niedziela, 21 kwietnia 2013

Niemcewicz od przodu i tyłu, Karol Zbyszewski

To był jeden z większych skandali literackich dwudziestolecia międzywojennego. Gałczyński napisał (podobno) pracę magisterską na temat nieistniejącego XVI-wiecznego poety angielskiego a Zbyszewski napisał pracę doktorską o człowieku jak najbardziej istniejącym - Julianie Ursynie Niemcewiczu. Doktoratu nie obronił ale nie ma się co dziwić, pewnie i dzisiaj nie zostałby przyjęty ale za to książka zyskała olbrzymią popularność, a po wojnie, z nimbem legendy zeszła do "podziemia" także dlatego, że autor przebywając na emigracji w Wielkiej Brytanii nie był entuzjastą powojennych porządków panujących w kraju.


Fenomen książki Zbyszewskiego polega na połączeniu obrazoburczej treści z pełną swady formą. To przebojowa interpretacja nie tyle życia tytułowego bohatera książki (choć to też) co historii Polski w okresie panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jeśli chodzi o same założenia, to nie ma co ukrywać, Zbyszewski nie był oryginalny - jego poglądy zbliżone są do krakowskiej szkoły historycznej, za to jeśli chodzi o ujęcie tematu - jak najbardziej. I to ona sprawia, że książka nie pozostawia czytelnika obojętnym bo przecież jakoś jednak się reaguje się na przykład na ocenę konfederacji barskiej, w której "Towarzysze w pancerzach, z rysimi skórami na barkach, obwieszeni medalikami i szkaplerzami, nieraz z bronią pradziadów w ręku, wierzyli święcie w zapewnienia ks. Marka, że w obronie dobrej sprawy wystarczy wyjść w pole - reszty dokona Matka Boska. Wychodzili więc dziarsko i z fantazją, widząc zaś, że Matka Boska nie rozprasza wrogów - rozpraszali się sami z żywą do Niej urazą, że tak się zaniedbuje w swych obowiązkach".

"Niemcewicz od przodu i tyłu"  stanowi druzgocącą, pełną pasji krytykę nie tylko polityki ale i ówczesnej polskiej obyczajowości.  Zapewne jest to uproszczony (ale chyba jednak nie aż tak bardzo) obraz epoki, przykrojony zgodnie z wizją i poglądami autora ale za to jakże barwny, smakowity i czasami ... aktualny. Kiedy czytałem, że "Piorunochrony znane już były na świecie, ale w Polsce więcej wierzono w świecę postawioną przed obrazem niż w kawałek drutu umocowany na dachu." przypomniał mi się inny równie dobry i wypróbowany sposób na ustrzeżenie się od pioruna. Otóż kilka lat temu otrzymałem od przyjaciół w prezencie skrzynię posagową pochodzącą z Kresów. Weszli w jej posiadanie przy okazji kupna domu od dawnych "repatriantów". W domu oprócz skrzyni zobaczyli też długą, drewnianą łopatę, jaką używa się do wyciągania chleba z pieca ale w domu nie było pieca chlebowego. Zapytali więc panie, od których nabywali dom, do czego służy ta łopata skoro nie ma pieca, na co usłyszeli w odpowiedzi, że to na wypadek burzy - wbija się ją wówczas na podwórku w ziemię, żeby piorun uderzył w nią a nie w dom.

Skoro takie obrazki możliwe były w Polsce pod koniec XX wieku, to co dopiero mówić o Polakach sprzed lat 200 z okładem. Zbyszewski nie zostawia na naszych antenatach suchej nitki zastrzegając przy tym - "ani mi w głowie "szarganie świętości". Lecz nie mogę ludzi, co doprowadzili Polskę do upadku, przedstawiać w korzystnym świetle. Bardzo wygodnie zwalać wszelkie nieszczęścia na zły los, fatum, sytuację międzynarodową - ale to nie przekonywujące. Jeśli zdechnie osioł - może istotnie to tylko pech, ale gdy ginie całe państwo, ktoś jednak jest temu winien." Dostaje się zresztą także i zewnętrznym wrogom Polski a opis zachowania Rosjan w czasie insurekcji kościuszkowskiej przypomina wypisz wymaluj ich "wyczyny" w czasie wojny 1920 r. i potem w czasie "wyzwalania" Polski.

