Książkowiec niedawno pisała o książce, która nigdy nie czytana czekała na nią 67 lat. Ja ze wstydem przyznaję się, że wspomnienia Nadieżdy Mandelsztam czekały na mnie lat 16 i to w dodatku na półce w mojej bibliotece. Po tym gdy okazało się, że to jedna z piękniejszych książek, które czytałem nie znajduję nic na swoje usprawiedliwienie i już teraz wiem, że za jakiś czas znowu do niej powrócę.
Poezja, w moim przypadku, to nie jest to "co tygrysy lubią najbardziej". O Osipie Mandelsztamie oczywiście "coś tam" słyszałem a wybór jego utworów w dwujęzycznej edycji Wydawnictwa Literackiego z 1983 r., do tej pory zbiera tylko kurz na półce, ale wiedza moja kończyła się na przekonaniu, że był jednym z akmeistów (które okazało się błędnym) i zesłany przez Stalina zmarł w obozie.
"Nadzieja w beznadziei" jest książką specyficzną pod wieloma względami, poczynając od wieloznaczności tytułu a kończąc na ujęciu tematu. Generalnie jest nim życie Mandelsztamów w okresie mniej więcej od 1934 do 1938 roku, piszę - mniej więcej, bo Nadieżda wielokrotnie te ramy przekracza zarówno cofając się jak i wybiegając w przyszłość. Nie są to też wspomnienia w "czystej postaci" rozumianej jako zapis wydarzeń życia a raczej osnute wokół nich rozważania na temat kondycji człowieka w systemie stalinowskiego terroru i świetna analiza "człowieka radzieckiego" pisana z pewnym smutkiem i widocznym dystansem, pozbawionym złudzeń do ludzi i wydarzeń.
Bilans tych rozważań jest przygnębiający, zwłaszcza że dotyczy on w dużej mierze elit intelektualnych - "Kiedyś dobrych ludzi było dużo; co więcej, nawet źli udawali dobrych, bo tak wypadało. Stąd właśnie brały się fałsz i obłuda demaskowane przez pisarzy realizmu krytycznego jako wielkie grzechy przeszłości. Rezultat tych demaskacji okazał się dość niespodziewany; dobrzy ludzi zniknęli." Mimo, że sama Nadieżda Mandelsztam nie zaznała pobytu w gułagu (za to Osip znalazł się tam dwukrotnie) i jej zapiski były prowadzone z innej perspektywy, to jednak da się odnaleźć w jej wspomnieniach epizod wspólny z tym, co opisywały osoby nim doświadczone, jak choćby Eugenia Ginzburg, tyle że widziany z zewnątrz "(...) mogliśmy przeczytać w gazetach, że w czasach Jagody więźniowie żyli w obozach jak na wczasach. Wszystkie gazety chórem zarzucały Jagodzie niedopuszczalny liberalizm. "Tak więc byliśmy w rękach humanistów? - powiedzieliśmy sobie nawzajem. - I któż by przypuszczał?""
Geneza funkcjonowania takiego "humanizmu" niezależnie od tego, czy funkcjonował on w obozie, czy też poza nim Mandelsztam tłumaczyła następująco: "Dyktator jest potężny tylko wówczas, kiedy dysponuje kadrami ślepo mu wierzących wykonawców. Nie można ich kupić - to byłoby zbyt proste - ale kiedy już są, można im dopłacić i podkupić, zwłaszcza kiedy nie mają alternatywy. Jednakże każda idea ma początek, kulminację i spadek. Kiedy następuje ten ostatni, zapanowuje inercja; pojawiają się młodzi ludzie ogarnięci lękiem przed przemianami, obywatele spustoszeni wewnętrznie i spragnieni spokoju, gromadka przerażonych dziełem swoich rąk staruszków i drobni wykonawcy, którzy mechanicznie próbują to, czego nauczono ich w młodości." A to czego ich nauczono w młodości było porażające; cynizm z jakim uprzedmiotowiono człowieka i ideologiczne zaślepienie człowieka widać jak soczewce w sentencjonalnym stwierdzeniu młodego inżyniera - "Przecież rozstrzeliwują wszędzie (...). A że u nas więcej? No cóż, na tym polega postęp ...".
