Czasami lepiej chyba nie wiedzieć, co czytają własne dzieci i co im się podoba. Od dłuższego czasu moja cierpliwość jest poddana próbie wytrzymałości bo w ramach wieczornego czytania zostałem skazany na lekturę cyklu "Magiczne drzewo" bijącego, podobno, rekordy popularności wśród dziatwy szkolnej i to mimo tego, że znalazł się on, o zgrozo, na liście lektur w szkole podstawowej.
Przez jakiś czas z rezygnacją znosiłem literacki wybór mojej latorośli, ale gdy dobrnąłem do końca "Pojedynku" a przede mną rysowała się perspektywa lektury kolejnej części cyklu, załamałem się. Takich bzdur obrażających inteligencję czytelników dawno nie czytałem. Rozumiem, że książka w której główną rolę gra magia z istoty swojej musi być niewiarygodna, choć z drugiej strony umiejscowienie jej we współczesnych realiach codziennego życia pozwala przypuszczać, że przynajmniej jeśli chodzi o tło, to powinniśmy mieć do czynienia właśnie z czymś trzymającym się rzeczywistości. Ale to tylko domniemanie, jakby powiedział prawnik, w dodatku domniemanie wzruszalne.
Książka Andrzeja Maleszki nie ma żadnych szans z powieściami Adama Bahdaja, Zbigniewa Nienackiego czy Edmunda Niziurskiego, nie mówiąc już o postaci głównego bohatera. Jego Kuki, podejrzewam, że wbrew intencjom Autora, to nieszczęśliwe dziecko, nieszczęśliwe w tym sensie, że bardzo ograniczone. Gdzie mu tam do chłopaków wspomnianej przeze mnie trójki autorów, jest pozbawiony inteligencji, wyobraźni i zaradności. Jedynym narzędziem, które ma mu umożliwić realizację jego zamierzeń i jedynym remedium na wszelkie jego problemy jest magia. Bez czarodziejskich przedmiotów nie ma nic do powiedzenia i nic do zaoferowania. Wszystko sprowadza się do tego, że ma dostęp do magicznych przedmiotów, co za szczęściarz. Ale to wszystko można złożyć na karb koncepcji Autora - być może jego zamiarem rzeczywiście było stworzenie bohatera nierozumiejącego słowa nie, idącego po linii najmniejszego oporu i w swojej ograniczoności niepotrafiącego wyobrazić sobie konsekwencji własnych czynów, sięgających dalej niż na wyciągnięcie ręki.
Na karb fantazji Autora można też złożyć oryginalne, bardzo oględnie rzecz ujmując, magiczne pomysły, jak choćby stalowe rekiny z diamentowymi zębami, które odgryzają wyspę od skorupy ziemi. Cóż można powiedzieć. Niezbyt inteligentni bohaterowie, niezbyt inteligentne pomysły. W świecie magii wszystko jest możliwe, zwłaszcza magii w wykonaniu nieletnich i do nieletnich adresowanej.
Ale są też rzeczy, które odnoszą się już nie do magii lecz realiów, w odniesieniu do których logika szwankuje. Widać wyraźnie, że Autor "zapętlił się" się we własnych pomysłach (jak choćby tego, w którym zamienił ludzi w kury), z których wybrnął podobnie jak autor dreszczowca, którego bohater spada w płonącym samolocie, gdzieś na środku oceanu pełnego krwiożerczych rekinów by w następnym zdaniu odnaleźć się po tygodniu w luksusowym hotelu w centrum Nowego Jorku.
Owszem, rozumiem, że literatura dla dzieci ma swoje prawa i nie oczekują one wielkiej powieści realistycznej, ale wciskanie im knotów na zasadzie prawa serii, to jednak lekka przesada.
