Coś mnie podkusiło by przekonać się samemu, gdzie leży prawda o książce "W syberyjskich lasach" bo przepaść pomiędzy entuzjastyczną opinią, którą przeczytałem w Mieście książek a sceptycyzmem, eufemistycznie rzecz ujmując, Liter jak kwiaty (jeszcze raz dziękuję za książkę) dała mi do myślenia.
Cóż, przekonałem się "na własnej skórze", o tym, o czym w sumie wiedziałem już wcześniej - lepiej trzymać się klasyki a za literaturę współczesną brać się po upływie przynajmniej dziesięciu lat, gdy książka już się "uleży" i wiadomo ile jest warta. A tak uraczyłem się solidną porcją pseudointelektualnej grafomanii - "Linie pęknięć kreślą pręgi na rtęciowej równinie, plując kryształowymi odłamkami lodu. Niebieska krew płynie ze zranionego szkła" - prawda, jakie to głębokie i piękne?
Cóż, przekonałem się "na własnej skórze", o tym, o czym w sumie wiedziałem już wcześniej - lepiej trzymać się klasyki a za literaturę współczesną brać się po upływie przynajmniej dziesięciu lat, gdy książka już się "uleży" i wiadomo ile jest warta. A tak uraczyłem się solidną porcją pseudointelektualnej grafomanii - "Linie pęknięć kreślą pręgi na rtęciowej równinie, plując kryształowymi odłamkami lodu. Niebieska krew płynie ze zranionego szkła" - prawda, jakie to głębokie i piękne?
Pustka i głupota pozornej głębi "przemyśleń" Tesson'a chwilami jest porażająca, jak choćby wówczas gdy zastanawia się "czy duszy topielca uda się wypłynąć na powierzchnię? Czy lód jest dla niej barierą? Czy odnajdzie przerębel, który prowadzi do nieba? Oto temat dysputy dla chrześcijańskich fundamentalistów". Zadziwiające. Następnym etapem rozważań będzie zapewne dylemat, czy duszy zmarłego w zamkniętym pomieszczeniu uda się z niego wydostać? Czy ściany są dla niej barierą i czy uda się jej znaleźć uchylone drzwi lub okno przez które mogła by ulecieć do nieba? Oto temat do dysputy dla francuskiego podróżnika.
Nie żebym nie dostrzegał zalet książki, ma bowiem niewątpliwe walory praktyczne, zawiera mianowicie instruktaż rąbania drzewa - "Trzeba najpierw wbić mocno siekierę w pień. Potem jednym gestem podnieść siekierę wraz z polanem i z całej siły opuścić ją na pień do rąbania. Jeśli dobrze się przyłoży, polano pęka na dwie części. Potem wystarczy je połupać na szczapy." Zabrakło mi tu tylko informacji, że siekierę należy jednak wbić w polano a nie pieniek, no chyba że to pieniek akurat chce się porąbać.
Nie żebym nie dostrzegał zalet książki, ma bowiem niewątpliwe walory praktyczne, zawiera mianowicie instruktaż rąbania drzewa - "Trzeba najpierw wbić mocno siekierę w pień. Potem jednym gestem podnieść siekierę wraz z polanem i z całej siły opuścić ją na pień do rąbania. Jeśli dobrze się przyłoży, polano pęka na dwie części. Potem wystarczy je połupać na szczapy." Zabrakło mi tu tylko informacji, że siekierę należy jednak wbić w polano a nie pieniek, no chyba że to pieniek akurat chce się porąbać.
Zapewne we Francji nikt nie rąbie na wsi drzewa i Francuzi muszą jechać aż nad Bajkał by się tego nauczyć, a przecież Tesson mógł zatrzymać się po drodze w jakiejkolwiek polskiej wsi - każdy chłopak w wieku 10 lat i starszy mógłby mu pokazać jak to się robi - tylko o czym wówczas miałby on pisać?
