Moje powroty do książek z dzieciństwa, tych "chłopackich" oczywiście, to jeden z elementów budowania tradycyjnej, międzypokoleniowej więzi z synem, utrzymanej w nurcie "my, faceci musimy trzymać się razem". Oczywiście chęć przekazania dziecku "pałeczki" przyjmując czasami karykaturalną postać, przyznaję się - również nie jestem bez winy, nie ogranicza się tylko do ojców. W każdym razie powieści Edmunda Niziurskiego nadają się do tego, jak mało które. Mowa naturalnie o jego najlepszych powieściach, kończących się - to ewentualna kwestia sporna - na "Awanturach kosmicznych".
Co prawda, jakby to powiedzieli specjaliści od gender studies, utrwalają one tradycyjne, heteronormatywne stereotypy czy jakoś tak, ale wystawia to tym książkom, paradoksalnie, jak najlepszą oceną. Rzeczywiście, dziewczęta "przemykają" tylko w jego książkach, a nawet gdy zdarza się, że stanowią nawet spiritus movens działań głównych bohaterów, to nawet wówczas bardziej są przedmiotem, niż podmiotem ale nie o feministycznych aspektach "Awantury w Niekłaju" chciałem pisać, bo na to szkoda czasu.
To stadium przejściowe pomiędzy "Księgą urwisów" a "Siódmym wtajemniczeniem". Z pierwszą łączą ją elementy propagandy - nawet piraci na swojej fladze mają napis "precz z kolonializmem i imperializmem", ojciec wodza Kolonistów jest aktywistą partyjnym, nazwisko Adenauera ma pejoratywny wydźwięk (dla niezorientowanych - w latach 60-tych prezydent RFN był dyżurnym chłopcem do bicia propagandystów PRL), a złodzieje przemysłowi usiłują wykraść osiągniecie polskiej myśli technicznej i sprzedać imperialistom z Zachodu. Na szczęście dzieci, przełamując dotychczasowe antagonizmy, zjednoczyły swoje siły i przy współudziale milicji obywatelskiej udaremniły te niecne knowania. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że te wysiłki nieletnich nie na wiele się zdały, jak wiadomo bowiem, silniki "syrenek" i "warszaw" jakoś nie pobiły "mercedesów" i "fordów" więc nawet gdyby kradzież się udała, wielkiej straty nikt by nie poniósł.
To stadium przejściowe pomiędzy "Księgą urwisów" a "Siódmym wtajemniczeniem". Z pierwszą łączą ją elementy propagandy - nawet piraci na swojej fladze mają napis "precz z kolonializmem i imperializmem", ojciec wodza Kolonistów jest aktywistą partyjnym, nazwisko Adenauera ma pejoratywny wydźwięk (dla niezorientowanych - w latach 60-tych prezydent RFN był dyżurnym chłopcem do bicia propagandystów PRL), a złodzieje przemysłowi usiłują wykraść osiągniecie polskiej myśli technicznej i sprzedać imperialistom z Zachodu. Na szczęście dzieci, przełamując dotychczasowe antagonizmy, zjednoczyły swoje siły i przy współudziale milicji obywatelskiej udaremniły te niecne knowania. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że te wysiłki nieletnich nie na wiele się zdały, jak wiadomo bowiem, silniki "syrenek" i "warszaw" jakoś nie pobiły "mercedesów" i "fordów" więc nawet gdyby kradzież się udała, wielkiej straty nikt by nie poniósł.
Z kolei wyraźnie widoczny motyw odrzucenia, wynikający z obcości i fizycznych niedoskonałości to zapowiedź "Siódmego wtajemniczenia", w którym stanie się on motywem przewodnim. "W Awanturze w Niekłaju" wyraża się on w stosunku do Światopełka Dauera i ... emerytów z ulicy Zapłotkowej (kapitalna scena z wózkiem zbieracza surowców wtórnych, która się na niej rozgrywa, należy do najlepszych w książce). Ale to nie jedyne podobieństwo tych dwóch powieści bo swój odpowiednik w postaci trumny Klappera znajdą tam też skrzynie Szwajsa, Ogród w twierdzy Persil, a Piraci i Koloniści zmienią się w Matusków i Blokerów. Wreszcie kosmiczne zainteresowania Federacji Astronautów przerodzą się w ucieczkę w kosmiczne fantazje Gustawa Cykorza i Inocynta Ankohlika.
