Po trochę żenującej karykaturze próby dyskusji u Prowincjonalnej nauczycielki (nie po raz pierwszy przekonałem się, że człowiek ciągle się czegoś uczy) wziąłem sobie do serca jej skądinąd słuszną uwagę i postanowiłem sprawdzić "na własne oczy" ile jest warta książka Sławomira Cenckiewicza. Niestety, okazało się, że nie zawsze warto słuchać kobiet.
Jako osobie kształconej w starych, ale jednak nie tak odległych czasach, naukowiec kojarzył mi się z osobą, której poglądy wyrażane są rzetelnie, bezstronnie i sine ira et studio, tymczasem "Wałęsa. Człowiek z teczki" jest zaprzeczeniem tego wszystkiego. Chwilami jest to emocjonalnie zaangażowany pamflet, w dodatku niesmaczny, w którym emocje przysłaniają logikę i zdrowy rozsądek. Owszem, lubię książki "odbrązawiające" i "szargające świętości", pisane z pazurem ale równie ważne by trzymały one jednak poziom a tego, niestety, o książce Sławomira Cenckiewicza nie da się powiedzieć.
Jako osobie kształconej w starych, ale jednak nie tak odległych czasach, naukowiec kojarzył mi się z osobą, której poglądy wyrażane są rzetelnie, bezstronnie i sine ira et studio, tymczasem "Wałęsa. Człowiek z teczki" jest zaprzeczeniem tego wszystkiego. Chwilami jest to emocjonalnie zaangażowany pamflet, w dodatku niesmaczny, w którym emocje przysłaniają logikę i zdrowy rozsądek. Owszem, lubię książki "odbrązawiające" i "szargające świętości", pisane z pazurem ale równie ważne by trzymały one jednak poziom a tego, niestety, o książce Sławomira Cenckiewicza nie da się powiedzieć.
To książka, która w zasadniczej swej części ma udowadniać, w zamyśle Autora, że polityczna przeszłość Lecha Wałęsy składa się z dwóch okresów; współpracy z SB a następnie wodzenia przez władzę na pasku. Rozumiem, że ktoś może nie przepadać za byłym prezydentem. To także nie jest człowiek z mojej bajki. Chociażby sprawa nieślubnego dziecka i porzucenie jego matki, stosunek do Anny Walentynowicz, zaginięcie dokumentów z wypożyczonych przez niego akt, nie budują, łagodnie rzecz ujmując, zaufania. Nie pomagają w tym także cechy, a raczej przywary, charakteru.
Ale sympatia czy antypatia w rzeczowej ocenie biografii politycznej człowieka nie powinna odgrywać znaczenia - liczy się ocena faktów. A z tym w książce bywa różnie. Przywoływane są liczne dokumenty, których autorami są funkcjonariusze SB, z drugiej jednak strony powołanie ich autorów na świadków w procesie jest dla Autora farsą. O jednym z dokumentów pisze, że na temat jego treści "nie wiemy prawie nic" ale jak się okazuje i tak "daje nam wiele do myślenia", "stwarza również pole do uzasadnionych spekulacji" i "bez trudu możemy sobie wyobrazić".
Przyznaję, mam bujną fantazję ale do głowy nie przyszłoby mi snuć dywagacje na temat dokumentu, którego nie widziałem na oczy, no ale nie ma się co dziwić, przecież nie jestem historykiem. I chyba dobrze, bo źle byłoby ze mną gdyby wiarygodnym źródłem okazywały się dla mnie ... "Skandale" bo i od takich "źródeł" Sławomir Cenckiewicz nie stroni.
Niechęć do Wałęsy to zbyt słabe słowo na określenie tego co przeziera przez karty książki. Pytanie, które na wstępie stawia Autor "Czy nie ma już żadnej nadziei na to, że straciwszy szacunek i zaufanie, zechce przynajmniej, w nagrodę za swą spowiedź, żebrać u rodaków o ich litość dla tragicznego losu, który sam na siebie sprowadził i wciąż sprowadza?" jest wyłącznie stylistyczną figurą podobnie jak i odpowiedź, którą daje "Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nie wolno jednak orzekać końcowego wyroku o Wałęsie jako człowieku z martwą już duszą, z sumieniem zabalsamowanym przez specjalistów od kłamstwa i służb specjalnych, starcu bez przyszłości." bo już w następnym zdaniu okazuje się, że bohater jego książki to "niewolnik".