Na karb fantazji Autora można też złożyć oryginalne, bardzo oględnie rzecz ujmując, magiczne pomysły, jak choćby stalowe rekiny z diamentowymi zębami, które odgryzają wyspę od skorupy ziemi. Cóż można powiedzieć. Niezbyt inteligentni bohaterowie, niezbyt inteligentne pomysły. W świecie magii wszystko jest możliwe, zwłaszcza magii w wykonaniu nieletnich i do nieletnich adresowanej.
Ale są też rzeczy, które odnoszą się już nie do magii lecz realiów, w odniesieniu do których logika szwankuje. Widać wyraźnie, że Autor "zapętlił się" się we własnych pomysłach (jak choćby tego, w którym zamienił ludzi w kury), z których wybrnął podobnie jak autor dreszczowca, którego bohater spada w płonącym samolocie, gdzieś na środku oceanu pełnego krwiożerczych rekinów by w następnym zdaniu odnaleźć się po tygodniu w luksusowym hotelu w centrum Nowego Jorku.
Owszem, rozumiem, że literatura dla dzieci ma swoje prawa i nie oczekują one wielkiej powieści realistycznej, ale wciskanie im knotów na zasadzie prawa serii, to jednak lekka przesada.
Doprawdy, zarzuć te seanse czytania na głos, bo sobie zaszkodzisz :) Niech sobie dziecię samo czyta.
OdpowiedzUsuńCzytanie Młodszej obliczam jeszcze na jakieś góra pół roku i z głowy, skończą się opowieści o Barbie i koślawe przeróbki klasyki made by FK Olesiejuk. Niestety skończą się też "Takie sobie bajeczki", detektyw Ture Sventon i Emil ze Smalandii. No ale to jakoś przeboleję :)
Chętnie bym zarzucił, wielokrotnie podejmowałem próby ale za każdym razem zostałem przegłosowany. Jakoś muszę z tym żyć :-)
UsuńZnaczy Ty masz jeden głos, a syn dwa? :D
UsuńSłuchaczy jest więcej, i tak jest nieźle bo udało mi się wyzwolić z permanentnej lektury "Pióra Finista Jasnego, cud sokoła", które cieszyło się mianem najlepszego usypiacza :-)
UsuńUrządzacie zbiorowe czytanie na głos? Jak przed wynalezieniem internetu? Fajnie :D
UsuńJa sobie ostatnio bardzo chwalę Kiplinga, da się go czytać idealnie monotonnie, usypia w kwadrans.
Byłem wstrząśnięty Kiplingiem, dotychczas znałem go tylko z kreskówek, nie sądziłem, że to taka nuda. Podobno "Druga księga dżungli" jest lepsza od pierwszej (o co w sumie nie trudno), ale jakoś nie mogę się odważyć, żeby sprawdzić.
UsuńNie wierzę, naprawdę nie wierzę, że nie możecie się doczekać, żeby przestać czytać dzieciom. Ok, może nie Maleszkę i może nie Kiplinga. Ale całą resztę?
UsuńMarlow: Druga księga dżungli zaiste jest nudna. Ale Takie sobie bajeczki są rozkoszne pod wieloma względami.