Jest też porada dla tych, którzy chcą posłuchać szumu morza nie ruszając się z domu - nie, nie polega ona na banalnym przyłożeniu ucha do muszli morskiego ślimaka - Tesson ma znacznie bardziej oryginalną metodę: "zatkałem sobie uszy przeżutym papierem. Wyrwałem jedną stronę z Lorda Jima, powoli przeżułem (paskudny smak farby drukarskiej) i wepchnąłem głęboko do uszu literaturę Conrada, mając nadzieję usłyszeć morze." niestety nie podaje, czy usłyszał więc na wszelki wypadek proponuję nie próbować.
Trzeba "W syberyjskich lasach" oddać sprawiedliwość, niewątpliwie są sprawnie napisane, czyta się je szybko a ich wartością dodaną niewątpliwie są cytaty z książek, które Tesson zabrał ze sobą nad Bajkał, chociaż widać, że i z tym jest problem. Okazuje się, że w czasie swoich półrocznych wakacji jakimś cudem czytał utwory, których ze sobą nie zabrał. Jak sam pisze - "w Paryżu starannie przygotowałem idealną listę lektur", jednak na próżno szukać na niej Marka Aureliusza czy Eugenii Ginzburg, o których wyraźnie wspomina w swojej relacji.
Żeby nie przedłużać tego meczu do jednej bramki - do książki Tesson'a doskonale pasują uwagi, jakie formułuje on sam po przeczytaniu jakiegoś kryminału - "zapominam o niej natychmiast po zamknięciu książki. (...). Obfitość szczegółów maskuje pustkę." Tak to prawda i na pewno ma też on rację gdy pisze, że "księżyc ma w głębokim poważaniu moje aforyzmy gryzipiórka z prefektury" choć moim zdaniem nie koniecznie odczucia te ograniczają się tylko do księżyca.
Moja recenzja jest entuzjastyczna rownież, ale to też dlatego, że obejrzałam film Autora, który wówczas powstawał i można powiedzieć, że wiele zrozumiałam z tego, co pisał. Nie wydaje mi się, aby człowiek przebywając w samotności miał inny styl pisania. Nie sądzisz, że "inaczej" się myśli, wolniej i nad czym innym, stąd zupełnie inna forma pisania. Zaduma przynosi swoje.Pasję Tessona podziwiam:)
OdpowiedzUsuńOPINIA
FILM Z POBYTU TESSONA NAD BAJKAŁEM
Filmu nie oglądałem, mam nadzieję że jest lepszy niż książka, ja polecam z kolei Dersu Uzałę, o którym Tesson półgębkiem wspomina choć nie bardzo wiadomo, czy chodzi mu o film Kurosawy czy książkę Arsienjewa (wydaje mi się, że lepsze jest stare tłumaczenie), i którego Tesson usiłuje nieudolnie naśladować. Moje zarzuty nie dotyczą "innego" myślenia tylko grafomanii i pustki intelektualnej. Po zeskrobaniu paznokciem politury z wychodzą paździerze. Czytelnik dowiaduje się, że autor pił dużo wódki ale żeby się napić nie trzeba jechać aż taki kawał drogi, a i "W syberyjskich lasach" to nie "Pod wulkanem" i jeszcze długo, długo nie :-)
Usuńdziękuję, poszukam:)
UsuńNo, ale zobacz - widocznie pić trzeba też w pięknym otoczeniu przyrody:)Choć ja uważam, że on "żłopie", nie pije.
A co miał chłop robić? dla Francuzów picie wódki może i jest ciekawe, ale dla nas?! :-) Film Kurosawy na pewno Ci się spodoba.
UsuńObserwuję, że książka zbiera dość skrajne opinie - albo zachwyty, albo krytykę, pośrednich ocen jeszcze nie znalazłam. A coś takiego jednak działa intrygująco ;)
OdpowiedzUsuńPo "Dersu Uzale" trzeba mieć dużo odwagi, żeby zmierzyć się artystycznie z Syberią i tej akurat nie odmawiam Tesson'owi :-) tyle, że akurat odwaga nie wystarcza żeby napisać dobrą książkę :-).
UsuńCytaty mówią same za siebie. Wynika z nich, że to książka nie dla mnie. Nie znoszę takiej napuszonej, grafomańskiej pisaniny. Już nie powiem, co sądzę o wyrywaniu kartek z "Lorda Jima".