"Sceptycyzm" co do głównego bohatera rozciąga się także na jego rodzinę. Pozostanie tajemnicą Autora, jaki związek z uwikłaniem Lecha Wałęsy we współpracę z SB i władzami PRL-u ma fakt, że jego syn "gnając swym motorem okolicznymi drogami" nie zagląda na bezimienny grób swojego przyrodniego brata, który zmarł kilka lat przed jego narodzeniem i o którego istnieniu mógł nie mieć pojęcia. Albo to, że Danuta Wałęsa pasowała do męża "pochodzeniem i lumpenproletariacką mentalnością"?
Szczerze mówiąc nie wstrząsnęła mną także wiadomość, że Wałęsa w szkolnych latach "trzykrotnie stawał na radzie pedagogicznej za palenie papierosów w internacie" ale to pewnie dlatego, że sam w ramach sankcji, nie raz przyłapany na paleniu papierosów w szkolnej ubikacji, otrzymywałem "pióro i atrament" (czyli szczotkę i szmatę oraz wiadro z wodą) by ją wyszorować. Nie przekonuje mnie też "zaglądanie pod kołdrę" i babranie się w jego życiu osobistym - ocenę tego, moim zdaniem, należy zostawić najbliższym i tym, których to osobiście dotknęło.
Tego typu zabiegi sprawiają, że książka mimo, podobno, sensacyjnej zawartości po jakimś czasie robi się nużąca. Życiorys Wałęsy jest w niej płaski jak kartka papieru, to wyłącznie czarny charakter i wcielenie wszelkiego zła, o czym według Autora, wiadomo było publicznie od początku kariery politycznej Wałęsy. Mnie to nie przekonuje, podobnie jak filipiki pod adresem Wajdy i jego "Człowieka z nadziei", które obrażają inteligencję czytelników.
Sławomir Cenckiewicz przywołuje, w którymś miejscu zasadę "is fecit cui prodest" (co prawda w polskim tłumaczeniu - uczynił ten, komu to przyniosło korzyść) ale zapomina o innej równie ważnej "in dubio pro reo" (wątpliwości na korzyść oskarżonego), chociaż z drugiej strony nie ma się temu co dziwić, bo z książki wynika, że nie ma żadnych wątpliwości. Ja jednak, nauczony doświadczeniem życiowym, skłonny jestem uwierzyć Staremu Żydowi z Podkarpacia, który mówił że "Jeżeli dwóch kłóci się, a jeden ma rzetelnych 55 procent racji, to bardzo dobrze i nie ma co się szarpać. A kto ma 60 procent racji? To ślicznie, to wielkie szczęście i niech Panu Bogu dziękuje! A co by powiedzieć o 75 procent racji? Mądrzy ludzie powiadają, że to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procent? Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak."
Ale sympatia czy antypatia w rzeczowej ocenie biografii politycznej człowieka nie powinna odgrywać znaczenia - liczy się ocena faktów. A z tym w książce bywa różnie. Przywoływane są liczne dokumenty, których autorami są funkcjonariusze SB, z drugiej jednak strony powołanie ich autorów na świadków w procesie jest dla Autora farsą. O jednym z dokumentów pisze, że na temat jego treści "nie wiemy prawie nic" ale jak się okazuje i tak "daje nam wiele do myślenia", "stwarza również pole do uzasadnionych spekulacji" i "bez trudu możemy sobie wyobrazić".
Przyznaję, mam bujną fantazję ale do głowy nie przyszłoby mi snuć dywagacje na temat dokumentu, którego nie widziałem na oczy, no ale nie ma się co dziwić, przecież nie jestem historykiem. I chyba dobrze, bo źle byłoby ze mną gdyby wiarygodnym źródłem okazywały się dla mnie ... "Skandale" bo i od takich "źródeł" Sławomir Cenckiewicz nie stroni.
Niechęć do Wałęsy to zbyt słabe słowo na określenie tego co przeziera przez karty książki. Pytanie, które na wstępie stawia Autor "Czy nie ma już żadnej nadziei na to, że straciwszy szacunek i zaufanie, zechce przynajmniej, w nagrodę za swą spowiedź, żebrać u rodaków o ich litość dla tragicznego losu, który sam na siebie sprowadził i wciąż sprowadza?" jest wyłącznie stylistyczną figurą podobnie jak i odpowiedź, którą daje "Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nie wolno jednak orzekać końcowego wyroku o Wałęsie jako człowieku z martwą już duszą, z sumieniem zabalsamowanym przez specjalistów od kłamstwa i służb specjalnych, starcu bez przyszłości." bo już w następnym zdaniu okazuje się, że bohater jego książki to "niewolnik".
