niedziela, 19 czerwca 2016

Dzieci Arbatu, Anatolij Rybakow

"Narodowa w formie, socjalistyczna w treści" - ty był kanon, który odnosił się do architektury socrealizmu i nie bardzo wiadomo, co miał do końca znaczyć ale gdy czytałem "Dzieci Arbatu" to właśnie on jakoś tak przychodził mi na myśl. I chyba nie mnie jednemu, bo to rozdwojenie, a także przyczyny, o których za chwilę przeczytacie, sprawiły, że po krótkim okresie popularności powieść Rybakowa nie zyskała nigdy znaczenia takiego, jakie mają książki Ginzburg czy Mandelsztam, mimo, że dotyka tych samych kwestii. 


I nie ma się co dziwić, bo nie jest to ani arcydzieło literackie ani specjalnie przenikliwa diagnoza rzeczywistości radzieckiej. W trakcie lektury, tytułowych dzieci Arbatu jest jakby co raz mniej, bo z jednej strony wypierane są przez drugi wątek - portret Stalina, rzecz może wówczas w Rosji, gdy książka powstawała, sensacyjną ale dzisiaj niezbyt już odkrywczą, z drugiej zbiorowy portret rówieśników z centrum Moskwy sam jakoś rozłazi się w szwach - na placu boju pozostaje w zasadzie dwoje (przy sporej dozie dobrej woli - troje bohaterów), o pozostałej piętce słuch zaginął. 

To co (chyba) miało być ukazaniem doli a raczej niedoli przeciętnego Rosjanina w okresie stalinowskiego terroru, wygląda raczej na jakieś nieporozumienie. Bohaterowie Rybakowa niespecjalnie martwią się problemami życia codziennego, w zasadzie takich trosk nie mają - ich jedynym (ale za to jakim) problemem są "odłamki", którymi mogą oberwać uczestnicząc w życiu społecznym. 

To bardzo dziwni młodzi ludzie - zupełnie niezdający sobie sprawy z tego w jakim świecie żyją. Co więcej, wierzący, że uczestniczą w budowaniu czegoś wspaniałego. Owszem młody wiek dużo może usprawiedliwić ale jednak nie zupełną głupotę, ślepotę, strach i zakłamanie. Tylko dwoje bohaterów zachowuje przytomność umysłu - jeden to cynik i egoista, druga to niezależna, zbuntowana dziewczyna. Cała reszta ochoczym sercem włącza się w budowę komunizmu. 

Zdumiewające, ale mam wrażenie, że Rybakow chciał pokazać, że obok złych komunistów istnieli dobrzy komuniści a zanim władzę zdobył zły Stalin, rządził dobry Lenin. To trochę tak jakby powiedzieć że obok złych nazistów istnieli też dobrzy naziści, a złym jest morderca, który jest odpowiedzialny za śmierć dziesiątków milionów ofiar, zaś dobrym ten, za którego rządów zginęło kilka milionów. Tu nie ma słowa o tym, że ideologia, która oparta jest na przemocy i wrogości wobec drugiego człowieka, nie może z definicji wiązać się z niczym pozytywnym. 

Rybakow wielokrotnie akcentuje to, jaki to wielkich przeobrażeń dokonano w czasach komunizmu ale nie stawia niewygodnych pytań: po co? w imię jakiego dobra? Co z tego, że wybudowano największą na świecie hutę - ale za cenę jakich ofiar i co ofiarując ludziom w zamian oprócz sloganów o lepszej przyszłości kosztem gorszej teraźniejszości. To nie za zacofanych rządów carów ale za postępowych rządów komunistów ludzie w Rosji milionami umierali z głodu. U bohaterów Rybakowa, nawet tych dotkniętych represjami, nie ma cienia refleksji na ten temat - to ludzie poddani skutecznemu praniu mózgu, nie rozumiejący co się z nimi stało, niezdający sobie sprawy z tego w jakiej rzeczywistości żyją. I nie chcą tego zrozumieć, z głupoty, ze strachu, z zaślepienia. 

