czwartek, 10 lipca 2014

Wichrowe wzgórza, Emily Brontë

"Wichrowe Wzgórza" po raz pierwszy przeczytałem jeszcze w liceum. Przyznam szczerze, że jedyne co mi pozostało w pamięci z tamtej lektury to męczarnie nad nią ale wiadomo, że z czasem, wiedzą i doświadczeniem zmienia się punkt widzenia, dlatego też, kiedy na jednym z blogów wyczytałem, że jego Autorka wybrała "Wichrowe Wzgórza" na gniot miesiąca uznałem, że należy powiedzieć - "sprawdzam"!


Jest spora szansa, że "ponowoczesna krytyka literacka" (jak wiadomo, nie ma współczesnej krytyki literackiej jest tylko ponowoczesna, feministyczna i postkolonialna) dopatrzyłaby się w powieści Brontë dramatu Innego. Wszakże Heathcliff to cygański podrzutek naznaczony już pochodzeniem (wiadomo - Cyganie kradną), odrzucony i niezrozumiany, etc., etc., etc. Albo tak ... - Heathcliff to macho, którego męska potrzeba dominacji została zraniona przez kobietę i który usiłuje doznane upokorzenie zrekompensować przenosząc agresję na inną kobietę, której cierpienie jednocześnie ma być narzędziem zemsty na jej bracie-konkurencie, który odebrał Heathcliffowi ukochaną kobietę. A może "Wichrowe Wzgórza" obrazują walkę klas we wczesnokapitalistycznej Anglii na tle przemian agrarnych, oto bowiem przedstawiciel klasy uciśnionej siłą własnego przemysłu emancypuje się i dokonuje odwetu na przedstawicielach klasy posiadającej.

Ale można ten zaproponować bardziej przyziemną interpretację, książka Emily Brontë jest powieścią o namiętności rządzącej ludzkim życiem, namiętności która stała się obsesją głównego bohatera i źródłem cierpienia tych, którzy się z nim zetknęli.

Pytanie - co jest źródłem, tego że nie należy mieć złudzeń, że "pod ponurą powierzchownością Heathcliffa kryją się w nim głębie dobroci i serdeczności. To nie jest surowy diament ani ostryga z perłą w środku, to dziki, srogi człowiek o wilczym sercu" i czy człowiek jest zły sam z siebie, czy też staje się zły pod wpływem innych? W "Wichrowych wzgórzach" odpowiedź jest dosyć prosta - zło w człowieku wyzwalają inni ludzie, a w tym przypadku mówiąc ściśle kobieta, która odrzuca miłość wybierając status społeczny, unieszczęśliwiając tym samym wszystkich zainteresowanych siebie nie wyłączając.

Czy ma obowiązek myślenia o innych? - zapewne nie, ale w takim razie nie powinna być też zaskoczona swoim odkryciem - "Myślałam, że chociaż wszyscy nawzajem się nienawidzą i gardzą sobą, to jednak mnie muszą kochać. Tymczasem w ciągu paru zaledwie godzin wszyscy stali się moimi wrogami. Jestem tego pewna. Cały ten dom." Cóż za głupota, ślepota i próżność z jej strony! Jeśli przypatrzeć się Katy (matce) nagle postępowanie Heathcliffa staje się bardziej zrozumiałe. Okazuje się, że ten potwór też ma uczucia i nie są to tylko zemsta i nienawiść, że u podstaw wszystkiego leży zraniona miłość, której mimo że podobno go kochała nie chciała odwzajemnić - "Dlaczego zdradziłaś własne serce, Katy? Nie mam dla ciebie ani jednego słowa pociechy. Masz, na co zasłużyłaś. Sama zabiłaś siebie. Tak, teraz mnie całuj, teraz płacz! Teraz żądaj ode mnie pocałunków i łez ... będę dla ciebie tylko trucizną i wyrokiem potępienia. Kochałaś mnie, więc jakim prawem mnie porzuciłaś? Jakim prawem, pytam? Bo do Lintona pociągnął cię przecież tylko lichy kaprys. Dlatego, że nie mogły nas rozdzielić ani nędza, ani poniżenie, ani śmierć, ani żadna siła boska czy szatańska, tyś to uczyniła z własnej woli. Ja ci nie złamałem życia, sama to uczyniłaś, za jednym zamachem łamiąc i moje. Tym gorzej dla mnie, żem silny. Czy pragnę żyć? Cóż to będzie za życie, gdy ty ... o, Boże! Czy ty chciałabyś żyć mając własną duszę w grobie?"

