"Smuga cienia" chodziła już za mną od dawna, jako że tytuł powieści Conrada "wybił się na niepodległość" kojarząc się z pasmem smutku a byłem ciekaw, czy i ewentualnie na ile, to co "funkcjonuje w obrocie" oderwało się, podobnie jak w przypadku "Nostromo" od źródła. W trakcie lektury zainteresował mnie jeszcze kontekst książki. Znamienna jest dedykacja dla syna, który na ochotnika zgłosił się do wojska i walczył we Francji (oczywiście w czasie I wojny światowej - to dla niezorientowanych) i podtytuł "Wyznanie". Światło rzuca na to przedmowa, w której Conrad chce powiedzieć, zachowując oczywiście proporcję wagi zdarzeń, że istnieje pewna analogia doświadczeń każdego młodego człowieka, który musi stawić czoła nie tylko namacalnemu niebezpieczeństwu ale także czemuś nieuchwytnemu i dopiero sprostanie takiemu wyzwaniu czyni z niego osobę dojrzałą.
Prawdę mówiąc, Conrad trochę przesadził trochę z tym "Wspomnieniem", bo ani jego poprzednik nie był tak demoniczny, ani stan załogi tak zły ani nawet żegluga nie była tak szybka to wynikło z książki, ale przecież w końcu to nie autobiografia choć przedmowa, o której wspomniałem zdaje się sugerować coś innego. Własne przeżycia zostały nie tyle opisane w powieści, co zostały przez Conrada twórczo wyzyskane i udramatyzowane, co może budzić "mieszane uczucia" biorąc pod uwagę dedykację dla Borysa.
W każdym razie, jakby nie patrzeć "Smuga cienia" jest opowieścią o młodym, dobrze zapowiadającym się człowieku, który zdecydował się zrezygnować z kariery w marynarce. Czekając na statek, którym mógłby zabrać się z Indochin do Europy, otrzymał niespodziewany awans na kapitana statku, którego poprzedni dowódca zmarł. Uszczęśliwiony propozycją, zmienia swoją decyzję i obejmuje dowództwo a w czasie swojego pierwszego rejsu musi stawić czoło przeciwnościom, których się nie spodziewał.
Tytułowe określenie pada w powieści tylko raz, na początku książki - "Postępujesz naprzód, a twoim śladem nieodstępnie i niepostrzeżenie posuwa się czas. Aż przychodzi chwila, w której spostrzegasz przed sobą smugę cienia ostrzegającą cię, że dzień pierwszej młodości dobiegł już do końca." Wydaje mi się jednak, że to coś więcej niż przejście z okresu młodzieńczego do dorosłości bo Conrad pisze, że "to, co ogarnia cię niewysłowionym urokiem, to właśnie zetknięcie się z powszechnym doświadczeniem, od którego oczekujesz jakichś szczególnych lub zupełnie osobistych wrażeń - odrobiny czegoś własnego". Chodzi tu więc o bardziej o jakieś "mistyczne poczucie związku z "dynastią"" (w tym przypadku kapitanów statków), dołożenie własnej cegiełki do doświadczenia poprzedników, których życie zbudowało etos zawodu. Ale zaryzykowałbym twierdzenie, że nawet takie wyjaśnienie nie oddaje istoty "Smugi cienia".
Owszem, to zestawienie naszego działania z doświadczeniem naszych poprzedników, którzy wywarli swoje piętno na tym z czym przyszło się nam borykać ale w konfrontacji z przeciwnościami i to nie każdymi, lecz także tymi którym nie można nadać materialnego kształtu. Główny bohater książki walczy przecież nie tylko z czymś co ma realny wymiar - epidemią panującą wśród załogi i przeciwnościami pogody ale także z pamięcią o poprzednim dowódcy. Progiem naszej dorosłości/dojrzałości nie jest więc stawienie czoła jako określonemu niebezpieczeństwu. Dopiero konfrontacja z piętnem pozostawionym przez innego, z fatum ciążącym nad załogą i statkiem stanowi ten Rubikon, a to coś znacznie gorszego niż namacalne przeciwności, którym można spojrzeć w twarz - to walka z cieniem, z czymś co istnieje tylko w wyobraźni człowieka, z czymś co jest nieuchwytne a czego istnienia nie da się jednak zaprzeczyć.