W tej atmosferze bezduszności i terroru Osip nie miał wielkich szans, z książki wyłania się bowiem sylwetka człowieka wrażliwego, może nawet nadwrażliwca, nonkonformisty który ani nie chce ani nie potrafi dostosować się do warunków dyktowanych przez otaczający go świat. Ciągłe prześladowania sprawiają, że perspektywa zamilknięcia Mandelsztama jako poety i człowieka staje się coraz bardziej realna a jedynym sposobem przechowania i zachowania jego twórczości, co staje się misją życia Nadieżdy, jest nauczenie się jej na pamięć.
"Nadzieja w beznadziei" nie jest pełną wersją zapisków Mandelsztam lecz ich zredagowanym wariantem, który ma ułatwić obcowanie z tekstem. Ma on swój rytm, w który wpada się nie od razu ale gdy już się go poczuje książkę czyta się nieomal jednym tchem. Szkoda jednak, że redakcja ograniczyła się jedynie do uczytelnienia tekstu. Nie ma co ukrywać, w lekturze pożądana jest przynajmniej podstawowa znajomość życia literackiego Rosji/Związku Radzieckiego pierwszej połowy XX wieku, bo przez karty książki przewija się wiele postaci mniej lub bardziej znanych jak chociażby Achmatowa, Bucharin, Erenburg, Fadiejew, Katajew, Pasternak czy Wiktor Szkłowski i z pewnością, krótkie notki na ich temat uczytelniłyby lekturę. Aż prosiło się również o odredakcyjne wyjaśnienie okoliczności towarzyszących spoliczkowaniu Aleksego Tołstoja przez poetę, to jednak nie ono, jak niekiedy się twierdzi lecz wiersz o Stalinie, stał się przyczyną jego zguby:
"Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi,
Nie słychać i na dziesięć kroków, co szepczemy,
A w półsłówkach, półrozmówkach naszych
Cień górala kremlowskiego straszy.
Palce tłuste jak czerwie, w grubą pięść układa,
Słowo mu z ust pudowym ciężarem upada.
Śmieją się karalusze wąsiska
I cholewa jak słońce rozbłyska.
Wokół niego hałastra cienkoszyich wodzów:
Bawi go tych usłużnych półludzików mozół.
Jeden łka, drugi czka, trzeci skrzeczy,
A on sam szturcha ich i złorzeczy.
I ukaz za ukazem kuje jak podkowę –
Temu w pysk, temu w kark, temu w brzuch, temu w głowę.
Miodem kapie każda nowa śmierć
Na szeroką osetyńską pierś."
I jeszcze rzecz na zakończenie, która wydała mi się istotna. Otóż posłowie do "Nadziei w beznadziei" wydanej w serii "Edukacja europejska", napisał jej redaktor Wacław Sadkowski, autor wprowadzenia do "Zapisane w pamięci", hagiografii Melanii Kierczyńskiej, czarnego charakteru życia literackiego w okresie socrealizmu. Nie było by może w tym jeszcze nic takiego strasznego, gdyby nie fakty, które na światło dzienne wyciągnął Marek Nowakowski, a potem Joanna Siedlecka. Z ich tekstów wynika, że był on delatorem z gatunku tych, za sprawą, których życie Nadieżdy i Osipa zamieniło się w piekło. I można by potraktować to tylko jako złośliwy chichot historii, gdyby przy okazji nie nasunęło się pytanie o t,o gdzie w tym jest zwykłe, ludzkie poczucie przyzwoitości ...