"Sceptycyzm" co do głównego bohatera rozciąga się także na jego rodzinę. Pozostanie tajemnicą Autora, jaki związek z uwikłaniem Lecha Wałęsy we współpracę z SB i władzami PRL-u ma fakt, że jego syn "gnając swym motorem okolicznymi drogami" nie zagląda na bezimienny grób swojego przyrodniego brata, który zmarł kilka lat przed jego narodzeniem i o którego istnieniu mógł nie mieć pojęcia. Albo to, że Danuta Wałęsa pasowała do męża "pochodzeniem i lumpenproletariacką mentalnością"?
Szczerze mówiąc nie wstrząsnęła mną także wiadomość, że Wałęsa w szkolnych latach "trzykrotnie stawał na radzie pedagogicznej za palenie papierosów w internacie" ale to pewnie dlatego, że sam w ramach sankcji, nie raz przyłapany na paleniu papierosów w szkolnej ubikacji, otrzymywałem "pióro i atrament" (czyli szczotkę i szmatę oraz wiadro z wodą) by ją wyszorować. Nie przekonuje mnie też "zaglądanie pod kołdrę" i babranie się w jego życiu osobistym - ocenę tego, moim zdaniem, należy zostawić najbliższym i tym, których to osobiście dotknęło.
Tego typu zabiegi sprawiają, że książka mimo, podobno, sensacyjnej zawartości po jakimś czasie robi się nużąca. Życiorys Wałęsy jest w niej płaski jak kartka papieru, to wyłącznie czarny charakter i wcielenie wszelkiego zła, o czym według Autora, wiadomo było publicznie od początku kariery politycznej Wałęsy. Mnie to nie przekonuje, podobnie jak filipiki pod adresem Wajdy i jego "Człowieka z nadziei", które obrażają inteligencję czytelników.
Sławomir Cenckiewicz przywołuje, w którymś miejscu zasadę "is fecit cui prodest" (co prawda w polskim tłumaczeniu - uczynił ten, komu to przyniosło korzyść) ale zapomina o innej równie ważnej "in dubio pro reo" (wątpliwości na korzyść oskarżonego), chociaż z drugiej strony nie ma się temu co dziwić, bo z książki wynika, że nie ma żadnych wątpliwości. Ja jednak, nauczony doświadczeniem życiowym, skłonny jestem uwierzyć Staremu Żydowi z Podkarpacia, który mówił że "Jeżeli dwóch kłóci się, a jeden ma rzetelnych 55 procent racji, to bardzo dobrze i nie ma co się szarpać. A kto ma 60 procent racji? To ślicznie, to wielkie szczęście i niech Panu Bogu dziękuje! A co by powiedzieć o 75 procent racji? Mądrzy ludzie powiadają, że to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procent? Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak."
No proszę :-) To się nazywa tempo.
OdpowiedzUsuńWprawdzie, jak wiesz, ksiażki nie czytałam, ale z właściwym sobie barbarzyństwem i nieokrzesaniem zabiorę jednak głos (mogę ? :-)
Z Twojej recenzji wynika, że przewidywania na temat "Wałęsy..." tylko się potwierdziły. Tak, jak rozmawialiśmy, nie wydaje mi się wartościową książka, która bazuje na stwierdzeniach typu "przypuszczalnie", "możemy sobie wyobrazić" etc. oraz na nawiązywaniu do wątków z życia osobistego czy wręcz intymnego.
Ponadto, o ile w opracowaniach stricte historycznych można sobie pozwolić na samodzielne formułowanie komentarzy w oparciu o dowody, to w książce pełnej spekulacji warto byłoby skonfrontowac je z osobą zainteresowaną. Obowiązuje przecież zasada audiatur et altera pars (choć zdaję sobie sprawę, że to mogłoby nastręczać pewnych problemów ze względu na specyfkę osobowości bohatera książki :-))
Moje zarzuty wobec książki są trochę innej natury, to że jest jednostronna to się zgadza, Cenckiewicz owszem dopuszcza do głosu Wałęsę ale w sumie tylko po to by zakwestionować jego zdanie. Nie kwestionuję zasadniczych ustaleń Cenckiewicza, co do powiązań Wałęsy ale główny mankament jego książki, polega na całkowitym zignorowaniu, zasady - odwołam się do Claudio Aquavivy - suaviter in modo, fortier in re i przez to kolejne "enuncjacje" nie robią wrażenia bo z góry wiadomo, że nie ma się tam co spodziewać wyważonej oceny. W sumie szkoda bo na pewno wyszłaby to książce na dobre.