UsuńMomarta: Czyż nie na tym polega proces wychowania? Żeby doholować dziecko do pewnego etapu i wypuścić je na szerokie wody? Choćby chodziło tylko o samodzielne czytanie sobie przed snem? :D
Nie mam nic przeciwko temu, żeby to syn czytał sobie sam ale to zdaje się marzenie ściętej głowy - fakt, że chętnie słucha gdy ktoś mu czyta nie przekłada się wcale na zamiłowanie do samodzielnej lektury. Nie pomógł nawet Tytus, Kajko ani Asterix. Cała nadzieja jeszcze w Thorgalu :-)
UsuńThorgal to już chyba trochę bardziej dla dorosłych? U mnie Tytus chwycił, Kajko i Kokosz ani trochę, Asterix został przywitany wzgardliwym prychnięciem, za to Tymek i Mistrz okazał się strzałem w dziesiątkę. Teraz Starszy pochłania kolejne części "Zwiadowców" (w tempie: dziewięć części na jedną lekturę - tym razem "W 80 dni dookoła świata", uch), a ja dochodzę do wniosku, że ta młodzież jest jakaś dziwna:P
UsuńI owszem, doholować i wypuścić. Ale nie ma jak porządny port, do którego można zawinąć wieczorem, czyż nie?:)
Przy dzisiejszych urządzeniach nawigacyjnych nie trzeba na noc zawijać do portu :P
UsuńPewnie, że nie trzeba. Ale za to jak tam przyjemnie. I wysikać się można jak człowiek:P
UsuńNo to jest argument :)
UsuńZa moich czasów Thorgal był jak najbardziej dopuszczalny dla szkolnej dziatwy (choć fakt nie tej najmłodszej), przynajmniej w tych częściach, które udało mi wówczas zdobyć. Nie pamiętam tam nic gorszącego. O Tymku i Mistrzu pierwsze słyszę ale odnotowuję, niedługo kroi mi się podróż pociągiem z synem więc przetestuję z nadzieją na zabicie mu czasu :-).
UsuńMarlow, bracie! Z ust mi te słowa wyjąłeś! My przeczytaliśmy tylko coś z krzesłem w tytule i - jakież mam mądre dziecko! - zgodnie stwierdziliśmy, że nigdy więcej.
OdpowiedzUsuńAle tak naprawdę przeraża mnie to, że kogo nie zapytam (kto zna, bo czytał), ten uważa, że się czepiam, bo to taka porządna książka. Ratunku!
Masz bardzo mądre dziecko (po mamusi oczywiście!) - nie jestem bez winy w przypadku "Magicznego drzewa" bo wznosiłem się na wyżyny swoich umiejętności lektorskich, co nie wyszło mi na dobre ale w przypadku "Pojedynku" także i moje dziecko już nie zdzierżyło tej głupoty.
UsuńZgadza się, percepcja "Magicznego drzewa" jest przerażająca - tak jakby w ludziach zanikła umiejętność czytania ze zrozumieniem. Dzieciom się nie dziwię ale dorośli?! Jednak jeszcze bardziej zatrważa mnie fakt, że w szkole mojego syna książki Maleszki reklamowane są na tablicy szkolnej poświęconej językowi polskiemu.
Niestety, "Magiczne drzewo" jest traktowane jako przykład na to, że współczesna polska literatura i może. Polonistka Starszego zafundowała im nawet oglądanie filmu na lekcji, myślałam, że mię apopleksja trafi na miejscu. Mną od pierwszego kopa wstrząsnęła właśnie ta magia - pod każdym słowem, które o niej napisałeś, podpisuję się na dwie ręce. Nie wiesz co zrobić? Zrób "pstryk" i po sprawie. Kiedy ostatnio pisałam o "Kasacji" Mroza, "Magiczne drzewo" miałam cały czas w tyle głowy. Mechanizm dokładnie ten sam.
UsuńW ramach sprawdzenia prawdziwości hasła "dobre bo polskie" w literaturze dziecięcej posłuchałem BZwL i kupiłem "Teatr niewidzialnych dzieci" Szczygielskiego (który też zresztą jest reklamowany w szkole) ale nie dane mi było, póki co, przekonać się ile ono jest warte, bo syn mając do wyboru Szczygielskiego i Niziurskiego wybrał "machistowskie" "Siódme wtajemniczenie" :-).