OdpowiedzUsuńPotwierdzam :-) jest tego znacznie więcej - na przykład odcinając się od Boga (i chrześcijańskich fundamentalistów) jednocześnie Tesson ustawia ikony, tylko po co, skoro jest niewierzący? Dawno już czegoś takiego, z zadęciem i "pretensjami" do głębi myśli, nie czytałem.
UsuńRzeczywiście, po co ustawia ikony, skoro jest niewierzący? Może wyznaje zasadę: jestem ateistą, ale i tak zapalę panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek :)
UsuńTo zapewne miało nawiązywać do "eremickich" klimatów, o których też często w książce wspomina, tyle że do prawdziwych eremitów przychodzili ludzie a po radę, a nie by napić się wódki :-).
Usuńja tak czułam że mi oddasz sprawiedliwość:-))))))
OdpowiedzUsuńpodpisuje sie pod Twoimi wrażeniami z jedna różnicą, ja tą książkę po zmęczeniu 40 stron czytałam zadaniowo, zmuszając sie do przebrnięcia przez każde kolejne zdanie. ostatnim razem tak bardzo zmęczył mnie Coelho 15 lat temu. normalnie jakbyś widelcem jadł ubogą zupę, próbujesz zaczerpnąć porządną porcję z dna ale za każdym razem gdy donosisz do ust tylko metal uderza o zęby:-)
Co do Coelho nie wypowiadam się bo nie znam i raczej nie poznam, bo tym razem zamierzam posłuchać ostrzeżeń :-). Po lekturze jestem zaskoczony pozytywnymi opiniami na temat "W syberyjskich lasach" i skład je na karb czułego i litościwego serca recenzentów :-). To kolejna książka, której popularność mnie zadziwia :-).
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJuż sobie wyobrażam i chyba jednak wolę nie próbować - usiłuję przebić się przez "50 twarzy Grey'a" i to mi na razie wystarczy :-).
UsuńHaha, linia na mej twarzy powoli zaczęła formować się w coś na kształt uśmiechu, kiedy do mojego mózgu napłynęły ostatnie wzburzone fale impulsów, dostarczonych przez zmysł wzroku.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się sposób, w jaki rozprawiłeś się z tą książką. Ucierpiała chyba bardziej niż biedny Lord Jim.
A i tak starałem się hamować :-) i przepraszam, w przeciwieństwie do Lorda Jima, kartki ma wszystkie! :-)
UsuńWitam Ciebie bardzo serdecznie i wiosennie.Miło i przyjemnie tu u Ciebie.Jeśli pozwolisz rozgoszczę się na dłużej.Ciebie w wolnej chwili zapraszam w odwiedziny do Dobrych Czasów.Pozdrawiam majowo i kolorowo.J.
OdpowiedzUsuńZapraszam :-).
Usuńja myslę, że pozytywne recenzje moga brać się stąd, że czytelnicy nie dowierzają, że można coś tak beznadziejnego napisać i wydać. Ja tez się nie mogłam nadziwić, przez pierwsze 40 stron myslałam że to ja czegoś nie rozumiem ...
OdpowiedzUsuńTam nie ma nic do rozumienia :-) Jeśli chodzi o magię słowa pisanego to masz rację :-) ale mam wrażenie, że wielu osobom takie "mistyczne" klimaty po prostu się podobają. Mi ten "aforystyczny" styl Tessona jakoś kojarzy się z ... Łysiakiem, może przez to, że obaj mają zamiłowanie do powoływania się na innych :-).
UsuńNależę do tych, którym lektura (plus film!) bardzo się podobała. Czułam to, ale nie wiedziałam, dlaczego. A to ten Łysiak! Że też sama na to nie wpadłam;)
UsuńChętnie zamknęłabym się w samotni nad jeziorem z zapasem książek i wina. Tylko żeby było ciut cieplej:)
Ja też, ja też, zwłaszcza że jeszcze dostałbym za to pieniądze :-) Z winem mogłoby być krucho ale jak widać Tesson'owi to nie przeszkadzało i pewnie przez ilość wypitej wódki popadał w te "mistyczne" klimaty :-).
