Cenzura odeszła w przeszłość ale jedna z najlepszych powieści dwudziestolecia międzywojennego ciągle jakoś nie może się przebić pod czytelnicze strzechy, a przecież po 1989 r. doczekała się co najmniej czterech wydań (przynajmniej tyle naliczyłem), całkiem nieźle jak na książkę zapoznanego autora, jakim jest Stanisław Rembek. Z drugiej strony, wydaje się, że wytłumaczenie tego faktu jest dosyć proste; nie ma w powieści "momentów", akcja nie rozgrywa się w żadnej krainie lodu a bohaterami są zwykli ludzie a nie zombie albo chociaż wilkołaki, na domiar złego czas akcji - wojna 1920 roku zapowiada narodowe nudy.
Więc cóż tu może być ciekawego? Nie bez kozery jednak Maria Dąbrowska uznawała "W polu" za jedną z wybitniejszych powieści dwudziestolecia i stawiała ją wyżej niż "Na zachodzie bez zmian". I miała rację, bo powieść Remarque'a w porównaniu z książką Rembeka jest rzewną opowieść, o tym jaka wojna jest zła a ludzie dobrzy. Rembek pokazuje, że wcale to nie jest takie proste i oczywiste.
Już choćby więc z tego powodu warto poświęcić czas na lekturę jego książki. Ale nie tylko dlatego, powieść Rembeka jest bowiem ewenementem w naszej literaturze, traktuje bowiem temat wojny odmiennie od batalistycznej sztampy, być może za sprawą własnych doświadczeń autora, choć "W polu" nie jest powieścią autobiograficzną. Nie zmienia tego nawet fakt, że można w niej odnaleźć to czym pisze w "Dzienniku 1920 r.". Rembek pisze o wojnie w sposób daleki od bogoojczyźnianego patosu i tromtadracji, nie ma tu scen z ułanem i dziewczyną u studni a zamiast tego serwuje czytelnikowi brutalny obraz wojny i postaw człowieka w jej obliczu.
Ale to też nie jest jednak wszystko. To czym mnie zafrapowała powieść Rembeka to jej enigmatyczność. Z jednej strony fabuła jest oczywista - obraz klęski i zagłady oddziału zapoczątkowany śmiercią żołnierza - kaprala Górnego. Z drugiej jednak strony, ma się przekonanie graniczące z pewnością, że za tym ukrywa się coś więcej, że potraktowanie "W polu" tylko w kategoriach nawet świetnej powieści wojennej to jednak byłoby uproszczenie. Nie sposób bowiem uwierzyć by wola jednostki - sierżanta Derenia, mogła sprawić, że ginie ponad sześćdziesięciu żołnierzy, to absurdalne, żeby przypadkowa śmierć pociągnęła za sobą takie pasmo klęski, i to zupełnie niezasłużonej, wszak giną ci, którzy do tej śmierci się nie przyczynili bo przecież żołnierza, który pociągnął za spust nigdy nie poznajemy. Kim jest sierżant Dereń, że jego wola ma taką moc sprawczą i kim był kapral Górny, że jego śmierć wywołała taki efekt? Rembek niby daje na to odpowiedzi ale trudno jest w nie uwierzyć. Właśnie - uwierzyć.
Dowiadujemy się, że "wiara to zawsze co innego niż wiedza, a myśl - niż doświadczenie", ale co z tego? Przecież to nie tłumaczy, fenomenu zagłady kompanii. Jak śmierć jednego żołnierza może pociągnąć za sobą śmierć pozostałych? Jak to wyjaśnić? Przecież nie oni go zabili, choć byli świadkami tego jak wysyłano go, jak się okazało, na śmierć. Przekonanie sierżanta Derenia, że winni śmierci są nie tylko bezpośredni sprawcy ale także, ci którzy jej nie zapobiegli, sprawia, że urasta on do rangi Nemezis albo jednego z jeźdźców (a w tym przypadku piechura) Apokalipsy - "jego małe, szeroko osadzone oczka czerniały gdzieś w szerokich lejach oczodołów, gruby przetrącony nos wyciągnął się na kształt dzioba papugi, kości policzkowe i guzy zaznaczających się pod wyschłą skórą zębów trzonowych sterczały niby chorobliwe narośle, a dołek w podbródku zamienił się w głęboką dziurę." A może jest to Talos z "Upadku Ikara" Breughla, który jako jedyny widzi śmierć, jednocześnie przyjmując ją jako spokojny obserwator bo jest ona dla niego aktem sprawiedliwości? Nie wiem i sam mam poczucie krążenia po omacku. Bo oczekujemy racjonalnych wyjaśnień tego co nas dotyka, odkrycia jakiegoś związku przyczynowo-skutkowego, który moglibyśmy zrozumieć. A Rembek takich wyjaśnień jednak nie daje.
