Zaryzykuję przypuszczenie, że dla pań "Dune" kojarzy się przede wszystkim perfumami Christiana Diora, tymczasem dla panów to przede wszystkim nazwa powieści Franka Herberta, ale to pewnie dlatego, że jak to ktoś powiedział, science-fiction to literatura dla licealistów a faceci, jak wiadomo, nigdy do końca nie dorastają. Z jak dużym przymrużeniem oka nie podchodzić by do tego, to muszę przyznać, że "Diunę" poznałem właśnie w liceum i długi czas była to jedna z moich ulubionych lektur. Podejrzewam, że nie tylko moja.
To przecież takie miłe, kiedy odnajdując liczne, i nie ma co ukrywać przejrzyste odniesienia do różnorodnych elementów kultury, nastolatek może poczuć się dowartościowany a czegóż to w "Diunie" nie można znaleźć, jest tam bowiem: ukraińska sicz, starogreccy Atrydzi, średniowieczna kultura rycerska nie mówiąc już o odwołaniu do Bizancjum, cywilizacji arabskiej, motywu mesjasza wywodzącego się z judaizmu i chrześcijaństwa, kontrolujące losy świata niby masoneria siostry Bene Gesserit z ich eugeniką itd. itd. Nie da się ukryć, Herbert nie grzeszy oryginalnością, ale też atuty jego powieści wcale nie polegają na odkrywczej myśli i ten jego synkretyzm ma nawet swój urok.
Mimo, że akcja książki Herberta rozgrywa się w odległej przyszłości, za ponad osiem tysięcy lat, gdy podróże międzygalaktyczne będą już czymś powszednim, to jej bohaterowie są zaskakująco archaiczni. Nie dość, że ciągle jeszcze walczą wręcz, to tak naprawdę nie bardzo różnią się od nas. Żądza władzy i bogactwa, miłość, duma, rozpacz i zemsta zachowały się zaskakująco dobrze, świat się zmienił ale natura ludzka pozostała taka sama i kształtowana jest przez warunki, w jakich ludzie żyją. Wystarczy porównać prostolinijną i prymitywną społeczność Fremenów i "plany w środku planów wewnątrz planów w planach" tych, którym się wydawało, że nad nimi panują.
Zaletą "Diuny" jest przede wszystkim sprawnie poprowadzona, wartka akcja, której nie przeszkadza nawet stary, oklepany schemat: najpierw kryzys i klęska, potem mozolne stawanie na nogi, wreszcie zwycięstwo i happy end, która w zestawieniu z fabułą sprawia, że powieść jest bajką dla "starych koni", którą czyta się z przyjemnością.
Tych, którzy "z definicji" scince-fiction nie znoszą, z pewnością Herbert ani nie olśni ani tym bardziej do gatunku nie przekona, ale tych, którzy z niego nie wyrośli jeszcze bardziej upewni, że nie ma nic lepszego.
Ale żeś się namarudził :P "Diuna" jest mega i nie ma co marudzić, raczej trzeba się bawić odczytywaniem tych wszystkich nawiązań tropów i aluzji. I dałyby Muzy każdemu autoru tak wykorzystywać oklepane schematy!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie już z tego wyrosłem :-) Te wszystkie nawiązania były ciekawe jak chodziłem do szkoły, teraz tylko wydają się wtórne, niestety. Ale taka to już chyba dola większości s-f.
UsuńAle dlaczego zaraz wtórne? Przecież one są echami dawnych dziejów, które w ułamkowej formie przetrwały tysiąclecia i stanowią podstawę tożsamości Atrydów, Fremenów i całej reszty towarzystwa. Właśnie najfajniejsze jest to nawiązanie, często w mocno zniekształconej formie do tego, co znamy z naszej historii. No ale ja jestem nieuleczalnie zaślepionym wielbicielem Herberta :P
UsuńAle to właśnie jest nieprzekonujące, dzisiaj echo dawnych dziejów widoczne jest w tzw. rekonstrukcjach, tymczasem za osiem tysięcy lat z okładem (?) miałyby one stanowić element codziennego życia. Jak to możliwe, że ludzie w rozwoju społecznym nie tylko nie poszli do przodu ale się uwstecznili wracając do feudalnych obyczajów etc., etc.
Usuń"Diunę" lubię, kiedyś byłem pod jej wrażeniem i nawet spróbowałem przeczytać cały cykl ale żadna część z pozostałych nie dorównuje pierwszej, tak że chyba skończyłem na czwartym tomie, którego zresztą nie przebrnąłem. Wydaje mi się, że znacznie ciekawszy jest cykl o Fundacji Asimova, albo Piknik na skraju drogi Strugackich, choć przyznaję ten ostatni nawet w połowie nie jest tak efektowny jak Diuna.
No ale przecież to wszystko jest uzasadnione, w tym tomie i w następnych: skąd wziął się powrót do walki wręcz jeden na jednego, dlaczego nie ma maszyn liczących i automatów, dlaczego wykorzystuje się potęgę ludzkiego mózgu a nie procesory. Poza tym jak świetnie pokazane są mechanizmy manipulacji na bardzo subtelnym poziomie, mechanizmy społeczne i ekologiczne.
