Wiadomo, że Majakowski ma u nas przechlapane. Zapewne już nikt i nic tego stanu rzeczy nie zmieni. Majakowski musi odpokutować za to swoje "Mówimy - Lenin, a w domyśle partia, mówimy - partia, a w domyśle - Lenin" (anegdota z czasów PRL-u dopowiadała - "i tak całe życie, co innego mówimy, co innego myślimy").
"Stawką było życie" to świetna książka, którą czyta się z zapartym tchem, jak skandalizującą powieść obyczajową, której tło stanowi środowisko kulturalne Rosji w początkowych latach komunizmu, przedstawione w sposób daleki od podręcznikowego i w którym przemyka m.in. Gorki, Jesienin, Mandelsztam czy Gumilow.
Obraz Majakowskiego w wydaniu Jangfeldta, to portret człowieka daleki od tego jaki przez lata był serwowany na szkolnych akademiach "ku czci", z którymi Majakowski kojarzy się czytelnikom z mojego pokolenia. To neurotyk, którego promiskuityzm pewnie dzisiaj nazwano by poliamorią, którego ménage à trois z małżeństwem Brików, funkcjonariuszami Czeka/GPU (poprzedzonym jeszcze, jakby tego było mało, "przyjaźnią" z młodszą siostrą Lilii Brik i w którym mąż doręczał żonie listy od jej kochanka) urozmaicane "pobocznymi" romansami zarówno pani Brik jak i Majakowskiego nie był dla nikogo tajemnicą.
Ten krąg jeszcze za życia jego bohaterów doczekał się upamiętnienia w opowiadaniu Paula Moranda "Palę Moskwę" (jest i polski wątek - późniejsza powieść Brunona Jesieńskiego "Palę Paryż" ma nieprzypadkowy tytuł), któremu przylepiono łatkę antysemityzmu, za to, że pisarz nadał mało pochlebnie ale celnie odmalowanym postaciom, żydowskie nazwiska, nie bez kozery, nawiasem mówiąc, bo w otoczeniu Majakowskiego i małżeństwa Brików, którzy sami byli Żydami, dużo było Żydów.
Majakowski Jangfeldta nie ma nic z posągowej figury wielbiciela rewolucji bolszewickiej i komunizmu. Wybitny poeta, który w swoim egocentryzmie, myśleniu o sobie i własnej twórczości zdecydował się zaprzedać duszę diabłu ale raczej bez specjalnej wzajemności, bo dziwna to była relacja. Wg swojego biografa "nie był oportunistą ani cynikiem, tylko osobą naiwną politycznie. Chciał budować nowe i lepsze społeczeństwo, ale pozostawał ślepy na wydarzenia, które w rzeczywistości przeszkadzały temu procesowi", ale to, moim zdaniem, zbyt litościwa ocena poety.
Nie da się naiwnością polityczną wytłumaczyć opowiedzenia się po stronie morderców, którzy dla władzy poświęcili najpierw tysiące a potem miliony istnień ludzkich, a Majakowski nie był durniem, nie był też ślepy i głuchy i zdawał sobie sprawę z tego co się wokół niego dzieje.
Bez większych wzdragań, choć nie od razu, "zdołał się dostosować do potrzeb nowej rzeczywistości w zakresie tematyki, niezmiennie natomiast tkwił w uporze, jeśli chodzi o warsztat językowy. Nowa treść wymaga nowej formy!" Ale tego jego przekonania nie podzielali ci, którzy kształtowali politykę kulturalną Rosji (głównie za pomocą deportacji, więzień, łagrów i mordów sądowych). To właśnie ta forma sprawiała, że komuniści od których widzimisię zależał jego los, co udowodnił mu Lenin na zmianę pomiatając nim to chwaląc, podchodzili do niego podejrzliwie. Nic to, że według Majakowskiego "robotnicy i futuryści toczą tę samą walkę: cel klasy robotniczej to zbudowanie komunizmu, a futuryzmu - stworzenie kultury, która pasowałaby do nowego społeczeństwa. Problem w tym, że to przekonanie nie było obopólne: futuryści faktycznie robili wszystko, żeby przyciągnąć robotników na swoją stronę, ale ci postrzegali futuryzm jako ucieleśnienie sztuki burżuazyjnej".
