Na którymś z blogów, ktoś przypomniał o zamieszczeniu powieści Anatole'a France w indeksie ksiąg zakazanych. Dzisiaj coś takiego to byłby marketingowy strzał w dziesiątkę bo bez tego France nie miałby co liczyć na znalezienie się na listach bestsellerów, stanowiąc zaprzeczenie tego wszystkiego co dominuje w dzisiejszej literaturze. Erudycja, dowcip, smak, nastrój - któż dzisiaj potrafi tak pisać? To wszystko można znaleźć w jego opus magnum, "Gospodzie pod Królową Gęsią Nóżką", po którą sięgnąłem bo jakoś trudno było mi uwierzyć, że autor "Zbrodni Sylwestra Bonnard" mógł trafić na Index librorum prohibitorum.
Fakt, przyznaję, w 1893 roku kiedy powieść ujrzała światło dzienne, znacznie mocniej niż dziś brzmiała opinia, że "trzeba gardzić tymi śmiesznymi bajkami o diabłach i żałować tylko, że synowie Kościoła, zrodzeni w jasności wiary, czynią sobie o Bogu i świecie pojęcie mniej wzniosłe od tego, które mieli taki Platon lub Cyceron, żyjący w ciemności pogaństwa", nie mówiąc już o ocenie dorobku teologii - "Biblia, mój synu, a głównie księgi Mojżesza zawierają wielkie i pożyteczne prawdy. Sąd taki wydaje się dziś nierozsądny i śmieszny dlatego, że teologowie swymi komentarzami, objaśnieniami i rozmyślaniami tak dalece skazili to tak zwane przez nich Pismo, że uczynili zeń podręcznik omyłek, bibliotekę nonsensów, stek kłamstw, głupstw, idiotyzmów, liceum nieuctwa, muzeum bezeceństw, skarbnicę głupoty i złośliwości ludzkiej. Ale pierwiastkowo, synu, była to świątynia pełna światła niebieskiego."
Jeśli do tego dodać libertyńskie obyczaje duchownych i zapędy miłosne postaci występujących w powieści to książka France wychodziłaby na jakieś epigońskie dzieło francuskiego oświecenia utrzymujące się w tradycji "Kandyda" i "Kubusia Fatalista". Nie bez kozery zapewne, główny bohater "Gospody pod Królową Gęsią Nóżką" ma na imię Jakub, ciąg logiczny wywodzony przez jego mentora, księdza Coignard może kojarzyć się z wywodami Panglossa - "Bo zważ tylko, mój panie: młody duchowny, dziewka kuchenna, drabina, wiązka siana! Co za ciągłość! Co za ład! Co za zbieg harmonii przedustawnych! Co za związek przyczyn i skutków! Co za dowód istnienia Boga!", a i motyw zesłania do Ameryki dziewczyny, do której zapalał się Kubuś Rożenek też jest całkiem nieznany.
Tyle że te paralele aż prowokują do pytania, o co tyle zamieszania? Jakieś naśladownictwo i to zapewne mało porywające, bo nie da się ukryć, że pisarze oświecenia francuskiego nie przykuwają do książki i nie czyta się ich z wypiekami na twarzy. A tu zaraz: arcydzieło, klasyka literatury światowej, itd. A jednak! Jest w książce France coś, co sprawia, że przewyższa ona swoje inspiracje.
