Rekomendacja Sławomira Cenckiewicza po lekturze "Wałęsa. Człowiek z teczki" dla tych, którzy cenią sobie książki rzetelne i wyważone w ocenach raczej "średnio" zachęca do lektury ale niezależnie od tego, nie da się zaprzeczyć, że Tadeusz Płużański podjął ważny temat odpowiedzialności za zbrodnie komunistyczne.
To nic, że może chwilami przerasta on Autora, bo trudno zrozumieć dlaczego na liście oprawców znalazł się na przykład Stanisław Dubois, adwokat który bronił w okresie międzywojennym komunistów i zginął zamordowany przez Niemców w 1943 r. albo Julian Brun, krytyk literacki stracony przez Rosjan w ramach "wielkiej czystki" skoro nie żyli już w czasie kiedy instalowano w Polsce komunistyczną władzę. Podobnie jak nie bardzo wiadomo, dlaczego w książce znalazło się miejsce dla Wincentego Rzymowskiego i Józefa Cyrankiewicza a pominięty został Bolesław Bierut albo do oprawców zaliczony został Włodzimierz Brus a Leszek Kołakowski już nie, choć obaj byli "tylko" ideologami w latach stalinowskich.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że postacie z "Listy ..." są wzięte z trochę chaotycznej łapanki i w dodatku pojęcie oprawca ma dla Tadeusza Płużańskiego inne znaczenie niż to, które jest podane w Słowniku języka polskiego bo nikt z tych, których tu zostali wymienieni (może oprócz Bieruta) nie uczestniczył w torturowaniu i mordowaniu ludzi bezpośrednio ani pośrednio, wydając wyroki śmierci czy rozkazy.
Ale nie o spory semantyczne przecież chodzi i nie zmieniają one faktu, że lektura "Listy oprawców" budzi gniew i głębokie poczucie niesprawiedliwości. Zdecydowana większość postaci w niej wymienionych to oprawcy par excellance i mordercy zza biurka a ich zbrodnie nie tylko pozostały bez kary ale nawet nie zostały osądzone. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przypomina to stosunek do zbrodniarzy hitlerowskich w RFN, gdzie dopiero porwanie Adolfa Eichmanna i jego późniejszy proces spowodowało, że niemiecki wymiar sprawiedliwości zajął się nimi, skazując zresztą w dużej szczęści na łagodne wyroki, co z naszego, polskiego punktu widzenia wołało o pomstę do nieba. Gdy czyta się "biogramy" "Listy oprawców" to ma się wrażenie, że polski wymiar sprawiedliwości jest daleko, daleko za sądami Republiki Federalnej Niemiec i stanowią one dlań niedościgły wzorzec.
Nie dziwi więc specjalnie, że Tadeusz Płużański postanowił zastąpić sądy ferując wyroki, trzeba przy tym pamiętać, że jak pisze Sławomir Cenckiewicz, książka to publicystyka historyczna. To może tłumaczyć obok dowolności wyboru postaci, brak pewnej systematyczności w ich prezentacji. W przypadku jednych dowiadujemy się gdzie i kiedy się urodzili, kim byli z pochodzenia, kim byli ich rodzice, jakie mieli wykształcenie, w przypadku innych nie. Nic odkrywczego nie wnoszą kuksańce, którymi zostały obdzielone "mainstreamowe media" i "okrągłostołowa mafia" - szkoda, że zamiast tego Autor nie skoncentrował się na meritum.
W sumie wyszła książka bardzo emocjonalna bo widać w niej emocje Tadeusza Płużańskiego, raczej zbędne bo "Lista ... " i bez tego jednak z pewnością nie pozostawiłaby czytelników obojętnych. W tej mierze ma na pewno olbrzymią przewagę nad licznym monografiami wydawanymi przez IPN poświęconymi funkcjonowaniu terroru komunistycznego, które są jednak, co tu dużo mówić, ciężkostrawne i dla szerszego grona czytelników mało interesujące.
Trzeba zdawać sobie sprawę, że publicystyka historyczna to tylko publicystyka ale w każdym razie dobrze, że książka się ukazała i może dzięki niej powstanie całościowe syntetyczne opracowanie poświęcone zbrodniom i zbrodniarzom komunistycznym napisane już sine ira et studio.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że postacie z "Listy ..." są wzięte z trochę chaotycznej łapanki i w dodatku pojęcie oprawca ma dla Tadeusza Płużańskiego inne znaczenie niż to, które jest podane w Słowniku języka polskiego bo nikt z tych, których tu zostali wymienieni (może oprócz Bieruta) nie uczestniczył w torturowaniu i mordowaniu ludzi bezpośrednio ani pośrednio, wydając wyroki śmierci czy rozkazy.
Ale nie o spory semantyczne przecież chodzi i nie zmieniają one faktu, że lektura "Listy oprawców" budzi gniew i głębokie poczucie niesprawiedliwości. Zdecydowana większość postaci w niej wymienionych to oprawcy par excellance i mordercy zza biurka a ich zbrodnie nie tylko pozostały bez kary ale nawet nie zostały osądzone. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przypomina to stosunek do zbrodniarzy hitlerowskich w RFN, gdzie dopiero porwanie Adolfa Eichmanna i jego późniejszy proces spowodowało, że niemiecki wymiar sprawiedliwości zajął się nimi, skazując zresztą w dużej szczęści na łagodne wyroki, co z naszego, polskiego punktu widzenia wołało o pomstę do nieba. Gdy czyta się "biogramy" "Listy oprawców" to ma się wrażenie, że polski wymiar sprawiedliwości jest daleko, daleko za sądami Republiki Federalnej Niemiec i stanowią one dlań niedościgły wzorzec.