UsuńNie wiem, czy czytałeś poprzednią książkę Cenckiewicza, opracowaną we współpracy z Gontarczykiem. Tamta, moim zdaniem była niezła, bo mało w niej było wartościowania postaw bohatera, za to dużo faktów popartych materiałem dowodowym.
UsuńNie mam wątpliwości, że główne zarzuty stawiane bohaterowi książki są prawdziwe, wątpię jedynie, czy taki sposób przedstawiania jego osoby wnosi coś nowego do sprawy.
No, ale z formułowaniem ostatecznych opinii poczekam jednak do momentu przeczytania "Wałęsy...", tamta "dyskusja" też mnie jednak czegoś nauczyła :-)
Ta jest już sumą wiedzy Cenckiewicza na temat Wałęsy więc poprzednią sobie daruję. Gdyby tę skrócił o połowę i darował sobie to zacietrzewienie to nawet mogłaby być niezła książka.
Usuńpewnie należałoby się z panem zgodzić,że wałęsa,jaki by nie był,zasługuje na rzetelniejszą ocenę od tej jakiej dokonał cenckiewicz,ale jakoś mnie to"nie rusza",ten człowiek,jak wielu innych,miał szansę zostać kimś wielkim,tyle,że tę szansę zaprzepaścił i w związku z tym nie zamierzam mu współczuć,ani go żałować,tacy ludzie sprawiają,że wstydzę się,czasem tego,że jestem polką
OdpowiedzUsuńNie mówię ani o współczuciu ani żałowaniu Wałęsy ale o elementarnej uczciwości w jego ocenie. Strzykać jadem i obrzucać błotem to takie proste ale od naukowca można oczekiwać chyba czegoś więcej, prawda?
UsuńA ja już w takim razie nie żałuję, że nie dostałam jej do recenzji.
OdpowiedzUsuńKiedyś pożyczę i przeczytam.
I chyba nie masz czego, jeśli chcesz mogę Ci książkę pożyczyć :-)
UsuńBędę o propozycji pamiętać.
UsuńOczywiście dziękuję za nią.
UsuńNie żebym nalegał :-) bo potem będziesz miała do mnie pretensję za to zmarnowałaś czas nad nią zamiast przeczytać jakąś dobrą książkę :-)
UsuńMyślę, że nie żałowałabym, gdyż w sumie to książka intryguje, bo wiesz, że im więcej dyskusyjna tym bardziej pociąga. Jeżeli moja biblioteka nie będzie jej mieć, a widzę, że dość się stara to poproszę.
UsuńA tak jeżeli już jesteśmy przy temacie Lecha Wałęsy to muszę napisać, że nie jestem jego fanką nie dla jego przeszłości z dzieciństwa czy też młodości lecz dlatego, że obciążam go tym, że u nas nie było przeprowadzonej lustracji i dlatego nie odcięliśmy się od partyjnej nomenklatury, która poobsadzała kluczowe stanowiska i nadal rządzi sama lub z poza pleców. To akurat trudno mu darować.
Nie żebym go usprawiedliwiał - generalnie dla mnie to prosty człowiek, którego przerosła sytuacja, niestety. Brak lustracji to akurat zaniechanie rządu i sejmu a nie samego Wałęsy - jako prezydent nie miał możliwości uchwalać ustaw :-).
UsuńW tym sensie masz rację. Ale odwołanie rządu, który chciał do tego doprowadzić to już chyba jego zasługa. Ja mam taki ogląd mało historyczny, raczej z punktu widzenia gospodyni domowej. I tak to rozumiem.
UsuńTo jakaś pomyłka - rząd Jana Olszewskiego (bo rozumiem, że o to Ci chodzi) został odwołany przez Sejm - Wałęsa chyba zgłosił wniosek - ale wpływu na wynik głosowania przecież żadnego nie miał bo nie był posłem i nie mógł głosować. To że z decyzji Sejmu mógł się cieszyć to już inna sprawa :-).
