Kansas przeszło do literatury światowej za sprawą co najmniej dwóch książek: "Czarnoksiężnika z krainy Oz" oraz "Z zimną krwią" (w której, gdyby ktoś chciał, mógłby dopatrzeć się także innego łącznika z powieścią L. Franka Bauma - w postaci stracha na wróble). Do powtórki powieści Capote'a sprowokował mnie Wojciech Tochman porównując ją z "Nie oświadczam się" ale to zestawienie jest tak samo uzasadnione, jak jego twierdzenie, że kara śmierci jest morderstwem. Pamiętając "Z zimną krwią" tylko piąte przez dziesiąte, na wszelki wypadek chciałem się jednak upewnić, czy aby mój sąd nie był zbyt pochopny. Przeczytałem - nie, nie był.
Trzeba dużo wyobraźni by mord stanowiący rodzaj rodzinnej wendetty dokonanej przez sąsiada porównywać z mordem rabunkowym dokonanym przez ludzi, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się ze swoimi ofiarami (dla niezorientowanych, Truman Capote relacjonuje autentyczną historię zabójstwa czterosoobowej zamożnej, farmerskiej rodziny zastrzelonej przez dwóch kryminalistów we własnym, położonym na odludziu domu). Morderstwo bez świadków z morderstwem na oczach kilkudziesięciu ludzi. Uporządkowaną chronologicznie opowieść z czymś co składa się raczej na mozaikę, która nie do końca składa się na kompletną całość.
W historii opowiedzianej przez Capote'a "zbrodnia była psychologicznym przypadkiem, czynem nieledwie bezosobowym; ofiary mogły równie dobrze zostać zabite przez piorun. Z wyjątkiem jednej rzeczy: doświadczyły przeciągłego lęku, cierpiały" dokonanym przez ludzi, podobnych trochę do Kate z "Na wschód od Edenu" z których jeden był "rzadkością, "urodzonym zabójcą" - absolutnie zdrowym na umyśle, ale pozbawionym sumienia i zdolnym zadawać z najzimniejszą krwią śmiertelne ciosy, z przyczyną lub bez przyczyny."
To właśnie to postrzeganie morderców należy do najbardziej intrygujących kwestii. Ich własne postrzeganie zostało zestawione z wcale niejednolitą oceną dokonaną przez innych; rodziców, rodzeństwo, współwięźniów, znajomych czy psychologów sprawia, że czytelnik podążając za Capotem zaczyna się miotać w swoich ocenach. Z kim właściwie ma do czynienia? Ze zwyrodnialcami, czy może ludźmi skrzywdzonymi przez los, których czyn jest konsekwencją niesprawiedliwości i zła, której sami doświadczyli i chwilami budzącymi współczucie? Czy zło, którego doświadczyli może być przynajmniej w jakimś stopniu usprawiedliwieniem ich czynu, czy też tak jak dowiaduje się jeden z nich, nikt "nie jest odpowiedzialny za Twoje złe postępki czy Twoje dobre uczynki. To, co zrobiłeś, czy było dobre, czy było złe, jest Twoim dziełem". A może to jak siebie postrzegają jest tylko chęcią samousprawiedliwienia a nie próbą uczciwego opisania własnego życia?
Druga rzecz zmuszająca do zastanowienia, to znaczenie zbrodni dla społeczności, w której żyła zamordowana rodzina. Choć dzięki powieści sprawa nabrała, po latach niebywałej rangi i w związku z tym "niektórzy mogą mniemać, że oczy całego kraju będą zwrócone na Garden City podczas sensacyjnego procesu o zabójstwo. Tak jednak nie jest. Już o sto mil na zachód stąd, w Colorado, mało kto zna tę sprawę - poza tym, iż pamięta, że paru członków jakiejś wybitnej rodziny zostało zamordowanych. (...) ta zbrodnia i rozprawa są tylko jednymi z wielu podobnych, o których ludzie czytali i zapomnieli...". Morderstwo wstrząsnęło tylko lokalną społecznością, którą ogarnęło "osłupienie przechodzące w trwogę - płytkie uczucie zgrozy, które wprędce pogłębił zimny prąd osobistego strachu". Jakoś to dziwnie pobrzmiewa znaczenie tej śmierci wynikające ze statusu ofiar. Stwierdzenie, że "nie byłoby takiego wzburzenia, gdyby to się zdarzyło komukolwiek z wyjątkiem Clutterów. Komuś mniej podziwianemu. Zamożnemu. Zabezpieczonemu. Ale ta rodzina reprezentowała wszystko to, co ludzie tutaj naprawdę cenią i szanują, i fakt, że coś podobnego zdarzyło się właśnie im... no, to tak, jakby ktoś nam powiedział, że nie ma Boga." Brutalny wniosek - gdyby ofiarą padły osoby mniej popularne, mniej zamożne pewnie nie byłoby to takie ważne, a tak śmierć tej rodziny sprawiła, że dla jej sąsiadów i znajomych świat zmienił swoje oblicze. Bezpowrotnie znikło poczucie bezpieczeństwa związane z byciem "u siebie" i nie zmieniła tego nawet wykonany na mordercach wyrok śmierci.