UsuńA, i piąty i szósty tom są znakomite, chociaż pewnie powiedziałbyś, że efekciarskie. Duża radość po mętniactwie Boga Imperatora Diuny :P
UsuńPozostałych tomów zupełnie nie pamiętam, tak że co do ich zawartości nawet nie próbuję polemizować.
UsuńCo do subtelności mechanizmów manipulacji polemizowałbym, kiedy czyta się o machinacjach poszczególnych bohaterów ma się je podane na tacy, w żadnym miejscu nie jest się zaskoczonym i nie wykrzykuje się z podziwem "aaa... to o to chodziło!" Herbert wykłada to jak kawę na ławę nie pozostawiając nic spekulacji czytelnika. Ekologia? ok, podobno dzięki temu książka zrobiła furorę, ale mi podobała by się i bez wizji zazielenienia przynajmniej w części Arrakis :-) Tak jak w powieściach walterscottowskich spiski, pojedynki, mordy i bitwy napędzają książkę cała reszta, która ma być sednem, owszem stanowi ciekawe tło ale na nim samym powieść daleko by nie zajechała.
Najwyraźniej obdarzony jesteś większą przenikliwością niż ja, bo mnie się zdarzały, przynajmniej przy pierwszym czytaniu wielokrotnie wykrzykiwać "aaa... to o to chodziło!". Chwała Herbertowi, że dodał te wszystkie pojedynki i intrygi do ekologii i mętnej mistyki, bo to faktycznie byłaby nuda.
UsuńWidzę, że jesteś dzisiaj w nastroju do żartów ;-) Przecież od samego początku wiadomo, że Atrydzi skazani są na zagładę, Paul jest najprawdopodobniej Kwisatz Haderach czyli wszystko musi się dobrze skończyć :-). Moim zdaniem, Herbert nie daje czytelnikowi pola do spekulacji, skoro na przykład Harkonnen ma na imię Vladimir kojarzące się z Vladem to wiadomo, że musi być zły :-)
Usuńeee, jest tam jednak kilka subtelniej rozwiniętych wątków, nie rób z Herberta jakiejś Barbary Cartland, u której po dwóch stronach wiadomo, co się będzie działo do szczęśliwego końca :P
UsuńCartland? nie znam kobiety ale na wszelki wypadek zastrzegam, że przecież napisałem, że Diuna to dobra książka, a jeśli nie napisałem to chciałem napisać :-)
UsuńNie napisałeś, że to dobra książka. W ogóle wykrzesałeś z siebie zdecydowanie za mało entuzjazmu, więc ogólna podpadziocha i foch :D A Cartland nie musisz znać, lektura jej książek nie zapewnia nawet tego minimum rozradowania, co powieści Kasi Michalak.
UsuńW takim razie niedopatrzenia nadrabiam, w swoim gatunku na pewno jedna z najlepszych książek a i w kategorii ogólnej jest nieźle - ulokowałbym "Diunę" gdzieś w okolicy "Wodnikowego wzgórza" Adamsa. Dla Michalak biorąc pod uwagę, że próbuje sił, z tego co się zorientowałem, w fantasy, to absolutne Himalaje :-)
UsuńSłaby ten entuzjazm, ale biorę, co dajesz :)
UsuńA bo ja już jestem trochę za stary na takie książki i pewnie gdyby nie wspomnienie młodzieńczych zachwytów w ogóle bym się na nią nie skusił. Pomyśleć, że swego czasu miałem trzy wydania "Diuny": Rebisu, Phantom Press i tą bidną edycję Iskier.
UsuńJa wciąż mam dwa wydania, plus kontynuacje nawet :)
UsuńKiedyś na fali nostalgii byłem nawet o krok od zakupu kontynuacji ale w pamięci stanęły kontynuacje "Fundacji" i dałem sobie spokój :-)
UsuńSkoro Diuna Cię nie zachwyca bezapelacyjnie, to oszczędziłeś masę pieniędzy, nie kupując reszty tomów :D
UsuńResztę tomów mam, tyle że tych autorstwa Franka - to Briana sobie odpuściłem.
UsuńBrian jest już tylko rozrywkowy, ale na wysokim poziomie.
UsuńNie mam nic przeciwko rozrywkowym książkom, w końcu "Diuna to jednak rozrywka :-), ale mi jego aktywność bardziej kojarzyła się z odcinaniem kuponów od popularności ojca i żerowaniu na słabości fanów Diuny a to wcześniej czy później odbija się na jakości.
UsuńNa razie czytałem jeden z tych dodatkowych tomów, nie miałem zastrzeżeń, zabawa jest przednia.
UsuńA ja chyba powtórzę sobie Asimova i może przeproszę się jeszcze raz z LeGuin :-)
UsuńAsimova nie próbowałem, z Le Guin wyrosłem. Jeszcze tylko Lewą rękę przeczytam.