Książka nie jest potępieniem wszystkiego i wszystkich w czambuł, choć kąśliwy język autora mógłby na to wskazywać. Tytułowy bohater, mimo uszczypliwości jakie spotykają go ze strony Zbyszewskiego bez wątpienia jest postacią z jego "bajki", podobnie oczywiście Kościuszko, czy Kiliński. Natomiast suchej nitki nie pozostawia Zbyszewski na Stanisławie Auguście Poniatowskim i na wszystkich tych, którzy prywatę i służbę Rosji przedłożyli ponad ojczyznę. Dostrzega też ożywcze próby naprawy Polski i jego zdaniem wcale nie były one zbyt późne, a ich niepowodzenie składa na karb niezdecydowania, niejednolitej postawy Polaków i błędów, które potrafiła wyzyskać Rosja.

"Niemcewicz od przodu i tyłu" jest książką bardzo "niewygodną", w tym sensie, że nawet uporawszy się, z bezpośrednim i dosadnym stylem wypowiedzi stanowiącym zaprzeczenie politycznej poprawności chyba we wszystkich tak dzisiaj wrażliwych dziedzinach (można zarzucić jej antysemityzm, seksizm, homofobię, antyklerykalizm etc. etc.) nie sposób zarzucić jej kłamstwa. Jest brawurową interpretacją faktów, których nikt skutecznie nie kwestionował. Zbyszewski to nie amator, któremu coś się wydaje, który coś kiedyś gdzieś słyszał albo pamięta, że kiedyś gdzieś coś czytał. Znamienna jest jego odpowiedź Marianowi Kukielowi, któremu wytyka ewidentną nieznajomość źródeł historycznych. Tak się podobno bowiem złożyło, że oponenci Zbyszewskiego oprócz tego, że nie zgadzali się z jego wizją historii nie bardzo potrafili wyjść poza, jak to zwykle bywa,  "nie bo ... nie".

47 komentarzy:

  1. Chętnie bym przeczytał jakiś krytyczny rozbiór poglądów Zbyszewskiego, bo jednak trochę się stan wiedzy zmienił i zrzucanie wszystkiego na króla Stasia niezbyt mi się podoba:) Ale forma, z tego co sobie podczytałem, faktycznie - żyleta:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że rzeczywiście linia obrony Poniatowskiego znacznie się rozbudowała :-) ale to raczej jeśli chodzi o jego rolę mecenasa, bo zasadnicze ustalenia, co do roli politycznej, która w sumie sprowadza się do tego że był "na pasku" Rosji chyba jednak nie :-). Ale już nawet niezależnie od tego jak było (obrywa się nie tylko królowi) - nawet gdy czyta się to dzisiaj, to rzeczywiście - jazda po bandzie :-).

      Usuń
    2. Rozbudowała się, o ile pamiętam ze stosownych zajęć, w kierunku brania pod uwagę większej liczby czynników niż tylko działalność Poniatowskiego. Bo, umówmy się, wpływu na nic nie miał, a kasę od Rosji, Prus i Austrii brali wszyscy, albo prawie. W każdym razie nawet gdyby na tronie zasiadał Bolesław Chrobry, do rozbiorów by doszło, bo mocarstwom było to na rękę. Gdyby nie to, że epoka mnie nudzi, to powtórzyłbym sobie Rozbiory Polski Cegielskiego i Kądzieli - niestety, pod względem atrakcyjności narracji ze Zbyszewskim równać się nie mogą:P

      Usuń
    3. Kojarzę tylko, że A. Zahorski w "Sporze o Stanisława Augusta" dawał odpór ale gdzie mu tam do Zbyszewskiego :-). Mnie epoka też nie kręci - kiedyś zabierałem się nawet do Konopczyńskiego i Kalinki ale szybko poddałem tyły. Wydaje mi się, że problem oceny wynika z przykładania współczesnych kryteriów do dawnych postaci. Na tle epoki i dla współczesnych pewnie Poniatowski nie przedstawiał się tak źle - to dzisiaj tylko można zadawać "przygważdżające" pytania. Co do rozbiorów - pewnie by rzeczywiście do nich doszło ale czy król musiał przykładać do nich ręki, to że inni zachowali się jak szuje, niespecjalnie go tłumaczy zwłaszcza, że byli tacy, którzy od zaborców pieniędzy jednak nie brali.