Bilans tych rozważań jest przygnębiający, zwłaszcza że dotyczy on w dużej mierze elit intelektualnych - "Kiedyś dobrych ludzi było dużo; co więcej, nawet źli udawali dobrych, bo tak wypadało. Stąd właśnie brały się fałsz i obłuda demaskowane przez pisarzy realizmu krytycznego jako wielkie grzechy przeszłości. Rezultat tych demaskacji okazał się dość niespodziewany; dobrzy ludzi zniknęli." Mimo, że sama Nadieżda Mandelsztam nie zaznała pobytu w gułagu (za to Osip znalazł się tam dwukrotnie) i jej zapiski były prowadzone z innej perspektywy, to jednak da się odnaleźć w jej wspomnieniach epizod wspólny z tym, co opisywały osoby nim doświadczone, jak choćby Eugenia Ginzburg, tyle że widziany z zewnątrz "(...) mogliśmy przeczytać w gazetach, że w czasach Jagody więźniowie żyli w obozach jak na wczasach. Wszystkie gazety chórem zarzucały Jagodzie niedopuszczalny liberalizm. "Tak więc byliśmy w rękach humanistów? - powiedzieliśmy sobie nawzajem. - I któż by przypuszczał?""
Geneza funkcjonowania takiego "humanizmu" niezależnie od tego, czy funkcjonował on w obozie, czy też poza nim Mandelsztam tłumaczyła następująco: "Dyktator jest potężny tylko wówczas, kiedy dysponuje kadrami ślepo mu wierzących wykonawców. Nie można ich kupić - to byłoby zbyt proste - ale kiedy już są, można im dopłacić i podkupić, zwłaszcza kiedy nie mają alternatywy. Jednakże każda idea ma początek, kulminację i spadek. Kiedy następuje ten ostatni, zapanowuje inercja; pojawiają się młodzi ludzie ogarnięci lękiem przed przemianami, obywatele spustoszeni wewnętrznie i spragnieni spokoju, gromadka przerażonych dziełem swoich rąk staruszków i drobni wykonawcy, którzy mechanicznie próbują to, czego nauczono ich w młodości." A to czego ich nauczono w młodości było porażające; cynizm z jakim uprzedmiotowiono człowieka i ideologiczne zaślepienie człowieka widać jak soczewce w sentencjonalnym stwierdzeniu młodego inżyniera - "Przecież rozstrzeliwują wszędzie (...). A że u nas więcej? No cóż, na tym polega postęp ...".
W tej atmosferze bezduszności i terroru Osip nie miał wielkich szans, z książki wyłania się bowiem sylwetka człowieka wrażliwego, może nawet nadwrażliwca, nonkonformisty który ani nie chce ani nie potrafi dostosować się do warunków dyktowanych przez otaczający go świat. Ciągłe prześladowania sprawiają, że perspektywa zamilknięcia Mandelsztama jako poety i człowieka staje się coraz bardziej realna a jedynym sposobem przechowania i zachowania jego twórczości, co staje się misją życia Nadieżdy, jest nauczenie się jej na pamięć.
"Nadzieja w beznadziei" nie jest pełną wersją zapisków Mandelsztam lecz ich zredagowanym wariantem, który ma ułatwić obcowanie z tekstem. Ma on swój rytm, w który wpada się nie od razu ale gdy już się go poczuje książkę czyta się nieomal jednym tchem. Szkoda jednak, że redakcja ograniczyła się jedynie do uczytelnienia tekstu. Nie ma co ukrywać, w lekturze pożądana jest przynajmniej podstawowa znajomość życia literackiego Rosji/Związku Radzieckiego pierwszej połowy XX wieku, bo przez karty książki przewija się wiele postaci mniej lub bardziej znanych jak chociażby Achmatowa, Bucharin, Erenburg, Fadiejew, Katajew, Pasternak czy Wiktor Szkłowski i z pewnością, krótkie notki na ich temat uczytelniłyby lekturę. Aż prosiło się również o odredakcyjne wyjaśnienie okoliczności towarzyszących spoliczkowaniu Aleksego Tołstoja przez poetę, to jednak nie ono, jak niekiedy się twierdzi lecz wiersz o Stalinie, stał się przyczyną jego zguby:
"Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi,
Nie słychać i na dziesięć kroków, co szepczemy,
A w półsłówkach, półrozmówkach naszych
Cień górala kremlowskiego straszy.
Palce tłuste jak czerwie, w grubą pięść układa,
Słowo mu z ust pudowym ciężarem upada.