UsuńZnów masz oczywiście rację. Niemniej zgłosił wniosek a to o czymś świadczy.
UsuńTo prawda i z decyzji Sejmu też pewnie był zadowolony - nie on jeden zresztą.
UsuńNo myślę.
Usuń:-)
Usuńzgadzam się,ale to tylko wina wałęsy,że ludzie postrzegają go tak,a nie inaczej,byłam kiedyś na wycieczce,w londynie,przewodnik,który nas tam oprowadzał mówił,że nie rozumie dlaczego nie lubimy wałęsy,przecież on jest taki zabawny,że kiedy pokazywali go u nich w telewizji,podczas jakiejś oficjalnej wizyty,to oni,patrząc na zachowanie wałęsy,płakali ze śmiechu,reasumując,mnie też się coś należy,może ten pan ośmieszając siebie samego i nas(polaków) przy okazji,powinien raczej zostać w domu,ludzie widzą to,co on im pokazuje,czyż mają udawać,że są ślepi?
OdpowiedzUsuńTo nie książka o postrzeganiu Wałęsy przez ludzi a obraz tego jak postrzega go Cenckiewicz. A ludzie wiadomo ..., chętniej kogoś deprecjonują niż zdobywają się na to by powiedzieć o kimś dobre słowo ...
Usuńjak cię widzą,tak cię piszą,cenckiewicz też,na szacunek należy zasłużyć,a wałęsa o tym,niestety,zapomniał i to by było na tyle
OdpowiedzUsuńTeż prawda, gorzej, że niestety ludzie często nie widzą tego co jest ale tylko to co chcą zobaczyć.
Usuńczy to znaczy,że mam go oceniać tylko za to,co zrobił dwadzieścia lat temu?ja go oceniam za wszystko,myślę że mam do tego prawo
OdpowiedzUsuńmoże reaguję zbyt emocjonalnie,nie pamiętam jak rodziła się komuna,ale widziałam jej koniec,bo byłam już wtedy dorosłym człowiekiem na studiach,stałam w tłumie,na masówkach
i słuchałam tych w szystkich obietnic,że się będzie szanowało ludzi pracy,że nie będzie biur(za komuny były komitety partii),etatowych działaczy itd.,dziś
w moim zakładzie pracy jest osiem różnych związków zawodowych(za komuny były trzy)o solidarnościowej proweniencji(nawet chrześcijański,imienia ks.popiełu-
szki,dziwię się,że ich nie straszy),czemu aż tyle?dziesięć lat temu,kiedy likwidowano filie,część ludzi zwolniono a resztę przeniesiono do macierzystego zakładu,przyszli pracownicy a z nimi ich związki zawodowe,od tamtej pory nie zmieniło się nic,nie ma zakładów ale są związki,które w nich działały,nie rozwiązały się,nie wybrano,nowych wspólnych,każdy reprezentuje jakąś małą grupkę,każdy chce czegoś innego,związki urosły do roli"szarych eminencji"i nie liczą się już z nikim,poza dyrekcją(są na etacie jak każdy inny pracownik),na przestrzeni lat zgodzili się już na wszystko-soboty robocze,niedziele robocze,czterobrygadówkę,umowy śmieciowe,
i ostatnio na zwolnienia,to już nie jest solidarność ale jakieś popłuczyny tego,co było kiedyś,proszę wybaczyć,wiem,że nie jestem może obiektywna,no ale cóż na to poradzę,to też mi się z wałęsą kojarzy
Różne można mieć skojarzenia i trudno mi się odnosić do Twoich skojarzeń - tak na marginesie to chciałem tylko przypomnieć, że już od 18 lat Wałęsa nie jest prezydentem i nie ma wpływu na to co się dzieje, także w Solidarności.
Usuńprzepraszam pana,ostatnie pytanko,bo jestem ciekawa,wałęsa nie jest już prezydentem,to kim według pana obecnie jest?a za kogo on sam,pana zdaniem się obecnie uważa
OdpowiedzUsuńTo pytanie nie do mnie tylko do Wałęsy - prowadzi bloga więc można mu je zadać :-)
Usuńno ale zapytałam też kim on jest obecnie według pana?