Że śmierci oddziału sierżanta Derenia nie da się wytłumaczyć, w kategoriach winy za śmierć kaprala Górnego? Cóż z tego! Rozsądek nie ma tu nic do rzeczy, wystarczy przekonanie, że tam "gdzie istnieje krzywda, tam musi być i wina" i rozkłada się ona po trosze na każdego, otarł się o ofiarę. Okazuje się, że "nie ma ludzi niepotrzebnych". Tak jak w słynnej Medytacji XVII Johna Donne'a, także u Stanisława Rembeka "żaden człowiek nie jest samoistną wyspą" a "śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością", chociaż u niego brzmi to inaczej - "zdaje się istnieć pomiędzy pewnymi wypadkami niedostępny dla ludzkiej logiki związek, jak gdyby świat stanowił jednolity mechanizm, gdzie poruszenie najdrobniejszej nawet cząstki może spowodować nieoczekiwaną reakcję całości."
I na koniec ostrzeżenie, książka zdecydowanie nie dla tych, którym podobał się film "1920 Bitwa warszawska".
Filmu Bitwa Warszawska nie oglądałam, tzn. po jakimś fragmencie przełączyłam na inny kanał, ponadto mam słabość do Remarque`a, a skoro w Twoim porównaniu jego Na zachodzie bez zmian (które oceniłam, jako rzecz niezłą) jest dużo słabsze, to nic tylko sięgnąć po tę książkę mi wypada, tym bardziej, że pisarza nie znam (poza kilkukrotnym wspomnieniem jego osoby na Twoim blogu- zdaje się w komentarzach, a może i we wpisach). No i jeszcze ten cytat z Donne`a (tak się odmienia? znowu problem z odmianą) powtórzony przez Hemingwaya o zespoleniu jednostki z ludzkością.
OdpowiedzUsuńWszystko zależy oczywiście od tego kto co lubi :-) "Na zachodzie bez zmian" nie lekceważę ale wydaje mi się, że w gruncie rzeczy "jedzie na opinii". Wiadomo, że najlepsze książki o wojnie w konkurencji z "Na zachodzie...", jeśli chodzi o masowy odbiór, są u nas (i nie tylko) bez szans. Obie były skazane u nas na czytelniczy niebyt, Junger za gloryfikację militaryzmu a Rembek za wojnę z Rosję. Remarque wstrzelił się w zapotrzebowanie a później chyba już odcinał od tego kupony. Niedawno wróciłem do jego "Czarnego obelisku", który w czasach licealnych należał do moich ulubionych książek, podobnie zresztą jak "Łuk Triumfalny" i "Na zachodzie bez zmian" - nie dałem rady, wykończyły mnie pojawiające się co i rusz banały pozujące na mądrości, gdyby się na nie silił pewnie byłoby to znacznie bardziej strawne.
UsuńBa, toż to zapewne najwybitniejsza polska powieść wojenna. Swoją drogą położyłeś nacisk na aspekt, by tak powiedzieć, metafizyczny, który ja swego czasu potraktowałem trochę po macoszemu, koncentrując się na obrazie wojny i ludzi w nią zaplątanych, pewnie trochę powierzchownie. Ale z drugiej strony zająłem się w większym stopniu samym Rembekiem,a dosyć tragiczna to postać. Lubią to w blogosferze, że nie tak wcale rzadko zdarza się pisać o tych samych książkach, a każdy pisze inaczej, i te teksty często w jakiś sposób się uzupełniają, naświetlając różne aspekty tych samych książek.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą muszę w końcu nadrobić "Wyrok na Franciszka Kłosa".
W każdym razie wspomniany mój tekst "Przytrzaśnięty ciszą" jest jednym z najbardziej osobistych, jak masz ochotę to zapraszam: http://www.zaokladkiplotem.pl/2011/03/przytrzasniety-cisza-o-stanisawie_31.html . Pozdrawiam.
Twój tekst oczywiście znam, miałem nawet zamiar się do niego odwołać, bo to jeden z lepszych tekstów blogowych a na pewno najlepszy tekst o "W polu" jaki czytałem, ale nie mogłem go znaleźć. O Rembeku i jego pisarstwie chyba najobszerniej pisał Mirosław Lalak, niestety, jeśli chodzi o "W polu" skoncentrował się bardziej na stronie formalnej powieści, może i ciekawej dla specjalisty ale dla takiego czytelnika jak ja już niespecjalnie.