      Usuń
    4. I sam przyłożyłeś współczesne kryteria do ówczesnych wydarzeń:D Brali wszędzie i wszyscy, to nie był tylko problem polski, do królów Francji załatwiano sobie dostęp prezentami dla kochanek - taki styl uprawiania polityki:P Natomiast faktycznie problemem jest to, że nowsze ustalenia nie przebijają się do publiczności, bo nie mamy autorów o temperamencie pisarskim Jasienicy czy Zbyszewskiego. Literacki styl pisania o historii został u nas zabity wymaganiami stawianymi doktoratom. To zresztą na dłuższą opowieść. W księgarniach dominują tłumaczenia albo dzieła krajowych kompilatorów.

      Usuń
    5. Oczywiście :-) to komfort wszystkich sądów historycznych, także amatorskich - łatwo sądzić znając skutki. Zbyszewski nawet nie stawia nawet tak bardzo zarzutu co do sposobu uprawiania polityki (m.in. w łóżku, mam wrażenie, że chwilami nawet jest wyrozumiały) ale co do samej jej istoty, która zmierzała do ostatecznej utraty niepodległości i dlatego tak pastwi się nad złudzeniami, krótkowzrocznością, głupotą ale też i "zwykłą" zdradą.

      Usuń
    6. Czyli blisko mu do Stańczyków:) Po wojnie podobne poglady głosił Łojek, osobisty nieprzyjaciel króla Stasia:)) I dlatego żałuję, że brakuje nam tak uzdolnionych literacko historyków.

      Usuń
    7. Tak, pokrewieństwo ze szkołą krakowską jest ewidentne, chociaż pewnie Tarnowski dostałby zawału gdyby czytał "Niemcewicza" :-). Łojek faktycznie "rozwinął" niektóre epizody, o których wspomina Zbyszewski i chyba z nimi związane są jego najlepsze książki, zwłaszcza ta o Zofii Potockiej (w "Niemcewiczu" jeszcze jako Wittowa). Źle zacząłem z nim znajomość ale potem przekonałem się do niego. Faktycznie brak jest daru słowa wielu badaczom - tak jakby nie zdawali sobie sprawę z tego, że nieprzekazywana wiedza jest bezużyteczna skoro nikt albo prawie nikt o niej nie wie.

      Usuń
    8. Niestety, za literaturę popularnonaukową nie chcą przyznawać doktoratów. Ma być naukowo i z tabelkami:( Wydawcy też jakby mniej zainteresowani zamawianiem prac u historyków, lepiej kupić licencję albo wydać książkę o skandalach z epoki. Kogo tam jakieś rozbiory obchodzą, chyba że można dużo o łóżkowych przygodach Stasia i Katarzyny napisać.

      Usuń
    9. To zależy co się uznaje, za naukowe - mam wrażenie, że czasami jest to po prostu "naukawe" (dla mnie takim przykładem była książka L. Magnone o Konopnickiej). Byłem zwolennikiem amerykańskiego podejścia jakie widziałem w filozofii prawa - w porównaniu, z naszymi filozofami prawa ich książki czyta się niemalże jak lekturę do poduszki i to one wytyczyły szlak interpretacji prawniczych na świecie podczas gdy prace naszych autorów pisane zgodnie "ze sztuką" pokrywa kurz niepamięci. Jestem zdania, że można napisać pracę naukową, którą da się przeczytać bez przyprawiania czytelników o ból zębów ale zdaję sobie sprawę z tego, że to pogląd mało popularny :-).