Nie dziwi więc specjalnie, że Tadeusz Płużański postanowił zastąpić sądy ferując wyroki, trzeba przy tym pamiętać, że jak pisze Sławomir Cenckiewicz, książka to publicystyka historyczna. To może tłumaczyć obok dowolności wyboru postaci, brak pewnej systematyczności w ich prezentacji. W przypadku jednych dowiadujemy się gdzie i kiedy się urodzili, kim byli z pochodzenia, kim byli ich rodzice, jakie mieli wykształcenie, w przypadku innych nie. Nic odkrywczego nie wnoszą kuksańce, którymi zostały obdzielone "mainstreamowe media" i "okrągłostołowa mafia" - szkoda, że zamiast tego Autor nie skoncentrował się na meritum.
W sumie wyszła książka bardzo emocjonalna bo widać w niej emocje Tadeusza Płużańskiego, raczej zbędne bo "Lista ... " i bez tego jednak z pewnością nie pozostawiłaby czytelników obojętnych. W tej mierze ma na pewno olbrzymią przewagę nad licznym monografiami wydawanymi przez IPN poświęconymi funkcjonowaniu terroru komunistycznego, które są jednak, co tu dużo mówić, ciężkostrawne i dla szerszego grona czytelników mało interesujące.
Trzeba zdawać sobie sprawę, że publicystyka historyczna to tylko publicystyka ale w każdym razie dobrze, że książka się ukazała i może dzięki niej powstanie całościowe syntetyczne opracowanie poświęcone zbrodniom i zbrodniarzom komunistycznym napisane już sine ira et studio.
PS.
Nie wiem w jakiej mierze jest to zależne od Autora a w jakiej od wydawcy ale rzuca się w oczy brak ... spisu treści, nie mówiąc o indeksie osób, o który aż się prosi czy wykazie jeśli nie źródeł to chociaż podstawowej bibliografii tak by czytelnik zainteresowany tematem wiedział gdzie może szukać wiadomości. Zagadką jest też dlaczego w przypadku niektórych osób (m.in. Juliana Bruna, Czesława Gęborskiego czy Romana Laszkiewicza) brak jest ich fotografii choć bez trudu można je znaleźć w ... internecie ale te mankamenty zostaną zapewne naprawione w kolejnych wydaniach.
Zjadło mi komentarz... A może zatwierdzasz? No nic, napiszę jeszcze raz:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja. Lektura tej książki przede mną. Myślę, że to ważne i potrzebne opracowanie.
Tak się zastanawiam, czy może nie należy traktować znaczenia wyrazu "oprawcy' zbyt dosłownie, tylko metaforycznie, zwłaszcza że to nie jest książka naukowa. Jest to chyba po prostu zbiór sylwetek renegatów, którzy zdradzili Polskę i zaprzedali swoją duszę zbrodniczemu systemowi komunistycznemu.
Właśnie rozbieżność tytułu i zawartości to pierwsze co rzuca się w oczy, oczywiście w jakiejś części pasuje do postaci ale wyjątków jest chyba zbyt dużo. Trudno też określić zawartość książki jednym słowem bo mówienie o sylwetce w niektórych przypadkach (np. Zbigniew Kiszel, Rubin Szwajg) jest mocno na wyrost, dlatego w poście określenie "biogram" wziąłem w cudzysłów.
UsuńMyślę, że to nie umniejsza jednak wartości książki. Z pewnością po nią sięgnę. Zresztą wiem, czego się spodziewać po autorze, bo czytałam jego "Bestie".
UsuńJeśli patrzy się na nią jak na publicystykę, która ma zwrócić uwagę na problem to na pewno masz rację.
UsuńPodobnie jak Beata uważam, że takie książki są bardzo potrzebne, nawet jeśli są pewne niedociągnięcia. Skoro ktoś kiedyś podjął decyzję o wiernopoddańczej służbie systemowi, to nie powinien się teraz tego wstydzić. Najgorsze jest tylko to, że tytułowi "oprawcy" żyli/żyją sobie spokojnie za godną emeryturę, czego nie można powiedzieć o większości z ich ofiar...
OdpowiedzUsuńPomijam już emerytury - dla mnie szokiem jest bezczynność / bezradność / nieudolność / zła wola wymiaru sprawiedliwości, który chyba czeka aż sprawy rozwiążą się w sposób "naturalny" tak jak w przypadku Jaruzelskiego.
UsuńTak, zgadzam się z tym. To jest najbardziej szokujące i przerażające - ta postawa wymiaru niesprawiedliwości. Nie widać żadnej woli i skuteczności, żeby ukarać oprawców.
UsuńCo się dziwić, jeśli sędzia który skazywał działaczy opozycyjnych był wiceministrem sprawiedliwości.
UsuńRzeczywiście sporo niedociągnięć. A brak indeksu i spisu treści, to poważny mankament.
OdpowiedzUsuńIndeks czy bibliografię można jeszcze darować ale brak spisu treści jest jednak kłopotliwy.
UsuńMożna liczyć na to, że kolejne wydania będą poprawione, było by dobrze, gdyby tak się stało.
OdpowiedzUsuńDobrze znać nazwiska osób, które zaprzedały się wschodniemu, komunistycznego zaborcy do tego stopnia, że liczyła się tylko i wyłącznie idea, która okazała się zbrodnicza.
Rzetelna wiedza zawsze jest pożądana a książce tylko na dobre by wyszło gdyby jakiś profesjonalny historyk przysiadł nad nią fałdów, może straciłaby trochę na emocjach ale nie wątpię, że wyrównałaby to wyższym poziomem.
Usuń