Wybór najlepszych polskich powieści wszech czasów wydaje się prosty - bezapelacyjnie wygrywa "Lalka" tuż za nią "Ziemia obiecana", "Noce i dnie", może ex-aequo z "Chłopami" i "Potopem". Z prozą rosyjską chyba byłoby podobnie - na pierwszym miejscu "Braci Karamazow" ale o drugie musiała by już walczyć "Zbrodnia i kara" przeciwko "Biesom", "Annie Kareninie", "Wojnie i pokojowi" i last but not least "Mistrzowi i Małgorzacie" a powieść Bułhakowa wcale nie byłaby w tym pojedynku bez szans.
Miejsce na podium należy się Bułhakowi już choćby dlatego, że potrafił się wyzwolić z mitu narodu "bogonośćca" i "duszy rosyjskiej", choć jego książka o zniszczonym talencie idealnie do tego by się nadawała. Cud, że udało mu się od tego ustrzec, zważywszy na odmalowany w niej kpiąco-gorzki obraz literackiego światka porewolucyjnej Rosji. Nie na darmo tam właśnie postanowił zstąpić Szatan, tak dobrze znany z Andersenowskiej "Królowej Śniegu" i "Fausta" Goethego i nie bez przyczyny ukazuje się literatom, to przecież oni są "inżynierami dusz" sami będąc jednocześnie niewolnikami. Jakże to łatwe ofiary, z ich negacją dotychczasowego świata ("co to się u was dzieje? Cokolwiek tknąć, tego nie ma.") - nie zdają sobie sprawy z tego, że nie znosi on próżni i w miejsce odrzuconego Boga wkracza diabeł.
Zawiść i zachłanność, dodajmy do tego jeszcze próżność i pychę, wiarę we wszechmoc człowieka, która nie dostrzega, że "żeby czymś kierować, trzeba bądź co bądź mieć dokładny plan, obejmujący jakiś możliwie przyzwoity okres. (...) jak człowiek może czymkolwiek kierować, skoro pozbawiony jest nie tylko możliwości planowania na choćby śmiesznie krótki czas, no, powiedzmy, na tysiąc lat, ale nie może ponadto ręczyć za to, co się z nim samym stanie następnego dnia? - jakie to dla niego pole do popisu.
Przy tym wszystkim jednak Bułhakow patrzy trzeźwo na ludzką naturę, widząc w niej też rysy ponadczasowe. "Ludzie są tylko ludźmi. Lubią pieniądze, ale przecież tak było zawsze... Ludzkość lubi pieniądze, z czegokolwiek byłyby zrobione, czy to ze skóry, czy z papieru, z brązu czy złota. Prawda, są lekkomyślni... No, cóż... Ludzie jak ludzie... W zasadzie są, jacy byli (...)", tyle że nowe okoliczności wydobywają z nich to co najgorsze. Ale wcale nie ponadczasowa jest sytuacja Mistrza.
Nie liczy się jego talent i dzieło, liczy się jedynie słuszny "kurs" i odgórne dyrektywy, tak jak zadekretowany ateizm - ten, kto o tym zapomina i próbuje wyrazić autentycznego siebie staje się celem i ofiarą bezwzględnych karierowiczów. Widać to wyraźnie gdy Mistrz przechodzi trzy stadia "reakcji na reakcję" po nieudanej próbie wydania książki, w czym zresztą można odnaleźć rys samego Bułhakowa - śmiech, "drugie stadium to stadium zdumienia. (...) A potem, proszę sobie wyobrazić, nadeszło trzecie stadium - stadium lęku."
Opis tych trzech stadiów zaskakująco realistycznie oddaje poczucie osaczenia, beznadziei i braku szans na znalezienie swojego miejsca we własnym kraju - "nie mogę stąd uciec, nie dlatego, że za wysoko, tylko dlatego, że nie mam dokąd uciekać". Własne państwo staje się więzieniem i jeśli weźmie się to pod uwagę, to to że z mieszkania przy Sadowej, "mieszkańcy jeden po drugim znikali bez wieści" nie jest już takie "niepojęte", a jeśli stają za tym nieczyste siły, to mogą mieć one bardzo realistyczną, zinstytucjonalizowaną postać.