W pamięci mam jeszcze niedawno przeczytaną "Dumę i uprzedzenie", cóż za różnica! Choć akcja obu książek rozgrywa się zbliżonym czasie i podobnym środowisku, chociaż obydwie autorki poświęcają wiele miejsca sprawom majątkowym, to tam mamy dystans i brytyjskie poczucie humoru, tu emocje, w niczym nie kojarzące się z charakterem córy Albionu. Nie będę silił się na ocenę, która z książek jest lepsza, bo pytanie czy lepsza jest Brontë czy Austen trochę przypomina pytanie dziecka "kogo kochasz bardziej: mamę czy tatę?" a wybór między nimi to tylko rzecz gustu. W każdym razie uznanie "Wichrowych Wzgórz" za gniot to, moim zdaniem, świadectwo dużej odwagi albo niekompetencji.

30 komentarzy:

  1. ""Wichrowe Wzgórza" po raz pierwszy przeczytałem jeszcze w liceum. Przyznam szczerze, że jedyne co mi pozostało w pamięci z tamtej lektury to męczarnie nad nią" - uprzejmie proszę, żebyś przestał cytować moje wspomnienia :) A tak w ogóle, to u mnie sprawdzenie coraz bliższe i mam nadzieję, że opinia mi się odmieni. Skoro zaś już czytasz w angielskim klimacie, chyba Jane Eyre powinna być następna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz było znacznie lepiej, aż sam byłem zaskoczony, co prawda nie mogę powiedzieć, żeby zapierało dech w piersiach ale na pewno nie jest to kolejne romansidło.

      Z "Jane Eyre" może być ciężka sprawa, bo książkę pamiętam z tego, że w ogóle przez nią nie przebrnąłem, ale w kolejce czeka :-).

      Usuń
    2. Mnie się podobał ogólny klimat, natomiast popełniłem ten błąd, że przeczytałem wcześniej wstęp - a mam wydanie BN - więc spodziewałem się fajerwerków. Jane Eyre też mnie nie rzuciła na kolana, ale chyba byłem odporny na urok pana Rochestera :D

      Usuń
    3. Na mnie wrażenia robią charaktery postaci, końcówka trochę mnie rozczarowała bo jak deus ex machina pojawia się tam szczęśliwe zakończenie - ale jak romans to romans :-).

      Z wydania BN pamiętam tablicę genealogiczną,na której jako data śmierci Katy (córki) widniała data 1803 - dla mnie to była zagadka bo z treści wynika, że akcja książki kończy się jesienią 1802 roku :-)

      Biorę poprawkę na ciężkie przejścia z Jane i zrobiłem sobie przerywnik na "Klub włóczykijów" - zupełnie nie wiem co Ci się w nim nie podobało - na razie (jestem w połowie) dobrze się bawię :-)

      Usuń
    4. O ile pamiętam, to Klub włoczykijów taki mało typowy jest dla Niziurskiego, no i nie szkolny :)

      Usuń
    5. Chłopaki chodzą do szkoły - Kornel miał poprawkę z geografii, zawsze zastanawiałem się jak to możliwe, przecież jak gol to gol a szkoła to nie uniwerek.
      Wydaje mi się, że w ogóle jego książek, przynajmniej z tamtych czasów nie da się podłożyć pod jeden strychulec, poza szkolną tematyką - pod tym względem na głowę bił Nienackiego.

      Usuń
    6. Ponoć było kiedyś tak, że z jedną dwóją się zdawało, ale musiało się zdać poprawkę. U Ożogowskiej w Dziewczynie i chłopaku jest taka sama sytuacja, poprawka z historii.

      Usuń
    7. Faktycznie, Tomek wziął ze sobą książki do wujostwa :-) Miałem co prawda kolegów, którym się w szkole nie wiodło ale nigdy nie dociekałem ile mieli dwój a może to już nie były te czasy, bo "Dziewczyna i ..." jest z 1960 r. a "Klub ..." z 1970.