Śmieją się karalusze wąsiska
I cholewa jak słońce rozbłyska.
Wokół niego hałastra cienkoszyich wodzów:
Bawi go tych usłużnych półludzików mozół.
Jeden łka, drugi czka, trzeci skrzeczy,
A on sam szturcha ich i złorzeczy.
I ukaz za ukazem kuje jak podkowę –
Temu w pysk, temu w kark, temu w brzuch, temu w głowę.
Miodem kapie każda nowa śmierć
Na szeroką osetyńską pierś."
I jeszcze rzecz na zakończenie, która wydała mi się istotna. Otóż posłowie do "Nadziei w beznadziei" wydanej w serii "Edukacja europejska", napisał jej redaktor Wacław Sadkowski, autor wprowadzenia do "Zapisane w pamięci", hagiografii Melanii Kierczyńskiej, czarnego charakteru życia literackiego w okresie socrealizmu. Nie było by może w tym jeszcze nic takiego strasznego, gdyby nie fakty, które na światło dzienne wyciągnął Marek Nowakowski, a potem Joanna Siedlecka. Z ich tekstów wynika, że był on delatorem z gatunku tych, za sprawą, których życie Nadieżdy i Osipa zamieniło się w piekło. I można by potraktować to tylko jako złośliwy chichot historii, gdyby przy okazji nie nasunęło się pytanie o t,o gdzie w tym jest zwykłe, ludzkie poczucie przyzwoitości ...
Już dziś postaram się zdobyć tę książkę.Czytam przede wszystkim pamiętniki i wspomnienia, a ten tytuł dotyczy miejsca i czasu szczególnego. No, i redaktor Sadkowski...Pytasz, gdzie w tym wszystkim poczucie przyzwoitości? Są ludzie, którzy bez tego doskonale sobie radzą. I niestety WŁAŚNIE DLATEGO doskonale sobie radzą. Magda
OdpowiedzUsuńJuż dziś postaram się zdobyć tę książkę.Czytam przede wszystkim pamiętniki i wspomnienia, a ten tytuł dotyczy miejsca i czasu szczególnego. No, i redaktor Sadkowski...Pytasz, gdzie w tym wszystkim poczucie przyzwoitości? Są ludzie, którzy bez tego doskonale sobie radzą. I niestety WŁAŚNIE DLATEGO doskonale sobie radzą. Magda
OdpowiedzUsuńNiech nawet sobie radzą ale czy muszą w ten sposób? Gdyby napisał przedmowę do "Pokoju na poddaszu" Wasilewskiej albo "Pamiątki z Celulozy" Newerly'ego (czuję, że lektura mnie nie minie) to pewnie nawt bym się nie skrzywił ale tak to przypomina szczyt bezczelności z niewybrednego bon mot'u (nasrać komuś na wycieraczkę, zadzwonić do drzwi i poprosić o papier toaletowy).
UsuńJa też pojąć tego nie umiem, ale poznałam takich ludzi.Oni są pozbawieni czegoś w mózgu czy w sercu, czy gdzie tam się mieszczą te istotne dla przeciętnego człowieka uczucia .Coś w nich nie działa.M
UsuńTo że są tacy ludzie, to nawet się nie dziwię ale gdy praniu mózgu poddają się ludzi inteligentni to trudno mi już wyjść ze zdziwienia - "Moi chłopcy najbardziej kochają Stalina, a dopiero potem mnie" chwaliła się żona Pasternaka ... co można na takie dictum powiedzieć?
UsuńCzy to wyprany mózg? Może. A może świadomie przyjęta postawa życiowa? Życiowy spryt i brak wstydu. To kwestia raczej charakteru, a nie inteligencji. Lub głupoty zwyczajnej. Znasz Thomasa Sowella "Intelektualiści mądrzy i niemądrzy"? M
UsuńJa w tym widzę raczej zaślepienie, fanatyzm coś jak na kształt fanatyzmu religijnego, przecież ludzi płakali na wiadomość o śmierci Stalina i nie było to podyktowane wyrachowaniem. Książki Sowella nie tylko nie znam ale i dopiero od Ciebie ją usłyszałem, zbieram się teraz do "Wielkiej czystki" Weissberg-Cybulskiego, który jest podobno, przynajmniej w części antytezą "Ciemności w południe" Koestlera.