UsuńSam wybrał? Bo węszę jakieś niecne naciski Tatusia-konserwatysty :P
UsuńA nie, sam miałem szczerą chęć poznania Szczygielskiego bo dobre opinie na jego temat słyszałem nie tylko od Ciebie. No i fakt, że osobiście pofatygowałem się do księgarni po książkę dla dziecka też o czymś świadczy, zwłaszcza że musiałem się trochę nachodzić bo "Teatr..." znalazłem dopiero w trzeciej. :-)
UsuńA nie słyszał Kolega o księgarniach internetowych? Wybór wielki, ceny atrakcyjne i jeszcze pod drzwi paczkę przyniosą :D
UsuńSłyszał i z reguły tam robi zakupy ale w przypadku wkroczenia na tereny obce sobie - współczesnej literatury dziecięcej, chciał dokonać klasycznego, staromodnego zakupu połączonego z potrzymaniem książki w ręku, przekartkowaniem jej i przeczytania fragmentów jednej czy drugiej strony. Tak jak to się kupowało książki kiedyś, za jego młodych lat, w prehistorycznych czasach, przed wynalezieniem iphone'ów i e-booków :-).
UsuńNiestety trafić na Szczygielskiego w którejś z sieciówek to duże szczęście, próbowałem bezskutecznie parę razy. Szczęśliwie ja go kupuję w ciemno, więc nie muszę się przejmować decyzjami asortymentowymi menedżerów empiku i matrasu.
UsuńU mnie do decyzji zakupu w ciemno Szczygielskiego jeszcze daleka droga, bo synowie świetnie, na razie, usypia się przy "Siódmym wtajemniczeniu", tak że dużo jeszcze wody w Wiśle upłynie zanim przyjdzie kolej na "Teatr...".
UsuńTrochę szkoda "Teatru" na usypiacz, ale może uda się Wam poczytać niekoniecznie w porze usypiania.
UsuńCiężka sprawa, syn ma awersję do książek, dopiero łamany kołem siada do lektury tyle jest przecież bardziej interesujących zajęć - wieczorne czytanie to jego zasadniczy kontakt z książką i sam jestem zaskoczony, że - mam wrażenie - lubi to. Zaglądałem do "Teatru..." wygląda na to, że trzeba się przebić przez kilka czy kilkanaście pierwszych stron bo nie zaczyna się on tak jak dreszczowiec Hitchcocka od trzęsienia ziemi a potem napięcie stopniowo rośnie, tylko całkiem spokojnie.
UsuńOwszem, rozwija się spokojnie, ale za to jaki finał :)
UsuńU nas szczęśliwie Młodsza właśnie wsiąka w samodzielne czytanie, więc jest szansa, że monotonne dukanie przez tatusia w celach usypiających porzuci na rzecz lektury własnej.
Monotonia głosu została oprotestowana na rzecz czytania ekspresyjnego, co niestety nie sprzyja szybkiemu zasypianiu ale za to, mam nadzieję, że choć trochę zwiększa zainteresowanie książką. Coś za coś.
UsuńO nie nie, żadnych aktorskich wygłupów. Szeptem, bez jakiejkolwiek modulacji, czysta nasenność. O dziwo, zainteresowanie jest.
UsuńSzczęściarz z Ciebie, że tak możesz. Poczekaj, niech podrośnie, to i wymagania wzrosną :-)
UsuńHue hue, nie podoba się, to nie będę czytał, w końcu już sama potrafi :P Starszą moje czytanie zirytowało, jak miała osiem lat i tatuś dostał wymówienia.
UsuńSkandal! a gdzie patriarchalny model wychowania, w którym dominujący ojciec, kształtuje rozwój córek poprzez odpowiedni dobór lektur propagujących konserwatywny model społeczny?!