UsuńJakiś czas temu wróciłem do "Czarnoksiężnika" - fakt, "Diuna" na jego tle wypada jako całkiem poważna lektura. "Lewa ręka ciemności" podobała mi się. Asimov oprócz Fundacji napisał też Roboty, to w sumie kryminały s-f więc na rozgrzewkę mógłbyś zaryzykować :-)
UsuńTo już może jak skończę z tymi wszystkimi Diunami :)
UsuńJeśli masz w planie wszystkie-wszystkie to trochę Ci się zejdzie :-)
UsuńWiem, szczególnie że je sobie dawkuję :)
UsuńŻebyś tylko na końcu nie zapomniał o czym było na początku :-)
UsuńSpoko, czytałem oryginale sześć tomów tak z pięć razy, to mi się z grubsza utrwaliło :P
UsuńTo faktycznie jesteś zaszczepiony Diuną. A ja tak niefrasobliwie szargałem świętości... :-)
UsuńDawałem to subtelnie do zrozumienia, dawałem :P
UsuńAle w Twoim wieku? Nie uchodzi, nie uchodzi! :-)
UsuńA w jakim to niby wieku jestem, hę? :P
UsuńOczywiście miałem na myśli tylko to, że jesteś już pełnoletni... od jakiegoś czasu :-)
UsuńNawet od dość długiego czasu :P Ale nie zamierzam porzucać rozrywkowych lektur, na umartwianie się mam jeszcze czas :)
UsuńAle przecież ja od początku pisałem, że to miła książka do poczytania a Ty tak na mnie naskoczyłeś aż się cały wystraszyłem :-)
UsuńMiła książka do poczytania to Trędowata :P
UsuńNie dam się złapać na tą jawną prowokację :-)
UsuńSzkoda.
UsuńMiła książka to jest "Wodnikowe wzgórze" albo "Muminki" a "Trędowata" to dramat miłosny i społeczny, poruszający kwestię nierówności klasowej.
UsuńNie smiałem tego napisać, bo sugerowałeś kiedyś, że to raczej grafomania dla kucharek :P
UsuńTo wychodziła moja niedojrzałość czytelnicza i nieumiejętność dekodowania tekstu :-)
UsuńLiczę, że w kwestii Diuny też dostąpisz iluminacji, choćby spóźnionej :P
UsuńZ Mniszkówną było łatwiej bo miałem skalę porównawczą po dziełach Katarzyny Enerlich i Katarzyny Michalak, a nie mam takiego punktu odniesienia do Herberta :-)
UsuńNie wątpię, że o taką skalę się postarasz.
UsuńW najbliższym czasie nie planuję a i współczesne polskie s-f i fantasy to dla mnie kompletnie nieznana dziedzina. Kojarzę tylko Lema i Żuławskiego.
UsuńNie ma pośpiechu przecież.
UsuńJa też i niespecjalnie wyrywam się by poznać te nieznane mi obszary literatury.
UsuńMarlow zapominasz o buncie maszyn, stąd archaizmy w zachowaniu i mentaci. A moja Diuna się rozleciała :-). Reszta serii była taka sobie, ale jedynka jest cudna.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, ten bunt maszyn jakoś mi umknął ale kiedy Herbert pisze o olbrzymich galeonach do podróży międzyplanetarnych, tarczach ochronnych, miotaczach laserowych to jakoś to nie brzmi archaicznie :-)
UsuńO, to ja należę do tych osobników płci żeńskiej, które "Dune" kojarzą wyłącznie z Herbertem...
OdpowiedzUsuńTe Christiana Diora też są warte uwagi :-)
UsuńZ pewnością nie wyrzuciłabym takiego prezentu (ani w wersji od Diora, ani pozostałych tomów Herberta, bo pierwszy mam)... :)
UsuńTo musisz zamówić na imieniny/urodziny/pod choinkę :-)
UsuńMoi znajomi dzielą się na tych, którzy kochają Diunę i na tych, którzy jej nie czytali. Jestem w tej drugiej grupie, ale pewnie kiedyś nadrobię braki. A do do perfum, to specjalistką nie jestem ;)
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś nie poznał "Diuny" w dzieciństwie czy młodości to potem już raczej nie ma szans by ją pokochać. Ale jest z nią tak jak z perfumami Diora - nie trzeba być specjalistą by w nich gustować :-)
UsuńCo polecasz z fantasty?
OdpowiedzUsuńZatrzymałem się na etapie Tolkiena i Zeleznego. Obaj dobrze pisali, jeśli lubisz takie bajki :-)
UsuńTolkiena biografia jest ciekawsza od fikcji, którą kreował.
OdpowiedzUsuńW ostatecznym rozrachunku to pewnie rzecz gustu, choć zgadzam się, że czasami rzeczywistość bywa bardziej interesująca niż twórczość pisarza, wystarczy porównać przecież chociażby życiorys i twórczość Konopnickiej.
UsuńPierwszy raz się natknęłam na tą książkę w bibliotece, wypożyczyłam ale boję się jej czytać, jest strasznie dużo nowego słownictwa w którym boję się że się nie odnajdę :/
OdpowiedzUsuńczy u ciebie początek też był ciężki?
Żarcik?! :-)
Usuń