"Wszystkie dzieci na całej ulicy miały babcię. Niektóre nawet dwie. Tylko Andi nie miał babci - i bardzo się z tego powodu martwił." Miałem wielkie szczęście w życiu. Nie miałem powodu do zmartwień tak jak Andi, główny bohater książki Miry Lobe - miałem prawdziwą Babcię. Nie taką nowoczesną ale taką staroświecką, która zawsze miała dla mnie czas. I pewnie dlatego rozumiałem to, czego nie mogli zrozumieć najbliżsi Andiego, to jak ważna była dla niego babcia.
Usłyszałem o tej książce jeszcze w podstawówce od swojej szkolnej koleżanki i nie chciałem by moje dziecko też na nią tyle czekało, a może i nie w ogóle nie poznało. Babcie są przecież takie ważne. Tak ważne, że główny bohater "Babci na jabłoni" tworzy ją samemu i lgnie do babci "przyszywanej". Owszem wyrasta się z tego (choć chyba nie do końca), starszy brat przecież z niego się naśmiewa ale mama rozumie, mimo stoi twardo na ziemi i wie, że minionego czasu nic już nie wróci. Jednak zanim dorośnie, coś przecież dzieje się z tą jego tęsknotą do postaci, której nie zna.
Ale to książka nie tylko o uczuciowych potrzebach i marzeniach małego chłopca, który nie słyszał jeszcze o komórkach, tabletach i komputerach. Jego marzenia i oczekiwania są z dzisiejszego punktu widzenia archaiczne: karuzela, piraci, podróże i całkiem przyziemne: by babcia potrafiła zacerować skarpetę (ciekawe ile pań posiada jeszcze tę umiejętność) i upiec ciastko, któremu nie mogą się oprzeć także ci, którzy czują się już tak "dorośli", że babcia nie jest im do niczego potrzebna.
To również książka o samotności starej kobiety tęskniącej do oddalonych i niewidzianych wnuczek, która tę tęsknotę przelewa na chłopca potrzebującego tego uczucia. Spotkanie dwóch osób czujących się samotnie i odczuwających potrzebę bliskości. Okazuje się, że to, czego nie może dokonać mama i tata dokonuje babcia. Nie nakazami, nie groźbami ale rozumiejąc, traktując w sferze uczuciowej chłopca jak kogoś równoważnego, kogo uczucia są równie ważne jak jej. Dzięki niej chłopiec się zmienia, odkrywa że ci że niekoniecznie ci, których uważał za złych są tacy w rzeczywistości, okazuje się, że przyczyny tego jak jesteśmy traktowani przez innych tkwią przede wszystkim w nas samych - przecież pani Kwaśniewska okazuje się normalną, życzliwą kobietą gdy tylko wyjdzie się jej oczekiwaniom, wcale nie wygórowanym na przeciw.
Ciepła, mądra książka a przy okazji kurs ortografii "na wesoło".
Usłyszałem o tej książce jeszcze w podstawówce od swojej szkolnej koleżanki i nie chciałem by moje dziecko też na nią tyle czekało, a może i nie w ogóle nie poznało. Babcie są przecież takie ważne. Tak ważne, że główny bohater "Babci na jabłoni" tworzy ją samemu i lgnie do babci "przyszywanej". Owszem wyrasta się z tego (choć chyba nie do końca), starszy brat przecież z niego się naśmiewa ale mama rozumie, mimo stoi twardo na ziemi i wie, że minionego czasu nic już nie wróci. Jednak zanim dorośnie, coś przecież dzieje się z tą jego tęsknotą do postaci, której nie zna.
Ale to książka nie tylko o uczuciowych potrzebach i marzeniach małego chłopca, który nie słyszał jeszcze o komórkach, tabletach i komputerach. Jego marzenia i oczekiwania są z dzisiejszego punktu widzenia archaiczne: karuzela, piraci, podróże i całkiem przyziemne: by babcia potrafiła zacerować skarpetę (ciekawe ile pań posiada jeszcze tę umiejętność) i upiec ciastko, któremu nie mogą się oprzeć także ci, którzy czują się już tak "dorośli", że babcia nie jest im do niczego potrzebna.
To również książka o samotności starej kobiety tęskniącej do oddalonych i niewidzianych wnuczek, która tę tęsknotę przelewa na chłopca potrzebującego tego uczucia. Spotkanie dwóch osób czujących się samotnie i odczuwających potrzebę bliskości. Okazuje się, że to, czego nie może dokonać mama i tata dokonuje babcia. Nie nakazami, nie groźbami ale rozumiejąc, traktując w sferze uczuciowej chłopca jak kogoś równoważnego, kogo uczucia są równie ważne jak jej. Dzięki niej chłopiec się zmienia, odkrywa że ci że niekoniecznie ci, których uważał za złych są tacy w rzeczywistości, okazuje się, że przyczyny tego jak jesteśmy traktowani przez innych tkwią przede wszystkim w nas samych - przecież pani Kwaśniewska okazuje się normalną, życzliwą kobietą gdy tylko wyjdzie się jej oczekiwaniom, wcale nie wygórowanym na przeciw.
Ciepła, mądra książka a przy okazji kurs ortografii "na wesoło".
Moje dzieci były zachwycone tą książką, ale poznały ją w formie słuchowiska.