To nie napisana ad hoc polemika, o której przyczynach pamiętają jedynie ci, którzy zawodowo zajmują literaturą francuską i absolwenci filologii romańskiej ale rzecz ponadczasowa. Choć sama w sobie nie mniej kąśliwa niż jej poprzedniczki, co widać z przytoczonych próbek, to jednak jej pazur schowany jest na ogół w białej jedwabnej rękawiczce. France wychodzi bowiem do czytelnika z pogodną życzliwością, miękkim sceptycyzmem co do natury człowieka i świata, powątpiewając w potęgę ludzkiego rozumu. "Można być - pisze - ofiarą złudzenia; oczy i wszystkie zmysły nasze są posłańcami błędów i zwiastunami fałszu; więcej nas zwodzą, niźli uczą; ukazują nam tylko niepewne i błędne obrazy. Prawda im się wymyka, bo prawda ma to wspólne ze swym pierwiastkiem wiekuistym, że tak jak on jest niewidzialna." Przeciwstawia temu, co na tle jego kąśliwych uwag pod adresem "zinstytucjonalizowanych" przejawów wiary, mocno zaskakuje, coś co dzisiaj "wychodzi z mody" - zaufanie pokładane w Bogu. W ustach autora, który kojarzy się ze wszystkim tylko nie z wiarą słowa "taki bo to już jest los człowieka zdanego na samego siebie; błądzimy nędznie, jesteśmy ofiarami złudnych obrazów, gonimy mary i chwytamy cienie; w Bogu tylko jest prawda i stałość" to prawdziwy szok.
Co prawda, mówi się o satyrycznym zadęciu w prozie France ale kiedy pisze on coś takiego w "Gospodzie pod Królową Gęsią Nóżką", jakoś się tego nie wyczuwa, a przynajmniej ja nie znajdowałem drwiny w podsumowaniu życia i wiary człowieka, gdy "Bóg w dobroci swej pozwala, by jedna chwila nas zbawiła, ale trzeba, by to była chwila ostatnia; wszystko więc zależy od jednej minuty, wobec której reszta życia jest jakby niczym", a i epizod, w którym umierający ksiądz, którego życia dalekie było oficjalnego obrazu duchownego ("Mój drogi mistrz w świetle pochodni, czerwony, spotniały, z oczami wybałuszonymi, w rozpiętej odzieży, z dużym brzuchem wywalonym - wyglądał na człowieka, z którym niełatwo się sprawić") przywołuje słowa świętego Pawła z Listu do Koryntian "być na ziemi, tak jakby nie będąc na niej, posiadać, jakby nie posiadając, bo obraz świata tego przemija" z pewnością z drwiną się nie kojarzy.
Tyle że te paralele aż prowokują do pytania, o co tyle zamieszania? Jakieś naśladownictwo i to zapewne mało porywające, bo nie da się ukryć, że pisarze oświecenia francuskiego nie przykuwają do książki i nie czyta się ich z wypiekami na twarzy. A tu zaraz: arcydzieło, klasyka literatury światowej, itd. A jednak! Jest w książce France coś, co sprawia, że przewyższa ona swoje inspiracje.
To nie napisana ad hoc polemika, o której przyczynach pamiętają jedynie ci, którzy zawodowo zajmują literaturą francuską i absolwenci filologii romańskiej ale rzecz ponadczasowa. Choć sama w sobie nie mniej kąśliwa niż jej poprzedniczki, co widać z przytoczonych próbek, to jednak jej pazur schowany jest na ogół w białej jedwabnej rękawiczce. France wychodzi bowiem do czytelnika z pogodną życzliwością, miękkim sceptycyzmem co do natury człowieka i świata, powątpiewając w potęgę ludzkiego rozumu. "Można być - pisze - ofiarą złudzenia; oczy i wszystkie zmysły nasze są posłańcami błędów i zwiastunami fałszu; więcej nas zwodzą, niźli uczą; ukazują nam tylko niepewne i błędne obrazy. Prawda im się wymyka, bo prawda ma to wspólne ze swym pierwiastkiem wiekuistym, że tak jak on jest niewidzialna." Przeciwstawia temu, co na tle jego kąśliwych uwag pod adresem "zinstytucjonalizowanych" przejawów wiary, mocno zaskakuje, coś co dzisiaj "wychodzi z mody" - zaufanie pokładane w Bogu. W ustach autora, który kojarzy się ze wszystkim tylko nie z wiarą słowa "taki bo to już jest los człowieka zdanego na samego siebie; błądzimy nędznie, jesteśmy ofiarami złudnych obrazów, gonimy mary i chwytamy cienie; w Bogu tylko jest prawda i stałość" to prawdziwy szok.