      Usuń
    10. Napisać można wszystko, ale młody naukowiec tego nie zrobi, bo mu się nie opłaci - on musi napisać nudny doktorat, a po godzinach pochałturzyć, żeby przeżyć. A doświadczonemu naukowcowi się nie chce, bo mu to do niczego nie potrzebne. Pomijając już fakt, że talenty literackie trzeba mieć.

      Usuń
    11. Aaa ..., co to takiego podejścia to oczywiście pełna zgoda :-) trzeba jednak próbować przebić głową mur, w końcu żyjemy w katolickim kraju, więc jest szansa na to, że cud wreszcie się wydarzy :-).

      Usuń
    12. Tylko że to powinien być cud materialistyczny - zesłanie mecenasa z wielkim workiem pieniędzy:P

      Usuń
    13. To prawda, ale można być jeszcze bogatym z domu :-). Co prawda żeby wydać lada jaką książkę nie trzeba specjalnie dużych pieniędzy ale jeśli to ma być coś porządnego edytorsko, koszty skaczą zaskakująco (i zniechęcająco) wysoko, że o kosztach dystrybucji i promocji nie wspomnę.

      Usuń
    14. No właśnie niekoniecznie o bogatych z domu mi chodziło:) I nie o lada jakie książki. Z czymś lepszym jest problem.

      Usuń
    15. I doszliśmy do tego, że jak za króla Stasia, pieniądz cięgle rządzi światem :-)

      Usuń
    16. I za króla Stasia, i za Hammurabiego:)

      Usuń
    17. No tak, a mówią że świat się zmienia :-)

      Usuń
  2. Czytałem to w nastoletnim wieku i później jeszcze ponownie - genialna książka. Sarkastyczna, gorzka. Osobiście też zawsze rymowała mi się z obrazem tej epoki odmalowanym przez Kaczmarskiego m. in. w "Śnie Katarzyny II", "Rejtanie - raporcie ambasadora" i przede wszystkim "Krajobrazie po uczcie":

    "A w stolicy koronacja się zaczyna
    I król światowy pokazuje szyk
    Ale z obecnych nie wie jeszcze nikt
    Że na tortach dał napis "Wiwat Katarzyna"

    Posłuchajcie całości: Jacek Kaczmarski - "Krajobraz po uczcie" (YT)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę później ją odkryłem, teraz przypomniałem ją sobie bo widziałem, że została wznowiona. Z wierszyków
      "stanisławowskich" znam tylko ten, który powstał na okoliczność postawienia pomnika Jana III Sobieskiego w Łazienkach, zresztą, kto by go nie znał :-)

      "Sto tysięcy kosztował, ja bym dwakroć łożył
      by Stanisław skamieniał a Jan III ożył."

      Usuń
  3. rewelacja,ciekawe czy mozna to gdzieś znależć,a o s.a.poniatowskim znalazłam kiedyś taką informację|szkoda,że nie zapisałam sobie autora|,"...od począdku pozostawał na żołdzie katarzyny||,która spłaciła jego długi i pokryła koszta elekcji-60 tysięcy dukatów-i wyznaczyła mu 3000 tysiące dukatów pensji rocznej,ambasador informował carycę"...król nasze sprawy całkowicie uważa za swoje...",poruszył mnie ten tekst,bo w świetle tego nasz ostatni król nie wypada najkorzystniej,prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat jest okładka reprintu z 1991 r. W 1999 r. książka była wydana przez Świat książki a teraz widziałem w księgarni wydanie Zysk i S-ka dlatego zresztą do książki wróciłem.

      Nie najkorzystniej to jest mało powiedziane, książka wywołała skandal również dlatego, że Zbyszewski "przejechał się" po magnatach (i nie tylko), których rodziny stanowiły elity i śmietankę II Rzeczpospolitej. Polecam - zabawa przednia :-)

      Usuń
  4. Książka jest świetna! Wykorzystałam ją w mojej pracy magisterskiej, kiedy pisałam o Niemcewiczu. Po latach znów ją wypożyczyłam i zamierzam po raz drugi przeczytać. A ten język... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To czego mi brakowało, to niezaangażowanego emocjonalnie współczesnego wprowadzenia ale akurat w moim wydaniu, trudno było mieć o to pretensję do wydawcy skoro był to reprint. W każdym razie - dobra zabawa :-).