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTym mnie rozbawił do łez :-) w domu u moich rodziców i babci były piece więc swego czasu byłem z nią za pan brat, teraz kupuję już pocięte i porąbane :-)
UsuńA ja sama rąbię:-)
UsuńAle rozumiem, że nauczyłaś się dzięki lekturze Tesson'a :-)
Usuńinaczej, sprawdzałam czy on umie:-)
UsuńTo sztuka jak najbardziej do opanowania - widziałem kawałek filmu - radził sobie, może nie w oszałamiającym stylu ale to przecież nie były wyścigi :-)
Usuńdlatego ja również wolę stare,dobrze opowiedziane historie,dobrze się je czyta i na długo zostają w pamięci,a tak,człowiek przeżywa katusze zmuszając się do czytania takich bestsellerów,po to by zaraz potem o nich zapomnieć
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu sprawdzam, czy to działa i okazuje się, że ciągle tak :-).
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDzięki za namiary :-) ale żeby wrócić do równowagi chyba obejrzę sobie "Dersu Uzałę" :-), to z kolei film (i książka) o koegzystencji z Syberią.
Usuńja właśnie taki tytuł dałam recenzji na LC:-) Jesteśmy na wczasach w syberyjskich lasach ... bo mi sie tez kojarzyło:-)
UsuńAle z Was złośliwce :-) Tajga, lasy ... kto by się tam na tych zawiłościach wyznawał :-)
UsuńA ja ma ochotę przeczytać tę książkę, na tyle, że zanotowałam sobie tytuł.
OdpowiedzUsuńNie ma to jak się przekonać "na własne oczy". Niektórym książka się podoba, choć nie wiem dlaczego :-) więc zawsze możesz dać jej szansę :-).
UsuńDopiero co macałam to w księgarni i całe szczęście, że mnie powstrzymało wrodzone skąpstwo plus zasada, żeby od nowości trzymać się z daleka :)
OdpowiedzUsuńJeśli stąpasz twardo po ziemi, ciężko znosisz natchnioną egzaltację i w ogóle SWB to pewnie by Ci książka do gustu nie przypadła :-) ale niektórym się podoba :-). Rzecz gustu :-).
UsuńCiekawa metoda słuchania szumu morza:) Szkoda, że nie wiadomo czy działa;p No i szkoda, że się hamowałeś przy pisaniu recenzji, zamiast się uśmiechać pewnie parskałabym śmiechem:D
OdpowiedzUsuńKsiążkę sobie z pewnością daruję,jakoś nie mam ochoty przekonywać się na własne oczy czy się z Tobą zgadzam, czy nie:)
Pozdrawiam:)
Szkoda było tylko "Lorda Jima" ale biorąc pod uwagę ilość pitej przez Tesson'a wódki w sumie nie ma się mu co dziwić :-)
UsuńO raaaany, dawno tak nie płakałam ze śmiechu, dzięki :D Ledwo mogłam wykrztusić z siebie słowa jak czytałam mężowi :D
OdpowiedzUsuńNo i z niecierpliwością czekam na recenzję "50 twarzy Grey'a", bo widziałam w komentarzu, że próbujesz przebrnąć przez kolejny hit :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZ akcentem na "próbuję", dojechałem chyba do 60 strony i nie mogę się przemóc, żeby dalej marnować czas - to jest tak beznadziejnie puste, że gdy czytałem, to czułem jak mi się prostowały zwoje mózgowe.
UsuńTo akurat bardzo dobrze rozumiem, nie cierpię poczucia marnowania czasu i prawie nigdy nie doczytuję męczących mnie książek - dość tego miałam na studiach, a teraz zbyt wiele wartościowych pozycji czeka w kolejce. Ale jednak mam nadzieję, że skrobniesz jakąś notkę o Grayu, bo ta była naprawdę fantastyczna ;)
UsuńPewnie zacisnę zęby i jakoś to przebrnę, chociaż boję się, że dla równowagi będą musiał przeczytać "Fenomenologię ducha" :-) Na razie przebijam się przez "Łaskawe" Littella więc a jestem dopiero w połowie więc Grey musi jeszcze trochę poczekać :-).