UsuńO, i jak tak zrobię. Właśnie zerkam na półkę i patrzę na "Szkice z przeszłości" Infelda.Też fizyk, też urodzony w Krakowie i praktycznie w tym samym czasie. Jego droga była oczywiście zupełnie inna, ale i jemu intelekt nie przeszkodził w zachwycie nad komunizmem. Cóż, nazwisk tych jest niepokojąco dużo.Zaślepienie na pewno, tylko interesuje mnie czy w każdym z nas, w odpowiednich warunkach mogłoby ono się ujawnić. Pozdrawiam, M.
UsuńZe wspomnień Nadieżdy wynika, że nie, bo przetrwała dzięki pomocy ludzi odpornych na "uroki" komunizmu.
Usuń"... Aż prosiło się również o odredakcyjne wyjaśnienie okoliczności towarzyszących spoliczkowaniu Aleksego Tołstoja przez poetę..."-a czy pan mógłby mi to wyjaśnić?
OdpowiedzUsuńNiestety nie - sam jestem ciekawy - Mandelsztam wspomina o tym kilka razy ale w żadnym miejscu nie wykłada "kawy na ławę" i nie wyjaśnia tak na prawdę o co poszło.
Usuń"Tager wspomina o .spoliczkowaniu Aleksjeja Tołstoja przez Mandelsztama za to że pod przewodnictwem Tołstoja sąd honorowy ogłosił ,bardzo dwuznaczny wyrok w sprawie obrazy żony Mandelsztama przez pisarza Borodina" www.kpbc.ukw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=5715
UsuńTyle o sprawie udało się znaleźć.
Dzięki - być może to dlatego Nadieżda jakoś nadmiernie nie drąży sprawy bo jest jej bohaterką, czasami zresztą ma się wrażenie, że pisze w przekonaniu, że czytelnikami będę osoby, którym to wszystko co jest w jej zapiskach jest dobrze znane.
UsuńByć może afera z policzkowaniem jest obiegową anegdotą w Rosji, tylko my się zastanawiamy, o co chodzi.
UsuńNie wykluczone ale tym bardziej minus za redakcję wspomnień, no ale skoro był to Sadkowski ...
UsuńNie przypuszczam, żeby to była dywersja ideologiczna z jego strony, pewnie nie miał w zamówieniu zrobienia przypisów. Albo też uważał, że anegdotę znają wszyscy:P
UsuńZ "życiowego" punktu widzenia też mu się nie dziwię, zrobił to, za co mu zapłacono :-) więc uznał, że nie ma się co więcej wysilać.
UsuńZa to w swoich "opiniach" dla bezpieki był gorliwszy i dorzucał masę rzeczy z własnej woli :P
UsuńFakt, Nowakowski w sumie nawet go trochę oszczędza ale Siedlecka nie zostawia na nim suchej nitki - swoją drogą z faceta musi być niezły tupeciarz ale i wydawnictwo też się jakoś nie popisało wyczuciem sytuacji zlecając mu posłowie do "Nadziei".
UsuńA nie zlecało przypadkiem przed ujawnieniem tych wszystkich rewelacji?
UsuńRzeczywiście, teraz sprawdziłem, teksty Nowakowskiego i Siedleckiej ukazały się w 2007 i 2008 roku a książka w 1997, tak że odszczekuję i decydentom wydawnictwa zwracam honor.
Usuńtak nawiasem mówiąc,maksym gorki miał ponoć powiedzieć o epoce,o której opowiada nadieżda mandelsztam-"czasy bywały już gorsze,ale nigdy bardziej nikczemne"
OdpowiedzUsuńNadieżda wspomina także i o Gorkim, który szefował jakiemuś komitetowi, który miał zadbać o literatów, kiedy Mandelsztam nie mając się w co ubrać zwrócił się do niego o spodnie i chyba marynarkę, ten nie przydzielił mu spodni mówią (chyba, teraz nie mogę znaleźć tego fragmentu), że spodnie mu się nie należą.