Jak mówił Pasternak, "poezje Majakowskiego stanowiły dowód "naiwności i głupoty" lefowskich teorii", a samo środowisko LEF-u, które futuryzm miało na sztandarach, i którego Majakowski, był jednym z "ojców założycieli" odpychało "zbytnią radzieckością - zniechęcającym serwilizmem, to znaczy upodobaniem do buntu, lecz z oficjalnym pełnomocnictwem w ręku". Ale niewiele to mu pomogło bo i tak stał się przedmiotem ataków kolegów po piórze, co w połączeniu z klapą "Łaźni" i perturbacjami osobistymi doprowadziło do jego samobójstwa, o którym zresztą przemyśliwał i przedtem.
Jedna z lepszych biografii, które mi się ostatnio trafiły. Polecam.
"Stawką było życie" to świetna książka, którą czyta się z zapartym tchem, jak skandalizującą powieść obyczajową, której tło stanowi środowisko kulturalne Rosji w początkowych latach komunizmu, przedstawione w sposób daleki od podręcznikowego i w którym przemyka m.in. Gorki, Jesienin, Mandelsztam czy Gumilow.
Obraz Majakowskiego w wydaniu Jangfeldta, to portret człowieka daleki od tego jaki przez lata był serwowany na szkolnych akademiach "ku czci", z którymi Majakowski kojarzy się czytelnikom z mojego pokolenia. To neurotyk, którego promiskuityzm pewnie dzisiaj nazwano by poliamorią, którego ménage à trois z małżeństwem Brików, funkcjonariuszami Czeka/GPU (poprzedzonym jeszcze, jakby tego było mało, "przyjaźnią" z młodszą siostrą Lilii Brik i w którym mąż doręczał żonie listy od jej kochanka) urozmaicane "pobocznymi" romansami zarówno pani Brik jak i Majakowskiego nie był dla nikogo tajemnicą.
Ten krąg jeszcze za życia jego bohaterów doczekał się upamiętnienia w opowiadaniu Paula Moranda "Palę Moskwę" (jest i polski wątek - późniejsza powieść Brunona Jesieńskiego "Palę Paryż" ma nieprzypadkowy tytuł), któremu przylepiono łatkę antysemityzmu, za to, że pisarz nadał mało pochlebnie ale celnie odmalowanym postaciom, żydowskie nazwiska, nie bez kozery, nawiasem mówiąc, bo w otoczeniu Majakowskiego i małżeństwa Brików, którzy sami byli Żydami, dużo było Żydów.
Majakowski Jangfeldta nie ma nic z posągowej figury wielbiciela rewolucji bolszewickiej i komunizmu. Wybitny poeta, który w swoim egocentryzmie, myśleniu o sobie i własnej twórczości zdecydował się zaprzedać duszę diabłu ale raczej bez specjalnej wzajemności, bo dziwna to była relacja. Wg swojego biografa "nie był oportunistą ani cynikiem, tylko osobą naiwną politycznie. Chciał budować nowe i lepsze społeczeństwo, ale pozostawał ślepy na wydarzenia, które w rzeczywistości przeszkadzały temu procesowi", ale to, moim zdaniem, zbyt litościwa ocena poety.
Nie da się naiwnością polityczną wytłumaczyć opowiedzenia się po stronie morderców, którzy dla władzy poświęcili najpierw tysiące a potem miliony istnień ludzkich, a Majakowski nie był durniem, nie był też ślepy i głuchy i zdawał sobie sprawę z tego co się wokół niego dzieje.