Wyzwolenie przychodzi dopiero za sprawą dobrowolnego poświęcenia się Małgorzaty w imię miłości, okazuje się że tylko Szatan - Woland potrafi docenić dzieło Mistrza, z jego słynnym "rękopisy nie płoną", on oraz jego pomocnicy ("Dostojewski jest nieśmiertelny!") ale cóż z tego, skoro wyzwolenie i tak przychodzi dopiero po śmierci.
Drugi temat podjęty przez Bułhakowa to obrazoburczy obraz śmierci Jezusa, Jeszui Ha-Nocri (który w powieści ma 28 a nie 33 lata) opowiadany przez Szatana. Zakwestionowana jest w nim relacja z ewangelii świętego Mateusza, który nie tylko nie potrafił oddać rzeczywistego znaczenia nauk Chrystusa ale przekręcać miał też fakty - wszak umierając Jezus woła nie Boga lecz Piłata.
Tylko czy można wierzyć Szatanowi? Przecież nie czyni on dobra, chociaż z drugiej strony w "Mistrzu i Małgorzacie" to on okazuje się miłosierny. Co więcej okazuje się też miłosierny na prośbę, prośbę Chrystusa (przekazaną przez Mateusza), tak jakby byli obaj sobie co najmniej równi. Dobro i zło, światłość i cień się równoważą, są jednakowo obecne w życiu człowieka - "na co by się zdało twoje dobro, gdyby nie istniało zło i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły cienie? Przecież cienie rzucają przedmioty i ludzie."
Ale to nie śmierć Jezusa wydaje się być tu najważniejsza a raczej wewnętrzne rozdarcie Poncjusza Piłata, który staje się ofiarą własnej decyzji, świadom jest jej niesprawiedliwości i chcąc jej uniknąć usiłuje przerzucić, bezskutecznie, ciężar odpowiedzialności za nią na innych. Miotając się pomiędzy poczuciem sprawiedliwości i sumieniem a strachem i własną karierą wybiera to drugie skazując się tym samym na cierpienie. Jakie to ludzkie. Podobnie jak ludzka jest tęsknota za utraconymi szansami, a które już się nie powtórzą - nie ważne, kto je podsuwał i jaką ofiarą byłyby okupione. Rewelacyjna książka, polecam.
Miejsce na podium należy się Bułhakowi już choćby dlatego, że potrafił się wyzwolić z mitu narodu "bogonośćca" i "duszy rosyjskiej", choć jego książka o zniszczonym talencie idealnie do tego by się nadawała. Cud, że udało mu się od tego ustrzec, zważywszy na odmalowany w niej kpiąco-gorzki obraz literackiego światka porewolucyjnej Rosji. Nie na darmo tam właśnie postanowił zstąpić Szatan, tak dobrze znany z Andersenowskiej "Królowej Śniegu" i "Fausta" Goethego i nie bez przyczyny ukazuje się literatom, to przecież oni są "inżynierami dusz" sami będąc jednocześnie niewolnikami. Jakże to łatwe ofiary, z ich negacją dotychczasowego świata ("co to się u was dzieje? Cokolwiek tknąć, tego nie ma.") - nie zdają sobie sprawy z tego, że nie znosi on próżni i w miejsce odrzuconego Boga wkracza diabeł.
Zawiść i zachłanność, dodajmy do tego jeszcze próżność i pychę, wiarę we wszechmoc człowieka, która nie dostrzega, że "żeby czymś kierować, trzeba bądź co bądź mieć dokładny plan, obejmujący jakiś możliwie przyzwoity okres. (...) jak człowiek może czymkolwiek kierować, skoro pozbawiony jest nie tylko możliwości planowania na choćby śmiesznie krótki czas, no, powiedzmy, na tysiąc lat, ale nie może ponadto ręczyć za to, co się z nim samym stanie następnego dnia? - jakie to dla niego pole do popisu.
Przy tym wszystkim jednak Bułhakow patrzy trzeźwo na ludzką naturę, widząc w niej też rysy ponadczasowe. "Ludzie są tylko ludźmi. Lubią pieniądze, ale przecież tak było zawsze... Ludzkość lubi pieniądze, z czegokolwiek byłyby zrobione, czy to ze skóry, czy z papieru, z brązu czy złota. Prawda, są lekkomyślni... No, cóż... Ludzie jak ludzie... W zasadzie są, jacy byli (...)", tyle że nowe okoliczności wydobywają z nich to co najgorsze. Ale wcale nie ponadczasowa jest sytuacja Mistrza.