Usuńno cóż sam też swoje przeszedł,oczywiście nie próbuję go usprawiadliwiać,spodnie mógł mandelsztamowi dać
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc jakoś serce mi nie krwawi na myśl o Gorkim, powinien był wiedzieć, że "rewolucja pożera własne dzieci" a jeśli nawet nie dzieci to sługi.
Usuńmnie też nie,ale jestem przekonana,że wielu miało nadzieje,że będzie inaczej(pamięta pan początek lat osiemdziesiątych w polsce?),uśmiecham się,gdy czytam emila zolę,kiedy snuje marzenia o sprawiedliwości,gdy klasa robotnicza przejmie władzę,my wiemy więcej od gorkiego,lenin miał podobno w ostatnich słowach powiedzieć-"jak taka piękna idea,mogła się przerodzić w czyste zło?"
OdpowiedzUsuńJak ideologia oparta na wrogości (by nie powiedzieć nienawiści) mogła nieść ze sobą sprawiedliwość? To się nazywa sprzeczność wewnętrzna. Jeśli Lenin rzeczywiście postawił takie retoryczne pytanie to traktuję ją tylko jako stylistyczną figurę pokazującą jego cynizm.
UsuńPoniewaz chyba powoli mi się zaczyna faza na porewolucyjną Rosję (oprócz Berberowej, o tórej kiedyś tam pisałąm mam jeszcze rozgrzebaną Gippius), to trop ze wspomnieniami Mandelsztamowej chętnie kiedyś podejmę. Dzięki.
OdpowiedzUsuńU mnie chyba jeszcze nie jest to faza ale już pewnie do niej mam niedaleko bo Berberową już wyciągnąłem z półki, zresztą po Twoim poście ją kupiłem :-)
Usuńnie wiem,nadieżda krupska,jego żona,powiedziała,że zmęczony,nieustannymi,atakami padaczki,powiedział te słowa,przed samą śmiercią,nie wiem czy stać go było wtedy na cynizm,tylko niech pan nie myśli,że próbuję się w nim doszukiwać czegoś dobrego,a gorki może przejrzał,w końcu i tak się zdarzało
OdpowiedzUsuńJakoś trudno mi doszukać się empatii w człowieku, który z premedytacją tworzył chyba najbardziej zbrodniczy ustrój świata a jego "krokodyle łzy" trochę wyglądają mi na legendę bo w jego działalności raczej nie da doszukać cienia takiej refleksji.
Usuńnie wiem usłyszałam to w programie,gdzie ani jedno dobre słowo pod jego adresem nie padło,od dziecka był zmierzły i upierdliwy,więc jestem skłonna uwierzyć w słowa krupskiej
OdpowiedzUsuńPewnie się nigdy nie dowiemy jak było ale nawet jeśli te słowa nie są prawdziwe to w każdym razie dobrze wymyślone.
Usuńzgadzam się,ale jako ciekawostkę dodam,że jego balsamista opowiadał,że zawdzięcza wolność a może i życie leninowi,pracowali z ojcem i byli w swoim fachu doskonali,po latach gdy mógł obejrzeć swoją teczkę,ze zdziwieniem zobaczył odręcznną notatkę sporządzoną przez stalina-"...w żadnym wypadku nie zatrzymywać i nie likwidować..."byli niezbędni
OdpowiedzUsuńTaaa ... najpierw osaczyli człowieka a potem łaskawie darowali mu życie ...
UsuńTutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://berkovich-zametki.com/2005/Zametki/Nomer1/Domil1.htm
jest informacja, że Mandelsztam powiedział przy tym policzku, który był może bardziej poklepaniem niż uderzeniem - "Ukarałem kata, który wydał rozkaz pobicia mojej żony"...
Dzięki - o, matko! - coraz bardziej widać, że przydałaby się jakaś porządnie opracowana edycja wspomnień Nadieżdy.