Bez większych wzdragań, choć nie od razu, "zdołał się dostosować do potrzeb nowej rzeczywistości w zakresie tematyki, niezmiennie natomiast tkwił w uporze, jeśli chodzi o warsztat językowy. Nowa treść wymaga nowej formy!" Ale tego jego przekonania nie podzielali ci, którzy kształtowali politykę kulturalną Rosji (głównie za pomocą deportacji, więzień, łagrów i mordów sądowych). To właśnie ta forma sprawiała, że komuniści od których widzimisię zależał jego los, co udowodnił mu Lenin na zmianę pomiatając nim to chwaląc, podchodzili do niego podejrzliwie. Nic to, że według Majakowskiego "robotnicy i futuryści toczą tę samą walkę: cel klasy robotniczej to zbudowanie komunizmu, a futuryzmu - stworzenie kultury, która pasowałaby do nowego społeczeństwa. Problem w tym, że to przekonanie nie było obopólne: futuryści faktycznie robili wszystko, żeby przyciągnąć robotników na swoją stronę, ale ci postrzegali futuryzm jako ucieleśnienie sztuki burżuazyjnej".
Jak mówił Pasternak, "poezje Majakowskiego stanowiły dowód "naiwności i głupoty" lefowskich teorii", a samo środowisko LEF-u, które futuryzm miało na sztandarach, i którego Majakowski, był jednym z "ojców założycieli" odpychało "zbytnią radzieckością - zniechęcającym serwilizmem, to znaczy upodobaniem do buntu, lecz z oficjalnym pełnomocnictwem w ręku". Ale niewiele to mu pomogło bo i tak stał się przedmiotem ataków kolegów po piórze, co w połączeniu z klapą "Łaźni" i perturbacjami osobistymi doprowadziło do jego samobójstwa, o którym zresztą przemyśliwał i przedtem.
Jedna z lepszych biografii, które mi się ostatnio trafiły. Polecam.
Rzeczywiście ciekawa postać, podobnie jak czasy, kiedy komunizm dopiero nabierał rozpędu. Dobrze, że historia Majakowskiego została przedstawiona tak, że czyta się książkę jak fikcję literacką.
OdpowiedzUsuńZgadza się, ciekawa, a i u nas takich nie brakowało - pierwsze z brzegu przykłady to Broniewski i Gałczyński, którzy swój talent zużytkowali na służbę władzy.
UsuńMam z Majakowskim tak, że oddzielam poezję od poety, lubię zwłaszcza dramaty. Chętnie poczytam biografię, czytałem już parę swojego czasu, zdania tam były różne.
OdpowiedzUsuńJangfeldt też nie przycina w żaden sposób Majakowskiego, choć mam wrażenie, że bardziej cenił go jako poetę, przy czym odróżniał lirykę osobistą i tę rewolucyjną, doceniając tą pierwszą.
UsuńZaskoczyło mnie gdy na półce z bestsellerami w mojej lokalnej bibliotece zobaczyłem książkę - Mayakovsky Tapes. Autor - Robert Littell - z informacji na internecie wywnioskowałem, że specjalizuje się w książkach szpiegowskich i często porusza tematy z kręgu ZSRR.
OdpowiedzUsuńMayakovsky tapes to fikcyjna relacja ze spotkania 4 byłych kochanek Majakowskiego - Lily Brik, Tatiany Jakowlewej, Elly Jones i Very Polonskej.
Niestety byłe kochanki mówią przez 250 stron wyłącznie o swoich wrażeniach ze spotkań z Majakowskim.
Jedna z nich - chyba Vera Polonskaja - wspomina, że złożyla z Majakowskim ślubowanie, że nigdy nie będą rozmawiać o byleczym (smalltalk). Nie wiadomo o czym rozmawiali, ale za to teraz, podczas opisywanego w książce spotkania, cztery panie wiodą typowe babskie pogaduchy.
Odniosłem wrażenie, że autor dobrze zna i rozumie środowisko rosyjskich poetów i poetek z pierwszych lat po rewolucji, ale, być może znając gusta czytelników, wybrał opowiadanie "o dupie Maryni".
Dane techniczne tutaj - http://www.goodreads.com/book/show/28220679-the-mayakovsky-tapes