Co prawda, mówi się o satyrycznym zadęciu w prozie France ale kiedy pisze on coś takiego w "Gospodzie pod Królową Gęsią Nóżką", jakoś się tego nie wyczuwa, a przynajmniej ja nie znajdowałem drwiny w podsumowaniu życia i wiary człowieka, gdy "Bóg w dobroci swej pozwala, by jedna chwila nas zbawiła, ale trzeba, by to była chwila ostatnia; wszystko więc zależy od jednej minuty, wobec której reszta życia jest jakby niczym", a i epizod, w którym umierający ksiądz, którego życia dalekie było oficjalnego obrazu duchownego ("Mój drogi mistrz w świetle pochodni, czerwony, spotniały, z oczami wybałuszonymi, w rozpiętej odzieży, z dużym brzuchem wywalonym - wyglądał na człowieka, z którym niełatwo się sprawić") przywołuje słowa świętego Pawła z Listu do Koryntian "być na ziemi, tak jakby nie będąc na niej, posiadać, jakby nie posiadając, bo obraz świata tego przemija" z pewnością z drwiną się nie kojarzy.
Nie żeby jej w powieści nie było. Przecież gdy Jahela dopytuje się, kim jest ojciec jej ukochanego i puentuje jego odpowiedzi "Czy prowadzi interesy z dworem? Czy ma urząd w finansach? Nie? To szkoda, trzeba więc kochać cię dla ciebie samego wyłącznie" trudno się nie uśmiechnąć i nie zadumać nad zagadką kobiecej natury. Stosunek do kobiet France'a to zresztą osobna historia, daleka od dzisiejszej poprawności politycznej bo nie sądzę by jego twierdzenie, że "chcieć pozostawić pamięć o sobie w sercu kobiety, jest to chcieć odcisnąć ślad pierścienia na bieżącej wodzie. Toteż strzeżmy się zamieszkać w tym, co przemija, a przywiążmy się do tego, co nie umiera", zdobyło mu u pań popularność, a w każdym razie nie ten rodzaj popularności, który jest najbardziej pożądany. Rzecz chyba tylko w tym, że "Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką" dzisiaj nie cieszy się żadnym rodzajem popularności, bo dzisiaj w literaturze w cenie są już zupełnie inne wartości.
W nastolęctwie wynudziłem się nad tym setnie, długo potem Zbrodnia też mnie nie porwała, ale przynajmniej dało się przebrnąć. A sięgnąłem oczywiście pod wpływem mojej ulubionej tabeli z klasykami z Encyklopedii PWN. Jej autorzy powinni zamieszczać przy poszczególnych tytułach przedziały wiekowe dla czytelników :P
OdpowiedzUsuńMiałem dokładnie to samo: France był autorem z listy i obie książki przebrnąłem tylko siłą woli i w obu przypadkach sprawdza się to co kiedyś napisał Lem: "Do ponownego odczytania zabierałem się z pewnym niepokojem. Niejedno już bóstwo powieściowe strąciłem z piedestału, który ufundowałem mu ongiś. W takich rozczarowaniach tyleż jest żalu do autora, do książki, z której się wyrosło, w której się już człowiek nie mieści, co do samego siebie. Mają posmak wstydu i zdrady. Prawda, że trafiają się książki-rekompensaty; dawniej głuche, martwe, zamknięte na wszystkie spusty, znajdują drogę do czytelnika dojrzałego, ukazują problemy i sceny, na które było się przedtem ślepym." Inna sprawa, że tamta lista gdy ją niedawno przeglądałem trzyma się całkiem dobrze może tylko do nadreprezentatywności literatury rosyjskiej i radzieckiej można by się przyczepić ale to zapewne pokłosie dawnych czasów :-)
UsuńBardzo piękny cytat, chociaż nie wiem, czy będę szukał rekompensaty w ponownej lekturze France'a :) Na liście było też sporo komunizujących Niemców, rozmaite Cyjankali, które mnie zresztą szalenie kusiło tytułem :)
UsuńZ enerdowskich Niemców pamiętam Apitza, Bobrowskiego i Seghers (chociaż akurat jej "Siódmy krzyż" podobał mi się). Na liście byli też i komunizujący Francuzi: Barbusse, Aragon i Sartre ale tam "pożytecznych idiotów" chyba zawsze był dostatek.