      Usuń
  2. Zdecydowanie wybieram rodzaj "przyziemnej" interpretacji, do mnie przemawia;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, od razu widać, że nie jesteś "ponowoczesna" :-) i wśród dzisiejszych krytyków literackich nie zrobiłabyś kariery - witam w klubie :-)

      Usuń
  3. Historię miłości Katarzyny i Heathcliffa łatwo można by przerobić na scenariusz kiepskiej telenoweli, a jednak książka Emily Brontë jest ponadczasowa, o czym - moim zdaniem - przesądzają świetnie nakreślone postaci (również drugoplanowe, np. Józef czy Linton) i jedyny w swoim rodzaju klimat tej powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że ponadczasowe są zwłaszcza postacie kobiet z tym "odmrażaniem sobie uszu na złość babci" - Izabela i obie Kate, matka i córka.
      Kojarzę film nakręcony na podstawie książki ale nie oglądałem go tak, że się na jego temat nie wypowiadam.

      Usuń
  4. Czytałam dwa razy powieść. Pierwszy raz, gdy byłam licealistką, a drugi raz niedawno sięgnęłam, pod wpływem kapitalnej książki E. Ostrowskiego o siostrach Bronte. Znów przekonałam się, że do klasyki trzeba dojrzeć:) Kiedy byłam młodsza, niewiele zrozumiałam z książki i jej atmosfery:)
    Tak się składa, że dziś na kanale Ale Kino za około godzinę "Wichrowe wzgórza"! Najnowsza adaptacja powieści. Za godzinę. Oglądam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się do wielu książek trzeba dorosnąć ale są też i takie, na których można się poznać nawet mimo młodego wieku :-)

      Usuń
  5. Ech, jak można taką książkę nazwać gniotem? Pierwszy raz czytałam ją w wieku nastoletnim, drugi raz o wiele później, a pasja i emocje, które w niej kipią i wyraziści bohaterowie nadal do mnie przemawiają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałem, że już nic mnie nic nie zdziwi na blogach książkowych po tym jak gdzieś wyczytałem, że "Jądro ciemności" jest nudne :-) ale jak się okazało myliłem się i myślę, że jeszcze nie raz się zdziwię :-).

      Usuń
  6. Jeżeli chodzi o "Wichrowe wzgórza", to jestem bezkrytyczna, zakochałam się przed laty i do dziś pamiętam siłę i ogrom emocji, którymi oddychała ta książka, czułam ją wszystkimi zmysłami. Autorka, jak dla mnie, skandalicznej opinii na temat powieści, zarzuca jej to, że bohaterowie są "źli, słabi, tchórzliwi, podli, wkurzający" - cóż, taki był ich urok, dzięki temu wzbudzali emocje, tacy bohaterowie też są w literaturze potrzebni. I czasem ma być mrocznie, zimo i smutno, bo czasem im mniej barw, tym więcej emocji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat z oceną bohaterów "Wichrowych wzgórz" w dużej części bym się zgodził tyle, że z tego przecież nie wynika, że powieść to gniot. Wyszło na to, że powieść nim została ponieważ bohaterowie są tacy jacy są - pewnie gdyby akcja rozgrywała się w Toskanii a wszyscy żyli długo i szczęśliwie byłoby to arcydzieło. Bywa :-)

      Usuń
    2. No właśnie. Nie wyobrażam sobie np. "Davida Copperfielda" bez Uriasza Heepa - przyznaję, że mnie drażnił, ale bez niego to byłaby tylko powieść o biednym chłopcu. A np. "Zazdrość i medycyna" Choromańskiego była pełna emocji, chociaż kolorów w niej brak. Dziś łatwo o prostą, tanią rozrywkę, a naprawdę warto pokopać głębiej. Słaby mielibyśmy wybór, gdybyśmy sięgali tylko po książki z pięknymi, młodymi i "happy endem".

      Usuń
    3. Uriasza Heepa poznałem "od tyłu" za sprawą zespołu rockowego Uriah Heep, dopiero kilka lat potem odkryłem jego pierwowzór u Dickensa :-)

      Usuń
  7. Cieszę się, że sprowokowałam Cię nieświadomie do powtórnego czytania. Chciałam jednak doprecyzować - nie wierzę w świat tylko czarny lub tylko biały. Dla mnie był w tej powieści tylko czarny. Zresztą mam wrażenie, że tak właśnie napisałam.

    PS. "Gniot" to konwencja przyjęta przed laty - to określenie dostaje książka, która w danym miesiącu mnie rozczarowała najbardziej. Z różnych przyczyn. Ale widzę, że muszę to albo przybliżać w każdym miesiącu, albo zmienić nazewnictwo, które kiedyś sobie, ot tak, przyjęłam.