UsuńNo skandal. Starsza nie chciała słuchać Tajemniczego ogrodu, Małej księżniczki, Małych kobietek, wolała żółwia Franklina. Młodsza to w ogóle, Barbie Muszkieterka, Barbie Supermenka, absolutnie niewłaściwe wzorce osobowe :D Rosną mi jakieś feministki-dżenderystki :P
UsuńPięknie, pięknie i Ty, jako ojciec dopuściłeś do tego, więc nie zwalaj winy na dziecko! Mam nadzieję, że czytałeś córce chociaż Królewnę Śnieżkę, Kopciuszka, Czerwonego kapturka i Roszpunkę! Wówczas byłaby szansa, że nie dojdzie do najgorszego i nie odda się lekturze "Drugiej płci" albo czegoś równie gorszącego! :-)
UsuńOwszem, podstawy obie mają zaliczone, na pewno ziarno zostało posiane :P
UsuńUff, kamień z serca! Wygląda na to, że największe niebezpieczeństwo zostało przez Ciebie jednak zażegnane, spytam jeszcze tylko, jak tam z "Anią z Zielonego Wzgórza"? :-)
UsuńAle Ania jest przecież wyemancypowana, przynajmniej do czasu :P
UsuńTak, tak, z tego co kojarzę, na szczęście wyszła za mąż i miała kupę dzieci :-)
UsuńAle i potem potrafiła mężowi szpilki wbijać :)
UsuńWidocznie jednak była zatruta miazmatami emancypacji :-)
UsuńNo bo kto to słyszał, magister i na dodatek kierowniczka szkoły. I jeszcze pisarka. Same zgniłe miazmaty :P
UsuńCałe zło przez te nauki - gdyby nie one, nauczyłaby się szydełkować, robić na drutach i żyła by sobie przy mężu, gotując obiad, podając gazetę i pantofle :-)
UsuńYyyy, no ale ona umiała szydełkować i nawet gotowała. Jak widać magisterium w niczym nie przeszkadzało.
UsuńJak to w niczym - przecież sam pisałeś, że potrafiła mężowi szpilki wbijać!
UsuńTo chyba można robić bez magisterium nawet :)
UsuńNie wiem, moje doświadczenia dotyczą pani magister :-)
UsuńDobrze, że ja takie książki czytałam sobie sama :D A raczej nie czytałam, bo od dziecka miałam gust wyrobiony na starych powieściach. Jeżeli rodzice mi coś czytali to lektury, które sami uważali za dobre, czyli tata Sienkiewicza i mitologię, a mama Nienackiego. Oczywiście czytałam też masę głupot, ale to sama znosiłam sobie z biblioteki :D To musi być naprawdę ciężkie dla rodziców kiedy dziecko uwielbia coś, co obraża inteligencję.
OdpowiedzUsuńMoże na moim podejściu do takich bzdur jak "Magiczne drzewo" ciąży właśnie pamięć lektury "starej, dobrej szkoły". Z dzisiejszego punktu widzenie można jej zarzucić różne rzeczy; indoktrynację czy natrętny dydaktyzm ale generalnie trzymało się tam wszystko kupy. Wątki były logiczne i zamknięte a akcja i bohaterowie dawali szansę czytelnikowi na identyfikację z nimi, tyle tylko że były to czasy kiedy nie wystarczyło pisać ładnie wypracować w podstawówce żeby zostać pisarzem.
UsuńPrzeczytaj dziecku - Mroczne materie, Pullmana. Wydaje mi się, że to ciekawsza lektura :)
OdpowiedzUsuńZajrzałem do opisów - widzę, ze to ciężka artyleria; odniesienia do Homera, Blake'a i Miltona :-) a na LC książka budziła "mieszane uczucia" - czyżbyś mnie podpuszczała?! :-)
UsuńChciałabym poznać Twoją opinię, serio :) LC to śmietnik :)
UsuńRozumiem, ale wyszłoby na to, że przy okazji moje dziecko dostałoby odłamkami! :-) Pewnie bym się i odważył, ale na razie jest już długa kolejka książek do wspólnego czytania więc nie mogę niczego obiecać w dającej się wyobrazić przyszłości, no chyba że któryś z kolegów go tym zaszczepi na tyle, że porządek kolejki weźmie w łeb :-)
UsuńNie pamiętam już ile lat miał mój syn, kiedy przeczytał mroczne materie (trzy książki w serii), ale był zachwycony, a te odniesienia... na siłę to wszystko można porównac, przyrównać. Ale możliwe, że czytam bez doszukiwania się na siłę :P hehehe
UsuńSkoro książka została przetestowana pozytywnie przez Twojego syna, to zmienia postać rzeczy. To że nie wszystko, co czytają dzieci podoba się rodzicom to zrozumiałe, w końcu to one, a nie my, należą do grupy targetowej :-)
UsuńZabrał nawet tę serię do Irlandii, więc coś w tym jest.