Nie liczy się jego talent i dzieło, liczy się jedynie słuszny "kurs" i odgórne dyrektywy, tak jak zadekretowany ateizm - ten, kto o tym zapomina i próbuje wyrazić autentycznego siebie staje się celem i ofiarą bezwzględnych karierowiczów. Widać to wyraźnie gdy Mistrz przechodzi trzy stadia "reakcji na reakcję" po nieudanej próbie wydania książki, w czym zresztą można odnaleźć rys samego Bułhakowa - śmiech, "drugie stadium to stadium zdumienia. (...) A potem, proszę sobie wyobrazić, nadeszło trzecie stadium - stadium lęku."
Opis tych trzech stadiów zaskakująco realistycznie oddaje poczucie osaczenia, beznadziei i braku szans na znalezienie swojego miejsca we własnym kraju - "nie mogę stąd uciec, nie dlatego, że za wysoko, tylko dlatego, że nie mam dokąd uciekać". Własne państwo staje się więzieniem i jeśli weźmie się to pod uwagę, to to że z mieszkania przy Sadowej, "mieszkańcy jeden po drugim znikali bez wieści" nie jest już takie "niepojęte", a jeśli stają za tym nieczyste siły, to mogą mieć one bardzo realistyczną, zinstytucjonalizowaną postać.
Wyzwolenie przychodzi dopiero za sprawą dobrowolnego poświęcenia się Małgorzaty w imię miłości, okazuje się że tylko Szatan - Woland potrafi docenić dzieło Mistrza, z jego słynnym "rękopisy nie płoną", on oraz jego pomocnicy ("Dostojewski jest nieśmiertelny!") ale cóż z tego, skoro wyzwolenie i tak przychodzi dopiero po śmierci.
Drugi temat podjęty przez Bułhakowa to obrazoburczy obraz śmierci Jezusa, Jeszui Ha-Nocri (który w powieści ma 28 a nie 33 lata) opowiadany przez Szatana. Zakwestionowana jest w nim relacja z ewangelii świętego Mateusza, który nie tylko nie potrafił oddać rzeczywistego znaczenia nauk Chrystusa ale przekręcać miał też fakty - wszak umierając Jezus woła nie Boga lecz Piłata.
Tylko czy można wierzyć Szatanowi? Przecież nie czyni on dobra, chociaż z drugiej strony w "Mistrzu i Małgorzacie" to on okazuje się miłosierny. Co więcej okazuje się też miłosierny na prośbę, prośbę Chrystusa (przekazaną przez Mateusza), tak jakby byli obaj sobie co najmniej równi. Dobro i zło, światłość i cień się równoważą, są jednakowo obecne w życiu człowieka - "na co by się zdało twoje dobro, gdyby nie istniało zło i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły cienie? Przecież cienie rzucają przedmioty i ludzie."
Ale to nie śmierć Jezusa wydaje się być tu najważniejsza a raczej wewnętrzne rozdarcie Poncjusza Piłata, który staje się ofiarą własnej decyzji, świadom jest jej niesprawiedliwości i chcąc jej uniknąć usiłuje przerzucić, bezskutecznie, ciężar odpowiedzialności za nią na innych. Miotając się pomiędzy poczuciem sprawiedliwości i sumieniem a strachem i własną karierą wybiera to drugie skazując się tym samym na cierpienie. Jakie to ludzkie. Podobnie jak ludzka jest tęsknota za utraconymi szansami, a które już się nie powtórzą - nie ważne, kto je podsuwał i jaką ofiarą byłyby okupione. Rewelacyjna książka, polecam.
A ja nadal mam ją przed sobą. Po Twojej analizie, którą przeczytałam z uznaniem dla Twojego tekstu od deski do deski "Mistrza i Małgorzatę" nabywam przy najbliższej okazji. Ona faktycznie musi być rewelacyjna.
OdpowiedzUsuńAnaliza to zdecydowanie za dużo powiedziane :-) zawsze też pozostaje możliwość innej interpretacji :-). Ja z kolei po "Mistrzu..." spoglądam nieśmiało w stronę "Fausta" - do trzech razy sztuka :-)
Usuń"
"Mistrza i Małgorzatę" czytałam, kiedy jeszcze do niej nie dorosłam. I jakoś nie miałam okazji, żeby do niej wrócić.