OdpowiedzUsuńJa to jestem w tym względzie konserwatystą, sam nie słucham, bo jakoś nie mam przekonania do tej formy poznawania książek, to i dzieciom tego nie proponowałem ani nie proponuję.
UsuńA u nas audiobooki się sprawdzają podczas dłuższej podróży samochodem. Nikt wtedy nie marudzi, kiedy będziemy na miejscu...
UsuńU nas mniej więcej po kwadransie jazdy samochodem idą spać, w samolocie i pociągu w użyciu jest tablet, chociaż dla syna jazda pociągiem jest taką atrakcją, że w zasadzie mógłby się obyć i bez tabletu i bez marudzenia.
UsuńOd jakiegoś czasu pałam ogromną chęcią powrotu do "Babci na jabłoni", tyle że nie mam własnej i jakoś tak mi głupio teraz kupować, gdy moja córka jest już dorosła :)
OdpowiedzUsuńJa akurat mam pretekst bo czytam synowi. Teraz poluję na "Proszę słonia" bo bajki raczej już nie obejrzy ale może książka mu się spodoba.
UsuńTak, fajnie mieć pretekst :) "Proszę słonia" akurat mam, może by tak przeczytać?
UsuńJa znałem historię Pinia tylko z bajek na dobranoc, tak że wreszcie nadrobię zaległość, podobnie zresztą to było i w przypadku "Babci na jabłoni" :-). Lepiej późno niż później :-)
UsuńDo To przeczytałam- dlaczego ci głupio? przecież nikt nie będzie cię pytał, po co kupujesz książkę:) a zawsze można powiedzieć, że dla dziecka koleżanki.
UsuńDo marlow- pamiętam jedynie klimat tej książeczki i to, że wspominam ją miło. Pamiętam też własne dwie babcie - byłam szczęściarą mając obie babcie przez długie lata. Jedna z nich była dla mnie przez pewien czas powiernicą i przyjaciółką. Bardzo się ucieszyłam, kiedy usłyszałam, że siostra kupiła książeczkę moim siostrzeńcom, choć czy im się spodobała nie wiem, a twojemu dziecku?
Chyba mu się podobała ale zdaje się, że bez szału. Na szczęście ma obie babcie i obu dziadków, tak że problemy Andiego to dla niego tylko teoria.
UsuńTa książeczka mnie zauroczyła w dzieciństwie. Ach te nogi dyndające z gałęzi i ta staroświecko wystająca halka spod sukienki! Przez lata szukałam tej książeczki dla córek, aż naraz pewnego dnia lecąc po pomidory - zastaję ją w Biedronce... Świat jest zaskakujący. Oczywiście zapomniałam o pomidorach, a dyndające nogi z gałęzi nadal robią na mnie wrażenie. I oczywiście kapelusz... Uwielbiam ilustracje, klimatu tej książeczki nie może oddać słuchowisko.
OdpowiedzUsuńZ treści wynikało, że to nie była halka tylko pantalony zakończone koronką, dzisiaj chyba już nie do dostania :-)
UsuńOstatnio byłam w muzeum regionalnym w miejscowości Sworne Gacie, gdzie można płócienne pantalony w wersji damskiej i męskiej - każde wykończone koronką :)
UsuńNiewykluczone, że za sto lat powieszą koło nich stringi, pierwszy krok został już zrobiony w Koniakowie :-)
UsuńMasz rację, pantalony;)
UsuńOch, to takie nudne, ciągle mieć rację :-)
UsuńPamiętam tę książkę z dzieciństwa. Ilustracje wryły mi się w pamięć tak samo jak ilustracje Szancera, mam je wciąż przed oczami. Kiedy jakiś czas temu zobaczyłam wznowienie w tej serii "Mistrzowie ilustracji", od razu kupiłam, ze zwykłego sentymentu. Nawet czytaliśmy ją razem z chłopakami, ale nie wiem, czy utkwiła im w pamięci tak samo jak mnie. Oni dorastają na innych wizualnych bodźcach... choć zostają w głowach zaskakujące niekiedy detale.
OdpowiedzUsuńU mnie minęło prawie 40 lat od czasu kiedy o książce usłyszałem do kiedy ją przeczytałem dziecku. Tak że w sumie bardziej czytałem ją dla siebie niż dla niego. Nie wiem czy to będzie jego ulubiona książka dzieciństwa, chyba bardziej mu się podoba "Czarnoksiężnik z krainy Oz" ale nie jest źle, jak mi powiedział w skali od 1 do 10, dał książce 8.
UsuńNie znam tej książeczki, jakoś na nią nie trafiłam, ale sama okładka już zachęca.
OdpowiedzUsuńTeż do niedawna jej nie znałem, oprócz tytułu. Okładka pochodzi z wydania z 2006, które nawiązywało do edycji z 1968 roku.
UsuńJa w zeszłym roku wybrałam Babcię na jabłoni jako lekturę szkolną dla moich uczniów. Dzieciakom bardzo się książka spodobała, ma w sobie wiele mądrości, ciepła. Dla mnie jest po prostu magiczna!
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz zajrzeć co ja obecnie przeczytałam, zapraszam
www.degustatorka.blogspot.com
Zajrzałem :-)
Usuń