Usuńjedno małe pytanko,ale jestem ciekawa,czy był pan kiedyś w mauzoleum lenina w moskwie albo na kurhanie mamaja w wołgogradzie?
OdpowiedzUsuńMoje podróże za naszą wschodnią granicę nie wyszły poza Wołyń - stamtąd jeszcze daleko do Moskowy i Wołgogradu :-)
Usuńacha,człowiek patrzy i myśli,z jednej strony to życie takie tanie,nic nie warte a z drugiej strony TO,deptanie po żywych i budowanie pomników zmarłym
OdpowiedzUsuńTam jak wiadomo, żywi nigdy się nie liczyli nawet ustrój budowano nie z myślą o nich tylko o ich dzieciach i wnukach.
Usuń"Nadzieja w beznadziei" już umieszczona na liście ksiąg poszukiwanych. :)
OdpowiedzUsuńJestem zasmucona ponurymi wiadomościami o Sadkowskim, nie czytałam tekstów Nowakowskiego i Siedleckiej. On przez długie lata był u nas guru w dziedzinie literatury zachodniej.
Właśnie uświadomiłam sobie, że jego żona była redaktorką książek Musierowicz, czytałam o tym u Zacofanego w lekturze.
Teksty Nowakowskiego i Siedleckiej są do znalezienia w sieci. Tekst Siedleckiej to masakra był publikowany w Rzeczpospolitej miałem nawet załączyć link do niego ale ponieważ znalazłem go na jakiejś innej, prywatnej stronie więc sobie odpuściłem. Podejrzewam, że Sadkowski jest też bohaterem jej książki o współpracy literatów z bezpieką ale ponieważ temat mnie jakoś specjalnie nie kręci to nie drążyłem dalej więc głowy nie dam. W każdym razie wychodzi z tego, że to postać której nikt uczciwy nie powinien podać ręki.
UsuńZnalazłam tekst Siedleckiej, przeczytałam i ciężko mi się po tym wszystkim pozbierać. Najbardziej zdruzgotała mnie końcówka o nagłej zmianie światopoglądu, dziwnie sprzężonej z dziejowymi przeobrażeniami.
UsuńTym akurat nie powinnaś być zaskoczona, chyba wszyscy luminarze świata kultury doświadczeni "ukąszeniem heglowskim" doznawali nagłej zmiany światopoglądu w takich okolicznościach. Zastanawiające, nieprawdaż?
UsuńZbiegów okoliczności było rzeczywiście sporo. :( Smutne to strasznie, bo z relacji Siedleckiej wynika, że "Olcha" to był wyjątkowy nadgorliwiec.
UsuńNie wiem kiedy miałaś z nim zajęcia ale jeśli w latach 80-tych, to być może i o sobie coś byś u niego znalazła :-)
UsuńNa szczęście nie miałam z nim zajęć, znam go tylko w wersji książkowej i z "Literatury na Świecie", więc mogę spać spokojnie. :)
UsuńZa to miał niespokojny sen :-) podobno w swojej autobiografii tłumaczy się - jak to ktoś powiedział, zżynając zresztą z Ważyka - "jak spocona mysz".
UsuńTeż zwróciłam uwagę na tę mysz w tekście Siedleckiej, ale nie wiedziałam, że to silnie inspirowane Ważykiem..
UsuńTo z "Poematu dla dorosłych":
Usuń"Wróciłem do domu,
jak człowiek, który poszedł po lekarstwo
i wrócił po dwudziestu latach.
Żona spytała, gdzie byłeś.
Dzieci spytały, gdzie byłeś.
Milczałem spocony jak mysz."
Swoją drogą ciekawe dlaczego akurat padło na mysz. Nie wiem zbyt wiele o zwyczajach gryzoni, ale one się chyba nie pocą. :)
UsuńNie mam pojęcia, wiem natomiast, że można być "mokrym jak szczur" :-)
UsuńA w dodatku "biednym jak mysz kościelna". :)
UsuńMusiałaś wyciągać od razu taki antyklerykalny związek frazeologiczny? :-)
UsuńTak mi się jakoś sam nasunął. :)
Usuń:-)
Usuń