wtorek, 9 grudnia 2014

Kandyd, czyli optymizm, Wolter

Stos, jaki ostatnio zobaczyłem w Tramwaju nr 4 a w nim "Powiastki filozoficzne" Woltera zdopingował mnie do wyciągnięcia z zakamarków bibliotek jego najbardziej znaną powiastkę, a ściślej mówiąc jedyną, która przetrwała w pamięci publicznej czyli "Kandyda"


Dzisiaj, to przede wszystkim dowcipna ramotka, w której Wolter wbija szpilki Leibnizowi (a któż to znowu?) i zapewne sam byłby zdziwiony gdyby dowiedział się, że mimowolnie unieśmiertelnił jego tezę o "najlepszym ze światów", za którą tak konsekwentnie obstawał preceptor tytułowego bohatera twierdząc, że "dowiedzione jest (...) że nic nie może być inaczej; ponieważ wszystko istnieje dla jakiegoś celu, wszystko z konieczności musi istnieć dla najlepszego celu" czy odkrycie, że "nie ma skutku bez przyczyny" bo istotnie, przypadłość, której ofiarą padł Pangloss miała swoją przyczynę - "znałeś Pakitę, subretkę dostojnej baronowej; zakosztowałem w jej ramionach słodyczy raju; ale stały się one źródłem piekielnych mąk, które mnie oto trawią; była nimi skażona do szpiku; może umarła od nich! Pakita otrzymała ten podarek od uczonego franciszkanina, który dotarł aż do źródła, miał go bowiem od starej hrabiny, która otrzymała go od kapitana kawalerii, który zawdzięczał go margrabinie, która dostała go od pazia, który otrzymał go od jezuity, który w czas swego nowicjatu posiadł go w prostej linii od jednego z towarzyszów Krzysztofa Kolumba".

Tylko, że co to może obchodzić współczesnego czytelnika? Owszem miło, gdy odkrywa się polskie akcenty w tej niewielkiej książeczce, ale co taki Wolter mógł wiedzieć o tym, co będzie obchodziło nas w dzisiejszych czasach? A jednak, jakoś dziwnie współcześnie brzmi pytanie Kandyda "Czy wierzysz (...) że ludzie zawsze mordowali się wzajem, jak dziś czynią? że zawsze byli kłamliwi, chytrzy, przewrotni, niewdzięczni, drapieżni, słabi, zmienni, tchórzliwi, zazdrośni, chciwi, łakomi, opoje, skąpi, ambitni, krwiożerczy, obmowni, rozpustni, fanatycy, obłudni i głupi?". Chyba, w gruncie rzeczy niewiele zmieniliśmy od tamtego czasu, skoro czujemy się aktualnością tego pytania nieco zakłopotani. 

Nie ma się co dziwić, że przy takim zapatrywaniu się na ludzką naturę, będąc wobec niej sceptycznie nastawiony, Wolter alergicznie reagował na programowy optymizm,  bo "co to takiego "optymizm"? (...) - Ach - odparł Kandyd - to obłęd dowodzenia, że wszystko jest dobrze, kiedy nam się dzieje źle.

Pewnie Wolter byłby niemile zaskoczony, że, o i ile w ogóle jest rozpoznawalny, to tylko jako autor takiej "duperelki". Z jego poglądów, ukrytych za wyrażeniem wolteriański, pozostało chyba tylko jedno znaczenie - bezbożny, choć w gruncie rzeczy należałoby powiedzieć antyklerykalny, co zresztą w "Kandydzie" widać, gdy tytułowy zaskoczony pyta w krainie Eldorado - "Jak to! nie macie mnichów, którzy nauczają, dysputują, rządzą, knują i palą żywcem ludzi będących innego zdania?" Z takim podejściem mógłby bez problemu zrobić karierę w dzisiejszych czasach, bo nie sądzę by sam na poważnie wziął do serca, to co radził innym, że po prostu "trzeba uprawiać nasz ogródek" ... 

14 komentarzy:

  1. Duperelka mówisz, a tyle o tym ludzie naskrobali. Ciekawe jak jest w oryginale, bo mi w cytacie pasowałby raczej czas przyszły: "obłęd dowodzenia, że wszystko będzie dobrze, kiedy nam się dzieje źle. "

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałem to, że tak powiem, zupełnie niefrasobliwie i trochę lekceważąco, bo w końcu co taki Wolter może wiedzieć ale to wcale nie jest taka błahostka jak się na pierwszy rzut oka wydaje. No i można jeszcze przy niej, może nie wybuchnąć śmiechem, ale uśmiechnąć się to na pewno.

      Usuń
  2. Niestety, ale w tych powiastkach jakoś bym nie umiała się odnaleźć, zatem jest to lektura nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żebym jakoś bardzo namawiał, bo sam nie jestem miłośnikiem literatury oświecenia, ale to zaskakująco odświeżająca umysł odmiana po współczesnych bestsellerach :-).

      Usuń
  3. Obiecałam sobie przeczytać, kiedy czytałam biografię Woltera, wciąż czeka na odpowiedni moment. Zresztą i biografię przeczytałam chyba w niezbyt odpowiednim czasie, bo niewiele mi w pamięci pozostało. A że człowiek nie zmienia się przez wieki to naprawdę przerażające, widać za postępem cywilizacyjnym nie idzie w parze postęp w kształtowaniu się poszanowania dla drugiego człowieka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno temu czytałem "Wolter królewskość ducha" Orieux z serii Biografie sławnych ludzi, które się wówczas zdobywało spod lady (swoją drogą, czy ktoś teraz może wyobrazić sobie "zdobywanie" książki?!), opasłe tomisko, z którego nic pamiętam oprócz wrażenia, że czytało się je nieomalże z zapartym tchem :-). To była pierwsza biografia, na którą trafiłem, która pokazywała że opowieść o pomnikowej postaci nie musi być nudna jak falki z olejem.

      Usuń
  4. Aż się nie chce wierzyć, że już wtedy tak krytycznie patrzono na duchownych. Widać to i u Woltera i Diderota. Z drugiej strony widać, że ta krytyka nie odniosła skutku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na duchownych krytycznie patrzono już znacznie wcześniej, przecież reformy kluniackie czy 95 tez Lutra nie wzięły się bez przyczyny. A co do skutku, trudno powiedzieć, działa tu chyba coś na kształt zasady, że złe wiadomości rozchodzą się 10 razy szybciej niż dobre - mówi się tylko o tych złych przypadkach, dobre pomija się milczeniem bo to przecież żadna rewelacja, że duchowny żyje zgodnie ze swoim powołaniem.

      Usuń
    2. W stu procentach się zgadzam.

      Usuń
    3. Dobrze, że dziś za taką krytykę nie grozi stos...

      Usuń
    4. Wolterowi też nie groził :-)

      Usuń
  5. Ramotka nie ramotka ale jakże, jednak aktualna :-)

    OdpowiedzUsuń