Ale powiedzmy sobie szczerze, to wszystko to kwestie drugorzędne dla grupy docelowej, czyli dzieci z przełomu podstawówki i gimnazjum. Ważne jest co innego - ważne jest, że są bandy, które ze sobą konkurują i ważne jest poszukiwanie skarbów. To wszystko umieszczone jest w anturażu militarno-wojennym, który zawsze działa na chłopców, niezależnie od wieku i zostało sprawnie opowiedziane (z niewielkimi tylko potknięciami), z wartką akcją, zgrabnie wplecioną, nienachalną dydaktyką. Dzisiaj, co najwyżej może być kłopot z realiami bo akcja powieści rozgrywa się w 1960 roku ale też nie jest wielki mankament skoro książka spodobała się słuchaczowi, który chodzi dopiero do trzeciej klasy.
Jak na Niziurskiego, to w Awanturze i tak jest dużo dziewcząt i o dziewczętach. Emeryci faktycznie, znakomici.
OdpowiedzUsuńJest nawet nieśmiały wątek romansowy: pani Bożena - doktor Otrębus, a i chyba Anka i Michał mieli się nieśmiało ku sobie. Jeśli jednak chodzi o temperaturę uczuć, to gdzie tam Awanturze w Niekłaju do Awantur kosmicznych :-)
UsuńO tak, Awantury kosmiczne są świetne. I mam wrażenie, że później Nienacki wprowadzał postacie energicznych dziewczyn, które dawały czadu bohaterom.
UsuńJuż w "Klubie włóczykijów" pojawia się Zielona Niedojrzała, pod której silnym wrażeniem jest Pirydion Politechniczny i do której miało zastosowanie maksymy Krasickiego z Myszeidos :-)
UsuńSłabo trawię Klub włóczykijów, więc nie kojarzę. Za to Adela czy Brunhilda to też niezłe postacie.
UsuńJa z kolei słabo kojarzę Adelę, trochę lepiej Brunhildę - zapadła mi w pamięć profesja jej rodziców i dżinsy z napisem Vivacubaroja :-)
UsuńSceny w zakładzie pogrzebowym są świetne :)
UsuńAż tak dobrze nie pamiętam, a na powtórkę już się nie załapię bo to zdecydowanie książka nie dla trzecioklasisty a mam nadzieję, że kiedy do niej dorośnie to już sam będzie czytał :-), pamiętam za to polerowanie posadzek bo podobny szlif nadawaliśmy tylko że naszymi spodniami ślizgając się na kolanach, no i oczywiście truchło kota bo podobne truchła były też u nas w szkole :-)
UsuńU nas lastryko było tylko gdzieniegdzie, ale się jeździło. Niestety nielakierowany parkiet nie zapewniał takie zabawy :) U nas wypchany był tylko jakiś ptak, poza tym same szkielety i przekroje w formalinie.
UsuńU nas co prawda nie była lastryka ale w łączniku pomiędzy budynkami były płytki pcv, które doskonale nadawały się do takiej jazdy. Szkielet i trochę stworzonek w formalinie też było, truchła pozostały natomiast chyba po dawnej szkole (uczyłem się w budynkach szkoły poniemieckiej) i pamiętam emocje, kiedy udało się nam wejść do kanciapy, w której były przechowywane :-). Eh, młodość! :-)
UsuńOo, kantorki za pracowniami zawsze budziły emocje, w biologicznej stał jakiś szkielet zakurzony, a w chemicznej to w ogóle fajnie było.
UsuńNie wiem jak to dzisiaj wygląda w szkołach, ale podejrzewam, że nie budzą już takich emocji jak kiedyś - wszystko można zobaczyć w internecie i to jeszcze podrasowane a to co na żywo wydaje się takie szare i nieatrakcyjne. W zeszłym roku byłem z juniorem w Muzeum Techniki w PKiN, czas tam się zatrzymał na "moich czasach" - jeśli tak też wyglądają pracownie fizyczne w szkołach, a mam jakieś takie podejrzenia, że nie wyglądają dużo lepiej to czarna rozpacz może ogarnąć.