UsuńCo to najbliższego punktu odniesienia dla "W polu", to moim zdaniem bliżej Rembekowi raczej do Jungera niż Remarque'a, bo czego by nie mówić o "W polu" to powieścią pacyfistyczną trudno ją nazwać a w odniesieniu do "Na zachodzie bez zmian" nie ma wątpliwości, że mieściłoby się ono w tej kategorii.
Z ręka na sercu muszę się przyznać, że pierwszo słyszę, ale tytuł sobie zapisuję w razie czego.
OdpowiedzUsuńTo jest to właśnie, o czym wspominałem - a pomyśleć, jaką książka miałaby szansę gdyby miała choć w połowie taki marketing jak, nie przymierzając, książki Twardocha czy Grocholi, o których za rok już nikt nie będzie pamiętał.
UsuńNo i też się czasami zastanawiam, o co tyle hałasu - a rzeczy ponadczasowe gdzieś giną w magazynach albo w makulaturze. Mnie zdziwiło, że nawet po nakręceniu filmu Pelle zwycięzca nie wznowiono w Polsce nakładu. A naprawdę warto.
UsuńAle to chyba tak już musi być - wszystko co ambitniejsze i o trwalszych wartościach ma u nas sznyt snobizmu, trudnego odbioru, nudy i co tam jeszcze można wymyślić. Mam wrażenie, że książki też mają swój wariant prawa Kopernika - Greshama, książki gorsze wypierają książki lepsze. Nie dawno Padma z "Miasta książek" podała listę książek o zwierzętach. Wśród 10 pozycji nie było ani jednej klasyki, nawet Londona czy Curwooda, oczywiście to rzecz gustu ale też chyba i signum temporis.
UsuńCzytając recenzję, od razu pomyślałem o "Szkarłatnym godle odwagi" czytanym jeszcze na studiach. Ambrose Bierce też napisał kilka opowiadań, które ukazywały wojnę w sposób odarty z patosu.
OdpowiedzUsuńAni Crane'a ani Bierce'a nie czytałem. Wojna "po amerykańsku" dla mnie, jeśli już, to "Cienka czerwona linia" i "Młode lwy".
Usuń"Na zachodzie bez zmian" zaczęłam czytać i utknęłam.....zdecydowanie książki traktujące o wojnie dość trudno mi się czyta. Film "Bitwa Warszawska" oglądałam, ale tak jakoś mimochodem. Film nie pobudza do refleksji.
OdpowiedzUsuńNatomiast miałam okazję w TVP Historia zobaczyć film dokumentalny z czasów I wojny światowej, w którym wykorzystano listy z frontu i filmy archiwalne......zrobił na mnie niesamowite wrażenie......ziemia pokryta szczątkami...takich obrazów długo nie można zapomnieć.
A Rembka książkę warto by mieć w biblioteczce. I oczywiście poznać ją....
To mnie zaskoczyłaś, bo wydawało mi się, że czego jak czego ale lekkości pióra Remarque'owi odmówić nie można :-). Nie wiem, czy w takim razie, Rembek by Ci się spodobał bo jego styl jest jednak niewątpliwie "mniej przyjazny" dla czytelnika.
UsuńNie chodzi o lekkość jego pióra, którą już raczej dobrze poznałam tylko o sama tematykę.....pewno nie mam nastroju do takich opowieści nawet pisanych lekkim piórem. Ale oczywiście do niej powrócę.
UsuńTematyka jak tematyka - nie zauważyłem u Remarque'a nic szczególnie drastycznego ale to oczywiście rzecz upodobań.
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńciekawy blog - przez przypadek trafilem, i pewnie bede odwiedzal czesciej.
'W polu'czytalem dawno temu - robi wrazenie - choc moja ulubiona powiescia wojenna jest ,Anabasis- Marsz 10000' Ksenofonta - :) , plus nasze staropolskie pamietniki (i te z XVII wieku jak i te napoleonskie czy ,Pisma' Czajkowskiego) a listy, plus cale morze roznych powiesci anglojezycznych, jako ze siedze okrakiem na dwoch literaturach, ze tak sie wyraze.
Czytal Pan ,Lewa Wolna' Jozefa Mackiewicza?
ps
Ciekawa jest tez wojenna literatura pamietnikarska okresu 1914-21. Nie zapominajac o tej z 1939-45plus
Dziękuję za dobre słowo :-). Literaturę wojenną czytam od przypadku do przypadku, traktuję ją jako część większej całości, literatury w ogólności, że tak powiem :-).
Usuń