Jednocześnie na jakieś kuriozum zakrawa, że inteligentnie ludzie, którym wtłacza się do głowy materialistyczny pogląd na świat wierzą, że istnieje coś takiego jak partia. Rybakow pokazuje, że to nie żadna partia, bo przecież żaden taki byt nie istnieje, lecz ludzie, którzy stoją u władzy zasłaniający się tym pojęciem jak parawanem decydują o losach innych. Nie ma żadnej zbiorowej mądrości, zbiorowej sprawiedliwości, zbiorowego sumienia to tylko wola jednego człowieka, która przekazywana jest ze szczebla na szczebel niżej w hierarchii władzy. Ale Rybakowowi ma się wrażenie, wyszło to raczej mimochodem, bo ciągle wierzy w istnienie czegoś takiego jak człowiek radziecki. A to nie tyle człowiek radziecki co homo sovieticus.

Cóż, pewnie gdyby Rybakow napisał "Dzieci Arbatu" w 1956 r. miałby szansę na ich wydanie, bo to powieść spod znaku "komunizm tak, wypaczenia nie" ale ponieważ spóźnił się 10 lat, więc także i my żeby ją przeczytać musieliśmy czekać ponad dwadzieścia kolejnych lat. W sumie, wcale nie jestem taki pewien czy było warto. 

2 komentarze:

  1. Cóż... Ale oczywiście wiesz, że "DA" to tylko część cyklu? Bo o ile ja pamiętam (acz mogę się mylić), to światopogląd bohaterów ewoluuje w miarę ich coraz bardziej przerąbanych doświadczeń, aż do niewesołego końca. "Trzydziesty piąty i później", "Strach", "Proch i pył" - przy nich ta pierwsza powieść to dość spokojne preludium. Tak ja to przynajmniej pamiętam.

    Czy nie wydaje Ci się, że Rybakowowi chodziło o taki właśnie portret radzieckiego człowieka, bo TAKI WŁAŚNIE, w TAMTYM MOMENCIE dziejowym, był ten człowiek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że jest ciąg dalszy i może za jakiś czas zajrzę do niego.
      Nie kwestionuję tego, że taki właśnie był portret radzieckiego człowieka - twierdzę natomiast, że to był ktoś w kim wyzwolono najgorsze cechy i doprowadzono do atrofii podstawowych więzi społecznych. Ci ludzie jakby nie zdawali sobie sprawy z tego co się wokół nich dzieje i w czym uczestniczą, są ogłupiali ze strachu i od propagandy. A wydaje mi się, że od dorosłych ludzi, w miarę inteligentnych można oczekiwać realistycznego spojrzenia na świat. Rybakow zupełnie się do tego nie odnosi dla niego ofiarami są komuniści pokonani w "walce diadochów" i ci, na których spadły odłamki tej walki, tak jakby nie było ludzi, którzy nie uczestniczyli w tym wszystkim i zginęli albo złamano im życie całkowicie niewinnie.
      Mam wrażenie, że usprawiedliwieniem dla postaw bohaterów, którzy mają budzić sympatię jest ich poczucie uczestnictwa w czymś ważnym ale to nieporozumienie, bo co jest tak ważne, że usprawiedliwia śmierć milionów ludzi? Rybakow, moim zdaniem, takiego pytania nie stawia. On myśli, tak jak pisałem w kategoriach "komunizm tak, wypaczenia nie". Znamienny jest epilog - pisze w nim, że 20 czerwca 1944, wojska rosyjskie stacjonowały koło stacji Rafajłówka, położonej na zachód od miasta Sarny a ich celem było "wyzwolenie Białorusi i dotarcie do dawnych granic państwa". Aż chciałoby się zapytać tego wielkiego radzieckiego humanistę, o jakich to dawnych granicach państwa pisał, skoro granice Rosji sprzed 17 września 1939 roku przebiegały nie zachód od Sarn lecz na wschód od nich.

      Usuń