Co prawda główny bohater i jednocześnie narrator jest rzeczowy do bólu, całkowicie odrzuca zabobonną wiarę swego pierwszego oficera przekonanego o skuteczności klątwy rzuconej przez poprzedniego kapitana statku ale w gruncie rzeczy jest to odrzucenie werbalne. Głośno nie przyjmując jej do wiadomości, w gruncie rzeczy jest na najlepszej drodze do uwierzenia w nią. Wszak po zwycięstwie nad przeciwnościami losu wyraźnie mówi o pokonaniu złośliwego upiora, przełamaniu złego uroku i zdjęciu klątwy choć Conrad wyraźnie zastrzega, że "cokolwiek podlega władzy naszych zmysłów, musi być naturalne i, jakkolwiek wyjątkowe, nie może się różnić w swojej istocie od wszystkich innych przejawów widzialnego i dotykalnego świata, którego jesteśmy świadomą cząstką".
Mnie jednak bardziej niż główny bohater zaintrygowała tajemnicza postać jego poprzednika. Wiemy o niej tylko tyle co przekazał Burns, a nie wiadomo na ile można mu wierzyć, jedną fotografię i podejrzenie o zamianę chininy. Ale nawet z tych ułamków informacji wyłania się postać dramatyczna, znacznie ciekawsza niż narrator - człowiek rozdarty pomiędzy miłością o poczuciem obowiązku, który dla zdobycia względów ukochanej kobiety, ryzykuje zdrowie załogi a tęsknotę zabija narkotykami. W którym, w chwili impulsu zwycięża co prawda poczucie obowiązku unieszczęśliwiając go jednak i budząc w nim pragnienie zarówno samounicestwienia, jak i zagłady statku, który stanął pomiędzy nim a kobietą, którą kochał. To jednak tylko hipoteza, a o jej prawdopodobności musielibyście już sami się przekonać.
Co tu dużo mówić, prawdziwa Conradowska proza!
W każdym razie, jakby nie patrzeć "Smuga cienia" jest opowieścią o młodym, dobrze zapowiadającym się człowieku, który zdecydował się zrezygnować z kariery w marynarce. Czekając na statek, którym mógłby zabrać się z Indochin do Europy, otrzymał niespodziewany awans na kapitana statku, którego poprzedni dowódca zmarł. Uszczęśliwiony propozycją, zmienia swoją decyzję i obejmuje dowództwo a w czasie swojego pierwszego rejsu musi stawić czoło przeciwnościom, których się nie spodziewał.
Owszem, to zestawienie naszego działania z doświadczeniem naszych poprzedników, którzy wywarli swoje piętno na tym z czym przyszło się nam borykać ale w konfrontacji z przeciwnościami i to nie każdymi, lecz także tymi którym nie można nadać materialnego kształtu. Główny bohater książki walczy przecież nie tylko z czymś co ma realny wymiar - epidemią panującą wśród załogi i przeciwnościami pogody ale także z pamięcią o poprzednim dowódcy. Progiem naszej dorosłości/dojrzałości nie jest więc stawienie czoła jako określonemu niebezpieczeństwu. Dopiero konfrontacja z piętnem pozostawionym przez innego, z fatum ciążącym nad załogą i statkiem stanowi ten Rubikon, a to coś znacznie gorszego niż namacalne przeciwności, którym można spojrzeć w twarz - to walka z cieniem, z czymś co istnieje tylko w wyobraźni człowieka, z czymś co jest nieuchwytne a czego istnienia nie da się jednak zaprzeczyć.
Co prawda główny bohater i jednocześnie narrator jest rzeczowy do bólu, całkowicie odrzuca zabobonną wiarę swego pierwszego oficera przekonanego o skuteczności klątwy rzuconej przez poprzedniego kapitana statku ale w gruncie rzeczy jest to odrzucenie werbalne. Głośno nie przyjmując jej do wiadomości, w gruncie rzeczy jest na najlepszej drodze do uwierzenia w nią. Wszak po zwycięstwie nad przeciwnościami losu wyraźnie mówi o pokonaniu złośliwego upiora, przełamaniu złego uroku i zdjęciu klątwy choć Conrad wyraźnie zastrzega, że "cokolwiek podlega władzy naszych zmysłów, musi być naturalne i, jakkolwiek wyjątkowe, nie może się różnić w swojej istocie od wszystkich innych przejawów widzialnego i dotykalnego świata, którego jesteśmy świadomą cząstką".
Mnie jednak bardziej niż główny bohater zaintrygowała tajemnicza postać jego poprzednika. Wiemy o niej tylko tyle co przekazał Burns, a nie wiadomo na ile można mu wierzyć, jedną fotografię i podejrzenie o zamianę chininy. Ale nawet z tych ułamków informacji wyłania się postać dramatyczna, znacznie ciekawsza niż narrator - człowiek rozdarty pomiędzy miłością o poczuciem obowiązku, który dla zdobycia względów ukochanej kobiety, ryzykuje zdrowie załogi a tęsknotę zabija narkotykami. W którym, w chwili impulsu zwycięża co prawda poczucie obowiązku unieszczęśliwiając go jednak i budząc w nim pragnienie zarówno samounicestwienia, jak i zagłady statku, który stanął pomiędzy nim a kobietą, którą kochał. To jednak tylko hipoteza, a o jej prawdopodobności musielibyście już sami się przekonać.