OdpowiedzUsuńTak jak już pisałem - prostym człowiekiem, którego przerosła sytuacja i dowodem na to, że Lenin nie miał racji :-)
UsuńZgadzam się z Twoją opinią na temat pana Wałęsy. Szkoda ale tak już bywa.
UsuńTeż jestem tego zdania, a oczekiwanie od tego rodzaju osób, że publicznie przyznają się do własnych błędów, wydaje mi się naiwnością.
UsuńCzyli intuicja mnie nie zawiodła kiedy odmawiałam przyjęcia i przeczytania tej książki. Dzięki.
OdpowiedzUsuńPrzeczytać można, tyle tylko że to książka która nie jest napisana w sposób, który mógłby przekonać kogoś do poglądów Autora - ona jest pisana wyraźnie do już przekonanych.
UsuńJa myślałam, że biografia jest formą bezstronną, w której to postać sama daje nam się ocenić, bez niepotrzebnych wcinek autora - jak widać na załączonym obrazku, autor stworzył ala powieść (w zamyśle zapewne sensacyjną). Takie wciskanie swojego zdania, troszku nie trafia w me gusta.
OdpowiedzUsuńWałęsa ani mnie grzeje, ani ziębi - człowiek, tyle że znany, miał swoje pięć minut wykorzystał je z pożytkiem, oby każdy sobie tak radził. Dziecko miał nieślubne? Nie trzeba być prezydentem, żeby sobie malucha na boku zmajstrować :) Jeżeli tak autora ten problem nurtuje niech wbije na moją wioskę - zbierze naprawdę niezwykły materiał :)
Piszesz, że książka po jakimś czasie nuży... dlatego sobie ją daruję. Gdyby była ciekawie napisana, to może jeszcze bym jej poszukała, a tak zadowolę się tym co dowiedziałam się z Twojej recenzji :)
Ostatnie, co można powiedzieć o książce Cenckiewicza to to, że jest bezstronna - łagodnie rzecz ujmując jest silnie podszyta niechęcią do Wałęsy. Ta zapiekła niechęć i jednostronność to podstawowe wady książki ale mam wrażenie, że nie było pisana by kogoś przekonać a z góry adresowana była już do osób o ugruntowanej opinii na temat Wałęsy.
UsuńDlatego właśnie nie jest dla mnie - jak wynika z mojej poprzedniej wypowiedzi, nie mam wyrobionej opinii na temat byłego prezydenta. Z jednej strony uważam, że działa to na moją niekorzyść, ujawniając pewną ignorancję, w kwestii historii naszej rodzimej polityki, z drugiej - mogę spać spokojnie, nie męcząc się antypatią, bądź uwielbieniem co do tej osoby (skrajności oczywiście wyolbrzymione, choć często w wielu zdaniach dominuje jedna z nich).
UsuńJednakże z Twojej recenzji wyniosłam pewna korzyść - postaram się dowiedzieć co nie co o panu Wałęsie, mam nadzieję, ze źródeł obiektywnych :)
Niekorzyść?! - ja tak tego nie postrzegam, po prostu nie zawracasz sobie głowy duperelami, bo jakie znaczenie może mieć nasza opinia o kimś, kto pewnie nawet nie wie o naszym istnieniu :-). Że nie wspomnę, o zaoszczędzeniu czasu i nerwów dzięki nieinteresowaniu polityką. Na obiektywne źródła dotyczące Wałęsy na Twoim miejscu specjalnie jednak bym nie liczył :-)
UsuńIm człowiek starszy, tym tych dupereli przybywa :) Szczerze mówiąc, jedyne co wiem o polityce, to że konsekwentnie stara się utrudniać życie, każdej jednostce. To po prostu niezrównana mistrzyni!
UsuńChyba rzeczywiście odpuszczę sobie Wałęsę - jest tyle ciekawych osób na Świecie, o których nie jedno słowo już zostało zapisane, jak chociażby sami pisarze:)
Gdyby nie "poetyka" Cenckiewicza i trochę rzetelności to mogłaby być niezła książka. Mogłaby. A tak tylko obraża inteligencję czytelników.
UsuńNie przepadam za postacią Wałęsy, wystarczy, że czytałam biografię jego małżonki, więcej absolutnie nic nie przeczytam o tych ludziach.
OdpowiedzUsuńNie namawiam, zwłaszcza że książka Cenckiewicza to mieszanka jadu i żółci.
Usuń