OdpowiedzUsuńDzisiaj byłam w bibliotece. Jest tam taki zwyczaj, że czytelnicy przynoszą zbędne książki, kładą na parapecie pod oknem i można sobie brać. Dzisiaj wzięłam m.in. "Mistrza i Małgorzatę, Wydanie "Czytelnika" z 1969 roku, ale w idealnym stanie. Skoro rewelacyjna książka, to wrócę do niej, zobaczę, co z tego wyjdzie.
Polecony przez Ciebie Doktorow znalazł moje uznanie, oddałam dzisiaj "Ragtime" i wzięłam "Rezerwuar" :-)
Miło mi, że nie byłaś zawiedziona :-) Myślę, że "Mistrzem..." też nie będziesz rozczarowana - ja wróciłem do niego po latach i patrzę dzisiaj na niego zupełnie innym okiem niż kiedyś, gdy traktowałem go, owszem, jako dobrą książkę ale nie żadne "aj waj"!
UsuńCzy to aby nie jest tak, że co dekadę trzeba wracać do takich książek i definiować na nowo swój poziom zrozumienia dla natury ludzkiej oraz duszy rosyjskiej? Hm.
UsuńNie zaszkodzi co dekadę, u mnie w przypadku niektórych książek minęły dwie dekady - w każdym razie powrót po długiej przerwie jest zalecany - dostrzega się więcej i postrzega książkę inaczej.
UsuńZ pewnym niepokojem otworzyłam recenzję i uff po raz kolejny mogę odetchnąć z ulgą. Mistrz i Małgorzata to jedna z moich ukochanych lektur i przykro byłoby mi, gdybyś ją "zjechał". Gusta gustami, nie zawsze podzielam twoje opinie (choć nierzadko), ale w przypadku tej książki bardzo się cieszę, że nasze opinie są zbieżne. Bo i moim zdaniem to rewelacyjna książka.
OdpowiedzUsuńTrochę czasu zajęło mi by do tego dojść, wcześniej czytałem dwukrotnie "Mistrza..." i jakoś nigdy nie rzucał mnie na kolana chociaż epilog nieodmiennie budził nostalgię.
UsuńDla mnie "namber łan" to Idiota, potem Wujaszek Wania, a na trzecim miejscu Moskwa-Pietuszki. Ale Mistrza mam i czytałam z wielką przyjemnością.
OdpowiedzUsuń"Idiota" nie zapisał się wdzięcznie w mojej pamięci, trochę mu jednak brakuje do Dostojewskiego w najlepszym wydaniu. Wybierałem tylko powieści, tak że "Wujaszek Wania" w ogóle się nie łapał a i "Moskwa-Pietuszki" pewnie miałyby kłopot nawet gdyby je przeczytał :-)
UsuńAj, takie klasyfikacje to rzecz trudna, na której łatwo zwichnąć kark. Nie zmienia to oczywiście faktu, że "Mistrz i Małgorzata" to lektura niezwykle frapująca, która zachwyca, i którą można czytać kilka razy i przy każdym kolejnym kontakcie odkryć coś, co wcześniej przeoczyliśmy.
OdpowiedzUsuńZgadza się, to trochę tak jakby pytać, kto był wybitniejszym kompozytorem: Mozart czy Beethoven? :-) Co do dalszej części zgoda - obiecuję sobie, że za jakiś czas, ale niezbyt odległy, póki jeszcze książkę dobrze pamiętam, zabiorę się za przekład Drawicza - ciekaw jestem, jak jemu poszło.
UsuńSzatan mógł być miłosierny tylko w Rosji, eh.
OdpowiedzUsuńCzytałam dwa razy czyli prawdopodobnie o raz za mało ;)
Tymczasem chciałabym się wypowiedzieć w sprawie listy Topów z początku posta: no lepiej bym tego nie ułożyła!
Nie pamiętam jednak, bo czytam cię zrywami, czy pisałeś o członkach tej drużyny.
Ale tak mi się marzy zrobienie jakiejś blogo-czyto-akcji w rodzaju 'Lalka z chłopami na ziemi obiecanej dniami i nocami' na wakacje, np następne. Bo za już któryś sezon się za tych 'Chłopów' zabieram ale zapał mi zawsze ląduje na Ojomie, meh.
