mężczyzna.
Pamiętam sławetny cytat, o podłodze i suficie swojego czasu mną wstrząsnął.
OdpowiedzUsuńTak, "Co dla jednych jest podłogą, dla drugich jest sufitem" pewnie także i dzisiaj, choć już nie w takiej skali. Odniosłem jednak wrażenie, że dychotomia biedni-bogaci wyszła Nałkowskiej gorzej niż kobiety-mężczyźni.
UsuńHmm, dokładnie o to zdanie, tak eufemistycznie napisałam. Także jestem tego zdania, że ukazanie świata poprzez status socjoekonomiczny mogła by być inna, bardziej pełna, ale może to kwestia epoki? Zdecydowanie wątek płuciowy warto zaznaczyć, a zdanie owo, przynajmniej dla mnie, nie traci aktualności, pewnie to zależy od tego, do kogo się ono odnosi, również i dzisiaj można, niestety, odnotować nie tylko trafność, ale i aktualność tego stwierdzenia...
UsuńOj, chyba dzisiaj, kwestia kastowości, jeśli już jest to zupełnie marginalna. Nie ma tych, którzy od urodzenia skazani są na oglądanie swojego sufitu stanowiącego czyjąś podłogę.
UsuńNiestety, kiepska to literatura.
OdpowiedzUsuńOby wszyscy pisali tak kiepsko jak Nałkowska "Granicę"...
UsuńKiepska literatura??? Jaka w takim razie jest dobra?
Usuń"Granica", "Lalka" i opowiadania Borowskiego - te trzy książki odebrałam jako najpiękniejsze i najbardziej poruszające ze wszystkich lektur szkolnych. Z "Granicy" najbardziej zapamiętałam wątek Justyny żałującej dziecka. "Cały świat go nie chciał, rodzony ojciec go nie chciał i tylko w niej jednej miało schówek" - te słowa mi się wbiły w pamięć.
Uwagę Druha Borucha odbieram jako pochodną jego gustów literackich a nie głos ex cathedra :-)
UsuńCo do Justyny, to mam w stosunku do niej, tzw. mieszane uczucia właśnie w związku z jej mocno spóźnionym żalem i przerzucaniem odpowiedzialności za własny czyn na Zenona.
Obok "Lalki" "Granica" nawet nie stała. Ta pierwsza to powieść napisana prawie że bezbłędnie, jedna z lepszych polskich panoram społeczeństwa wieku XIX, obok "Ziemi obiecanej". W "Granicy" irytuje mnie sentymentalizm, który o dziwo nie przeszkadza mi w "Cudzoziemce" - Kuncewiczową mogę czytać, mimo że archaiczna i dość łzawa. U Nałkowskiej nie podoba mi się ta socjalistyczna wizja świata, z tego powodu nie lubię Żeromskiego. Jego "Ludzie bezdomni", nie dość, że przesiąknięci lewicowością na wkroś, to jeszcze kiepsko napisani i posiadają niespójnego, źle skonstruowanego bohatera głównego.
UsuńA lektury szkolne?
1. "Nie-Boska komedia" - dla wszystkich fanów rewolucji kompendium wiedzy o tym, do czego ona prowadzi,
2. "Lalka" - już pisałem,
3. "Inny świat" - panorama losów człowieka w systemie komunistycznym, czyli, do czego prowadzi lewica, jeśli da się jej nieskrępowane rządy.
4. "Tango" - wizytówka zgnilizny moralnej pokolenia 68, chociaż napisane kilka lat wcześnie, świetnie pokazuje, czym się kończy świat pozbawiony zdrowych, konserwatywnych wartości opartych na cywilizacji łacińskiej.
Bez przesady. Mimo, że moim zdaniem, "Lalka" to najlepsza polska powieść wszechczasów, to jednak nie da się ukryć, że w warstwie psychologicznej jest prosta jak kopanie kartofli, może poza Wokulskim ale nawet jego rozterki dotyczą tylko jednego przedmiotu, a raczej podmiotu - Izabeli. W tej konkurencji "Granica" stoi, wg mnie, nie tylko obok ale nawet przed "Lalką". Kojarzy mi się też bardziej z naturalizmem niż sentymentalizmem, a jeśli już coś drażni, to dłużyzny.
UsuńCo do pozostałych tytułów, to trochę się różnimy w ocenie ich wymowy ale nie co do tego, że to znaczące pozycje w naszej literaturze, z kategorii "must read".
Co do "Lalki" całkowicie zgadzam się z Druhem. I teraz pytanie do Marlowa: skoro według Ciebie "Lalka" w warstwie psychologicznej jest prosta jak kopanie kartofli, to dlaczego właściwie uważasz ją za najlepszą polską powieść?
UsuńJest świetnym obrazem społeczeństwa drugiej połowy XIX wieku, przełomu romantyzmu i pozytywizmu, no i portretem Warszawy, z którym może w naszej literaturze konkurować portret Łodzi w "Ziemi obiecanej", atrakcyjne wątki i świetne pióro. Co prawda bohaterowie Prusa nie są tak "papierowi" jak u Sienkiewicz, w końcu "Lalka" to powieść realistyczna ale też są przecież przewidywalni do bólu. Któż z nich i jakie przeżywa rozterki? - jeden Rzecki - wyjechać czy nie wyjechać z Warszawy i drugi Wokulski - w swoim: oświadczyć się czy się nie oświadczyć Izabeli.
Usuń