UsuńApitz podobał mi się bardzo, mimo tej nachalnej ideologii. Na powojennych Francuzów mam jakąś alergię, więc mało czytałem.
UsuńMnie wówczas także ale gdy teraz chciałem sobie zrobić z niego powtórkę - nie dałem rady, w przeciwieństwie do niego Seghers trzyma się całkiem nieźle.
UsuńO powojennych Francuzach nie mogę powiedzieć za dużo ale podobał mi się Camus ("Dżuma", "Obcy"), Vian ("Jesień w Pekinie") i Simenon - Belgowie pewnie by sie obrazili :-), choć tego ostatniego znam tylko z "Wdowy Couderc" nie licząc jakichś "maigretów", z których już zresztą nie pamiętam. Próbowałem też Le Clezio ale jakoś słabo poszło.
W liceum Dżuma mi nie weszła, więc nie zgłębiałem egzystencjalistów, nawet Maigrety mi nie szły :P
UsuńMnie pokonał tylko "Upadek", do którego bezskutecznie podchodziłem stosunkowo niedawno, i nic. "Maigrety" też mnie jakoś specjalnie nie zaszczepiły podobnie zresztą jak "marlowy" i "sherlockiholmesy", które teraz sobie powoli odświeżam. Coś niecoś zapamiętałem tylko z "poirotów", a właściwie jednego - "Śmierć na Nilu".
UsuńJa nie zapamiętuję intryg w kryminałach, więc mogę w kółko niemal czytać te same, bardzo ekonomiczne rozwiązanie :)
UsuńZgadza się, ja dzięki niemu zapamiętałem właśnie fabułę "Śmierci na Nilu" :-)
UsuńTeż tak macie- jakże się cieszę, mogę czytać Agatę w kółko i wciąż i nigdy nie wiem, kto zabił, nawet w osławionych I nie było już nikogo (są różne wersje tego tytułu).
UsuńCo do France nie czytałam dawniej, więc jeśli sięgnę to bez bagażu wspomnień i oczekiwań.
Nie wiem jak tam z Christie ale z Conan Doylem ta metoda działa. France myślę, że nie będziesz zawiedziona bo akcja "Gospody pod Królową Gęsią Nóżką" rozgrywa się w Paryżu i będziesz miała okazję porównać jego topografię sprzed ponad 200 lat z tym co jest teraz :-)
UsuńTeż tak mam że nie pamiętam kto zabił i dzięki temu mogę wracać do czytanych już kryminałów.
UsuńTym indeksem ksiąg zakazanych byłam nieco zdziwiona choć faktycznie jak pisałam po przeczytaniu "W cieniu wiązów" dziwić się przestałam, przynajmniej jeśli chodzi o ten konkretny utwór. Muszę w końcu sięgnąć po kolejne.
"Gospoda pod Królową Gęsią Nóżką" pod wieloma względami może być do dzisiaj uznawana za obrazoburczą, choć dzisiaj obrazoburstwo to nie to co kiedyś... :-)
Usuń"Co za zbieg harmonii przedustawnych" - piękna fraza, będę używać ;)
OdpowiedzUsuńJest w powieści badacz salamander i sylfid - on to dopiero by Ci się spodobał :-)
Usuń