Właśnie - kara śmierci. To ona jest ostatecznym zwieńczeniem książki, z dylematem, czy "ze względu na ogrom zbrodni i wyraźny zupełny brak miłosierdzia dla ofiar, jedynym sposobem zapewnienia społeczeństwu absolutnej ochrony" czy też jest to jeszcze jedno zabójstwo dokonane "z dość zimną krwią". Capote unika ferowania werdyktu także w tej sprawie, podrzucając tylko czytelnikowi takie czy inne rozwiązania i pozostawiając go na pastwę własnych sądów i przypuszczeń.
Świetna książka, literatura par excellance.
Trzeba dużo wyobraźni by mord stanowiący rodzaj rodzinnej wendetty dokonanej przez sąsiada porównywać z mordem rabunkowym dokonanym przez ludzi, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się ze swoimi ofiarami (dla niezorientowanych, Truman Capote relacjonuje autentyczną historię zabójstwa czterosoobowej zamożnej, farmerskiej rodziny zastrzelonej przez dwóch kryminalistów we własnym, położonym na odludziu domu). Morderstwo bez świadków z morderstwem na oczach kilkudziesięciu ludzi. Uporządkowaną chronologicznie opowieść z czymś co składa się raczej na mozaikę, która nie do końca składa się na kompletną całość.
W historii opowiedzianej przez Capote'a "zbrodnia była psychologicznym przypadkiem, czynem nieledwie bezosobowym; ofiary mogły równie dobrze zostać zabite przez piorun. Z wyjątkiem jednej rzeczy: doświadczyły przeciągłego lęku, cierpiały" dokonanym przez ludzi, podobnych trochę do Kate z "Na wschód od Edenu" z których jeden był "rzadkością, "urodzonym zabójcą" - absolutnie zdrowym na umyśle, ale pozbawionym sumienia i zdolnym zadawać z najzimniejszą krwią śmiertelne ciosy, z przyczyną lub bez przyczyny."
To właśnie to postrzeganie morderców należy do najbardziej intrygujących kwestii. Ich własne postrzeganie zostało zestawione z wcale niejednolitą oceną dokonaną przez innych; rodziców, rodzeństwo, współwięźniów, znajomych czy psychologów sprawia, że czytelnik podążając za Capotem zaczyna się miotać w swoich ocenach. Z kim właściwie ma do czynienia? Ze zwyrodnialcami, czy może ludźmi skrzywdzonymi przez los, których czyn jest konsekwencją niesprawiedliwości i zła, której sami doświadczyli i chwilami budzącymi współczucie? Czy zło, którego doświadczyli może być przynajmniej w jakimś stopniu usprawiedliwieniem ich czynu, czy też tak jak dowiaduje się jeden z nich, nikt "nie jest odpowiedzialny za Twoje złe postępki czy Twoje dobre uczynki. To, co zrobiłeś, czy było dobre, czy było złe, jest Twoim dziełem". A może to jak siebie postrzegają jest tylko chęcią samousprawiedliwienia a nie próbą uczciwego opisania własnego życia?