    PPS. Zdania nie zmieniłam, może to objaw odwagi, może - jak to padło wyżej - skandalicznej niekonsekwencji, całe szczęście mieć je mogę niezmienne dalej, jak każdy zwykły czytelnik ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie to już są niezbadane konsekwencje postów. To że książka Ci się nie podobała, że byłaś nią rozczarowana - to mogę zrozumieć, to rzecz gustu. I wcale nie namawiam Cię do zmiany zdania :-). Tyle, że to, że coś się nam nie podoba wcale nie oznacza, że jest gniotem.

      Usuń
    2. Obiektywnie patrząc nie oznacza. Dla mnie - w przyjętej koncepcji podsumowania - była. Można się sprzeczać o nazewnictwo, szukać najlepszego określenia. Tylko znowu - najlepsze określenie dla jednej osoby nie będzie nim dla innej. Zresztą przecież sam to dobrze rozumiesz.

      PS. Wyjątkowo rzadko czytam książki, których akcja dzieje się w pięknych miejscach owiewanych ciepłym wiaterkiem, a wszyscy żyją długo i szczęśliwie :D Wolę te, w których prezentowane są różne odcienie szarości, normalne życie.Ale to sam wiesz, jeżeli tylko bywasz u mnie od czasu do czasu :)

      Miłego wieczoru, uciekam w końcu poczytać, ten tydzień jest koszmarny pod względem czasu na lekturę :/

      Usuń
    3. Właśnie, obiektywnie - tak jak wcześniej pisałem, nic mi do subiektywnych ocen, nie takie rzeczy można spotkać na blogach książkowych. Czym innym jednak jest przydawanie subiektywnym opiniom obiektywnej miary - i stąd też m.in. mój post.

      Również życzę miłego wieczoru - lektura to zdecydowanie bardziej pożyteczny sposób na jego spędzenie niż nasza dyskusja, w której jak znam życie pozostaniemy na z góry upatrzonych pozycjach. :-)) Pozdrawiam :-)

      Usuń
  8. Z nazwaniem powieści gniotem się nie zgodzę, ale nie dziwi mnie to, że ludziom podobają się różne książki i różne nie podobają. Ostatnio czytałam w Dziennikach Dąbrowskiej opinię o Cudzoziemce (którą była rozczarowana, osobiście uważam Cudzoziemkę za rzecz wspaniałą) oraz opinię o W poszukiwaniu straconego czasu, które strasznie ją wynudziło (ale do końca przeczytała. Jestem po dwóch tomach i rozpływam się w zachwytach). Wichrowe wzgórza czytałam dwukrotnie i za każdym razem wywołały pozytywne wrażenia. Generalnie staram się nie używać pojęć gniot, hamburger itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie ma nikomu za złe jego gustu. Tak jak wspominałem wcześniej jest jednak różnica pomiędzy subiektywną opinią o obiektywną miarą.
      Rozumiem, że klasyka może kogoś nudzić czy być niezrozumiała, mnie również nie wszystko się podoba ale od własnej opinii do gniota jeszcze dłuuuuga, dłuuuuga droga :-)

      Usuń
  9. Bardzo mi się spodobało zdanie: "..czy lepsza jest Brontë czy Austen trochę przypomina pytanie dziecka "kogo kochasz bardziej: mamę czy tatę?" Swoją drogą ciekawe, że książka wciąż wzbudza tyle emocji. Dla mnie jest to klasyk, z którym warto się zapoznać, ale nie można go oceniać takimi samymi kategoriami jak prozę współczesną, trzeba też spojrzeć na tło historyczne, porównać jak wtedy pisali inni, no i na ile książka jest ponadczasowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, inne realia, inne życie, inni ludzie ale wydaje mi się, że bohaterowie "Wichrowych Wzgórz" wcale nie muszą być tak odlegli od współczesności jak się to na pierwszy rzut oka wydaje. Zawiedzione uczucia, chęć zemsty, zaślepienie fascynacją drugą osobą, pokoleniowy bunt przeciwko rodzicom to wszystko jest także i dzisiaj, tyle że w innym anturażu.

      Usuń
    2. Nic dodać, nic ująć - reszta jest kwestię gustu :)

      Usuń