To zapewne efekt jakichś szkolnych traumatycznych doznań - w moim przypadku, były one tak dawno, że trauma przygasła i ręce mi już nie drżą nerwowo gdy "Chłopów" biorę do ręki. Zawsze zresztą wcześniej można się zaszczepić "Ziemią obiecaną" i wówczas zaufanie do Reymonta znacznie wzrasta.
UsuńPrzepraszam, że tu się dopisuję, ale ja w sprawie Reymonta :-)
UsuńNa pewno nie wszyscy wiedzą, że Reymont jest też autorem fantasy.
Napisał "Bunt" - podtytuł "baśń".
To orwellowski "Folwark zwierzęcy" w polskim wydaniu. Mamy więc historię krwawego buntu zwierząt przeciwko władzy człowieka, szczytne hasła do walki z niesprawiedliwością i wyzyskiem w imię świetlanej przyszłości, a potem totalne zniszczenie i utratę wszelkich złudzeń.
Czy Orwell oparł swoją książkę na pomyśle Reymonta?
Polecam, dla porównania :-)
Dzięki i nie masz za co przepraszać, tego rodzaju dopiski są jak najbardziej pożądane :-). Nie miałem pojęcia o "Buncie" - wygląda na to, że Orwell był wtórnym pisarzem, który "twórczo" rozwijał myśli innych, bo z kolei jego "1984" inspirowane było "My" Zamiatina.
UsuńWidzę, że Twoja lista ulubionych powieści jest dosyć zbliżona do mojej. Co do literatury rosyjskiej dołożyłabym jeszcze powieść "Idiota". A co do "Mistrza i Małgorzaty" również uważam, że to arcydzieło.
OdpowiedzUsuńDla mnie "Idiota" zdecydowanie nie, gdybym miał wybierać coś z Dostojewskiego to do trójki "Zbrodnia i kara", "Bracia Karamazow" i "Biesy" dodałbym raczej "Wspomnienia z domu umarłych" a gdybym miał jeszcze wyjść poza niego, to mimo pewnych wahań wybrałbym "Cichy Don".
UsuńA mnie kilka dni temu udało się upolować, na żywo, w antykwariacie (takie prawdziwe polowanie :) wydanie Biblioteki Narodowej z 1990 r. ze wstępem Drawicza. Pełna wersja z przypisami. Mniam. W moim przypadku jest jedna z najważniejszych książek w życiu. Sprawiła, że zadrżałam, jak nigdy przedtem...
OdpowiedzUsuńTeż mam przekład Drawicza ale nie jakoś nie przypadł mi do gustu, wolę jednak Annuszkę od Anielci i Patriarsze Prudy od Patriarszych Stawów.
UsuńA nie, nie. W wydaniu BN Ossolineum tłumaczenie jest Lewandowskiej i Dąbrowskiego, a tylko wstęp Drawicza. Patriarsze Prusy są, jak najbardziej, jak trzeba, tylko w przypisach wyjaśnione, umiejscowione. W ogóle na pierwszych 2 stronach 4 przypisy. jak ja to lubię :)
UsuńA to co innego - też tak lubię :-), połączenie dobrego wstępu ze świetnym przekładem.
UsuńDzień dobry (po raz pierwszy i zapewne nieostatni)! Zafrapowała mnie okładka z różowym Behemotem... A "Mistrza i Małgorzatę" uwielbiam niezmiennie od czasów szkoły średniej. Niedawnym odkryciem był "Dziennik Mistrza i Małgorzaty" autorstwa Michaiła i Jego żony Heleny. To też literacka klasyka, pełna smaczków życia dawno już minionego.
OdpowiedzUsuńhttp://lezeiczytam.blogspot.com
Jeśli ta Ci się podoba, to cóż dopiero powiedzieć o oprawie wykonanej przez Lidię Dominikę Borysławską -https://www.facebook.com/1494657414126977/photos/pcb.1614374902155227/1614373255488725/?type=1&theater
UsuńTeż piękna, w kolorze burgunda. "Mistrz i Małgorzata" doczekała się chyba mnóstwa okładek, we wszystkich kolorach tęczy!
OdpowiedzUsuńNie wiem, aż takim miłośnikiem "Mistrza i Małgorzaty" nie jestem i nie śledzę wszystkich wydań :-)
Usuń