Druga rzecz zmuszająca do zastanowienia, to znaczenie zbrodni dla społeczności, w której żyła zamordowana rodzina. Choć dzięki powieści sprawa nabrała, po latach niebywałej rangi i w związku z tym "niektórzy mogą mniemać, że oczy całego kraju będą zwrócone na Garden City podczas sensacyjnego procesu o zabójstwo. Tak jednak nie jest. Już o sto mil na zachód stąd, w Colorado, mało kto zna tę sprawę - poza tym, iż pamięta, że paru członków jakiejś wybitnej rodziny zostało zamordowanych. (...) ta zbrodnia i rozprawa są tylko jednymi z wielu podobnych, o których ludzie czytali i zapomnieli...". Morderstwo wstrząsnęło tylko lokalną społecznością, którą ogarnęło "osłupienie przechodzące w trwogę - płytkie uczucie zgrozy, które wprędce pogłębił zimny prąd osobistego strachu". Jakoś to dziwnie pobrzmiewa znaczenie tej śmierci wynikające ze statusu ofiar. Stwierdzenie, że "nie byłoby takiego wzburzenia, gdyby to się zdarzyło komukolwiek z wyjątkiem Clutterów. Komuś mniej podziwianemu. Zamożnemu. Zabezpieczonemu. Ale ta rodzina reprezentowała wszystko to, co ludzie tutaj naprawdę cenią i szanują, i fakt, że coś podobnego zdarzyło się właśnie im... no, to tak, jakby ktoś nam powiedział, że nie ma Boga." Brutalny wniosek - gdyby ofiarą padły osoby mniej popularne, mniej zamożne pewnie nie byłoby to takie ważne, a tak śmierć tej rodziny sprawiła, że dla jej sąsiadów i znajomych świat zmienił swoje oblicze. Bezpowrotnie znikło poczucie bezpieczeństwa związane z byciem "u siebie" i nie zmieniła tego nawet wykonany na mordercach wyrok śmierci.
Właśnie - kara śmierci. To ona jest ostatecznym zwieńczeniem książki, z dylematem, czy "ze względu na ogrom zbrodni i wyraźny zupełny brak miłosierdzia dla ofiar, jedynym sposobem zapewnienia społeczeństwu absolutnej ochrony" czy też jest to jeszcze jedno zabójstwo dokonane "z dość zimną krwią". Capote unika ferowania werdyktu także w tej sprawie, podrzucając tylko czytelnikowi takie czy inne rozwiązania i pozostawiając go na pastwę własnych sądów i przypuszczeń.
Świetna książka, literatura par excellance.
Nawiązując do tego, co napisałeś o słowach Tochmana, zapytam: A co, uważasz, że kara śmierci nie jest morderstwem? Bo według mnie jest morderstwem, tyle że dozwolonym przez prawo w wielu krajach.
OdpowiedzUsuńKsiążkę kiedyś czytałam, ale nie pamiętam zbyt dobrze.
Ty uważasz, że tak, a ja uważam że nie (eliminując sytuacje skrajne). W "Z zimna krwią" można znaleźć argumenty za każdym z tych stanowisk.
UsuńPrzyznam, że "Z zimną krwią" to opowieść o zbrodni, napisana właśnie z zimną krwią...
OdpowiedzUsuńNie dam za to głowy, powiedziałbym raczej że napisane jest tak by czuć było emocje, choć nie da się ich dostrzec gołym okiem.
UsuńCeniona przeze mnie seria "Nike", bardzo znany pisarz, którego twórczości jeszcze nie czytałem, interesująca tematyka - będę rozglądać się za tą powieścią.
OdpowiedzUsuńMnie Capote podobał się na tyle, że teraz rozglądam się za jego "Śniadaniem u Tiffany'ego". Myślę, że "Z zimną krwią" nie będziesz zawiedziony.
UsuńPięknych Świąt!
OdpowiedzUsuńDziękuję, wzajemnie! :-)
UsuńKsiążki nie znam, nie czytałam też nic Capote`a, ale tematyka na pewno nie pozostawia obojętnym, sama mimo wydawałoby się sprecyzowanego poglądu często miotam się w ocenach tyczących kary śmierci; czyli tego, co koczowniczka nazwała morderstwem dozwolonym przez prawo.
OdpowiedzUsuńKorzystając z okazji życzę spokojnych i pogodnych Świąt.
Przede wszystkim dziękuję za życzenia i również Tobie życzę wszystkiego najlepszego.
UsuńJeśli chodzi o Capote'a to niedawno można było obejrzeć film pod tym samym tytułem z Philipem Seymourem Hoffmanem koncentrujący się na okresie, w którym pisał "Z zimną krwią" wspierany przez Harper Lee.
Co do kary śmierci, to Capote zostawia rzecz osądowi czytelnika. Można oczywiście nazywać ją morderstwem w majestacie prawa, tyle że to oczywista demagogia i z tego powodu nie podjąłem dyskusji, w każdym razie to sprawa znacznie bardziej skomplikowana by ją tak "ciachać siekierką".
Filmu nie miałam okazji obejrzeć, a co do kary śmierci to zgadzam się, że to nie miejsce i czas na podejmowanie dyskusji, sprawa jest poważna i skomplikowana. Nawiasem mówiąc lubię, kiedy pisarz stawia pytania, odpowiedź pozostawiając czytelnikowi, tym samym niczego nie narzuca, czy nie sugeruje :)
UsuńNo i po świętach.
