Świetna książka, ale mam wrażenie jakby mi się trochę wymykała. To dziwne, bo wydaje się, że Doris Lessing opowiedziała prostą historię, bez jakichś ukrytych znaczeń i tajemniczej symboliki (cytat z "Ziemi jałowej" T.S. Eliota, któremu książka zawdzięcza swój tytuł, wydaje mi się dyskusyjny) i wszystko w niej zostało czytelnikowi dokładnie wyłożone. Właśnie, niby wszystko jest jasne, a jednak nie do końca. Kluczem do zrozumienia 'Trawa śpiewa" jest podobno rasizm i feminizm, które rzeczywiście przewijają się jako osnowa przez całą powieść, ale mam wrażenie, że to byłoby zbyt łatwe wyjaśnienie. Moim zdaniem, to tylko katalizatory, które przyspieszają tragedię, która i bez nich wydaje się być nieuchronna.
Czym zresztą miałby być ten feminizm w książce Lessing? Nieumiejętnością i strachem kobiety przed samodzielnym życiem? Traktowaniem zamążpójścia jako kamienia milowego w życiu? Jakoś nie jestem przekonany.
Także rasizm nie wydaje się być dostatecznym wyjaśnieniem dramatu. Wszakże mąż Mary, Dick jest rasistą i nie stanowi to zarzewia żadnych problemów pomiędzy nim a zatrudnionymi przez niego Murzynami. Rasizm co najwyżej potęguje u Mary poczucie winy i zagubienia bo okazuje się, że tylko ktoś kto nie jest pełnowartościowym człowiekiem, pogardzany Murzyn, okazuje jej współczucie i zrozumienie.
Z Mary rzeczywiście jest coś nie tak, niekoniecznie w znaczeniu jakie przypisywały temu określeniu jej znajome ale jej problem to nie kwestia feminizmu czy rasizmu lecz nieznajomości samej siebie. To ona w połączeniu z niezaradnością męża sprawia, że oboje grzęzną w poczuciu beznadziejnej biedy. Cóż ma feminizm czy rasizm do bezradności i marazmu? Przecież bezradności i niezaradności Dicka nikt nie będzie próbował nimi tłumaczyć, a przecież także w jego przypadku wiodą one do nieuchronnej klęski.
Przyczyny tragedii leżą w samych bohaterach w ich cechach charakterologicznych a nie w jakiejś otoczce będącej efektem oddziaływania środowiska, w którym się wychowali i w którym żyją. Dlatego, w przypadku Mary, towarzystwo Mosesa, Murzyna, jest tylko świadectwem upadku ale nie jego przyczyną. Tą stanowiła nędza i to ona była źródłem kompleksów i frustracji Turnerów.
Właśnie, Moses, trzecia osoba dramatu, jak Nemesis wymierzający karę Mary, a w gruncie rzeczy obojgu Turnerom. Kto zresztą wie, czy to rzeczywiście był akt kary a nie akt miłosierdzia, coup de grâce, który definitywnie kończy męczarnie małżonków? Jeśli się zastanowić nad czynem Mosesa, to sprawia on wrażenie konsekwencji tragicznej winy i pychy, którymi obciążeni są Mary i Dick, bo przecież Moses mordując Mary wymierza tym samym karę także i jemu.
Oczywiście, wszystko mogłoby się potoczyć inaczej - gdyby on nie uległ pragnieniu posiadania wizji kobiety jaką sobie wytworzył, a ona była świadomą własnych potrzeb kierując się w życiu nimi a nie presją społeczności, w której żyła. Gdyby widzieli świat, takim jakim jest on w rzeczywistości a nie takim jakim go sobie wyobrażają. Oboje popełnili błąd ale przecież nie musiało się to zakończyć tragedią. Rzecz w tym, że oboje skazali się na życie w samotności we dwoje. On ze swoją idee fixe życia na farmie, ona z nieumiejętnością pogodzenia się z tym. On nie dostrzegając jej potrzeb albo bagatelizując je, ona odmawiając mu wsparcia w jego pracy. Żadne z nich nie potrafiło wyjść na przeciw drugiemu i samemu zrezygnować z własnych oczekiwań, a jeśli już rezygnowało to nie z własnej woli lecz poddając się woli drugiego niczym łamaniu kołem z poczuciem porażki po stoczonej walce.
To nie mogło się dobrze skończyć. Świetna książka, polecam.
Dziękuję Ci za przypomnienie mi tej książki, z przyjemnością przeczytałam Twoją recenzję.
OdpowiedzUsuńKsiążkę sześć lat temu, więc do dyskusji o niej się nie nadaję, ale prowadzę wykaz przeczytanych książek i oceniam je. "Trawa śpiewa" dostała ode mnie szóstkę (w skali 1/6), więc też ją polecam :-)
Czytałem ją pierwszy raz też kilka lat temu, choć nie tak dawno. Wróciłem do niej pamiętając o wrażeniu z tamtej lektury i myślę, że jeszcze do niej wrócę. Jedna z lepszych książek jakie znam, może nawet zmieściłaby się w mojej prywatnej pierwszej dziesiątce :-).
UsuńJest w bibliotece, z której korzystam, więc chyba i ja się skuszę na powtórkę :-)
UsuńPowtórką byłem trochę zaskoczony, bo przecież książkę znałem a jednak czytałem, tak jakbym czytał ją pierwszy raz, a może nawet i lepiej bo dostrzegałem to co umknęło mi za pierwszym razem.
UsuńNapiszę coś, czego nie lubię pisać, bo w zasadzie nie wnosi niczego do dyskusji, ale napiszę, że zainteresowałeś mnie tą recenzją i rozbudziłeś apetyt na lekturę. Lessing znam jedynie z dylogii o Benie oraz Lato przed zmierzchem. O ile o pierwszej mam nie najgorszą opinię, o tyle druga mnie nie zachwyciła.
OdpowiedzUsuń:-) U mnie "Trawa śpiewa" rozbudziła zainteresowanie prozą Lessing tyle, że jakoś się ono nie skonkretyzowało - dzięki za ostrzeżenie. Gwarantuję, że książką nie będziesz zawiedziona - tak jak wspomniałem, czytałem ją drugi raz w ciągu chyba trzech lat i mam wrażenie, że jakby mi się wymykała - do trzech razy sztuka...
UsuńŚwietna książka, zgadzam się :-) Z książek Lessing lubię jeszcze "Piąte dziecko". Z kolei "Lato przed zmierzchem" mnie znużyło, porzuciłam je w połowie. Kiedyś wypożyczyłam z biblioteki "Szczelinę", ale przebrnęłam tylko przez kilka początkowych kartek. Bardzo nierówna autorka z tej Lessing.
UsuńSzukałem jakichś informacji w sieci żeby uniknąć rozczarowań ale z tego co znajdowałem w sieci można było wyciągnąć wniosek, że albo Lessing jest autorką jednej książki albo opinie na które trafiałem pisały miłośniczki prozy dla pań, którym przez przypadek trafiła się Lessing :-)
Usuń