UsuńJa zaraz idę rodzić, więc jakoś zniosę małe opóźnienie :)
UsuńOch, wszystko będzie dobrze! chociaż czasu na czytanie raczej nie będziesz miała :-)
UsuńPo pierwszym czas się znalazł, to i teraz się coś wykroi :)
UsuńOby :-)
UsuńRechotałam ze śmiechu, czytając opinię o tej książce, po którą miałam nawet także ochotę sięgnąć zachęcona swego czasu wspomnianą recenzję autorki bloga "Miasto książek". Dzięki za przytoczenie owego instruktażu rąbania drzewa! :) Dobrze wiedzieć. Wprawdzie nie sądzę, abym kiedyś zmuszona była do tego, ale w razie czego dzięki Tessonowi nie zginę w lesie:) A porada o tym, jak posłuchać bez wychodzenia z domu szumu morza, jest jedną z najbardziej absurdalnych i bzdurnych historii, z jakimi się zetknęłam! Mrożek by tego nawet nie wymyślił. Istne kuriozum:)
OdpowiedzUsuńRzecz w tym, że u Mrożka efekt jest zamierzony a tu raczej nie. "Głębokie" myśli są pretensjonalne do bólu. A jeśli kiedyś wzorem Tesson'a będziesz chciała zamieszkać w lesie, to nie powinnaś zapomnieć o kilku skrzynkach wódki :-) i ketchupie super hot tapas Heinza - to chyba ważne skoro informuje o tym, od razu na pierwszej stronie :-). Swoją drogą ciekawe, czy dostał od nich pieniądze za product placement? :-).
UsuńPowierzchowność zarzucasz Tessonowi, a trochę zbyt powierzchownie potraktowałeś całą lekturę. Ja mam wrażenie, że zbyt duże oczekiwania miałeś, bo choćby pewnej francuskości nie można jej odmówić. Choć wiadomo, nie każdemu może ona pasować. Książka łączy w sobie pewne przymioty gatunkowe eseju, dziennika, chwilami zahacza o reportaż (w warstwie stylistycznej).
OdpowiedzUsuńNie chcę Ci tutaj niczego odmawiać, szczególnie własnej opinii (oceny), ale kategoryczny ton komentarzy jest krzywdzący, no bo wybacz - są w tej książce celne spostrzeżenia, a że czasami nieporadnie ubrane... to już inna sprawa.
Powierzchownie? Być może, ale nie potrafię doszukać się głębi np. w odkrywczej metodzie "wsłuchania się" w morze. I tak potraktowałem Tessona litościwie a mógłbym poznęcać się chociażby nad jego pseudomistycznymi klimatami, tylko po co? :-) To że książka może się komuś podobać, oczywiście rozumiem, rzecz gustu ale jeśli chodzi o mnie to pojadę blogowym klasykiem - "to nie moje klimaty" :-)
UsuńNo tak, ale są w tekście, oprócz podanych już tutaj cytatów, lepsze momenty. Choćby ironiczny wydźwięk wątku z katastrofą w Smoleńsku. Marlow nie bierz tego osobiście, ale po tym tekście, odnosi się wrażenie, że "W syberyjskich" to nagromadzenie grafomanii, przejrzyj komentarze. Broń Boże nie chce Cię tu przekonywać do swoich racji, rozumiem, że nie czujesz tej książki, nie wiem jakie masz doświadczenia z literaturą francuską, ale musiałem napisać komentarz "za" wśród jednolitości "przeciw". Poza tym cenię sobie cześć Twoich tekstów, ot, choćby ten równolegle skomentowany przeze mnie. Może lepiej Ci wychodzą teksty o książkach budzących Twoje pozytywne odczucia ;) Żartuję sobie ;)
UsuńKrzysztofie, oczywiście że "W syberyjskich lasach" to nagromadzenie grafomanii. Lubię francuską literaturę ale tę, że tak powiem, par excellance :-) a Tesson niestety co najwyżej błąka się na jej obrzeżach. Na pocieszenie :-) mogę tylko dodać, że nie Tobie jednemu jego książka się podobała, o czym możesz się przekonać przeglądając komentarze do tego posta :-).
Usuń