UsuńTeraz się uczy przyrody, a nie fizyki i chemii, przynajmniej w podstawówkach. Obawiam się więc, że w pracownie się nie inwestuje.
UsuńProza życia - jakoś nie jestem zaskoczony. Za to byłem w szoku gdy się dowiedziałem, że dzieci generalnie mają w-f na korytarzu i polega on w większości na grze w dwa ognie.
UsuńPrzy trzech wfach w tygodniu to trudno się dziwić, że sal nie ma.
UsuńJasne, tylko kończy się tym, że dziecko ma problemy z podstawowymi, ogólnorozwojowymi ćwiczeniami gimnastycznymi a potem problemami z kręgosłupem.
UsuńCoś o tym wiem, niestety.
UsuńWidziałem niedawno w szkole jak dzieci miały problemy z ćwiczeniami koordynacyjnymi, i nie chodzi wcale o jakieś wygibasy. Gdybym nie widział, to bym nie uwierzył. Coś, co za "moich czasów" w podstawówce na peryferiach prowincjonalnego miasta było nie do pomyślenia.
UsuńNigdy nie byłe orłem sportowym, ale jakieś przysiady mi wychodziły :) Moja córka opowiada dziwne rzeczy o swoim wuefie.
UsuńPrzecież nie chodzi o przygotowania do mistrzostw świata tylko o to, żeby dzieci je chociaż próbowały zrobić - a zdaje się, że nawet takich szans nie mają.
UsuńU nas jest wiejska szkoła i chyba korytarz nie wchodzi w grę. Tyle dobrego.
UsuńNo proszę, a ciągle szkoła wiejska chyba jest postrzegana jako niezbyt odległa od tej w Owczarach, do której chodził Marcin Borowicz albo w najlepszym razie tej w Wilczkowie :-)
UsuńNie jest źle. Po drugiej stronie ulicy gminna hala sportowa do wykorzystania, a i salę gimnastyczną przy dobudowywaniu gimnazjum zrobiono.
UsuńO Panie, to się gminie powodzi! Czyżby KGHM albo Orlen był na jej terenie? :-)
UsuńNie, ale może ciocię Unię naciągnięto :D
UsuńZdaje się, że jesteśmy już płatnikiem netto więc z tym naciąganiem to różnie może być :-) Grunt, że dzieci mają gdzie ćwiczyć. Jakiś czas temu przejeżdżałem wieczorem przez podwarszawską wieś a tam na przyszkolnym boisku o sztucznej nawierzchni w świetle jupiterów goście grają w piłkę, bardzo budujący widok.
UsuńU nas też grają. Hala ma ze 40 lat, a gimnazjum powstało po reformie.
UsuńA przecież mogliby w tym czasie piwo pić, nieprawdaż? :-)
UsuńPiją potem, już się nie martw, stratni nie są :D
UsuńUff, co za ulga - dobrze wiedzieć, że duch w narodzie nie ginie :-)
UsuńTrzeba wzmacniać siły nadwątlone treningiem, nie?
UsuńJa tam nie wiem bo na wszelki wypadek nie trenuję :-)
UsuńTracisz okazję, żeby się bezkarnie napić piwa.
UsuńNic nie tracę - czekam na Targi Książki :-)
UsuńPół roku na bezpiwiu??
UsuńJakoś zacisnę zęby i wytrzymam :-)
UsuńSkoro masz skłonności do umartwień :P
UsuńTo nie wiedziałeś?! Przecież czytałem Mniszkównę, Michalak i Twardocha a Ty jesteś zaskoczony :-)
UsuńKłopot z realiami będą mieli chyba tylko najwybredniejsi, bo Niziurski bardzo pobieżnie zarysowywał realia. Czytając jego książki łatwo wyobrazić sobie, że ich akcja dzieje się współcześnie i że bohaterowie noszą komórki w kieszeni, tylko jakoś ich nie używają. :)
OdpowiedzUsuńW sferze zachowań tak - dlatego te książki wciąż cieszą się powodzeniem ale zagadką dla dzisiejszych (młodych) czytelników jest to jak wyglądał samochód marki "warszawa", dlaczego inscenizacja bitwy pod Grunwaldem miała się odbyć 22 lipca albo o co chodziło z przezwiskiem Adenauer.
Usuń