UsuńTo w takim razie zobaczymy, jak się sprawdzi w Warszawie :-)
UsuńNo widzisz, nie czytałam, bo dziecko samo sobie czyta, ale po dwóch tomach stwierdziło, że już tego nie chce, a w międzyczasie dostało kolejne dwa, które stoją na półce. Ja nie weryfikowałam, zwiedziona zachwytami. Szczygielskiego też już mam, ale jeszcze nie przeczytany. A czytaliście "Afrykę Kazika" - właśnie z młodszym na głos czytam. Młodszy wprawdzie samodzielnie sobie czyta, ale po polsku niechętnie, więc nadal robię za czytacza ;)
OdpowiedzUsuńU mnie też stoi bateria "Magicznego drzewa". Po pierwszych zachwytach dziecka sam mu kupowałem, zadowolony że wreszcie jakaś książka podoba mu się na tyle, że dopomina się o ciąg dalszy ale mam nadzieję, że nie będzie tego ciągnął. Z tego co się orientuję to "Afryka Kazika" jest raczej dla młodszych dzieci - mój syn chodzi do IV klasy i mam wrażenie, że tematyka specjalnie by mu nie leżała. Bardziej go interesują książki, w których główną rolę odgrywają rówieśnicy, którzy stają przed różnymi wyzwaniami.
UsuńJeśli tak stawiasz sprawę, to spróbuj z serią "Hej, Jędrek!" - koniecznie!:) Teraz są chyba cztery części; czytałam dwie pierwsze - bardzo ok. I do tego w wersji, którą nasze dzieci lubią - dużo obrazków (znakomitych, więc też byłam zadowolona), akcji i rówieśnicy, owszem:) Jeśli mu się nie spodoba, gotowa jestem zrekompensować Wam straty moralne:P
Usuń(autorzy Ci sami co w przypadku "Tymka i Mistrza", z tym że Tymek to komiks, a Jędrek - hybryda)
Spoko, spoko, ja jestem tak obolały po "Magicznym drzewie", że w zasadzie nie reaguję już na negatywne bodźce literackie więc prawdopodobieństwo wystąpienia roszczeń z mojej strony jest znikome. Na pierwszy rzut, "na spróbę" i tak pójdzie a potem zobaczymy. W każdym razie dzięki za podpowiedź bo po aktualnym "Siódmym wtajemniczeniu", "Teatrze", "Mrocznych materiach" nie miałem żadnego pomysłu a do wakacji jeszcze trochę czasu zostało.
UsuńA to fakt, Afryka Kazika za prosta, mój syn w drugiej klasie, ma 7 lat. Córka czytała sama, około 8 lat chyba. Tego Jędrka przyuważę, Momarto jak trudny jest język? Może syn sam da radę czytać? Szukam czegoś chwytliwego, żeby zaczął czytać sam. Problem w tym, że on po angielsku czyta dużo szybciej i b. grube książki, a po polsku idzie mu to na tyle wolno, że mu się po prostu nie chce. Marlow, to widzę, że z kupowaniem podobnie jak u nas, ja wprawdzie nie sama ale rekomendowałam rodzinie i skończyliśmy z czterema tomami.
UsuńTo jednak mam czystsze sumienie bo kupowałem "Magiczne drzewo" na wyraźną sugestię dziecka, ale to tylko częściowo mnie tłumaczy :-)
Usuń