      Usuń
  5. powiedziałabym"jak kuba bogu tak bóg kubie",mieszaliśmy się w sprawy wewnętrzne naszych sąsiadów za każdym razem,kiedy tylko był po temu pretekst,myślę np.o dymitriadach,w końcu jeśli ktoś widział przedrozbiorowa mapę polski to sam zada sobie pytanie jak to się stało,że nasze granice tak bardzo przesunęły się na wschód,ile czasu i energii poświęciliśmy na to(wojny w siedemnastym wieku),całkiem ochotnie też zapraszaliśmy naszych mocniejszych sąsiadów do gry,ileż to polaków szukało poparcia w petersburgu,wiedniu czy w berlinie,dając pretekst do interwencji,zawsze chce mi się śmiać,kiedy świętujemy rocznicę uchwalenia konstytucji trzeciego maja,z czego my jesteśmy tacy dumni?w końcu sami poprosiliśmy katarzynę aby pomogła nam ją obalić,trudno mieć pretensje do kobiety,że pomogła,sami chcieliśmy,nie pierwszy i nie ostatni raz,tak zupełnie na siłę to oni nas "nie brali",myślę że gdzieś zachowały się może jakieś archiwalia,które by o tym świadczyły,mogli by to wydać,dobrze by to zrobiło naszej megalomanii,jeszcze tylko przypomnę popularne hasło"polska nierządem stoi",więc nie miejmy z łaski swojej pretensji do naszych sąsiadów,że jak się pojawiła okazja to ją wykorzystali,tak jak my wiele razy przedtem,"pawiem narodów byłaś i papugą,a teraz jesteś służebnicą cudzą"-powie potem juliusz słowacki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, koszula bliższa ciału - każde państwo dba o własny interes i nie ma się temu co dziwić. Dla mnie było zaskakujące jak szybko z mocarstwa Polska spadła do roli ofiary, kosztem której wszyscy wokoło mogli się pożywić.

      Usuń
  6. to nie było szybko,pracowaliśmy na to całe wieki,stwarzając pozory potęgi,zaniedbując inne aspekty życia,rzemiosło,handel,rolnictwo itp.,mocne państwo to nie ogromny obszar nieudolnie zarządzany,ale sprawnie kierowany"biznes"bogate państwo,to państwo bogatych obywateli a nie grupki"krezusów"i całej masy biedaków,zresztą tu do dziś nic się nie zmieniło,prosze pana, jeden z warunków hołdu pruskiego brzmiał,że pośmierci ostatniego z potomków albrechta hohenzolerna prusy wrócą do polski,książę miał tylko jednego syna i to upośledzonego,więc to był bardzo dobry warunek,tyle,że kiedy ów zmarł to polska zgodziła sie na przekazanie praw do tych ziem krewnym albrechta,co było potem? ,gdyby nie zwycięstwo hetmana polnego litewskiego ,gosiewskiego pod prostkami,to szwedzi z prusami rozebrali by nas w 1656 roku,czyli prawie 120 lat wcześniej,w czasie potopu szwedzkiego,dalej niewydolność sejmu,pomijając liberum veto,to w polskim parlamencie obowiązywała jednogłośność,nie głosowało się przecież większością głosów,august drugi mocny panował w polsce 36 lat i tylko siedem razy nie zerwano obrad,jego syn zasiadał na tronie 27 lat i tylko raz nie zerwano obrad sejmu,a przecież można z perspektywy czasu powiedzieć,że było już prawie"za pięć dwunasta",staliśmy w obliczu katastrofy,potem następna elekcja,następni kandydaci na tron i kolejne"pielgrzymki"do petersburga z prośbą o poparcie,czyż sami nie prosiliśmy się o kłopoty,profesor norman davies opowiadał kiedyś jak to czytał w usa swoim studentom fragmenty historii polski,mówił,że oni się pokładali ze śmiechu,nie mogli uwierzyć,że ktoś może być tak głupi jak my,pisze pan mocarstwo a słowacki mówi o tym"kolosy na szczudłach"pozory i jeszcze raz pozory"trzecia liga"jak pan to nazywa,ktoś tam powyżej napisał,że byliśmy w sytuacji bez wyjścia a może rację ma watała|pisałam panu o niej|mówiąc"może gdybyście tak mieli zamiast waszego kulturalnego króla,naszego hama riepina to być może byśmy was nie rozebrali"a tak płaczemy już 241 lat|od pierwszego rozbioru|że nam krzywdę zrobili i nadal robią|bo myślę że potrafią|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnoszę wrażenie, że nie lepiej było chociażby w Niemczech czy we Włoszech a jednak i jedni i drudzy potrafili się pozbierać w przeciwieństwie do nas. Też jestem zdania, że szukania winnych rozbiorów powinniśmy zacząć szukać od siebie, a to że sąsiedzi korzystali z tego do jakiego stanu doprowadziliśmy własne państwo nie ma się co dziwić - w końcu wiadomo, że okazja czyni złodzieja.