W samej książce, Capote rzeczywiście nie narzuca uwidacznia i nie narzuca swojego punktu widzenia ale jednak gdy pisze o popełnionym z zimną krwią morderstwie a następnie o wymierzonej z zimną krwią karze śmierci jednak stawia między nimi znak równości, deprecjonując tym samym karę. I to jest chyba jedyny moment, w którym uwidaczniają się jego poglądy.
UsuńW takim razie bardzo przepraszam, że weszłam tu ze swoją, jak to nazywasz, "siekierką" i "demagogią". Nie poruszyłabym tego tematu, gdyby nie fakt, że w pierwszym akapicie swojej recenzji skrytykowałeś pogląd Tochmana o tym, że kara śmierci jest równoznaczna z morderstwem. Byłam ciekawa, dlaczego tak sądzisz, bo jeśli ktoś krytykuje, powinien wyjaśnić, dlaczego. Ale, jak teraz widzę, pytanie o to było nietaktem.
Usuń~Guciamal, o karze śmierci ciekawie pisał Hugo w "Ostatnim dniu skazańca". Był przeciwny karze śmierci.
Nie masz powodu do przeprosin, rozumiem że taki jest Twój punkt widzenia, i już. Podobnie ex cathedra przemawia Tochman, tak - bo tak. Owszem powołuje się na Halinę Bortnowską, która uważa że kara powinna być naprawianiem ale dlaczego akurat to ma być ważniejsze niż sprawiedliwa odpłata i zabezpieczenie społeczeństwa przed groźnymi jednostkami. Tego już nie wiadomo. Bortnowska powiada, że "zbrodnia niszczy, psuje świat. Później trzeba go naprawiać, wykonać jakieś dobro, które może coś wyleczy." oczywiście, że ma racje tyle, że przecież dotyczy to ofiar. Zbrodnia nie niszczy świata zbrodniarzy ona stanowi jego emanację. Co może stanowić zadośćuczynienie za zamordowanie czteroosobowej rodziny?
UsuńŚwietna książka. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Capote otworzył nią nowe horyzonty dokumentalistyce.
OdpowiedzUsuńW Muzyce dla kameleonów jest jakby powidok tej powieści w dokumencie Ręcznie rzeźbione trumny.
Przy okazji - nie wiem, jak u Ciebie z blogowymi łańcuszkami, ale mam kilka pytań: http://setna-strona.blogspot.com/2015/04/jedenascie-bardzo-trudnych-pytan.html
Dzięki za zaproszenie ale co ja mogę napisać o rozkminach u Hadyny skoro tam nie bywam :-) "Na okoliczność" Twojego postu nawet zajrzałem i trafiłem na post o kultowości "Kolumbów" Bratnego. Eh, smutek ogarnia jak się czyta coś takiego...
UsuńNie, nie, ja zadaję własne pytania :)
UsuńFakt, mój błąd, nie doczytałem do końca Twojego wpisu, nauczka by czytać wolniej a dokładniej :-)
Usuń:p
UsuńZnam tylko z filmu, który mną wstrząsnął a o książce myślę, gdyż po przeczytaniu "Harfy traw" i Śniadania ..." Capote mnie zainteresował.
OdpowiedzUsuńJak gdzieś kiedyś czytałam Capote trochę "oberwał" za "Z zimną krwią", która to książka miała być reportażem i zarzucano mu posługiwanie się półprawdami a nawet pisanie nieprawdy, czy coś takiego.....
Zgadzam się z tym, że gdyby to nie była taka znaczna w społeczeństwie tamtejszym rodzina to i książka, pewno by nie powstała, bo wymiar sprawiedliwości, by się tak znów nie przykładał do rozwikłania morderstwa.
"Śniadanie..." ciągle przede mną. "Z zimną krwią" jest trochę jak z "Cesarzem" Kapuścińskiego - nieważne do jakiego gatunku należy, to dobra książka. "Zsiadłe mleko" wspomina u siebie https://ksionshka.wordpress.com/2015/03/28/z-zimna-krwia-truman-capote/ o książce syna jednego z detektywów prowadzących śledztwo, która ma obedrzeć powieść Capote'a z nimbu. Zapowiada się ciekawie.
UsuńA byłam tam i czytałam, a dzisiaj trafiłam też na jakiś artykuł.
UsuńI mnie ciekawi jak ta sprawa się zakończy.
Tyle że zawsze Capote mógłby się bronić, że przecież jego książka to powieść a ta z definicji zakłada element fikcji.
UsuńGdyby żył pewno by po ten argument sięgał.
UsuńJakby nie było, napisał dobrą książkę.
Usuń