Co tu dużo mówić, prawdziwa Conradowska proza!
Słabo mi podeszła Smuga Cienia, zapamiętałem tylko intrygujący tytuł. Są ciekawsze powieści Conrada.
OdpowiedzUsuńJa nie narzekam.
UsuńMoże zbyt wygórowane miałem oczekiwania po Lordzie Jimie i - świeżo - Zwycięstwie.
UsuńZwycięstwa nie znam więc się nie wypowiadam. Lord Jim chyba w sumie jest bardziej oczywisty a przede wszystkim bardziej przemawia, bo który z chłopaków nie oddawał się w młodości takim marzeniom jak Jim :-)
UsuńJa z kolei LJ odebrałem jako lekturę dającą do myślenia, nie do końca była taka oczywista, musiałem się trochę pozastanawiać, bardzo ją za to cenię. A jeszcze bardziej po tej obszernej interpretacji
Usuńhttp://www.theimaginativeconservative.org/2014/03/the-moral-sense-conrads-lord-jim.html
aż nabrałem ochoty na powtórną lekturę.
Conrad to jednak pisarz wyjątkowy, szkoda że wśród młodych (tej czytającej mniejszości) uchodzi raczej za ramotę.
Teraz każda książka, która ma więcej niż 10 lat to ramota.
UsuńCzytałam, czytałam :) Świetna książka. Conrad wiele pisze o uczuciach głównego bohatera, o jego wahaniach nastroju, o wielkiej, niezrozumiałej dla nas, szczurów lądowych, miłości, jaką kapitan czuje do swego statku.
OdpowiedzUsuńMnie bardziej rzuciła się w oczy przemiana związana z objęciem stanowiska. U młodego człowieka znikają "muchy w nosie" a pojawia się obowiązku i odpowiedzialności za ludzi i statek, choć nie dam głowy czy kolejność jest właściwa.
UsuńSmutna sprawa, jak napiszesz o Michalak, mnóstwo osób się tym interesuje, a jak o Conradzie, to niemal nikt... Co za czasy :)
UsuńNie takie złe - myślę, że to jest w dużej mierze specyfika blogosfery książkowej, poza nią są kręgi, w których Michalak jest zupełnie nieznana. Poza tym jestem optymistą - jeśli jakieś wydawnictwo zaryzykuje wydanie któregoś z utworów Conrada i roześle go do współpracujących blogerów, to nie wątpię, że wzbudzi w nich zachwyt :-)
UsuńRzeczywiście, coś w tym jest! Dwa tygodnie temu widziałam na blogu Anetypzn entuzjastyczną recenzję "Jądra ciemności". Ocena najwyższa. Conrad jest wydawany i recenzowany.
UsuńSama widzisz :-), chociaż Anecie, jak zauważyłem, podobają się wszystkie książki, co u trochę bardziej podejrzliwych może wzbudzić pewną nieufność, która miesza się podziwem dla tempa w jakim, może nie tyle czyta, co zamieszcza posty :-)
UsuńCoś dla Ciebie :) http://www.wuj.pl/page,produkt,prodid,2475,strona,Zycie_Josepha_Conrada_Korzeniowskiego_Tom_1_i_2,katid,37.html
OdpowiedzUsuńDzięki, ale dlaczego zaraz dla mnie?! - to przecież książka dla wszystkich :-)
UsuńKsiążkę Najdera mam - była kilka lat temu wydana przez lubelskie wydawnictwo Gaudium, chociaż z tego co widzę UJ ma zdecydowanie lepszy gust jeśli chodzi o okładki :-). W każdym razie książkę polecam, to biografia w starym dobrym stylu, koncentrująca się na życiorysie a jeśli Najder odwołuje się do książek Conrada to generalnie w relacji życie - twórczość a nie po to by dokonywać literackich analiz par excellence :-)
Ja za Conradem nie bardzo :) Skrzywienie po szkole. A u Ciebie widziałam ładnych parę refleksji:) Chociaż to biografia, to kiedyś może ..., kto wie?
UsuńSkrzywieniu po szkole się nie dziwię - musiałabyś mieć duże szczęście do polonisty, który by potrafił zainteresować nastolatków Conradem :-)
Usuń