      Usuń
  7. ma pan rację ,oni wszyscy przeszli kryzys,rosja po śmierci iwana grożnego też,ale ostatecznie po powstaniu pożarskiego i minina w 1612 roku i po wypędzeniu nas z moskwy,carem został pierwszy z romanowów,michał,powoli ruszyli go przodu i mimo wszystko udało się im jako państwu osiągniąć taką kondycję,że byli w stanie wziąć udział w rozbiorze polski,zresztą w ubiegłym roku obchodzili dwie okrągłe rocznice,czterechsetną rocznicę przepędzenia nas z moskwy i dwusetną rocznicę zwycięstwa nad napoleonem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to znaczy "silny człowiek" u władzy :-) u Zbyszewskiego też nie widać specjalnego przywiązania do ideałów demokracji :-).

      Usuń
  8. zresztą żeby coś poprawić,to trzeba się najpierw przyznać,że ma się problem,a my idziemy w "zaparte",wystarczy posłuchać wiadomości,mówimy o kryzysie ale nigdy o własnym,nie jesteśmy skłonni się przyznawać do czegokolwiek,po drugie ,zauważyłam,że nam nie tyle chodzi o to,żeby było dobrze,tylko żeby dobrze wyglądało,na ogół nam to wystarcza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Norwid retorycznie pytał "Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala, czy ten, co mówić o tym nie pozwala?", a u nas chyba rzeczywiście ciągle jeszcze w duże mierze panuje pani Dulska w sferze polityki i historii. Wystarczy zobaczyć, jakie są reakcje gdy mowa na przykład o polskim antysemityzmie w czasie II wojny czy zbrodniach popełnionych na Niemcach po wojnie.

      Usuń
  9. proszę pana,ja nie chciałam powiedzieć,że silny człowiek to rozwiazanie,wszystkich problemów,tylko proszę zauważyć do czego nas zaprowadziła i prowadzi "nasza demokracja"czy to jest zresztą na pewno jeszcze demokracja czy coś czego nie potrafię nawet nazwać,co do kalania naszego "gniazda"też się z panem zgadzam|jak to ładnie ha ha ha |wystarczy wspomnieć chociażby film"pokłosie" albo zresztą cokolwiek,co stawiało by nas w nienajlepszym świetle i od razu jesteśmy nastroszeni i zbulwersowani,no bo "...jak on może.." przyznawanie się do winy,to jest coś,co nas zdecydowanie przerasta,tego jestem pewna na "bank",ja osobiście,kiedy,17 września,przypominam znajomym,że rok wcześniej, kiedy hitler "dobierał"się do czech,to my wykorzystaliśmy okazję i zajęliśmy zaolzie,wzbudzam swoim gadaniem co najmniej konsternacje,no nie, my przecież nie mogliśmy tego zrobić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbyszewski ujął to następująco "Filozofom francuskim XVIII-go wieku zdawało się, iż kraj może być potężny dopiero gdy ma dobrą konstytucją. Nie rozumieli, że istotą rzeczy jest kto rządzi, a nie jakie prawa obowiązują. (...) Najgłupsza konstytucja będzie doskonała podczas rządów mądrych ludzi, a najmądrzejsza będzie okropna podczas rządów głuptasów."

      Usuń
  10. NIC DODAĆ,NIC UJĄĆ

    OdpowiedzUsuń
  11. O tak, tę książkę chce mieć. Jeśli autor faktycznie krytykuje polską obyczajowość i nie szarga świętości pod publiczkę to może być to ciekawa lektura pod włos pewnym trendom.
    Szkoda, że nie napisałaś kiedy wyszła książka itd. Ale zaraz wszystko w przepastnościach cyberprzestrzennych znajdę.
    pozdrawiam. ciekawy blog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobre słowo. Pisałem w komentarzach w odpowiedzi na któryś z postów, że mój egzemplarz to reprint z 1991 r. a oprócz tego było wydanie także z 1999 r. i książka ukazała się również w tym roku. Czy Zbyszewski nie pisał pod publiczkę, głowy nie dam ale z pewnością wetknął kij w mrowisko.

      Usuń
  12. Zbyszewski został absolutnym "Must read" po Twojej recenzji.

    Ja teraz sobie podczytuję "Prawem i lewem obyczaje na czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku" Władysława Łozińskiego. Świetna książka przybliżająca okres w historii naszego kraju, od którego zaczął się upadek Rzeczypospolitej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobała mi się zwłaszcza druga część. "Niemcewicz" w porównaniu z "Prawem i lewem" to jednak zdecydowanie lżejszy kaliber ale łączy ich to, że Łoziński po wydaniu książki też miał "przechlapane" u elit :-)

      Usuń
    2. Potrafię sobie wyobrazić reakcję arystokracji na książkę, która po nazwiskach wymieniała przodków wielu rodów, często stawiając ich w niezbyt pochlebnym świetle (eufemistycznie rzecz ujmując).

      A wszystko zapisane w aktach miejskich i księgach sądowych. Łoziński musiał wykonać mrówczą pracę, żeby to przejrzeć, zebrać w jakiś logiczny ciąg i jeszcze ciekawie o tym napisać.

      Usuń
    3. Praca Zbyszewskiego także jest oparta na źródłach, co prawda objętościowo jest znacznie skromniejsza niż "Prawem i lewem" ale podobno jej napisanie zabrało 7 lat.

      Usuń
  13. Przypomnienie Zbyszewskiego jest bardzo ciekawe i pewnie sam po niego sięgnę.
    Jeżeli zaś chodzi o weryfikację jego twierdzeń to bardzo, bardzo polecam prace prof. Zofii Zielińskiej, a zwłaszcza ostatnią „Polska w okowach 1763-1766” (Arcana Kraków 2012). To ostatnie słowo nauki polskiej pisane w oparciu o kompletne archiwalia, w tym rosyjskie. Generalnie broni ona Stanisława Augusta pokazując z jednej strony jego reformatorskie tendencje, a z drugiej determinację Rosji i Prus, aby pozostawić Polskę w stanie bezsiły. Ale własnej lektury nie zastąpi streszczenie, polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda więc na to, że spór o Stanisława Augusta jest "wiecznie żywy". Wg Zbyszewskiego determinacji zabrakło właśnie SAP. Za podpowiedź dziękuję i książki poszukam - rozumiem że nie jest pisana w stylu Zbyszewskiego? :-)

      Usuń
  14. Rewelacyjna książka, wartki, żywy język, świetnie oddany koloryt historyczny epoki, a postaci z kart podręczników nabrały charakteru. Najbardziej podobają mi się jednak oceny pewnych zdarzeń i postaci - po bandzie.

    Ciekawy blog - będę tu częściej zaglądać w poszukiwaniu książkowych recenzji. Zapraszam do poczytania mojego bloga - może Pan odnajdzie coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobre i słowo i zaproszenie - nie omieszkam skorzystać.

      Usuń